czwartek, 26 maja 2016

-5-

Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro?
___________________________
Phil Bosmans

*****
       Harry skoro świt pojawił się w gabinecie Profesor McGonagall. Miał podkrążone i przekrwione oczy – od razu było widać, że nie spał całą noc. Na jego głowie panował jeszcze większy bałagan niż zazwyczaj. W prawej dłoni trzymał wymięty pergamin. Minerva spojrzała na niego matczynym wzrokiem, przepełnionym obawą i odezwała się jako pierwsza.
         - Jakie wieści?
         - Tak jak myśleliśmy.
         Chłopak usiadł na jednym z krzeseł i podparł głowę rękoma. Dyrektorka poprawiła okulary i zabrała się do czytania. List był krótki, ale wyjaśniał wszystko.

Harry, nasze obawy okazały się prawdą. Przybądź, proszę, w niedzielę rano do Ministerstwa Magii. Aurorzy są już w drodze. Musimy opracować plan działania. Skorzystaj z kominka w gabinecie Profesor McGonagall.
Kingsley

         Minerva z przerażeniem w oczach popatrzyła na chłopaka. Chciała go jakoś podnieść na duchu, pocieszyć. Problem w tym, że nie miała pojęcia jak to zrobić.
         - Muszę już iść.
         - Harry, musimy powiedzieć im prawdę. Hermiona, Ron i Ginny powinni wiedzieć.
         - Nie. – stanowczo sprzeciwił się. – Nie mogę ich narażać. Oni i tak wiele wycierpieli z mojego powodu. Hermiona wysłała swoich rodziców na drugą półkulę żebyli byli bezpieczni i cudem ich odnalazła. Ron i Ginny stracili brata. Z mojej winy.
         - To nigdy nie będzie Twoja wina, Harry.
         - Może będzie, może nie będzie. Ja po prostu nie zniosę myśli, że mogę ich narazić na niebezpieczeństwo. Im mniej wiedzą tym lepiej. Muszę ich chronić. A zwłaszcza Ginny. Przynajmniej jak coś mi się stanie to nie będzie za mną płakać. Zadbałem o to żeby trzymała się z daleka ode mnie. Mam nadzieję, że będzie mnie nienawidzić do końca życia.
         - Masz na myśli Cho?
         Harry nie odpowiedział, ale Dyrektorka wiedziała, że miała rację.
         - Postaram się wrócić przed kolacją. – odezwał się, sięgając po proszek Fiuu.
         - A co mam powiedzieć Twoim przyjaciołom? Na pewno zauważą Twoje zniknięcie i będą się pytać gdzie jesteś.
         - Trzymajmy się poprzednio ustalonej wersji. Myślę, że to najbezpieczniejsza wersja.
         - Harry, uważaj na siebie. Nie podejmujcie żadnych pochopnych decyzji. Pamiętaj, że członkowie Zakonu Feniksa, którzy wciąż są wśród nas, zawsze Ci pomogą. Nie bój się poprosić o tę pomoc.
         - Nie boję. Tylko czasem mam wrażenie, że nie zrobiłem wszystkiego co mogłem zrobić aby zakończyć tę sprawę raz na zawsze.
         - Harry, nie możesz żyć w poczuciu winy. Uwierz, że nikt nie ma do Ciebie żalu czy pretensji. Gdyby nie Ty… wolę nie myśleć jak wyglądałby dzisiejszy świat.
         - Wiem, każdy mi to powtarza. Problem w tym, że to mi wcale nie pomaga. Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że mówią tak z litości.
         - Przesadzasz, chłopcze! Zapewniam Cię, że nikt nigdy tak nawet nie pomyślał. Idź i rób swoje. Nie martw się, będę Cię kryła przed Twoimi przyjaciółmi. Niechętnie ale będę. Pamiętaj tylko o tym, że oni zasługują naprawdę. I uważam, że gdy prawda wyjdzie na jaw będą mieli żal do Ciebie, że im nie powiedziałeś.
         - Jak mogę im to zrobić? Zburzyć namiastkę normalnego życia, które z trudem odzyskali?
         - To kiedy chcesz im powiedzieć?
         - Jeśli to tylko możliwe to nigdy. Ja to zacząłem i ja to muszę zakończyć. Tak już musi być. Pogodziłem się z moim losem. Moi przyjaciele też muszą.
         - Uważaj na siebie.
         - Zawsze.
         - I pamiętaj, że zawsze możesz się zwrócić o pomoc. Pomogę jak będę mogła.
         - Wiem. Naprawdę muszę już iść. Do zobaczenia.
         Chłopak obrócił się na pięcie i zniknął w zielonym płomieniu.
         - Powodzenia. – mruknęła Dyrektorka, gdy Harry już zniknął. Bała się o niego tak jak o własnego syna, którego nigdy nie miała. Gdzieś w środku czuła, że ta zwariowana trójka jest jej bardzo bliska. Z jednej strony rozumiała decyzję Harryego ale obawiała się co się stanie, gdy Ginny, Ron i Hermiona poznają prawdę. Obawiała się, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Gdzieś w środku tliła się iskierka nadziei, że wszystko skończy się dobrze. Oby.
     
    *****
       Hermiona obudziła się chwilę po tym jak Harry przeniósł się do Ministerstwa Magii. Całą noc śniły jej się koszmary, rozmowa z Cho dała jej do myślenia. Była zła na siebie, że nie zauważyła, że z Harrym faktycznie może dziać się coś złego. A co jeśli on ma jakieś problemy, o których boi się powiedzieć? Może nie chce ich na coś narażać? Tysiąc myśli zaprzątało jej w tym momencie umysł i tylko Harry mógł je uspokoić. Postanowiła, że jak najszybciej musi się z nim spotkać. W niedzielę śniadanie podawano od ósmej, czyli za niecałe pół godziny. Wzięła szybki prysznic, ubrała legginsy, koszulkę i bluzę z kapturem. Na całe szczęście w weekendy mundurek nie obowiązywał, więc mogła pozwolić sobie na luźniejsze ubranie. Z szybkością błyskawicy znalazła się w Wielkiej Sali i zajęła miejsce przy stole Gryfonów z bardzo dobrym widokiem na drzwi. Uczniów przybywało, ale dziewczyna nigdzie nie mogła wypatrzyć rozczochranej czupryny swojego przyjaciela. Pora śniadaniowa dobiegała końca a Harry się nie pojawił, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Hermionę. Rozejrzała się po stole nauczycielskim i doszła do szybkiego wniosku. Nie było nikogo z Zakonu Feniksa.
         Hermiona zerwała się z miejsca, na którym siedziała, i pobiegła do gabinetu Profesor McGonagall. Na jednym wydechu wymówiła hasło weszła bez pukania do środka. Za pięknym biurkiem siedziała Dyrektorka i ze zdziwieniem przypatrywała się dziewczynie.
         - Tak? – zapytała poprawiając swoje okulary.
         - Pani Profesor ja wiem, że zabrzmi to idiotycznie, ale martwię się. Mam wrażenie, że z Harrym dzieje się coś złego.
         Minerva poczuła ścisk w środku ale nie mogła pozwolić sobie na chwilę słabości.
         - Co masz na myśli? – odłożyła pióro. Hermiona przerwała jej bowiem sprawdzanie esejów. – Proszę, siadaj. – wskazała jej krzesło.
         - Dziękuję. – usiadła i nerwowo poprawiła włosy. – Zapytam wprost. Czy Zakon Feniksa wciąż działa?
         - Skąd Ci to przyszło do głowy? Działalność Zakonu została zawieszona po schwytaniu ostatniego śmierciożercy. Nikt już aktywnie nie działa na rzecz Zakonu, Hermiono. Więc?
         - Martwię się o Harryego, dziwnie się zachowuje, znika. A dziś na śniadaniu nie było wielu nauczycieli, którzy należeli do Zakonu.
         - Niepotrzebnie. Jak widzisz ja też nie byłam na śniadaniu, jednak jestem w Zamku i sprawdzam eseje. Kilkoro uczniów odbywa właśnie szlaban u Profesora Snape’a, więc zapewne można go znaleźć w jednej z sal. Hagrid jest na ulicy Pokątnej, do jego sałaty znowu dorwały się ślimaki, więc szuka skutecznego specyfiku aby je odstraszyć. Wczoraj uczniowie Domu Węża urządzili powitalną imprezę, oczywiście tego nie pochwalam, ale widocznie mają przyzwolenie od Profesora Snape’a. I cóż… podobno Profesor Slughorn był na niej. O ile nic się nie zmieniło, wciąż jest w skrzydle szpitalnym. Poza tym, Hermiono, jest niedziela. Sama dobrze wiesz, że niewiele osób schodzi wtedy na śniadanie.
         - Tak, to prawda.
         - Powiem Ci, gdzie znika Harry ale musisz mi obiecać, że nie powiesz o tym nikomu. Ani Ginny, Ronowi, Cho, nawet Harryemu.
         - Dobrze obiecuję.
         - Kingsley nie czuje się na siłach aby dłużej piastować urząd Ministra Magii. W wakacje stanowisko ma objąć Artur Weasley, a Harry ma zostać jego zastępcą. To dlatego znika na całe dnie. Ma sporo nauki przed sobą, bo to bardzo odpowiedzialne stanowisko. Rodzina Artura też jeszcze o niczym nie wie. Ministerstwo chce to ogłosić na wiosnę.
         - To cudowna wiadomość! - w mgnieniu oka podejrzenia Cho stały się absurdalne. Hermiona poczuła się głupio, że dała się wkręcić. Z drugiej strony była na siebie trochę zła. Jak mogła podejrzewać, że z Harrym dzieje się coś złego. Przecież są przyjaciółmi i chłopak na pewno niczego by przed nią nie ukrywał. Wiedział, że może na nią liczyć w każdej sytuacji. Zwłaszcza, że tyle razem przeszli.
         - Niewątpliwie. – Minerwa zacisnęła usta. – Proszę Cię abyś nikomu o tym nie mówiła. Przynajmniej na razie. A teraz jeśli pozwolisz chcę wrócić do moich obowiązków.
         - Oczywiście Pani Profesor. Dziękuję za wyjaśnienia i przepraszam za swoje zachowanie.
         Hermiona wyszła z gabinetu Dyrektorki. Minerva nie mogła skupić się na esejach, zamiast tego wpatrywała się w kominek, w którym, wczesnym rankiem, zniknął Harry.
         Młoda Gryfonka zmierzała do Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych. Dopisywał jej wyśmienity humor, który diametralnie zmienił się gdy tylko zobaczyła Malfoya leżącego pod drzwiami. Od chłopaka na kilometr było czuć alkohol, a wygląd jego ubrań i włosów tylko potwierdzał, że impreza była ostro zakraplana.

         - Co za debil. – westchnęła. Już chciała wejść do Pokoju, gdy przypomniała sobie, że Malfoy jest Prefektem Naczelnym i nikt nie powinien go widzieć w takim stanie. Przecież to zaszkodziłoby wizerunkowi ich wszystkich. – Debil. – powtórzyła głośniej, ale Draco nie zareagował. Niechętnie wyciągnęła różdżkę i przy pomocy zaklęcia lewitacji przeniosła go do salonu i tam niedbale rzuciła na kanapę. Chłopak był w takim stanie, że nawet tego nie poczuł. Mruknął tylko coś niezrozumiałego przez sen i odwrócił się na drugi bok. Hermiona popatrzyła na niego z mieszanką obrzydzenia i współczucia. Był nawet całkiem znośny gdy nie kłapał dziobem. Granger usiadła na oparciu kanapy i odgarnęła z jego oczu niesforne kosmyki blond włosów. Uśmiechnęła się delikatnie na samą myśl o tym, z jaką łatwością mogłaby mu teraz przywalić w ten durny ryj. Od taka powtórka z trzeciej klasy.

czwartek, 28 stycznia 2016

Poszukując szczęścia. Prolog, rozdziały 1,2,3 i 4

Kochani. Wróciłam. Postanowiłam przenieść opowiadanie na mojego pierwszego bloga. Tu się wszystko zaczęło.
Przepraszam za nieobecność. Nie było mi łatwo, z moim nowym życiem. Ale już jest lepiej.
Jestem z wami.

Prolog
Czy wiesz co to jest szczęście? Szczęście to zgodność z samym sobą, to harmonia wewnętrznych demonów.
Panna Nikt, Tomek Tryzna
________________________________

         - Otwieram trzecie posiedzenie Wizengamotu w sprawie Lucjusza Malfoy'a oskarżonego o przynależność do Śmierciożerów, sług Czarnego Pana. - Kingsley Shacklebolt uderzył dwa razy drewnianym młoteczkiem o podstawkę. - Zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami w dniu dzisiejszym, czyli 26 sierpnia, zapadnie wyrok w tej sprawie. Lucjuszu Malfoy jesteś oskarżony o przynależność do Śmierciożerów, wspieranie i szerzenie idei Czarnego Pana a także współudział w wielu mordach, dokonanych zarówno na czarodziejach jak i osobach niemagicznych. Czy przyznajesz się do zarzucanych Ci czynów?
         - Nie. - odpowiedział sucho, patrząc hardo w oczy Ministra Magii.
         - Tak też myślałem. Niestety, z uwagi na wcześniejsze podejrzenia co do Twojej osoby, zostało Ci odebrane prawo łaski. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że jesteś winny zarzucanych Ci czynów. Dożywotnią karę pozbawienia wolności odbędziesz w Azkabanie. Od powyższego wyroku nie masz prawa do odwołania. Zamykam rozprawę! - Kingsley Shacklebolt uderzył ponownie młoteczkiem.
         Dwóch strażników podeszło do Lucjusza i wyprowadzili go z sali przesłuchań. Senior rodu wychodząc ostatni raz spojrzał z pogardą na swojego syna i żonę. Niewdzięcznicy, zeznawali przeciwko niemu...


-1-
[...] miłość nie daje i nigdy nie dawała szczęścia. Wręcz przeciwnie, zawsze jest niepokojem, polem bitwy, ciągiem bezsennych nocy, podczas których zadajemy sobie mnóstwo pytań, dręczą nas wątpliwości. Na prawdziwą miłość składa się ekstaza i udręka.
Czarownica z Portobello, Paulo Coelho
________________________________
*****
       Hermiona Granger obudziła się osiem minut przed budzikiem. Taka sytuacja miała niezmiennie miejsce tylko pierwszego września. Każdego innego dnia jej relacja z budzikiem była bardzo napięta. Powoli wstała, przeciągnęła się i wyjrzała z nadzieją przez okno. Tak! Zza chmur wyłaniało się ciepłe, wrześniowe słońce. Uwielbiała, gdy w dzień rozpoczęcia szkoły było ciepło. Zabrała przygotowane wczoraj ubrania i zniknęła w łazience. Po porannej toalecie sprawdziła czy wszystko ma w kufrze. Najgrubsze książki zmniejszyła za pomocą zaklęcia i schowała je do płóciennej torebeczki ściąganej rzemykiem. Nie ukrywając panna Granger spakowała chyba połowę książek, które można dostać w Esach i Floresach. Najważniejsze egzaminy w życiu każdego czarodzieja zbliżały się wielkimi krokami i musi je napisać na najwyższe oceny z możliwych, jeśli chce w przyszłości zostać Magomedykiem. Z Owutemami nie ma żartów. Planowała zdawać Eliksiry, Historię magii, Numerologię dla zaawansowanych, Obronę przed Czarną Magią, Runy, Transmutację, Zaklęcia i uroki oraz Zielarstwo. Nauki będzie bardzo dużo, ale to dobrze. Gryfonka uwielbiała wyzwania, zwłaszcza jeśli dotyczyły one nauki. Z przeczuciem, że to będzie bardzo dobry rok szkolny wyszła z pokoju. Swoje kroki skierowała do sypialni gościnnej, gdzie od czterech dni pomieszkiwała Ginny Weasley, jej najlepsza przyjaciółka. Hermiona zaprosiła do siebie Rudą na końcówkę wakacji. Zawsze to ona jeździła do Nory, tym razem postanowiła zrewanżować się. Tym bardziej, że odnalazła swoich rodziców właśnie z pomocą jedynej córki Weasley'ów. Rodzice Hermiony - Jane i Walter - chętnie przystali na tę propozycję. Zapukała trzy razy.
         - Proszę. - usłyszała w odpowiedzi po czym uchyliła drzwi i zajrzała do środka. Ginny właśnie wkładała do kufra szaty.
         - Dzień dobry, wyspałaś się?
         - Hej. - Ginny uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Tak, nawet nie wiesz jak bardzo. Cieszę się, że wracasz do Hogwartu. Tym bardziej, że będziemy na jednym roku.
         - Tak, moja ubiegłoroczna wyprawa w nieznane z chłopakami przyniosła sporo korzyści.
         - Mama mówiła, że dzięki Tobie podciągnę się w nauce i lepiej zdam egzaminy. - Ginny zamknęła kufer.
         - Możesz liczyć na moją pomoc. Słyszałam, że bardzo dużo osób wraca. Niektórzy chcą nawet powtarzać rok.
         - Wcale się im nie dziwię. Ubiegły rok był koszmarny. I nie mówię tu wcale o poziomie nauki.
         - Nie wracajmy do tego. - Hermiona nie chciała poruszać nieprzyjemnych tematów. - Lepiej chodźmy na śniadanie.
         - Mama wczoraj odesłała mi sowę. Kazała przekazać Ci gratulację z okazji uzyskania tytułu Prefekta Naczelnego.
         - Dziękuję, ale ja wcale się z tego nie cieszę. Prefekt Naczelny ma dużo obowiązków, między innymi te głupie patrole. Wolałabym skupić się na nauce niż na bezsensownym łażeniu po zamku przez kilka godzin. - żaliła się Hermiona schodząc po schodach na parter.
         - Ale spójrz na to z drugiej strony. Prywatna sypialnia połączona z prywatnym salonem Prefektów Naczelnych. Nie wspomnę już o słynnej łazience. Percy tyle o niej opowiadał. Ciekawe kto jeszcze dostąpił tego zaszczytu. - zastanawiała się Ginny, schodząc po schodach na dół.
         - Co chodzi o Krukonów, to Cho Chang. Jeśli mowa o Ślizgonach i Puchonach wiem tyle, że muszą być to faceci. Zawsze był podział dwóch do dwóch. Niestety nie wiem kogo wybrała Profesor McGonagall. Oby to był ktoś normalny.
         - Obstawiam Zabiniego albo Malfoya. Z całego Slytherinu to oni dwaj mają najlepsze stopnie, więc nie zdziwię się jeśli któryś z nich dostał odznakę.
         - Cudownie. - Hermiona nie kryła niezadowolenia. - Jak znam życie to Malfoy. Jestem przekonana, że Snape maczał w tym swoje chude palce. Niestety, mimo że znamy prawdę o jego podwójnej roli agenta to nic się nie zmienił.
         - Wiesz Hermiona, niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią. Niestety.
         - Mówisz o czymś konkretnym? - panna Granger zauważyła zmianę tonu głosu swojej przyjaciółki.
         - Nie. - odpowiedziała szybko Ruda. Może za szybko. - Wyobrażasz sobie miłego Snape'a? Bo ja nie. Szczerze przyzwyczaiłam się do jego kąśliwych uwag pod adresem Gryfonów.
         - I faworyzowaniu Ślizgonów, nie zapomnij o tym. - dziewczyny weszły do kuchni. - Dzień dobry.
         - Dzień dobry, Państwu.
         Hermiona i Ginny przywitały się z Grangerami. Jane kończyła wyciskać sok ze świeżych pomarańczy a Walter układał tosty na talerzu.
         - Cześć, dziewczynki. - mama Hermiony uśmiechnęła się serdecznie. - Siadajcie i jedźcie. Za godzinę jedziemy na dworzec.
         - Spakowane?
         - Tak, tato. Nie mogę nigdzie znaleźć Krzywołapa. Widzieliście go?
         - Nie martw się, córuś. Krzywołap jest już zamknięty w swoim transporterze. - Walter wskazał na przedpokój. - Nie wygląda na zadowolonego.
         Krzywołap siedział zamknięty w specjalnym kuferku dla kotów i wyglądał na obrażonego.
         - On nigdy za tym nie przepadał. Nie martw się, Krzywołapku. Niedługo będziemy w Hogwarcie.
         Kot zaszczycił swoją Panią krótkim spojrzeniem, machnął gniewnie ogonem i położył się tyłem do nich.
         - Już wiem po kim ma charakterek. Zwierzęta naprawdę upodabniają się do swoich właścicieli.
         - Bardzo śmieszne, Ginny. Lepiej jedz te tosty, bo się spóźnimy. - odpowiedziała panna Granger a jej rodzice zaczęli się śmiać. W tym co powiedziała Ruda było ziarno prawdy - ich ukochana jedynaczka potrafiła pokazać swój ognisty temperament.
         - Nie mogę uwierzyć, że idziecie ostatni rok do szkoły. - westchnęła Jane. - Jak ten czas szybko leci.
         - Proszę, Kochanie. - Pan Granger zwrócił się do swojej żony. - Mówisz o tym od tygodnia. Lepiej życz naszym dziewczynom powodzenia, a ja zaniosę kufry do samochodu.
         Reszta śniadania minęła w przyjaznej atmosferze, niestety pożegnanie obfitowało już w mniej pozytywne emocje. Pani Granger wyściskała Hermionę i Ginny i machała dopóki samochód nie zniknął za najbliższym zakrętem. Dojazd na dworzec King Cross zajął im mniej niż dwadzieścia minut, na szczęście ruch na ulicy był niewielki. Walter pomógł wypakować bagaże z niezastąpionego Land Rovera.
         - Powodzenia. - uściskał obie dziewczyny. - Jestem z was dumny. Piszcie często i wykorzystajcie dobrze ten rok.
         - Dziękuję, tato. Kocham Cię.
         - Do widzenia, Panie Granger. - Ginny pomachała ojcu Hermiony na pożegnanie. Dziewczyny zapakowały kufry na wózki i ruszyły w stronę tajemniczego przejścia, prowadzącego na Peron 9 i 3/4.
        
*****
       Harry Potter rozglądał się po peronie 9 i 3/4 za swoją dziewczyną, która spóźniała się już dziesięć minut. Wprawdzie do odjazdu Express-Hogwart pozostał jeszcze kwadrans, ale zaczął odczuwać lekki niepokój. Co chwilę spoglądał na zegarek i na przejście.
         - Przestań tak się zachowywać, bo i mi się udziela Twój nerwowy nastrój. - odezwał się Ron, który miał po dziurki w nosie zachowania swojego przyjaciela.
         - Przesadzasz. - mruknął Wybraniec i powrócił do przerwanej czynności. Ron westchnął.
         - Będziesz dalej kapitanem w Quidditch'u?
         - Pewnie. Został mi ostatni rok nauki i chcę aby nasza drużyna wygrała Puchar. O jest. - Harry zostawił przyjaciela i poszedł pomóc swojej dziewczynie z kufrem. Ron teatralnie przewrócił oczami. Co ta miłość robi z ludźmi. Sam nie miał zbyt udanego życia uczuciowego. Nie wyszło im z Hermioną, ale na szczęście pozostali przyjaciółmi. Rudzielec nie był tym zachwycony, ale z drugiej strony co mu pozostało? Wolał przyjaźnić się z Granger niż ją stracić. W głębi serca miał nadzieję, że kiedyś im się uda. Ale postanowił nie narzucać się. Co ma być to będzie. Chwilę po Cho na Peronie pojawiły się Ginny i Hermiona. Ta pierwsza wyraźnie unikała wzrokiem Wybrańca i jego dziewczynę (oczywiście Ron tego nie zauważył, bo faceci z reguły nie widzą takich rzeczy). Pomachał im energicznie i gestem przywołał do siebie.
         - Cześć, dziewczyny. – uściskał serdecznie siostrę i przyjaciółkę. – Chodźcie, mamy zajęty przedział. Pomogę wam z kuframi.
         - Cześć, Ron. Jak fajnie, że pozwalasz nam dojść do głosu. – Ginny nie szczędziła bratu miłych słów. Rudzielec machnął na nią ręką i zabrał się za ładowanie (wypchanych do granic możliwości) kufrów dziewczyn. Hermiona trzymając koszyk z kocurem, ruszyła za Ronem śmiejąc się z potyczek rodzeństwa. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią.
         - Jak wakacje? – zapytała chłopaka, gdy usiedli w przedziale.
         - Tak jak pisałem, dużo pomagałem Georgowi w sklepie. Dzięki temu odłożyłem trochę gotówki i mogłem kupić kilka nowych rzeczy. – Ron wyjął z kieszeni spodni różdżkę. – Pióro feniksa, 12 cali!
         - Wow, zaszalałeś. Jak Georg się trzyma?
         - Całkiem dobrze, Angelina mu pomaga w prowadzeniu sklepu. Myślę, że coś między nimi jest.
         - Ron, od kiedy Ty widzisz takie rzeczy?
         - Cóż, Ginny, jak dwoje ludzi się całuje to chyba jest to oczywiste.
         - Dam Ci kulę, chustę na głowę i będziesz uczył wróżbiarstwa. Jesteś tak samo dobry w te klocki jak Trelawney.
         - Chcesz się założyć, że oni wezmą ślub? Stawiam trzy galeony!
         - Podbijam do pięciu! Hermiona, przetnij. – rodzeństwo uścisnęło sobie dłonie.
         - Serio? Zakładacie się o czyjś ślub? Na Merlina, jak mi was brakowało. Harry dołączy do nas?
         - Wątpię, wcześniej mówił, że będzie jechał z Cho i z innymi Krukonami. To co, gramy w Eksplodującego Durnia?
         - Żebyś wiedział, że gramy. – Hermiona wypuściła z koszyka Krzywołapa, który rozciągnął się na siedzeniu i po chwili już smacznie spał. Najwidoczniej złość już mu przeszła. W końcu kochał swoją panią bardzo mocno. Podczas ekscytującej gry co chwilę otwierał oczy i sprawdzał czy Hermiona jest w pobliżu. O tak, bardzo ją kochał.
*****
         Draco Malfoy siedział sam w przedziale i po raz drugi czytał list od swojego ojca chrzestnego. Severus Snape jak zawsze był oszczędny w słowach i wszystko co miał mu do przekazania zawarł na jednej stronie pergaminu. W większości pisał o bzdetach, które nie były interesujące. Uważaj na siebie, nie daj nic po sobie poznać, jesteś silny… bla bla bla. Schował list do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjrzał przez okno. Potter i Cho. Fuj. Weasley. Podwójne fuj. Ginny i Hermiona. Ble. Nie czuł do nich już nienawiści z dwóch powodów. Uratowali mu życie, ale w sumie wcześniej on im też, więc są kwita. A po drugie, mówienie o czystości krwi po upadku Voldemorta było źle odbierane. Nie musi ich lubić, wystarczy że będzie ich unikał a w najgorszym przypadku okaże wymagany szacunek. Plan jest prosty, pora przejść do jego realizacji. Z drugiej strony obawiał się, że któreś ze Złotej Trójcy zostało Prefektem Naczelnym, a wtedy to już będzie na nich skazany. Stawiał na Hermionę, ale ulubieniec świata, Potter, też miał duże szanse. Weasleya nie brał pod uwagę, bo to Weasley. Nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby mu odznaki. Wystarczy, że jego starszy brat dostąpił tego zaszczytu. Jeden raz w rodzinie wystarczy. W sumie Granger nie byłaby taka zła. I tak ciągle siedzi w książkach, przynajmniej nie będzie przeszkadzać w rozkręcaniu imprez, które już planował z Zabinim. To ich ostatni rok nauki, trzeba go dobrze wykorzystać. Egzaminy egzaminami, ale na zabawę też trzeba znaleźć czas. Matka na pewno nie byłaby dumna z postanowień swojego jedynaka, ale cóż. Nie musi o tym wiedzieć.
         - Cześć, stary. – do przedziału wszedł Blaise, przyjaciele podali sobie ręce. – Astoria się nie pokazywała?
         - Widziałem ją na peronie, a potem gdzieś mi zniknęła z Dafne. A co?
         - Od zerwania ciągle mnie prześladowała. Mam nadzieję, że odczepi się raz na zawsze.
         - A widzisz, mówiłem Ci żebyś nie zaczynał z tą walniętą rodzinką. Wiem stary. Teraz żałuję, że się nie posłuchałem.
         - Wyrazy współczucia. Zakręć się z inną, to Astoria sobie odpuści.
         - Po tym, co z nią przeszedłem mam dość dziewczyn na długi czas.
         - Taa, zawsze tak mówisz. A po tygodniu już masz nową.
         - O nie, nie tym razem. Dostałem nauczkę, pora zacząć uczyć się na błędach.
         - Lepiej późno niż wcale.
         - Nie wierzę, Potter wrócił do Cho? – Zabini wyjrzał przez okno.
         - Najwidoczniej.
         - Fajer, Ginny jest o wiele ładniejsza. Chociaż z drugiej strony to oznacza, że jest wolna… - Diabeł usiadł i zaczął intensywnie nad czymś myśleć.
         - Hipokryta. – mruknął Draco ze złośliwym uśmieszkiem.
         Pociąg ruszył.
*****
         - Nie czekajcie na mnie. Zapakuję Krzywołapa do koszyka.
         - Okej, będziemy przy powozach. – Ron i Ginny opuścili przedział, a Hermiona zabrała się za wpychanie swojego pupila do transportera.
         - Posiedź chwilę w koszyku. Za chwile ktoś przeniesie Cię do mojego dormitorium. Będziemy mieć swoją własną sypialnię. Zobaczysz, spodoba Ci się. – dziewczyna pogłaskała kocura, który mrugnął do niej porozumiewawczo. Wyszła z przedziału i korytarzem skierowała swoje kroki do wyjścia. – O nie, pada.
         - Pięć punktów dla Gryffindoru! – krzyknał entuzjastycznie Blaise, który stał na stacji.
         - Cześć, Blaise. – uśmiechnęła się dziewczyna dość nieśmiało. Ze wszystkich Ślizgonów z nim miała najlepszy kontakt.
         - Cześć, mam parasol, chcesz się załapać na spacer do powozu?
         - Czemu nie. – podeszła do niego chowając się pod parasol. – Wszyscy już poszli?
         - Tak. – ruszyli. – Ja wróciłem się do przedziału, bo zostawiłem tam coś. Już miałem iść, ale usłyszałem czyjeś kroki no i wyszłaś Ty. Jak wakacje?
         - Całkiem dobrze. A jak Twoje?
         - Głównie włóczyłem się z Draco. Wiesz mama ma nowego męża i wyjechali w podróż poślubną.
         - O super, gratuluję.
         - Ciekawe na jak długo, o podbojach mojej matki słyszał chyba już każdy.
         - Może tym razem na zawsze?
         - Wątpię. Znam ją dobrze. Stała w uczuciach to ona nie jest. Co innego jej cudowny syn.
         - Przypomnij mi, jesteś jedynakiem?
         - Bardzo śmieszne. Ty po prostu nie wierzysz w moje możliwości. Nie spotkałem jeszcze tej jedynej.
         - A co z Astorią?
         - Nie przypominaj mi o niej, to jedna wielka wariatka. Zerwałem z nią, a ta mnie prześladowała. Brr, chyba kupię sobie psa obronnego.
         - Zawsze możesz poprosić Hagrida o wypożyczenie Kła. Nie jest może zbyt obronny, ale za to duży.
         - Przemyślę to. Dzięki za dobrą radę. Tobie z Ronem też nie wyszło?
         - Nie, ale to trochę inna historia. On jest mi bliski, nawet bardzo, ale…
         - Bardziej jak brat? – dokończył za dziewczynę.
         - Dokładnie. Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie, że mogłoby być między nami coś więcej.
         - A w przyszłości?
         - To się okażę. Niczego nie wykluczam. Mówię jak jest teraz. Poza tym, przed sobą mam egzaminy. Wolę się skupić na nich. Na miłość przyjdzie czas.
         - Wiesz co w Tobie lubię? To że mimo upływu lat jesteś wciąż taka sama. To rzadkość w dzisiejszych czasach i cenię to u ludzi. Masz jasno ustalone priorytety i tego się trzymasz. Nie podążasz ślepo za modą.
         - Blaise, przestań mnie tak komplementować, bo się zaczerwienię.
         - Oj od razu komplementować. Mówię prawdę. A tak zapytam z ciekawości, chociaż bardziej chcę to potwierdzić. Zostałaś Prefektem Naczelnym.
         - Zgadza się.
         - Gratuluję. To będziesz dzieliła Pokój Wspólny Prefektów z Draco.
         - Yhhh. Tego się obawiałam.
         - Nie martw się, nie taki diabeł, a raczej smok, straszny jak go malują.
         - Co masz na myśli?
         - Przekonasz się. Ale mam przeczucie, że nie będzie tak źle. Cześć, Ginny! – Diabeł uśmiechnął się promiennie to najmłodszej córki Weasleyów i ruszył w kierunku powozu z którego machał do niego Nott.
         - Cześć. – odpowiedziała zaskoczona, ale z drugiej strony zadowolona.
         - Co Ty robiłaś z Zabinim? – zapytał Ron. Może nazbyt oskarżycielsko?
         - Nic, podprowadził mnie bo pada deszcz.
         - Ledwo kropi.
         - Och, uspokój się, Ronaldzie. Co Cię obchodzi co Hermiona robiła z Blaisem? To jej sprawa, a nie Twoja.
         - Właśnie, Ron. – panna Granger była wdzięczna przyjaciółce za wsparcie.
         - Przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć.
         - Mam nadzieję. To co, ruszamy?
         - Poczekajcie na mnie! – do powozu zwinnym susem wskoczyła Luna w jakiejś dziwacznej czapce. – To moja ochrona przed Złośliwymi Motylami Górskimi. – wyjaśniła po drodze.
         *****
         - Ron, ciszej! - Hermiona szturchnęła Rudzielca, który wyraźnie nie był zadowolony.
         - Mój brzuch jest głodny! - syknął Ron.
         - To go ucisz! Ceremonia przydziału zaraz się skończy. - Hermiona powróciła do obserwowania pierwszoklasistów a Ron rozmasowywał okolice żeber. Po jej prawej stronie siedziała Ginny, któa również przyglądała się jak drobna blondyneczka została przydzielona do Puchonów. Natomiast Harry w najlepsze komentował z Nevillem ostatni mecz Bułgarów w Quiditcha.
         - Kochani! - Minerva McGonagall zabrała głos. - Pragnę gorąco powitać naszych nowych uczniów. Resztę informacji przekażę po kolacji. Smacznego! - klasnęła w dłonie a na stołach natychmiast pojawiły się pyszne dania. Nawet Hermiona poczuła głód. W końcu osttani porządny posiłek jadła rano. W pociągu zapchała się za to słodyczami. Skusiła się na pieczone udka z frytkami, podobnie jak Ruda. Po skończonej kolacji powitalnej dziwiła się, że zjadła az tyle. Widocznie była bardziej głodna niż jej się wydawało. Rozejrzała się po Wielkiej Sali - większość uczniów dojadała ostatnie kęsy z talerza, pozostali zajęci byli rozmową ze swoimi sąsiadami. Hermiona zerknęła na stół Ślizgonów, gdzie Blaise opowiadał kawały. Co chwile otaczający go Ślizgonie wybuchali gromkim śmiechem. Dziewczyna zauwazyła, że śmierć Vildemorta zmieniła ich. Może i czytość krwi była dla nich ważna, ale już nie w takim stopniu jak kiedyś. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech i wtedy jej spojrzenie spotkało się z Draco. Hermiona szybko odwróciła wzrok. Nigdy nie zauwazyła, że talerze mają bardzo ładne wzory. Próbowała wmówić sobie, że Malfoy się nie uśmiechnął. To nie w jego stylu. Na pewno jej się przywidziało albo skrzywił się. O tak, to o wiele bardziej prawdopodobne.
         - Co Ty widzisz na tym talerzu? - Ruda z rozbawieniem spojrzała na swoją przyjaciółkę.        
         - Nic. Wzorki ładne ma.
         - Faktycznie, dopiero teraz zauważyłaś?
         - Moi Drodzy! - odezwała się Dyrektorka. Hermiona była jej wdzięczna, bo uniknęła niewygodnej rozmowy z Ginny. MInerva omówiła jeszcze standardowe nakazy i zakazy, które od lat były powtarzane. - Zanim pójdziecie spać pragnę przedstawić naszych nowych Prefektów Naczelnych. Panna Cho Chang z Ravenclawu. Panna Hermiona Granger z Gryffindoru. Pan Ernest McMillan z Hufelpuffu. Pan Draco Malfoy z Slytherinu.
         Każdy z wymienionych został nagrodzony gromkimi brawami, więc Minerva wymieniała osoby z kilkusekundową przerwą. Gdy na Wielkiej Sali zapadła cisza Dyrektorka ponownie zabrała głos:
         - Proszę teraz aby Prefekci odprowadzili nowych uczniów do swoich domów. Natomiast naszych nowoupieczonych Prefektów Naczelnych zapraszam do mojego gabinetu. Chcę z wami omówić kilka kwestii.
         Piętnaście minut później czwórka uczniów stała przed wejściem do gabinetu Minervy McGonagall. Nikt nie znał hasła więc uznali, że najlepiej będzie na nią poczekać.
         - Przepraszam, że czekaliście ale historie opowiadane przez Profesora Sluthorna są niezwykle pasjonujące. Magiczne cukierki. - Minerva wypowiedziała hasło i przejście otworzyło się. - Zapraszam. Proszę siadajcie. - nauczycielka Transmutacji usiadła za biurkiem. - Przede wszystkim pragnę pogratulować Wam otrzymania odznaki Prefekta Naczelnego. To szczególne wyróżnienie, ale również wielka odpowiedzialność. Podlegają pod was Prefekci z waszych domów, tylko wy macie prawo odejmować im punkty za niewykonywanie obowiązków. Każdego dnia dwójkami obdywacie patrol, od godziny dwudziestej drugiej do dwudziestej trzeciej. W tym czasie musicie sprawdzić czy wszyscy uczniowie są w Pokojach Wspólnych. Myślę, że nie muszę was dzielić na pary. Sami ustalicie to między sobą. Przysługuje wam Pokój Wspólny dla Prefektów Naczelnych oraz prywatne dormitoria. Od dziś mieszkacie na czwartym piętrze. Wasze rzeczy już tam są. W wyjątkowych sytuacjach możecie poprosić Prefekta z waszego domu o zastępstwo na patrolu. Jednak zaznaczam, że są to wyjątkowe sytuacje. Nie chce nawet słyszeć o przypadku, gdzie któreś z was będzie się wyręczać Prefektami. Wy macie być wzorem przykładnego zachowania. Czy macie jakieś pytania? - nikt się nie odezwał. - Doskonale. Panie Malfoy czy może Pan zostać na sekundkę? Reszta z was może już iść. Ahh, hasło brzmi Magiczny las.
         Hermiona, Cho i Ernie pożegnali się z nauczycielką. Draco domyślał się czego dotyczyć będzie rozmowa.
         - Panie Malfoy, dwie sprawy. Rozmawiałam z Profesor Ellen Green. Wyjaśniłam jej, że to wyjatkowa sytuacja i mając na uwadze Pana przyszłe plany zawodowe, zgodziła się aby uczęszczał Pan na lekcje Mugoloznastwa. Jednak bądźmy szczerzy, będzie Pan musiał nadrobić sporo materiału. Profesor Green przygotowała dla Pana podręczniki. - Minerva machnęła różdżką i na biurku pojawiły się dwa opasłe tomy. - Będzie Pan musiał się tego nauczyć aby zdać Egzaminy na Wybitny.
         - Myślę, że sobie poradzę. - Draco zmniejszył książki i schował je do kieszeni marynarki.
         - Nie wątpię. Gdyby jednak miał Pan jakiekolwiek trudności myślę, że Pana koleżanka, panna Granger, chętnie Panu pomoże. Od początku chodziła na Mugoloznastwo.
         - Pani Profesor, czy naprawdę uważa Pani, że ona zgodzi się mi pomóc? Jakoś nigdy nie mogliśmy się dogadać, a co tu mówić o pomocy.
         - Panie Malfoy, bez przesady. Myślę, że jest Pan uprzedzony. Trochę więcej wiary w ludzi. - uśmiechnęła się. - Teraz ta mniej przyjemna sprawa. Dalej uważam, że to Pan Zabini powinien być Prefektem Naczelnym. Severus się uparł, że to jest Panu potrzebne.
         - Ma rację.
         - Draco. - zwróciła się do niego serdecznym głosem po raz pierwszy po imieniu. - Poradzisz sobie?
         - Poradzę. To, że musiałem zeznawać przeciwko ojcu... jakoś się trzymam. Ale rola Prefekta Naczelnego dobrze mi zrobi. Będę mieć mniej wolnego czasu.
         - Dobrze, ale gdybyś uznał, że to jednak Cię przewyższa, zgłoś się do mnie lub do Serevusa.
         - Tak zrobię. Pójdę już, jeśli to wszystko. Dobranoc Pani Dyrektor.
         - Dobranoc.


-2-
Szczęście jednego człowieka nie oznacza smutku drugiego.
Być jak płynąca rzeka, Paulo Coelho
_____________________
         Hermiona weszła do Pokoju Wspólnego jako pierwsza. O wystroju tego pomieszczenia słyszała wiele, ale nawet w jej wyobrażeniach nie był on tak piękny jak w rzeczywistości. Duży prostokątny pokój łączył barwy każdego domu. Ściany w kolorze kawy z mlekiem idealnie komponowały się z brunatnymi zasłonami. Sypialnie znajdowały się po prawej stronie od wejścia, nad wejściem do każdej z nich wisiał herb domu. Kolejno Gryffindor, Hullefpuf, Ravenclaw i Slytherin. Po lewej natomiast znajdowała się ogromna biblioteczka, wypełniona w całości przeróżnymi książkami. Hermionie aż zabłysły oczy z podekscytowania. Na pierwszy rzut oka zauważyła kilka pozycji, które były bardzo trudno dostępne. Obok biblioteczki, przy oknie, stał niewielki barek suto zastawiony przeróżnymi butelkami wyszukanych alkoholi. Ernie zatarł ręce z zadowolenia i poszedł przeszukiwać kopalnię dobrobytu, jak to sam określił. Na środku stała duża skórzana kanapa, która spokojnie pomieści pięć osób oraz trzy fotele i kilka podnóżków. Dzięki kominkowi w pomieszczeniu panowała przyjemna atmosfera.
         - Nie wiem jak wy moje Panie, ale ja mógłbym tu zostać na zawsze.
         - Wow, o tym pokoju krążyły legendy ale nie sądziłam, że jest aż tak piękny. - zachwycała się Cho. - Ciekawe jak wyglądają nasze sypialnie?
         - Dobre pytanie. - odezwała się Hermiona i skierowała swoje kroki do drzwi nad którymi wisiał herb Gryffindoru. - Ojej.
         Z wrażenia aż kilkakrotnie zamrugała. O takim pokoju zawsze marzyła. Przestronne pomieszczenie, urządzone w barwach jej domu, można śmiało było uznać za luksusowy apartament. Dwuosobowe łóżko przykryte czerwonym kocem stało po lewej stronie od wejścia, tuż obok drzwi które prawdopodobnie prowadziły do łazienki. Po prawej stronie znajdowała się drewniana szafa, komoda, pusta biblioteczka oraz biurko. Na środku leżał kremowy dywan a dwuosobowa kanapa stała przodem do niewielkiego kominka, który ogrzewał wnętrze. Po obu jej stronach stały dwa fotele. Krzywołap widząc swoją ukochaną Panią przeciągnął się i mrugnął kilka razy. Podobno w kocim języku oznacza to kocham Cię. Przy łóżku stał jej kufer, który postanowiła przynajmniej po części rozpakować. Dochodziła dwudziesta trzecia a jutro, o ósmej, zaczynają się lekcje. Krzywołap mruknął i spojrzał na nią spode łba.
         - No tak. - Hermiona zrozumiała. - Przecież od czego są czary.
         Dziewczyna wyjęła różdżkę z kieszeni spodni i wypowiedziała odpowiednią inkantację zaklęcia. W mgnieniu oka wszystkie jej rzeczy trafiły na odpowiednie miejsca - ubrania do szafy, podręczniki i książki do biblioteczki, pergaminy do szafki w biurku, kosmetyki do łazienki.
         - Dzięki, Krzywołap. - Hermiona pogłaskała swojego pupila, który zamruczał radośnie. - Poczekaj, pójdę zobaczyć książki, które są w Pokoju Wspólnym.
         Kocur spojrzał podejrzliwie na swoją ukochaną pańcię. Poza książkami to ona świata nie widzi, zdawał się mówić jego wzrok. Postanowił pójść za nią i zwiedzić ten pokój. Hermiona pochłonięta przeszukiwaniem dostępnych książek nie zauważyła kiedy jej milusiński przystąpił do szczegółowych oględzin salonu. Krzywołap z prawdziwą kocią zręcznością przeskakiwał z półki na półkę, obwąchując każdą nowopoznaną rzecz. Dziewczyna wybrała dwa tomy starych podręczników Zielarstwa w medycynie dla zaawansowanych. Poszukiwała tych książek od wakacji. Bardzo przydadzą jej się do nauki, zwłaszcza, że Egzaminy są jej przepustką na studia. Musi dać z siebie wszystko. Zdjęła podręczniki z półki i prawie ugięła się pod ich ciężarem. Przeceniła swoje możliwości, chociaż książki wcale nie wyglądały na takie ciężkie. Położyła je na podłodze i za pomocą różdżki przeniosła do swojej sypialni na łóżko. Zadowolona wzięła szybki prysznic (łazienką również była zachwycona), włosy wysuszyła za pomocą zaklęcia i zaplotła z nich warkocz, przebrała się w piżamę i usiadła na łóżku po turecku. Zaczęła wertować pierwszy tom, skupiając się głównie na tytułach rozdziałów. Z każdą przerzuconą stroną jej ekscytacja rosła. Była zaledwie na dwudziestej stronie a już znalazła mnóstwo interesujących ciekawostek. Już miała odkładać podręcznik (dochodziła północ) gdy usłyszała pukanie do drzwi. Zmarszczyła czoło, bo kogo licho niesie o tej porze. Wstała i podeszła do drzwi, za którymi stał młody Malfoy z jej kotem na rękach.
         - On jest Twój? - zapytał.
         - Tak. Skąd...?
         - Znalazłem go w moim pokoju. - podał jej zwierzaka, który wcale nie przejmował się tym, że gościł się w cudzym pokoju.
         - Przepraszam Cię najmocniej. Krzywołap umie sam otwierać drzwi. Postaram się żeby to się więcej nie powtórzyło.
         - Nie ma sprawy. Dobranoc. - Draco odwrócił się na pięcie i poszedł wprost do swojego pokoju.
         - Dobranoc. - Hermiona zamknęła drzwi i postawiła kota na podłodze. - Wstrętny kot! Nie masz gdzie siedzieć, tylko pakujesz się do cudzych pokoi. Nie rób tego więcej!
         Krzywołap patrzył na swoją ukochaną opiekunkę i kompletnie nie rozumiał o co jej chodzi. Przecież ten blondyn świetnie drapie za uchem.

*****
       Hermiona prawie skręciła sobie nadgarstek uderzając w szafkę nocną a nie ten przeklęty budzik, który dzwonił od dobrych piętnastu sekund. Przetarła zaspane oczy i ziewnęła. Spojrzała na zegarek, który wskazywał szóstą trzydzieści dwa. Zgarnęła z fotela ubrania, które przygotowała wczoraj i wzięła odświeżający prysznic. Wychodząc z pokoju pogłaskała Krzywołapa, który spał na fotelu. Zbiegła po schodach i udała się wprost do Wielkiej Sali na śniadanie. Przy stole Gryfonów siedział już Ron, który jak zawsze jadł całym sobą.
         - Cześć. - usiadła na przeciwko Rudzielca i nałożyła porcję jajecznicy. - Gdzie Ginny?
         - Hmhm bhme. - wybełkotał.
         - Co?
         - Nie wiem. - Ron przełknął kęs tostu. - Nie widziałem jej dziś w Pokoju Wspólnym. Jak pokój dla Prefekta?
         - Obłędny. Może przyjdziesz dziś wieczorem do mnie z Ginny to sam ocenisz.
         - A nie masz dziś dyżuru?
         - Jeszcze nie wiem. Nie ustaliliśmy podziału. Dam wam znać.
         - Panie Weasley, proszę bardzo. - McGonagall położyła obok Rona zwój pergaminu. - Panno Granger, proszę zapoznać się z planem zajęć.
PONIEDZIAŁEK
7.00 - 7.45 śniadanie
8.00 - 10.00 Transmutacja
10.15 - 12.15 Obrona przed czarną magią
12.30 - 13.30 obiad
13.45 - 15.45 Eliksiry
16.00 - 18.00 Numerologia
18.15 - 19.00 kolacja
WTOREK
7.00 - 7.45 śniadanie
8.00 - 10.00 Mugoloznawstwo
10.15 - 12.15 Zielarstwo
12.30 - 13.30 obiad
13.45 - 15.45 Starożytne runy
16.00 - 18.00 Transmutacja
18.15 - 19.00 kolacja
ŚRODA
7.00 - 7.45 śniadanie
8.00 - 10.00 Eliksiry
10.15 - 12.15 Numerologia
12.30 - 13.30 obiad
13.45 - 15.45 Obrona przed czarną magią
18.15 - 19.00 kolacja
CZWARTEK
7.00 - 7.45 śniadanie
8.00 - 10.00 Transmutacja
10.15 - 12.15 Eliksiry
12.30 - 13.30 obiad
13.45 - 15.45 Starożytne runy
18.15 - 19.00 kolacja
PIĄTEK
7.00 - 7.45 śniadanie
8.00 - 10.00 Zielarstwo
10.15 - 12.15 Transmutacja
12.30 - 13.30 obiad
13.45 - 15.45 Eliksiry
16.00 - 18.00 Mugoloznawstwo
18.15 - 19.00 kolacja

         - Na gacie Merlina, Hermiono! Cały dzień spędzasz na zajęciach!
         - A Ty nie?
         - Nie mam połowy zajęć, które masz Ty.
         - Cóż, Ron, nie każdy ma tak wygórowane ambicje jak Ty. - Ginny dosiadła się do nich. - Hermiona chce po prostu dobrze zdać Egzaminy. - Ruda rozwinęła swój pergamin. - I ja podobnie. Mam zamiar przyłożyć się do zajęć.
         Ron prychnął pogardliwie.
         - Wystarczy nam w rodzinie jeden kujon. - chłopak wziął tost na drogę i odszedł bez pożegnania.
         - A jego co ugryzło? - Hermiona odprowadziła Rudzielca wzrokiem do wyjścia z wielkiej Sali. Chłopak minął się z Malfoyem i Zabinim.
         - Nie mam pojęcia. Już wczoraj, po kolacji, miał focha. - Ginny założyła sobie jajecznicę na talerz. - Mogę się o coś Ciebie zapytać?
         - Jasne, pytaj.
         - Jak to się stało, że tak dobrze dogadujesz się z Blaisem?
         - Sama nie wiem. Po wojnie przeprosił mnie za wszystkie przykrości jakie mi zafundował. Kilka razy spotkałam go w Londynie, pogadaliśmy, wypiliśmy kilka kaw. Tyle. Nawet Parkinson mnie przeprosiła. Tyle, że teraz jej nastawienie jest neutralne. Raczej woli mnie ignorować. Malfoy też mnie przeprosił, o ile to burknięcie można uznać za przeprosiny. Przyjął taktykę Pansy, co nawet mnie cieszy. Ułatwi to mi znacząco pełnienie funkcji Prefekta Naczelnego. Czemu pytasz o Blaisa?
         - Z ciekawości.
         Hermiona spojrzała z przekorą na swoją przyjaciółkę.
         - Mów prawdę.
         - Hmm. - Ruda westchnęła. - Zastanawiam się dlaczego nagle zaczął się do mnie odzywać. Wczoraj po kolacji odprowadził mnie pod Pokój Wspólny i rozmawialiśmy dobre pół godziny. Wiem jaka opinia o nim krąży. Trochę się martwię, że teraz padło na mnie. Wystarczy mi zawodów miłosnych. Poza tym nie mam ochoty zostać jego kolejną zabaweczką na tydzień.
         - Nie pozwól mu na to. Jeśli poczujesz, że Blaise ma takie zamiary to postaw sprawę jasno. Chociaż z drugiej strony... Mam wrażenie, że te plotki o jego podrywach to bujda. Nie wygląda mi na takiego.
         - To jak wyjaśnisz, że chodził z połową dziewczyn ze Slytherinu?
         - Nie chodził. To one za nim latały.
         - Skąd o tym wiesz?
         - Wystarczy być dobrym obserwatorem. Mówiąc o zawodzie miłosnym miałaś na myśli Harryego?
         - Tak jakby. Mamy niewyjaśnione sprawy między sobą i raczej już ich nie wyjaśnimy. Harry po prostu mnie unika. Dąży do tego żeby zawsze Cho była przy nim. Robi to specjalnie żebym się nie zbliżyła.
         - Skąd o tym wiesz?
         - Wystarczy być dobrym obserwatorem. Harry po prostu wykreślił mnie ze swojego życia. Ale wiesz co, nie mówmy już o tym. Przynajmniej nie teraz.
         - Jak wolisz.
         - Ginny, jeśli jest to dla Ciebie bolesne wiesz, że nie możesz tego dusić w sobie. Ze mną zawsze możesz porozmawiać o wszystkim. I nie przejmuj się Harrym, widocznie nie byliście sobie pisani. Jeszcze znajdziesz swojego jedynego.
         -To nie chodzi o to. Po prostu chciałabym z nim porozmawiać na spokojnie. Brakuje mi go, jako kumpla. Skoro nie może być moim chłopakiem.
         - Niektórzy, moja droga, są zbyt tępi żeby coś takiego zrozumieć. Nie przejmuj się, bo nie warto. A teraz chodź, bo spóźnimy się pierwszego dnia. Musze jeszcze zabrać podręczniki na dzisiejsze zajęcia.
         - Ron miał po części rację. Twój plan jest ekstremalny. - Ginny przeglądała pergamin. - Nie będziemy chodzić razem na wszystkie zajęcia. Po co Ci mugoloznawstwo?
         - Lubię ten przedmiot. Poza tym, po tym co się stało poprzedniej nauczycielce, profesor Charity Burbage, większość uczniów po prostu boi się tego przedmiotu. Jakby był naznaczony czy coś. Profesor McGonagall poprosiła mnie czy w miarę możliwości mogę się na niego zapisać. Uważa, że uczniowie liczą się z opinią Prefekta Naczelengo.
         - Tylko nie mów, że sama będziesz chodzić na zajęcia.
         - Będzie nas chyba ósemka.
         - O mamuniu. - Ginny zachwyciła się wyglądem Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych. - Żyjesz jak królowa.
         - Czuj się jak u siebie. Mam takie duże łóżko, że spokojnie możesz ze mną mieszkać. - Hermiona zbierała potrzebne rzeczy z biurka.
         - Nie kuś.
         - Dobra, chodź, bo spóźnimy się pierwszego dnia. Czy Ty wiesz, że Krzywołap wpakował się wczoraj do pokoju Malfoya.
         - I co on na to? Już mieliście na dobry początek awanturę? - zapytała Ginny, gdy przyjaciółki schodziły po schodach.
         - O dziwo nie. - Hermiona zrelacjonowała krótką wymianę zdań z Draco.
         - Co za dojrzała wymiana zdań. - podsumowała Ruda.
         - Taaa, z kim mamy Zielarstwo?
         - Z Puchonami. - odpowiedziała Ginny, wchodząc jako pierwsza do cieplarni numer pięć. Dziewczyny zajęły jedne z ostatnich wolnych miejsc.
         - Witam naszych przyszłych absolwentów. - profesor Pomona Sprout jak zawsze tryskała pozytywną energią. - Mam dla was wyśmienitą wiadomość. Wasz przyjaciel, Neville, będzie moim pomocnikiem. Pan Longbottom po szkole pragnie zostać nauczycielem Zielarstwa, więc uznałam, że taka praktyka dobrze mu zrobi. - przywołała Nevilla gestem. Twarz chłopaka była koloru dorodnego buraka. Gryfoni zaczęli klaskać, aby dodać swojemu koledze otuchy. Wkrótce Puchoni poszli w ich ślady.
         - To wspaniała wiadomość. - Ginny cieszyła się z sukcesu przyjaciela.
         - Racja. Tylko jak biedny Neville poradzi sobie na zajęciach ze Ślizgonami?
         - Mam nadzieję, że będzie odejmował im tyle punktów, ile tylko się da. - do dziewczyn odwrócił się Ron, który siedział przed nimi.
         - Psst, Hermiona. - z sąsiedniego rzędu odezwał się Ernie. - Profesor McGonagall chce się z nami spotkać o dwudziestej w naszym Pokoju Wspólnym. Ma nam coś ważnego do przekazania.
         - Dobra, dzięki.
         - Kochani, koniec rozmów! Zabieramy się do pracy. Do egzaminów zostało mało czasu, a materiału do powtórki jest bardzo dużo. Otwieramy podręczniki na stronie piętnastej.
         - Dwa eseje na następne zajęcia? Chyba to lekka przesada...
         - Przesadzasz, Ron. To proste tematy.
         - Proste? To jakie są dla Ciebie trudne? Aż strach pomyśleć co dowali nam McGonagall. - Ron narzekał w drodze na Transmutację. Sprzeczał się z Hermioną całą drogę do sali. Nie zwrócili uwagi na Ginny, która nagle gdzieś zniknęła. Ruda weszła do najbliżej łazienki, zamknęła drzwi zaklęciem i wybuchnęła spazmatycznym płaczem, którego nie mogła już dłużej powstrzymywać. Siedziała na podłodze, oparta o drzwi i starała się opanować. Oddychała szybko i niereguralnie.
         - No już... Ginny. Opanuj się. Licz... raz, dwa...
         -Wiesz, Ron, nauczycielom zależy na naszych wynikach. Radzę Ci się przyzwyczaić do wysokich wymagań. Egzaminy są istotne dla naszej przyszłości.
         - Otóż to, braciszku. - Ruda pojawiła się niespodziewanie obok Hermiony.
         - Gdzie byłaś?
         - Tuż za wami. - wymyśliła wymówkę na poczekaniu. - Zagadałam się z Nevillem.
         - Granger, mogę na słówko? - do trójki Gryfonów podszedł Draco, a tuż za nim zmaterializował się Blaise. Ron prawie zadławił się kanapką, którą właśnie jadł.
         - Umm, jasne. - Hermiona odeszła kilka kroków dalej. - O co chodzi?
         - Ja z Erniem bierzemy dzisiejszy dyżur.
         - No dobra, ale co wam tak zależy?
         - Ehh. - Draco westchnął. - Jutro jest impreza powitalna w Slytherinie i chcę na niej być.
         - Chodzi o imprezę?
         - Tak. - Malfoy zmarszczył czoło.
         - Dobra, niech będzie. McGonagall chce się z nami spotkać o dwudziestej.
         - Wiem, Ernie mi powiedzi... - Draco przerwał w połowie zdania. - Granger, czy Ty to widzisz?! Czy ja mam zwidy?
         - Zapraszam Państwa do sali. - Dyrektorka wpuściła uczniów do sali. - Panno Granger, proszę zamknąć buzię, bo mucha Pani wleci.
         - Ginny, co to miało znaczyć?
         - Co co miało znaczyć?
         - Odbiło Ci? Całowałaś się z Zabinim!
         - Siadajcie i proszę o ciszę! - odezwała się McGonagall, starając się opanować zgiełk.
         - Odpowiadaj! - Hermiona zniżyła głos do szeptu.
         - To on mnie pocałował.
*****
         - Stary, co to miało znaczyć? - Draco siedział z przyjacielem na korytarzu. Nie śpieszyło się im na zajęcia z Obrony przed Czarną Magią. Na lekcje ze Snapem mogli się spóźnić.
         - Pytaj się mnie a ja Ciebie. Ale nie powiem, podobało mi się.
         - Odbiło Ci.
         - Bez takich. To nie ja ją pocałowałem, tylko ona mnie. Pojawił się Potter a ona się na mnie rzuciła.
         - I weź tu zrozum dziewczyny. Miałeś nie pakować się w żadne związki bez przyszłości.
         - Kto mówi o związku. Jak mała wiewióreczka chce odegrać się na Bliznowatym, to ja nie mam nic przeciwko.
         - To się źle skończy. - westchnął Draco i skierował swoje kroki do sali, gdzie od dziesięciu minut trwały zajęcia z Opiekunem jego Domu.



-3-
Człowiek jest kowalem własnego szczęścia. Pewnie dlatego tak często znajdujemy się pomiędzy młotem a kowadłem.
Horacy Sarfin
_______________
         Snape z nieukrywaną uciechą odpytywał Puchonów z całego materiału jaki obowiązywał na egzaminach. Ani razu nie wezwał do odpowiedzi ucznia ze swojego Domu. Pozwalał im nawet rozmawiać, co było niedopuszczalne wobec innych uczniów. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią, pomyślał Ernie, który właśnie zarobił karny esej za udzielenie (według Profesora Snape) najgłupszej odpowiedzi na świecie.
         - Ucz się taj dalej McMillan a skończysz jako pomocnik goblina. - wycedził nauczyciel przez zaciśnięte zęby.
         - Mnie pouczasz o Wiewióreczce, a sam co robisz? - Blaise nawet nie starał się mówić szeptem.
         - O co Ci chodzi?
         - Od kiedy jesteś taki miły dla Hermiony?
         - Dobrze wiesz, że mam powody. Muszę wyciągnąć notatki z Mugoloznastwa od niej. Inaczej nigdy nie zaliczę tego przedmiotu.
         - Też sobie wybrałeś zawód.
         - Opłacalny. Wiesz jak mało prawników zna się na mugolskim prawie? Bez egzaminu z Mugoloznstwa mogę się pożegnać z karierą adwokata.
         - I tylko dlatego jeszcze się o nic nie pożarliście?
         - Unikam jej, a jak już to staram się trzymać nerwy na wodzy.
         - Smoku, wiesz że długo nie wytrzymasz. Twoje życie nie ma sensu jeśli nie możesz drażnić Granger.
         - Nie przypominaj. Wiesz ile mnie to kosztuje? No ale kiedy wyciągnę od niej te notatki i wszystko wróci do normy.
         - Wytłumacz mi jedną sprawę. Już od dawna odpuściłeś sobie dręczenie jej ze względu na czystość krwi. Co Ci daje drażnienie jej?
         - Frajdę. Jak porządnie wkurzy się na mnie to robią się jej na czole takie trzy zmarszczki i tak zaciska te swoje piąstki, jakby miała w nich nie wiem jaką siłę. A co najlepsze...
         Diabeł siedział z nawpół otwartą buzią i przysłuchiwał się monologowi swojego przyjaciela. Czy to możliwe, że Draco, ten zatwardziały kawaler, z zachwytem opisywał reakcje Granger? Nieee. A może? Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale najwyraźniej warto powęszyć i zobaczyć co w trawie piszczy. Z drugiej strony Draco często zwierzał się mu z przeróżnych tajemnic. Czy to możliwe, że sam nie zdawał sobie sprawy z tego iż Granger wpadła mu w oko? Nie, to niemożliwe. Stary, ubzdurałeś to sobie. Granger i Malfoy? Nigdy w życiu!, pomyślał.
         - Panie Malfoy, proszę odrobinę ciszej. Nie słyszę kompromitującej odpowiedzi Panny Abbott.
         - Proszę wybaczyć, Profesorze.

*****
       Zajęcia z Profesorem Slughornemskończyły się dwadzieścia minut wcześniej. Wszyscy poza Hermioną skończyli już na dzisiaj z nauką i mogli rozkoszować się wizją weekendu. Dziewczyna udała się pod salę, w której miały odbyć się lekcje Mugoloznastwa. Usiadła na parapecie i zaczęła czytać pierwszy rozdział. Wsześniowe słońce przyjemnie grzało ją w plecy. Nauka o mugolach z perspektywy czarodziei była dość zabawna. W podręczniku autorzy w przeróżny sposób starali się wyjaśnić działanie odkurzacza. Hermiona żałowała, że na trzecim roku zrezygnowała z tego przedmiotu. Niestety, nawet z pomocą Zmieniacza Czasu nie było jej łatwo pogodzić wszystkiego, zwłaszcza ogromu nauki. Pod salę zaczęli schodzić się uczniowie, o rok młodsi, czworo Krukonów i dwójka Puchonów. Hermiona kojarzyła ich, wszyscy pochodzili z rodzin czarodziejów. Pięć minut przed rozpoczęciem zajęć pod salą pojawił się, jak gdyby nigdy nic, Malfoy. W pierwszej chwili lekko zirytowało to Hermionę, bo nie dość, że musiała dzielić z nim Pokój Wspólny Prefeketów Naczelnych, to jeszcze zrobił się podejrzanie miły. Wredna kanalia, napewno czegoś chce, pomyślała Gryfonka. Zamknęła podręcznik, bo nie mogła skupić się na czytaniu przez tego imbecyla. Z drugiej strony martwiła się dzisiejszym wyskokiem Ginny. Podejrzewała, że był to akt desperacji żeby wywołać uczucie zazdrości u Harryego. Miała przeczucie, że Ginny pakuje się w coś, czego nie rozumie. Musi z nią poważnie porozmawiać. Blaise to dobry chłopak, chociaż miał już niejedną dziewczynę. Nie chce żeby jej przyjaciółka przeżyła kolejny zawód miłosny.
         - Zapraszam do środka. - Profesor Green otworzyła drzwi i wpuściła niewielką grupkę uczniów. Ku zdziwieniu Hermiony do środka wszedł również Malfoy i zajął jedną z ostatnich ławek. Gryfonka usiadła przed nim. W sali było tylko osiem, pojedynczych ławek. Po jednej dla każdego ucznia. - Witam was, moi mili na zajęciach z Mugoloznastwa. Nazywam się Ellen Green i w tym roku będę mieć z wami zajęcia. Zapewne zauważyliście małą liczbę ławek. To moja sprawka. Uznałam, że te zajęcia będą podzielone na dwie części - teoretyczną i praktyczną. W pierwszej części będziemy omawiać zagadnienia z podręcznika, a następnie wykonywać ćwiczenia praktyczne. Dzisiaj czeka nas odkurzanie! - Profesor Green machnęła różdżką i obok niej pojawił się odkurzacz.  Dość niewielki, można go było spokojnie trzymać w dłoni. Wyglądał on Hermionie na odkurzacz do regału. Poza tym nigdzie nie widziała kabla do kontaktu. - To niewielki model odkurzacza, nadaje się on głównie do czyszczenia regałów i foteli. Jest on na baterie, więc nie wymaga podłączenia do kontaktu. Zaraz wyjaśnię wszystkie niezrozumiałe dla Państwa pojęcia. Zacznijmy od słowa bateria...
         Hermiona nie notowała. Bo i po co. Doskonale wiedziała czym jest bateria i do czego służy. Schowała się za podręcznikiem i przeglądała kolejne tematy. Zanim się zorientowała Profesor Green ogłosiła koniec zajęć. Gryfonka wrzuciła do torby pergaminy i podręcznik. Wyszła z sali, nie oglądając się na nic i skierowała swoje kroki prosto do Wielkiej Sali na kolację. Zjadła kilka tostów z dżemem brzoskwiniowym, popiła je sokiem z dyni. Gdy większość uczniów dopiero schodziła się na kolację Granger siedziała już w swoim dormitorium. Przebrała się w luźniejsze ubranie. Piętnaście minut przed dwudziestą weszła do Pokoju Wspólnego i usiadła na jednej z kanap. Postanowiła poczekać na Profesor McGonagall.
         - Granger. – Draco pojawił się niczym Dementor, cicho i bezszelestnie.
         - Czego chcesz?
         - Proszę Cię o notatki z Mugoloznastwa z poprzednich lat. – Malfoy wypowiedział wszystko na jednym wydechu. Hermiona uśmiechnęła się złośliwie. Mam Cię, pacanie, pomyślała.
         - Nie mam.
         - Jak to nie masz?
         - Głuchy jesteś? Nie mam i już. Na Mugoloznastwo chodziłam tylko kilka miesięcy na trzecim roku. Poza tym, po co mam notować coś co umiem? Możesz już przestać być dla mnie miły, bo niczego ode mnie nie dostaniesz. Więc, Malfoy, Twój plan poszedł na marne i nie musisz już niczego udawać. Serio myślałeś, że jestem taka głupia i nabiorę się na Twoje beznadziejnesztuczki? Wybacz, nie jestem taką pustą idiotką jak Twoje panienki ze Slytherinu.
         - Masz rację. Jesteś jeszcze głupsza od nich, Granger.
         - Proszę, proszę. – Hermiona wstała z kanapy i spojrzała mu prosto w oczy. – Wyszło szydło z worka. Panicz Malfoy pokazał swoje prawdziwe oblicze. Jak chcesz notatki to idź do biblioteki i sam je sobie przygotuj. Nikt nie będzie za Ciebie nic robił. A już na pewno nie ja.
         - Cały czas pisałaś wszystko za tego rudego idiotę a ja jak raz Cię o coś poprosiłem to nie łaska pomóc?
         - Tak się składa, że ten rudy idiota to mój przyjaciel, a Ciebie zwyczajnie nie lubię i nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. Proś sobie kogo i ile chcesz ale ode mnie się odczep. Raz na zawsze.
         - Wiesz co, Granger, myślałem, że zmądrzałaś po tym wszystkim. Ale jak lubisz dawać się wykorzystywać i nic z tego nie mieć to Twoja sprawa. Tylko pamiętaj jedno. Ja zawsze osiągam swój cel.
         - To świetnie. Przecież jesteś taki zdolny i zaradny, a sławne nazwisko… to tylko taki dodatek.
         - Pacz i ucz się, Granger. Zawsze będę krok przed Tobą. Z jednego prostego powodu. Ja nie jestem ofiarą, która wiecznie poświęca się dla innych.
         - Przynajmniej ta ofiara ma się dla kogo poświęcać. Żal mi Ciebie, że nigdy nie poznasz znaczenia prawdziwej przyjaźni.
         - Nic nie wiesz o mnie, Granger.
         - Wiem tyle, że jesteś bezdusznym egoistą. Więcej nie muszę o Tobie wiedzieć, bo mnie to zupełnie nie interesuje! Idź do biblioteki i zrób notatki. Wiesz gdzie to jest, czy mam Ci narysować mapę?
         - Takie beztalencie jak Ty nie potrafi narysować nawet goblina. A wystarczy, że spojrzysz w lustro.
         - Zejdź mi z oczu, Malfoy. W przeciwnym razie tak Cię załatwię, że nawet zaklęcie leczące nie uzdrowi Twojego nochala.
         - Grozisz mi?
         - Grzecznie ostrzegam.
         - Panno Granger! Panie Malfoy! – McGonagall pojawiła się niespodziewanie. – Co wy, na Merlina, wyprawiacie? – zapytała podniesionym tonem głosu, widząc że Prefekci Naczelni sięgają do różdżek.
         - Nic takiego, Pani Profesor. Rozmawiamy.
         - Inaczej to wyglądało, Panie Malfoy! Przypominam, że jesteście DOROŚLI, a przede wszystkim jesteście PREFEKTAMI NACZELNYMI! To zobowiązuje was do nienagannego zachowania! Jeżeli jeszcze raz zobaczę, bądź usłyszę od kogoś, że kłócicie się, możecie być pewni, że sroga kara was nie ominie. To moje ostatnie ostrzeżenie.
         - Tak jest. – odpowiedziała skruszona Hermiona. W środku cała trzęsła się ze złości. Miała ochotę tu i teraz udusić tego kretyna gołymi rękoma.
         - Panno Chang, Panie McMillan, proszę, siadajcie. Mam dla was specjalne zadanie. Dotyczy ono Balu Bożonarodzeniowego…
         - Chyba nie będziemy musieli znowu tańczy? – Malfoy nie dbał o dobre maniery i przerwał Dyrektorce w połowie zdania.
         - Nie, Panie Malfoy, ta katastrofa nie może ponownie mieć miejsca. Waszym zadaniem będzie organizacja Balu w każdym możliwym szczególe, od wyboru koloru balonów po menu. Co dwa tygodnie, o stałej porze, będziemy spotykać się tutaj aby omawiać na bieżąco postępy waszej pracy. Pytania?
         - Ja mam pytanie. – odezwał się Draco. – Dlaczego musimy to robić?
         - Bo kiedy jak byłam uczennicą Hogwartu było to tradycją. Z czasem została ona zaniedbana ale mam zamiar ponownie ją przywrócić. Inne pytania? – ręka Hermiony wystrzeliła w górę. – Słucham, Panno Granger.
         - Czy mogą nam pomóc inne osoby?
         - Nie mam nic przeciwko. Ale podkreślam, że pomysły mają być wasze! Każdy z was może poprosić jedną osobę o pomoc w przygotowaniach. Nie chcę słyszeć, że wyręczacie się kimś. – tu spojrzała wymownie na Draco. – Jeśli nie ma innych pytań proponuję następne spotkanie, w piątek, za dwa tygodnie o godzinie dwudziestej. Do tego czasu zastanówcie się na motywem przewodnim Balu, czyli dekoracje, menu, stroje, wystrój pomieszczenia. Oczywiście wszystko w ogólnym zarysie. Całokształt będziemy tworzyć wspólnie w oparciu o wasze przemyślenia. Jeśli nie macie żadnych wątpliwości i wszystko jest jasne, spotkanie uważam za zakończone. Życzę wam przyjemnej nocy.
         Dyrektorka wyszła pozostawiając uczniów w smętnych humorach. Jako pierwszy odezwał się Ernie.
         - Cudownie. Jakby tylko tego nam brakowało. Założę się o galeona, że nauczycielom nie chce się organizować tego głupiego balu i wszystko próbują zrzucić na nas. Jakbym miał mało roboty to jeszcze Nietoperz dowalił mi karny esej. Po prostu cudownie.
         - Nie będzie tak źle. Poradzimy sobie. – Cho nie traciła swojego wrodzonego entuzjazmu. Hermiona postanowiła nie wypowiadać się na ten temat. Chociaż tak naprawdę podzielała zdanie Puchona. Egzaminy były dla niej priorytetem i chciała poświęcić jak najwięcej czasu na naukę. Dodatkowe obowiązki nie były jej na rękę. Mruknęła ciche dobranoc i udała się do swojego Dormitorium. Straciła resztę dobrego humoru. Oczywiście swoje pięć knutów dorzucił Malfoy, który wyskoczył z tymi notatkami. Idiota. Nigdy więcej nie da nabrać się na jego tandetne sztuczki. Wzięła krótką, ale orzeźwiającą kąpiel po czym udała się prosto o łóżka. Krzywołap obserwował swoją Panią z szafy. Gdy dziewczyna zasnęła kocur mrucząc położył się obok niej. 
         Niestety sobotni ranek nie należał do udanych. Wręcz przeciwnie.

-4-
Każdy ra­nek da­je szansę na to, by wie­czo­rem móc po­wie­dzieć: to był szczęśli­wy dzień. 
Małgorzata Stolarska
_________________

Panna Granger w biegu zapinała guziki szkolnej szaty. Chociaż była sobota i mundurki nie obowiązywały, na spotkaniu z Dyrektorką wolała świecić perfekcyjnym przykładem. Kończąc przypinać odznakę Prefekta Naczelnego była już przed gabinetem Profesor McGonagall, gdy drzwi otworzyły się bardzo szybko. Stała w nich wyraźnie zdenerwowana Minerva. Hermiona nigdy nie widziała tylu zmarszczek na jej czole. Nie świadczyło to o niczym przyjemnym.
- Proszę darować sobie zapinanie odznaki, Panno Granger. Myślę, że nie będzie już z niej użytku.
Hermionę wmurowało w ziemię.
         - Nie rozumiem, Pani Profesor.
         - Zapraszam do środka. – McGonagall wpuściła Hermionę do środka a sama zajęła miejsce za biurkiem. – Proszę siadać. – wskazała na drewniane krzesło obite skórą.
         - Pani Profesor, przeczytałam wiadomość od Pani i muszę przyznać, że zaniepokoiłam się.
         - Słusznie. Wczoraj wieczorem dowiedziałam się o szokującej sytuacji. Proszę odpowiedzieć szczerze na pytanie. Czy odmówiła Pani pomocy jednemu z uczniów?
         - Ja? Nigdy w życiu, Pani Profesor. Przecież Pani mnie zna.
         - Też tak myślałam, Panno Granger. W takim razie co Pani mi powie na temat Pana Malfoya?
         W pierwszej chwili Hermiona nie zrozumiała skąd ta nagła zmiana tematu. Dopiero po kilku sekundach wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. A to parszywa małpa, pomyślała.
         - Pani Profesor, Malf… Pan Malfoy zażądał ode mnie notatek z Mugoloznastwa, których nie posiadam. Na wcześniej wspomniany przedmiot uczęszczałam jedynie kilka miesięcy, bodajże trzy. Zrezygnowałam z niego z powodu trudności pogodzenia wszystkich przedmiotów. Nie mogłam mu pomóc. – dziewczyna starała się zachować zimną krew. Nie pozwoli aby ta kanalia była górą.
         - Owszem mogła Pani. Dlaczego nie zaoferowała mu Pani pomocy w nauce? Egzaminy dla Pana Malfoya są tak samo ważne jak i dla Pani.
         - Ale…
         - Nie ma żadnego „ale”. Zachowała się Pani karygodnie i zhańbiła Pani odznakę Prefekta Naczelnego! Nigdy nie spodziewałam się, że taka sytuacja będzie miała miejsce! Zwłaszcza w Domu, którego jestem opiekunem! Całą noc zastanawiałam się jak rozwiązać ten problem. Na początku rozważałam natychmiastowe zabranie Odznaki i zawieszenie Pani w obowiązkach Prefekta Naczelnego. Zdaję sobie sprawę, że po czymś takim może się Pani pożegnać z dobrymi studiami. Chociaż przyszłość Pana Malfoya nie bardzo Panią zainteresowała. Doszłam do wniosku, że w zamach zadośćuczynienia osobiście będzie Pani nadzorować postępy Dracona z Mugoloznastwa. Nikt nie zna się na tym lepiej od Pani. W każdą środę i każdy czwartek od godziny szesnastej do osiemnastej będzie Pani przygotowywać Pana Malfoya do Egzaminu. Materiału jest bardzo dużo, on sam tego nie opanuje, nawet uczęszczając na lekcje. Uprzedziłam Panią Prince, że będziecie się uczyć w bibliotece. W mojej opinii jest Pani nieoficjalnie zawieszona w obowiązkach Prefekta Naczelnego. To czy podpiszę stosowne zaświadczenie zależeć będzie wyłącznie od Pani nastawienia do tego zadania. Przykro mi, Hermiono – dodała już delikatniejszym, zasmuconym głosem. – nie pozostawiłaś mi innego wyjścia.
         - To będzie jedna wielka katastrofa, Pani Profesor. Równie dobrze już teraz mogę oddać Odznakę.
         - Na to nie pozwolę. Proszę potraktować to jako kolejne wyzwanie. Wierzę w Panią.
         - Dobrze, że chociaż Pani.
         - Więcej optymizmu. Jeśli nie ma Pani żadnych pytań zapraszam o Wielkiej Sali na śniadanie.
         Hermiona pożegnała się z Dyrektorką i bez większego entuzjazmu wyszła z jej gabinetu. Po tych wszystkich nowinach straciła ochotę na jedzenie. Powoli, krok po kroku, zmierzała do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Wolała na razie nie pojawiać się w Salonie Prefektów, jeszcze napatoczy się na tego idiotę. Doskonale zdawała sobie sprawę, że spotkanie może zakończyć się kosmiczną awanturą a tego nie potrzebowała. Rok szkolny ledwo się rozpoczął a ona już miała go dosyć. Nie dość, że nauki będzie bardzo dużo to jeszcze musi udzielać korepetycji temu pacanowi. Przed portretem Grubej Damy spotkała Ginny, która wyglądała jakby nie spała całą noc.
         - Wyglądasz okropnie.
         - Dzięki, też miło Cię widzieć. Idziesz na śniadanie? – Ruda starała się stłumić ziewnięcie. Nieudolnie.
         - Ostatecznie. Nie jestem głodna, ale przejdę się z Tobą. Czy Ty imprezowałaś?
         - Ja nie, ale połowa Gryffindoru tak. Szósty rok urządził imprezę godną Ślizgonów.
         - A Prefekci nie zainteresowali się hałasem?
         - Żartujesz? Oni bawili się najlepiej.
         - Malfoy i Ernie byli na dyżurze. Dziwne, że nie usłyszeli muzyki.
         - Znając ich pewnie się dołączyli albo ktoś rzucił zaklęcia wyciszające, więc o niczym nie wiedzieli. Co chciała od was wczoraj McGonagall?
         - Wyobraź sobie, że Prefekci Naczelni muszą zorganizować cały Bal Bożonarodzeniowy. Jakbym miała za mało pracy to jeszcze muszę niańczyć Malfoya.     
         - O czym mówisz? W jakim sensie niańczyć?
         - Mam mu udzielać korepetycji z Mugoloznastwa. Idiota ma zamiar zdawać egzamin z tego przedmiotu. No kretyn.
         - Malfoy i Mugoloznastwo?Brzmi tak samo jak Snape i szampon do włosów.
         - Dokładnie. Chociaż miałam wrażenie, że wczoraj miał umyte włosy.
         - Wydawało Ci się, takie rzeczy nie zdarzają się od tak.
         - Chyba nie powinnyśmy się z niego naśmiewać.
         - Czasami możemy. To że prawie jesteśmy dorosłe nie oznacza, że musimy być tak sztywne jak McGonagall.
         - Lepiej być sztywnym niż oblać egzamin z Transmutacji, panno Weasley. Tygodniowy szlaban.
         Dyrektorka wyminęła zaszokowane dziewczyny, którym o mało szczęka nie opadła do podłogi.

*****
         Stworek siedział w rogu szkolnej kuchni i obierał ziemniaki. Nigdy nie czuł się tak bardzo upokorzony. Nawet jak w domu Jego Szlachetnej Pani szwędali się parszywi Zdrajcy Krwi.
         - Głupie bachory! Stworek im pokaże… Jeszcze wszyscy zobaczą.– cisnął przed siebie na wpół obranego ziemniaka, nie zważając na to że może kogoś skrzywdzić. – Zdarajcy.
         - Stworek powinien bardziej uważać. – podszedł do niego Zgredek, który pocierał czoło. – Nie wolno rzucać ziemniakami. – po czym odłożył ziemniaka na podłogę i wrócił do swoich obowiązków.
         - Parszywy zdrajca! – mruknął Skrzat. – Jak dobrze, że stworek ma w końcu prawdziwego Pana. Będzie służył tylko jemu i pomoże mu ze wszystkim. Stworek nie zawiedzie swojego Pana i pomoże mu zemścić się na niewiernych zdrajcach krwi. Już niedługo… - powtarzał raz za razem obierając kartofle do pieczeni.

                                      *****
         Hermionie udało się przez prawie cały dzień ignorować (lub jeśli to możliwe unikać) Malfoya. Nie miała najmniejszej ochoty patrzeć na jego fałszywą twarz na której gościł wredny uśmiech triumfu. Nie mogła przeżyć tego, że ten idiota pokonał ją bez najmniejszego problemu i postawił na swoim. Po skończonych zajęciach udała się do Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych, gdzie Krzywołap polował na bardzo leniwą muchę. Gdy weszła do swojego pokoju humor trochę jej się poprawił. Była w swoim królestwie i nikt nie mógł zburzyć jej spokoju. A na pewno nie ten bałwan. Przebrała się w luźniejsze ubrania (jeansy, koszulka i wygodna bluza z kapturem), spięła włosy w luźnego koka i zabrała się za wypakowywanie podręczników z torby. Każdy uczeń ostatniego roku drżał na samą myśl o nauce i zadaniach domowych. Ale nie ona. Z prawdziwym zapałem zabrała się za opisywanie skomplikowanych formuł zaklęcia. Mimo iż esej z Transmutacji był tylko na dwa zwoje pergaminu, ona w połowie drugiego kończyła wstęp. Zawsze irytowało ją to ograniczenie narzucane przez nauczycieli. Jakby nie zdawali sobie sprawy ile ciekawych i przydatnych informacji można wyszukać w podręcznikach. W cztery godziny uporała się ze wszystkimi zadaniami z dnia dzisiejszego, zapewniając sobie w ten sposób wolny weekend, który zamierzała wykorzystać na naukę do Egzaminów.
         Dwadzieścia minut po dwudziestej pierwszej wyszła ze swojego pokoju. Dziś wieczorem, a dokładniej za czterdzieści minut, czekał ją pierwszy dyżur jako Prefekta Naczelnego. Cho również. Hermiona nie miała nic do niej, ale darzyła ją mniejsza sympatią od kiedy Krukonka wróciła do Harryego. Chociaż usilnie próbowała sobie wmówić, że tak nie jest. Chodziło oczywiście o Ginny. Granger nie chciała się wtrącać w ich sprawy i starała się nie opowiadać za żadną ze stron. Ale Ginny była jej przyjaciółką i trudno było jej przymknąć oko na niektóre sprawy. Zwłaszcza te bolesne dla Rudej.
         W salonie nikogo nie było oprócz Krzywołapa, który wylegiwał się przed kominkiem, co chwilę machając puchatym ogonem. Gdy weszła jego pani kocur przeciągnął się leniwie i mrugnął do niej, mrużąc zielone oczy. Niektórzy wierzyli, że w ten sposób koty mówią do nas „kocham Cię”. Hermiona uśmiechnęła się do kota i usiadła na skórzanej kanapie, przywołując do siebie podręcznik od Eliksirów. Zamierzała poczekać na Cho, ucząc się materiału na następne zajęcia. Snape dał im popalić dziś na zajęciach i dziewczyna zdawała sobie, że to tylko rozgrzewka. Wolała solidnie przygotować się na każdą ewentualność, którą Mistrz Eliksirów ma w rękawie. Niestety, im bardziej wczytywała się w zastosowanie Eliksiru Zapomnienia tym jej powieki robiły się cięższe. Nim spostrzegła swoje zmęczenie zasnęła na kanapie.
         - Mówię Ci stary, to będzie najlepsza impreza w nasz… - do Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych weszli Draco i Blaise. – Proszę, proszę. Nasza Mądralińska zasnęła nad Eliksirami. Może zawołamy Snape, żeby wlepił jej karny esej za jawną zniewagę jego ukochanego przedmiotu.
         - Draco, daj spokój. Coś jej się tak uczepił. Odpuść. Hermiona to naprawdę miła osoba, wystarczy ją poznać.
         - Nie wnikam jak ją poznawałeś.
         - Daruj sobie. – Blaise przewrócił oczami. – Dziwi mnie, że jeszcze nie znudziły się wam te przepychanki. Chyba że kto się czubi…
         - Teraz to Ty daruj sobie. Przestać jej dokuczać to tak jakby przestać oddychać.
         - Czyli mówisz, że ona jest Twoim życiem?
         - Bredzisz. Longbottom nigdy nie wyleczy się ze swojej głupoty tak samo my nigdy nie przestaniemy sobie dokuczać.
         - Okej. Przyszliśmy tu po Twoją wiekową whisky więc bierz ją i spadamy. Impreza nie zacznie się bez nas, a ludzie już czekają.
         - Co racja to racja. Nasz ostatni rok nauki należy rozpocząć grubą popijawą.

*****
         Gruba popijawa trwała w najlepsze (oczywiście na salon Śligonów zostało rzucone zaklęcie wyciszające), gdy dwie uczennice patrolowały wspólnie uśpione korytarze szkoły. Poza kilkoma duchami nie spotkały nikogo. Niezręczną ciszę pierwsza przerwała Cho.
         - Hermiono, możemy porozmawiać?
         - Jasne. O czym?
         - O nas. O Harrym, Ginny. O wszystkim.
         - Nie wiem, czy jest o czym rozmawiać w tych kwestiach.
         - Uwierz mi, jest. – Cho była nieugięta mimo mało optymistycznego nastawienia swojej towarzyszki.
         - Ja naprawdę nie chce się opowiadać za żadną ze stron, chociaż nie jest to łatwe.
         - Dlatego proszę Cię, wysłuchaj mnie a potem zdecydujesz co chcesz z tym zrobić.
         - No okej.
         - Ja naprawdę lubię Ciebie i Ginny. Zawsze was szanowałam i ostatnie na co mam ochotę to stracić z wami kontakt. A ostatnio czuję, że tak się stało. Mam nadzieję, że nie jest za późno. Wiem, że Ginny ma do mnie żal o mój związek z Harrym. Ty, w pewnym sensie też, bo ona jest Twoją najlepszą przyjaciółką. Ale uwierz…mi nie jest z tym łatwo. Wszystkim wydaje się, że ja i Harry tworzymy parę jak z obrazka. A jest wręcz przeciwnie. On okazuje mi uczucia tylko wtedy, gdy w pobliżu jesteście wy, a zwłaszcza Ginny. Gdy jesteśmy sami, jestem dla niego zwykłą koleżanką. Nie ma wtedy między nami niczego. A już na pewno miłości. Harry zachowuje się jakby chciał aby Ginny trzymała się od niego z daleka. Jakby chciał ją przed czymś ochronić. Czasem mam wrażenie, że on coś ukrywa, coś złego.
         - Co masz na myśli?
         - Nie chce rozsiewać fałszywych informacji, ale zauważyłam, że Harry jest w stałym kontakcie z Ministrem Magii. Korespondują ze sobą od początku wakacji. Nie chciał mi powiedzieć o czym, ale po każdym otrzymanym liście jest poddenerwowany.
         - Nie bardzo rozumiem, co to może mieć wspólnego z nami. Pewnie mają jakieś sprawy do załatwienia. Harry ma zamiar po Szkole pracować w Ministerstwie.
         - Możliwe, wiesz ja zawsze byłam panikarą, ale wolę dmuchać na zimne. Dlatego proszę Cię, Hermiono. Miej oczy otwarte. A ja naprawdę chciałabym się z wami przyjaźnić Wiem, że to nie będzie łatwe, zwłaszcza dla Ginny. I nie mam prawa Cię o to prosić, ale zacznijmy wszystko od początku. Byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby to się udało.
         - Nie mogę Ci nic obiecać, ale postaram się. Porozmawiam też z Ginny. – Hermiona uśmiechnęła się delikatnie. – Może coś z tego wyjdzie. Zawsze trzeba mieć nadzieję.