piątek, 17 stycznia 2014

Ogłoszenia parafialne

Hej, mam dla Was, Moje Kochane Czytelniczki, kilka informacji :)
  1. Rozdział 16 pojawi się jak tylko będę miała chwilę usiąść przed komputerem. Prawdopodobnie po 21.01 (wtorek) lub 30.01(czwartek). W czwartek mam dwa egzaminy i koniec sesji! Witaj słodkie lenistwo (do czasu) ;)
  2. Jeśli oświadczyny się spodobały to chyba zabijecie mnie za kolejną część. ;)
  3. Miałam kilka pytań odnośnie wersji PDF aktualnego opowiadania – szczerze nie zastanawiałam się wcześniej nad tym ale jeśli jest taka potrzeba to czemu nie. Po zakończeniu (prędko jeszcze to nie nastąpi) mogę udostępnić coś takiego. I już teraz mogę podkreślić, że wersja PDF będzie dostępna TYLKO dla aktywnie komentujących Czytelniczek. Potraktujmy to jako nagrodę za poświęcenie kilku minut na ocenę mojej twórczości.
  4. Wątek Ashley i jej tajemniczego kochanka. Sprawa do dziś budzi kontrowersje. Nie martwcie się, wszystko zostanie wyjaśnione w odpowiednim momencie.
  5. Mam w planach jedną miniaturkę, ale wciąż jest niedopracowana. Wpadłam na pomysł jeszcze innej ale w sumie po głębszym zastanowieniu uznałam, że mogłabym zrobić z niej drugie opowiadanie. Oczywiście po ostatecznym zakończeniu tego. Na pewno, nie będę zaczynać drugiej historii bez skończenia pierwszej.
  6. Myślę, że aktualne opowiadanie będzie miało +30 rozdziałów. Zobaczymy do ilu dobiję.
  7. W razie pytań – zapraszam na fb lub ask (linki po prawej stronie). Jeśli ktoś chce mój nr gg, proszę o pozostawienie swojego numeru gg w komentarzu. Odezwę się. 
Tymczasem uciekam, bo jestem w pracy ;) Jeszcze 2,5 godziny. 

Clover.

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 15. Piekło zamarznie a niebo stanie w płomieniach, bo książę Slytherin'u odda swoje serce księżniczce z Gryffindor'u.

Moja Promotorka mnie zabije, ale cóż. Wena przychodzi niespodziewanie.
-------------

            - Niesamowita historia. – westchnęła Hermiona, przełykając ostatni kęs kurczaka jaki miała na talerzu. – Ten świat chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
            - Mnie chyba też. Smakowało Ci? – zapytał z nieukrywaną troską w głosie.
            - Tak, dziękuję. – uśmiechnęła się. – Wszystko było bardzo pyszne. Ale to chyba u was rodzinne, bo Ashley też gotuje bardzo dobrze. A właśnie, Draco, jak uważasz powinnam mówić do niej Gretel czy Ashley?
            - Szczerze uważam, że najlepiej będzie jak się zapytasz. Według mnie moja siostra reaguje na oba te imiona, chyba trochę bardziej na Ashley. W końcu Gretel kojarzy jej się z życiem, które nie było dla niej zbyt łaskawe.
            - Wciąż nie mogę uwierzyć, że Lucjusz tak łatwo pozbył się jej ze swojego życia.
            - Tak, to nie jest wesoła historia.
            - Myślisz, że on teraz tego żałuje?
            - Na niektóre pytania nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi. - westchnął. - I chyba to jest takie pytanie. Ja sam nie mam z nim najlepszych kontaktów, a przy mamie wolę nie poruszać tego tematu. Ona i tak wiele przez niego wycierpiała.
            - Bardzo podziwiam Twoją mamę. - wyznała szczerze dziewczyna. - Mimo tylu przeciwności losu ona się nie poddała i zawsze stała po stronie swoich dzieci.
            - Matczyna miłość chyba jest najsilniejsza.
            - Tak, chyba tak. - mruknęła Hermiona ze smutkiem, na samą myśl o jej mamie robiło jej się przykro. - Wiesz kogo jeszcze podziwiam? - postanowiła zmienić temat.
            - Kogo?
            - Ciebie. - uśmiechnęła się.
            - A za co można mnie podziwiać? Za to Ty to już co innego. Inteligenta, zabawna, niesamowicie seksowna. - chłopak miał bardzo rozmarzony ton głosu.
            - Podziwiam Cię za to, że się nie dałeś. - Hermiona udała, że nie zwróciła uwagi na komplementy od byłego Ślizgona. - Po prostu podziwiam Cię za to jaki jesteś.
            - Kotek, uważaj bo się we mnie zakochasz. - Draco puścił jej oczko i zabrał talerze ze stołu do zmywarki. Hermiona zabrała resztę zastawy i poszła za nim.
            - A nawet jeśli to co? - tym pytaniem zaskoczyła nawet samą siebie. Lubiła go i wciąż czuła na sobie dotyk i smak jego ust.
            - Otóż wtedy. - Draco objął ją w pasie i spojrzał prosto w oczy. - Piekło zamarznie a niebo stanie w płomieniach, bo książę Slytherin'u odda swoje serce księżniczce z Gryffindor'u.
            - Nie jestem żadną księżniczką.
            - Dla mnie zawsze byłaś i będziesz. - Młody Dziedzic złożył na jej ustach pocałunek, który Hermiona odwzajemniła. - Na którą masz do pracy?
            - Właściwie to już powinnam się zbierać. - panna Granger nawet nie zauważyła kiedy czas minął jej tak szybko. Cóż w dobrym towarzystwie czas zawsze szybko mija.
            - Naprawdę musisz mnie już zostawić? - szepnął jej do ucha, co wywołało u dziewczyny przyjemny dreszcz.
            - Nie zostawiam Ciebie tylko nie chcę żeby mnie wyrzucili z pracy.
            - Oj tam, zaopiekuję się Tobą, nie musisz pracować.
            - Odezwał się pracoholik. - Hermiona pokazał mu język. - A właściwie jak w pracy?
            - Czekam na informację czy kontrakt o którym kiedyś Ci wspominałem dojdzie do realizacji. Nie ukrywam, że bardzo mi na tym zależy. Daj mi kwadrans, odstawię Cię pod szpital. I nie, to nie jest żaden kłopot. - uprzedził jej pytanie. - Czuj się jak u siebie, zaraz wracam.         
            Hermiona skierowała swoje kroki do salonu, gdzie w torebce miała kilka swoich drobiazgów. Nałożyła na usta czekoladowo - pomarańczowy błyszczyk, bo podczas niekorzystnej pogody jej usta bardzo szybko robiły się suche. Gdy uznała, że jest zadowolona ze swojego wyglądu, rozejrzała się po salonie. Zważając na uwagę, że w tym domu mieszkał sam facet to panował tu nieskazitelny porządek. Hermiona dobrze pamiętała zagracony pokój jej przyjaciela, Ron'a. Zazwyczaj na podłodze walały się stosy ubrań, połamanych witek od miotły a chyba żaden z domowników nie miał zaszczytu zobaczyć jakiego koloru jest dywan. Ba chyba nawet sam Ron tego nie wiedział. Hermiona zaśmiała się cicho na to wspomnienie. Podejrzewała, że u Draco sprawami domowymi zajmują się Skrzaty. Może nie pochwalała tego całkowicie ale już dawno przestała się angażować w W.E.S.Z. Teraz uważała to za idiotyczny pomysł i podziwiała Harry'ego i Ron'a, że dali się w ogóle w to wciągnąć. Z drugiej strony ona też chodziła na ich treningi Quidditch'a chociaż wcale nie miała to na ochoty. Uroki przyjaźni. Jej wzrok padł na kominek, na którym poustawiane były rodzinne zdjęcia. Na prawie wszystkich widać było Narcyzę, Ashley i Draco. Postacie z fotografii śmiały się i wesoło machały. Nagle Hermiona poczuła jak Młody Malfoy delikatnie obejmuje ją od tyłu i opiera swoją głowę na jej ramieniu.
            - Kochasz je bardzo, prawda?
            - Mhmm, to jedne z najważniejszych kobiet w moim życiu. - wyznał.       
            - A są jakieś jeszcze?
            - Będą. - pocałował ją w szyję. - Moja żona i nasza córka.

***

            Wiadomość, że Hermionę przywiózł do pracy Szukający Reprezentacji Anglii w Quidditch'a, czyli jeden z najprzystojniejszych facetów w całym kraju, obiegała Szpital Św. Mung'a w błyskawicznym tempie. Przez pierwsze trzy godziny dyżuru do jej gabinetu co chwile przychodziła jakaś znajoma i maglowała Hermionę o szczegóły. Nie pomogły żadne tłumaczenia, że to tylko znajomy z Hogwart'u. W końcu nikt nie całuje się namiętnie z kolegą ze Szkoły przez co najmniej pięć minut. Ostatecznie dziewczyna przyznała, że ewentualnie są dla siebie kimś więcej niż znajomymi ale stanowczo domówiła jakichkolwiek szczegółów. Sama była trochę zła na siebie, że dała się przyłapać z Draco. Mało tego, ktoś widział, że się całowali a teraz cały Szpital huczał od plotek, a połowa personelu zaczęła zastanawiać się nad prezentem ślubnym dla przyszłej pani Malfoy. Nie była przyzwyczajona do takiego zainteresowania swoją osobą, co prawda zauważyła, że kiedy była w miejscu publicznym z Draco kilka osób zawsze poprosiło go o autograf czy zdjęcie. Ginny wspominała, że podobne sytuacje spotykały Blaise'a, kapitana Reprezentacji, ale zawsze do tej pory panna Granger uznawała, że jej przyjaciółka przesadza. Teraz wiedziała, że bardzo się myliła. Poza gradobiciem pytań nie zanosiło się na nic innego. Korzystając z okazji, że żaden pacjent nie trafił do niej na oddział mogła w spokoju przespać kilka godzin na niewielkiej kanapie, która stała w najciemniejszym kącie jej gabinetu.
            Gdy jej dyżur dobiegł końca postanowiła po prostu teleportować się do domu. Wolała uniknąć kolejnej fali pytań od osób, które przyszły na drugą zmianę. Jak tylko przekroczyła prób domu od razu poczuła zapach świeżo zaparzonej kawy, co oznaczało tylko jedno. Ginny już nie śpi. Z deszczu pod rynnę, pomyślała. Ruda, jak się bardzo uparła, potrafiła być o wiele bardziej wścibska niż Rita Skeeter. A to już był prawdziwy wyczyn. Wiedziała, że kiedyś w końcu będzie musiała przez to przejść, a im wcześniej tym lepiej.
            - Cześć, Ginny. Co tak wcześnie wstałaś?
            - Hej, Miona. Nie spałam za dobrze. Kawy?
            - Poproszę. - Hermiona usiadła przy stole poważnie zmartwiona, jej przyjaciółka zachowywała się co najmniej dziwnie. - Ruda, co się stało?
            - Myślałam sporo o żonie Desmond'a. - panna Weasley podała jej kubek z gorącym napojem i usiadła obok. - Uważam, że powinnyśmy powiedzieć jej prawdę.
            - Ginny, rozmawiałyśmy o tym. Nie uważasz, że w jej stanie ta wiadomość może fatalnie wpłynąć na nią. Powinna unikać sytuacji stresującym, a nowiny jakie dla niej mamy z całą pewnością są bardzo stresujące.
            - Ja to wszystko wiem. Uwierz mi, prawie całą noc rozważałam wszystkie za i przeciw. I doszłam do wniosku, że powinna znać prawdę. Pomyśl tylko, mają już jedno dziecko, za jakiś czas na świat przyjdzie drugie. A Desmond zamiast zajmować się rodziną szuka wrażeń na boku. Z tego, co mi zrelacjonowałaś ta dziewczyna nie ma o niczym pojęcia. To straszne, że ona musi żyć w takiej niewiedzy i kiedy ona zajmuje się dziećmi jej mężulek zdradza ją. Ty sama stałaś się w pewnym sensie jego ofiarą. Nie miałaś pojęcia, że on ma rodzinę a ten dupek nawet się nie zająknął, kiedy proponował Ci spotkania i wysyłał kwiaty.
            - Tak, Ginny, to co mówisz jest prawdą. - przyznała Hermiona. - Jest mi bardzo szkoda tej dziewczyny. Ale z drugiej strony może kiedy dowie się prawdy ułoży sobie życie z jakimś porządnym facetem.
            - Otóż to. Ten idiota na nią nie zasługuje. Pamiętasz jego adres?
            - Tak, ale uważasz, że byłby na tyle głupi żeby podać mi adres pod którym mieszka jego rodzina?
            - Kto wie, chodźmy się przekonać.
            - Jak to chodźmy? Teraz? - Hermiona nie kryła zdziwienia.
            - A kiedy? Im szybciej załatwimy tę sprawę tym lepiej. Uważam, że takich spraw nie ma co odkładać na potem.
            - I jak chcesz to rozegrać? Zapukamy i jeśli otworzy nam ona to powiemy jej w progu, że facet za którego wyszła za mąż ją zdradza?
            - Postawmy na improwizację. - Ruda odstawiła pusty kubek po kawie do zlewu. - Zbieraj się, o dwunastej zaczynam pracę. Chcę do tego czasu rozwiązać tę niemiłą sytuację.
            - Jesteś kompletnie szaloną osobą. Na Merlina, i ja dałam się w to wpakować. - pomstowała Hermiona, gdy przyjaciółki były już w drodze do domu Desmond'a.
            - Jesteś równie szalona jak ja. Zobaczysz, wszystko skończy się dobrze. Mam takie przeczucie.
            - A pomyślałaś, co dalej? Kiedy już ona dowie się prawdy?
            - Owszem. Rozmawiałam już nawet o tym z Blaise'm. I on zaproponował, że w zaistniałej sytuacji spróbujemy ją wyciągnąć z tego bagna. A jeśli nie będzie miała, gdzie się podziać to mój facet uznał, że może wynająć dla niej jakieś mieszkanie. Do czasu aż nie stanie na nogi.
            - A po co wynajmować mieszkanie, przecież moje stoi całkiem puste. Wystarczy, że zabiorę resztę swoich rzeczy.
            - To też jakieś wyjście, nie pomyślałam o tym. Ale teraz skupmy się na obecnej sytuacji. O ewentualne mieszkanie będziemy się martwić jak przyjdzie na to czas.
            - Masz rację. - Hermiona była pod wrażeniem zaangażowania Ginny w tę sprawę. Sama czuła lekkie wyrzuty sumienia, bo przez to całe zamieszanie z Draco sprawa Desmond;a kompletnie wyleciała jej z głowy.
            - Skoro już wspomniałaś o Twoim mieszkaniu to chyba ono nie stoi tak całkowicie puste. - Ginny uśmiechnęła się złośliwie. - Dobrze się domyślam, że to tam teleportowaliście się z Draco, kiedy Blaise przyłapał was w jednoznacznej sytuacji.
            - Wiedziałam, że w końcu o tym wspomnisz. - Hermiona teatralnie wywróciła oczami. - Poza tym, my się tylko całowaliśmy.
            - No patrz, a według relacji Blaise byliście bliscy zerwania z siebie ubrań na tej ławce.
            - Przekaż mu proszę, że powinien odwiedzić okulistę. To taki mugolski lekarz do którego idziesz jak Twój wzrok się psuje.
            - Wylądowaliście w łóżku? - zapytała dosadnie panna Weasley, całkowicie ignorując uwagę Hermiony.    
            - Na Merlina, Ruda. Jeśli już jesteś taka ciekawska to tak. Wylądowaliśmy w łóżku, ale do niczego nie doszło. Po prostu razem spaliśmy. W dosłownym słowa tego znaczeniu i przestań doszukiwać się podtekstów.
            - Zawiodłaś mnie. A chociaż było buzi buzi?
            - Żeby to raz. - palnęła Hermiona zanim zdążyła ugryźć się w język. Ginny z radości zaśmiała się szczerze.
            - W końcu coś między wami ruszyło do przodu.
            - Tak, Draco odwiózł mnie do Szpitala na nocną zmianę i ktoś zauważył sposób w jaki... okej, całowaliśmy się na pożegnanie. - dodała widząc wymowną minę przyjaciółki. - Wszyscy w Świętym Mung'u uważają, że mamy zamiar wziąć ślub. Trwała nawet zażarta dyskusja, co kupią nam w prezencie i jakie stroje będą najodpowiedniejsze na, tu uwaga cytuję Debrę "najsłynniejsze wydarzenie od czasu założenia Hogwart'u". 
            - Nie przeczę, wasz ślub zrobi furorę. Wszystkie gazety będą o tym pisały.
            - Na Merlina, Ginny, opanuj się. O czym Ty w ogóle mówisz, nie będzie żadnego ślubu.
            - Tak, tak. Tylko patrzeć jak Draco padnie na kolana z bukietem kwiatów i oświadczy Ci się.
            - Piekło zamarznie a niebo stanie w płomieniach. - mruknęła Hermiona, nieświadomie powtarzając słowa Draco sprzed kilkunastu godzin. - I jesteśmy na miejscu, jeśli mówił prawdę to mieszka w tym domu.
            - Okej. - Ginny rozejrzała się po okolicy. - Nie widzę jego szpanerskiego autka. To dobrze, że pojechał już do pracy. Swoją drogą, gdzie on pracuje?
            - Wspomniał tylko, że w jakiejś korporacji i często wyjeżdża służbowo.
            - Czas działać. - Ginny odetchnęła i zadzwoniła do drzwi. Żadna z dziewczyn nie chciała się przyznać otwarcie ale serce waliło im jak oszalałe. Po chwili usłyszały czyjeś kroki i wiedziały, że nie ma juz odwrotu. Drzwi otworzyła im dokładnie ta sama kobieta, którą Hermiona spotkała w centrum handlowym. 
            - Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała życzliwie.
            - Yyyy... dzień dobry, bo my... - zaczęła dość kulawo Ginny.
            - Chwileczkę, ja już Panią gdzieś widziałam. - kobieta spojrzała na Hermionę, usiłując sobie przypomnieć kiedy i w jakich okolicznościach ją spotkała. - Widziałam Panią wtedy w centrum... o Boże...czy to oznacza, że jest Pani kolejną kochanką mojego męża?
            Takiego pytania dziewczyny się nie spodziewały. Obie stały zaszokowane i żadna z nich nie mogła wydusić z siebie ani jednego słówka. Cały scenariusz rozmowy jaki po drodze sobie ułożyły legł w gruzach. Jak to możliwe, że ona wiedziała o zdradach Desmond'a?
            - Nie, nie jestem kochanką Pani męża. - pierwsza mowę odzyskała panna Granger. - Jednak to właśnie o nim chcemy z Panią porozmawiać.
            - Proszę, zapraszam do środka. Męża nie ma, a syn jest już w przedszkolu. Napiją się Panie czegoś?
            - Nie, nie. Dziękujemy. - tym razem odezwała się Ginny.
            - Siadajcie, proszę. Ja sama długo nie mogę stać. - wskazała na znacznie zaokrąglony brzuch. - W takim razie, słucham. Co chcecie mi powiedzieć?
            - To z czymś przyszłyśmy nie jest niczym przyjemnym ale obie uznałyśmy, że powinna Pani o tym wiedzieć. - zaczęła Hermiona.
            - Nazywam się Jamie. Może tak będzie lepiej.
            - Okej, ja jestem Hermiona a to jest Ginny. Wtedy w centrum handlowym, gdy zobaczyłaś mnie jak rozmawiałam z Twoim mężem to w rzeczywistości nie pytałam go o drogę do sklepu muzycznego. Kilka tygodni wcześniej on zaczepił mnie w podobnych okolicznościach, wyraził chęć bliższej znajomości. Absolutnie nie dał po sobie poznać, że ma rodzinę. Z resztą, między nami i tak do niczego nie doszło. Chciałam tylko... Jamie, proszę nie płacz. - Hermiona spojrzała na blondynkę, która nie mogła powstrzymać łez.
            - Oh, proszę wybaczcie mi. To nie jest dla mnie łatwa sytuacja. Ale ja wiem o tym, co on mi robi. Wiem, że mnie zdradza. To nie pierwsza taka sytuacja. - Jamie rozpłakała się już na dobre. Hermiona i Ginny również miały łzy w oczach.
            - Jakie, jak to możliwe? Dlaczego nic z tym nie zrobisz? - zapytała Ruda.
            - A co ja mogę zrobić w mojej obecnej sytuacji? Jestem w siódmym miesiącu ciąży, mam pięcioletniego syna i na dodatek nie mam żadnego źródła finansowego. Desmond płaci za wszystko.
            - Od jak dawna on Cię tak traktuje?
            - Wszystko zaczęło się kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży z Amber. Wtedy wpadł w szał. Krzyczał, że wystarczy mu jedno dziecko. Skoro ubzdurałam sobie, że będzie drugie to albo usunę ciążę albo sama mam je wychowywać. Bo on wyprze się ojcostwa. Myślałam, że mu przejdzie ale myliłam się. Nie był ze mną nawet na ani jednych badaniach kontrolnych. Nie wiem nawet czy wie, że to będzie dziewczynka. A ja nie mogłam usunąć ciąży, po prostu nie mogłam. Przecież to moje dziecko, nasze dziecko. Znienawidził ją bez najmniejszego powodu.
            - Jamie, bardzo dobrze postąpiłaś, że nie usunęłaś ciąży. - Hermiona nie powstrzymywała już łez. - Posłuchaj, my Ci pomożemy.
            - Dziękuję za wsparcie ale ja nie mam dokąd pójść, nie mam najmniejszych oszczędności a doskonale zdaję sobie jak drogie jest życie. Moi rodzice nie żyją, a ja nie mam żadnych przyjaciół. On się o to postarał. - kobieta sięgnęła po chusteczki higieniczne leżące na stole. Kiedy wyciągnęła rękę, rękaw od bluzy podciągnął się do góry ukazując ogromnego, fioletowego siniaka na jej ramieniu.
            - Czy on Cię bije? - zapytała bez skrępowania Ginny.
            - Nie... - Jamie szybko zasłoniła siniaka.
            - W takim razie skąd to masz? My naprawdę możemy Ci pomóc.
            - Bije. - wyrzuciła z siebie blondynka i na nowo rozpłakała się. Hermionie to wszystko nie mieściło się już w głowie. Jak można bić kobietę w ciąży? Jak w ogóle można bić kobietę?
            - No już, spokojnie. - podała jej chusteczki. - Jamie, posłuchaj mnie uważnie, kiedy Desmond wraca do domu?
            - Będzie przed siedemnastą. - wydmuchała nos w chusteczkę.
            - Dobrze, chcemy Ci pomóc. Ja mam mieszkanie, w którym aktualnie nie mieszkam. Jest może niewielkie ale dla Ciebie i dzieci spokojnie wystarczy tam miejsca. Rachunki są opłacone na kilka miesięcy z góry, więc na chwilę obecną nie będziesz musiała się tym przejmować. Nasza przyjaciółka pracuje jako przedszkolanka, na pewno będzie mogła załatwić miejsce w żłobku dla Amber. Wtedy Ty będziesz mogła pójść do pracy, staniesz finansowo na nogi i uwolnisz się na dobre od tego potwora.
            - To wszystko bardzo pięknie brzmi, ale co to da skoro on mnie i tak znajdzie wszędzie, gdzie pójdę.
            - Nie martw się, nie znajdzie Cię. - wtrąciła Ginny. - Już nasza w tym głowa.
            - Kiedy on wyjeżdża w jakąś delegację?
            - Za trzy dni. Nie będzie go tydzień. - wyszlochała Jamie.
            - Przygotuj najpotrzebniejsze rzeczy. - oznajmiła Hermiona. - Za trzy dni zabieramy Cię stąd.

***

            Trzy przyjaciółki, Hermiona, Ginny i Ashley, siedziały wieczorem w salonie i rozmawiały o dzisiejszym dniu. Siostra Draco pochwaliła ich za rozwiązanie sytuacji z Jamie. I oczywiście zaoferowała swoją pomoc w sprawie ewentualnego miejsca w przedszkolu lub żłobku.
            - Łatwo nie było. On całkowicie ją zdominował i zrobił z niej swoją niewolnicę. Coś okropnego.           
            - To prawda, mam nadzieję że uda nam się jej pomóc. A Desmond jej nie znajdzie.
            - Spokojna głowa, poproszę Blaise'a żeby złożył mu wizytę z ochroniarzami z jego klubu.      
            - Jesteś szalona. - zaśmiała się Hermiona. - Chociaż dziś to już chyba nic mnie nie zdziwi.
            - Nie chwal dnia przed zachodem słońca. - dorzuciła Ashley. Chwilę później zadzwonił dzwonek do drzwi.
            - A kogo Merlin niesie w taką pogodę? -mruknęła panna Granger, bowiem na dworze znowu szalała ulewa. Ruda zlitowała się nad gościem i poszła otworzyć drzwi. W progu stał kompletnie przemoczony Draco z bukietem czerwonych róż.
            - A Tobie co się stało? - zapytała Ginny, ale chłopak bez słowa ją wyminął i podszedł do oniemiałej z wrażenia Hermiony.
            - Zostaniesz moją żoną?