Wena lubi atakować z zaskoczenia. I oto efekt.
WAŻNE!
Biorę udział po raz pierwszy w konkursie na najlepsze Drabble! Możecie zagłosować na mnie pod tym linkiem
http://stowarzyszenie-dhl.blogspot.com/2013/10/edycja-13-gosownie.html
Moje Drabble to
nr. 5 Drabble 3, kiedy Draco odbiera swojego syna z Peronu 9 i 3/4
Będę bardzo wdzięczna za każdy głos!
Dziękuję!
--------
Ginny
Weasley obudziła się w ogromnym i bardzo wygodnym łóżku swojego chłopaka. Mimo
wczesnej pory (dochodziła godzina ósma, a dziś Ruda miała na drugą zmianę więc
mogła spokojnie poświęcić trochę czasu na błogie lenistwo) Blaise’a nie było
już obok niej. Sądząc po odgłosach i zapachach dochodzących z kuchni chłopak
właśnie przygotowywał śniadanie. Ginny uśmiechnęła się, bo powoli zaczynało docierać
do niej jak bardzo kocha Zabini’ego. Prosty gest jakim było przygotowanie
śniadania dla swojej dziewczyny nie leżał w naturze każdego faceta. Ginny na
palcach u jednej ręki mogła policzyć ile razy Harry przygotował dla niej
posiłek. O innych facetach, z którymi Ruda się spotykała nawet nie warto było
wspominać. Blaise był pierwszym mężczyzną, który pokazał jej jak dziewczyna wspaniale
może czuć się w związku, opartym na wzajemnym zaufaniu i szacunku. Najmłodsza i
jedyna córka państwa Weasley, ubrana jedynie w granatową koszulę swojego
chłopaka, wygramoliła się z łóżka i zeszła na dół do kuchni, gdzie Blaise
podrzucając naleśnika nucił pod nosem najnowszy hit Fatalnych Jędz.
- A kto ma taki dobry humor z samego
rana? – zapytała, siadając na blacie kuchennym.
- Widząc Ciebie w mojej koszuli nie
mogę mieć innego humoru. – pocałował ją w nos i wrócił do smażenia naleśników. –
Czemu wstałaś tak wcześnie? Ominęło Cię śniadanie do łóżka.
- Dwa dni z rzędu podawałeś mi
śniadanie do łóżka. – odpowiedziała Ginny, jedząc maliny z salaterki.
- I to były dwa najlepsze poranki w
moim życiu. O nocy oczywiście nie wspomnę. –uśmiechnął się zadziornie. – To co
powiem będzie chamskie ale powinnaś częściej kłócić się z Hermioną.
- Myślisz, że po trzech dniach jej
przeszło? Poza tym wolałam jej zniknąć z oczu. Naprawdę wściekła się na mnie.
- Z jednej strony, moja Ślicznoto,
powinna być Ci wdzięczna, że popychasz ją w ramiona naszego Smoczka. A z
drugiej to trochę ją rozumiem.
- No właśnie, trochę mam wyrzuty
sumienia. – westchnęła Ruda. – Dziś po pracy pójdę ją przeprosić.
- Ale wróć do mnie wieczorem. –
Blaise skończył smażyć ostatniego naleśnika i podszedł do swojej dziewczyny. Objął
ją w pasie i namiętnie pocałował. – Za dobrze mi się z Tobą mieszka. – mruknął jej
do ucha, gdy oderwali się od siebie.
- To tylko trzy dni. Nie zdążyłam jeszcze
porządnie Cię wkurzyć. – zaśmiała się Ginny, wtulając się w idealnie wyrzeźbione
ciało byłego Ślizgona.
- Jestem cierpliwy. A w ogóle,
powtórz co dopisałaś w liście do Draco.
Ruda na samo wspomnienie o liściku
wysłanym do blondyna dostała ataku niekontrolowanego śmiechu. Dobrze wiedziała,
że Hermiona ją za to zabije lub rzuci na nią klątwę ale, na Merlina, było
warto!
Dwa dni wcześniej…
Draco przygotowywał się do porannego
joggingu po parku, gdy na parapecie jego apartamencie wylądowała sowa śnieżna. Do
nóżki miała przyczepiony mały zwitek pergaminu. Chłopak wpuścił ptaszysko do
środka i dał pić oraz trochę nasion z klatki jego sowy, która jeszcze nie
wróciła z nocnych łowów. Odwiązał liścik i zdziwił się, gdy rozpoznał schludne
pismo Hermiony.
Draco!
Bardzo dziękuję Ci za piękny bukiet czerwonych
róż. (Clover dopowiada ^^ - dalszą część dopisała Ginny, zaczarowała
tylko tekst aby dalej wyglądał na pismo Hermiony) Jeśli
mam być szczera to mi Ciebie też strasznie brakowało. Mam nadzieję, że teraz,
kiedy odnowiliśmy znajomość, wszystko potoczy się nowym, lepszym torem.
Ściskam i całuję,
Hermiona.
W pierwszej chwili Draco strasznie
się zdenerwował. Ktoś wysłał Hermionie bukiet kwiatów. Wróć! Ktoś wysłał bukiet kwiatów JEGO Hermionie! Już on się dowie o kogo chodzi. Chociaż miałaby być
to ostatnia rzecz jaką zrobi na tym świecie. Ale z drugiej strony, tajemniczy
wielbiciel musiał się nie podpisać skoro dziewczyna wysłała podziękowania
właśnie jemu. O tak, on już się postara żeby Hermiona dostała najpiękniejsze kwiaty
jakie w życiu widziała. I dopilnuje tego, żeby znajomość potoczyła się
odpowiednim torem. Skoro była Gryfonka zrobiła pierwszy krok… Z uśmiechem na
ustach wyszedł z pokoju. Czuł, że dzisiejszy jogging będzie wyjątkowy. Musiał w
końcu wszystko dokładnie zaplanować.
***
Zgodnie z porannym postanowieniem
Ginny prosto po pracy poszła do domu, który wynajmowała wspólnie z dziewczynami.
Raczej nie mogła liczyć na ewentualną obronę ze strony Ashley. Dziewczyna była
zajęta przygotowaniami do hucznej imprezy, która miała odbyć się równo za
tydzień, więc w domu była tylko gościem. Rzekomo spała u Jacob’a ale Ginny
wciąż miała mnóstwo podejrzeń, że noce spędza z kimś innym. Tylko z kim?
Musiała się tego dowiedzieć. Jednak te plany musiała na chwilę obecną odłożyć
na później. Teraz chciała przeprosić Hermionę i najważniejsze wyjść z tego
życiem, a przynajmniej bez większego uszczerbku na zdrowiu. Idąc zatłoczonymi
ulicami Londynu sporo myślała o tym co łączy ją z Blaise’m. Trzy dni spędzone u
niego były wyjątkowe i bardzo dobrze czuła się zasypiając wtulona w niego. Chłopak
już jakiś czas temu proponował jej aby zamieszkała u niego. Wtedy wykręciła się
najbardziej banalną wymówką jaka mogła jej przyjść do głowy – opłaciła czynsz z góry i nie mogła od tak
zostawić dziewczyn. Czy teraz, po tych trzech krótkich dniach, też
wykręciłaby się tą wymówką? Chyba już nie… Zanim się zorientuje przyjdzie
Sylwester i Nowy Rok, a to podobno najlepszy czas na zmiany. Skoro Harry
odchodzi z Hogwartu i chce zatrudnić się w Ministerstwie Magii to czemu ona nie
może wyprowadzić się od dziewczyn i zamieszkać ze swoim chłopakiem. Chłopakiem,
którego naprawdę pokochała na tyle poważnie, że zaczyna myśleć o wspólnej
przyszłości u jego boku. Z natłokiem myśli pojawiła się przed domem i zanim
nacisnęła klamkę głośno westchnęła. Cichutko, niczym mała myszka, weszła do
salonu. Hermiona leżała na kanapie, tyłem do niej i oglądała telewizję.
- Zakradać to Ty się nie umiesz. –
mruknęła, gdy Ginny próbowała podejść do niej jak najciszej. – I nie martw się,
złość już mi przeszła.
- Dzięki Ci Merlinie. – Ruda odetchnęła
z wyraźną ulgą i usiadła na fotelu. – Już chciałam pisać testament.
- Może niepotrzebnie wybuchłam, w
końcu sama napisałam te idiotyczne podziękowania. I chwała, że tylko to! –
Brązowooka wyłączyła telewizor i wstała z kanapy. – Chcesz gorącej herbaty? Na
dworze chyba jest dość chłodno.
- Tak, chcę. – Ginny uśmiechnęła się
ale w środku sparaliżował ją strach. Przecież jej przyjaciółka nie wiedziała,
że Malfoy nie dostał tylko podziękowań. Chociaż z drugiej strony, po co psuć
atmosferę? Hermiona nie musi o wszystkim wiedzieć. Gorzej jak Draco się wygada,
ale tym będzie martwić się później. – Miona, mogę się o coś zapytać? A właściwie
to poradzić.
- Pewnie. – była Gryfonka zalewała torebki
z herbatą gorącą wodą.
- Co byś powiedziała gdybym
zdecydowała się zamieszkać z Blaise’m od Nowego Roku? – zapytała, gdy Hermiona
podała jej kubek z aromatycznym napojem.
- A zdecydowałaś się?
- Chyba tak.
- Cóż, powiedziałabym na pewno, że
będzie tu bez Ciebie strasznie pusto. – Miona uśmiechnęła się. – Czyli mam
rozumieć, że przez te trzy dni polubiłaś mieszkanie z Diabłem?
- Czy polubiłam? Pokochałam! Nigdzie
nie czułam się tak dobrze jak u niego.
- Chyba powinnyśmy częściej się
kłóci. – zaśmiała się Hermiona, nieświadoma tego, że chłopak jej przyjaciółki
powiedział dokładnie to samo.
-Blaise też tak uważa. Czyli nie
będziesz zła czy coś?
- Ginny, Ginny, Ginny. – panna Granger
westchnęła teatralnie. – Ja nie potrafię długo się na Ciebie gniewać o czym
sama się chyba dziś przekonałaś. Jeśli mam być szczera złość na Ciebie przeszła
mi tego samego wieczora, ale chciała potrzymać Cię w niepewności w ramach kary.
- I kto tu jest wredny?
- Na pewno nie ja. – Miona pokazała
jej język. – Wiesz, ten nadchodzący rok przyniesie nam wiele zmian. Harry
zaczyna pracę w Ministerstwie, Ty zamieszkasz z Blaise’m. Poważny zrobił się
ten wasz związek. Tylko patrzeć jak dostanę zaproszenie na ślub.
- Już tak nie wybiegaj w przyszłość,
do tego jeszcze daleka droga. A ustaliłaś coś z Desmondem?
- Umówiłam się z nim na spotkanie
ale dopiero po urodzinach Ashley. – odpowiedziała Hermiona ale bez większego
przekonania. Sama nie wiedziała czemu ale odczuwała zawód, że kwiaty nie są
jednak od Draco. Przecież już raz podarował jej róże, przed śniadaniem w
Paryżu. A Desmond? Desmond po prostu był. Nic więcej. Ginny wyłapała w głosie
swojej przyjaciółki niezadowolenie. W końcu znały się tyle lat i obie potrafiły
zorientować się kiedy ta druga ma jakiś problem.
- Jesteś pewna, że chcesz się z nim
spotkać? Pamiętam, że nie byłaś zbyt zachwycona jego towarzystwem, gdy odwiózł
Cię po zakupach.
- Czasem trzeba docenić to, co daje
nam los. Nie zawsze można mieć to, czego się chce.
- A czego chcesz tak naprawdę?
- I tu zaczynają się schody, bo sama
nie wiem.
- Może nie spotkałaś jeszcze kogoś
odpowiedniego a może spotkałaś tylko jeszcze o tym nie wiesz. – Ginny próbowała
pocieszyć pannę Granger. – Zobacz, ja znałam Blaise’a od pierwszej klasy w
Hogwarcie. Powiedziałabyś wtedy, że kiedyś z nim będę?
- Na Merlina, nie! Prędzej sama
wysłałabym się do Munga niż tak pomyślała.
- Więc widzisz, życie zaskakuje nas
w tych momentach, kiedy najmniej się tego spodziewamy.
- Dobrze, że jesteś. – Hermiona uśmiechnęła
się serdecznie. – I serio, będzie pusto tutaj bez Ciebie. A jeszcze Ash też
pewnie zamieszka z Jacob’em jeszcze przed ślubem.
- Ich ślub dopiero w kwietniu, do
tego czasu wszystko może się zdarzyć.
***
Dzień przed imprezą urodzinową
Ashley Hermiona wybrała się na niewielkie zakupy do centrum handlowego
niedaleko Hyde Parku. Minęła sklepy spożywcze i udała się na pierwsze piętro. Na
jutrzejszy wieczór miała już kompletny strój,
który pomogła skompletować jej, jak zawsze chętna w tych sprawach do pomocy,
Ginny. Do pełni szczęścia brakowało tylko ładnego wisiorka. I właśnie ten
przedmiot był głównym celem dzisiejszych zakupów dziewczyny. Weszła do ulubionego
i sprawdzonego sklepu, gdzie już wcześniej wspólnie z Rudą kupiły mnóstwo błyskotek.
Po niecałych dwudziestu minutach wyszła bogatsza o naszyjnik, dwie pary
kolczyków i bransoletkę. Przecież była promocja! Zmierzając ku wyjściu w tłumie
konsumentów zauważyła Desmonda.
- Cześć, a Ty co tutaj robisz? –
podeszła do niego i przywitała się z szerokim uśmiechem. Chłopak wyglądał na
zaskoczonego i co najmniej zdenerwowanego.
- Hermiona? Co Ty…? To nie najlepszy
pomysł żebyśmy teraz rozmawiali. – burknął. Zanim dziewczyna zdążyła się
dowiedzieć o co chodzi ze sklepu z zabawkami wybiegł chłopczyk z radosnym
okrzykiem:
- Tato! Mama kupiła mi nowy
samochód! Zobacz, jaki fajny!
Panna Granger myślała, że się
przesłyszała a gdy maluch przytulił się do swojego ojca to miała też wrażenie,
że ma omamy wzrokowe. Zarówno ona jak i Desmond nie wiedzieli, co powiedzieć
więc po prostu stali i się na siebie patrzyli. W tej chwili trudno było określić,
które z nich było bardziej zaskoczone. Niezręczną ciszę przerwała kobieta,
która podeszła do nich.
- Kochanie, nie musisz krzyczeć na
cały sklep. – uśmiechnęła się łagodnie do synka, po czym spojrzała na ojca jej
dziecka. – Czy coś się stało?
- Nie… - Desmond starał się mówić
naturalnie. – Ta Pani pytała się tylko gdzie jest sklep muzyczny.
- Tak, dziękuję Panu za informację. –
Hermiona przybrała najbardziej neutralny ton głosu na jaki było ją stać w
tamtym momencie. – Teraz już na pewno trafię.
- Oh, to jest tak duży budynek, że
łatwo jest się zgubić. Sama parę razy musiałam pytać się o drogę. – zaśmiała się
blondynka. Panna Granger odwzajemniła nieśmiało uśmiech i po prostu odeszła. Bez
słowa. Mogła zrobić mu awanturę, tylko po co? Oboje mieli obrączki, mieli syna
a drugie dziecko było w drodze. Bowiem wysoka blondynka przytulająca się do
ramienia Desmonda była w zaawansowanej ciąży.
***
Draco uwielbiał biegać w Hyde Parku.
Nie dość, że to był jego ulubiony park w całym mieście to jeszcze znajdował się
tak niedaleko jego londyńskiego domu. Postanowił powoli zmierzać w kierunku
powrotnym, bo nadciągała burza. Gdy mijał fontannę na jednej z ławek zobaczył
znajomą twarz. Hermiona. Tylko czemu siedziała na ławce z podkulonymi nogami
wyraźnie czymś zmartwiona? Draco wykorzystał jej zamyślenie i usiadł obok.
- Powiedz, kto Cię tak zasmucił a
będzie zbierał wszystkie zęby z podłogi.
- Na Merlina! – dziewczyna drgnęła
wystraszona. – Nie zauważyłam kiedy się pojawiłeś. Ale wali mi serce.
- Przepraszam, nie chciałem. –
chłopak uśmiechnął się przepraszająco.
- Nic się nie stało i nikt mnie nie
zasmucił. – uśmiechnęła się. – Po prostu zamyśliłam się. A Ty już wróciłeś z
Paryża?
- Tak, wczoraj rano. I proszę jak mi
się poszczęściło. Dziś spotkałem Ciebie.
- Czyli już koniec ciężkiej pracy
zgodnie z obietnicą?
- Za tydzień mam ostatnie spotkanie
służbowe i w końcu mogę zwolnić tempo.
- Trzymam za słowo! – brązowooka uśmiechnęła
się tak jak Draco uwielbiał najbardziej. Niebo przeszyła błyskawica i po chwili
rozległ się grzmot. – Tylko tego brakowało.
- Chodź do mnie, przeczekasz burzę. –
zadecydował Draco i zanim Hermiona zdążyła się zorientować była już w połowie
drogi do jego domu. Przecież mogła się teleportować do siebie. Tylko jakoś
wtedy tak się złożyło, że zapomniała o tej przydatnej umiejętności. Z drugiej
strony, dobrze się stało, że spotkała młodego Malfoy’a – przynajmniej ten cholerny
Desmond wyleciał jej z głowy.
***
Burza trwała uparcie już trzy
godziny ku ogromnemu zadowoleniu obu stron. Ale oczywiście ani Draco ani
Hermiona nie powiedzieli tego na głos. Temat kwiatów jeszcze nie poruszyli,
chociaż panna Granger powoli przymierzała się do tego. Lubiła jasne sytuacje. Mówili
za to o innych sprawach. Żartowali i co chwile wybuchali szczerym śmiechem. Oboje
rozsiedli się wygodnie na kanapie w salonie blondyna. Hermiona całkiem
zapomniała już o nieprzyjemnej sytuacji, która spotkała ją kilka godzin temu. Była
jedynie wściekła, że Desmond okazał się bezczelnym chamem, który najwyraźniej
nie był wierny swojej żonie. Najbardziej szkoda jej było właśnie jej. Biedulka,
o niczym nie wiedziała. A przecież mieli w najbliższym okresie zostać po raz
drugi rodzicami.
- Draco, a co do tych kwiatów… -
zaczęła nieśmiało, ale nie było dane jej dokończyć. Z holu usłyszała dobrze
znany jej głos.
- Mam tego dość, Draco! Nie możemy
dłużej się ukrywać! Musimy w końcu wszystkim powiedzieć, że my… - Ashley przerwała
w połowie zdania, bo weszła do salonu i zobaczyła, że blondyn nie jest sam. Wręcz
przeciwnie, był w towarzystwie Hermiony, która prawie już siedziała wtulona do
niego przed kominkiem. Panna Granger na widok swojej przyjaciółki jak oparzona
odskoczyła od chłopaka. Patrzyła zaszokowana raz na nią raz na niego. Widziała,
że ich ta sytuacja też przerosła. I wtedy przypomniały jej się podejrzenia
Ginny.
Słuchaj, ja nie chcę rozpuszczać
fałszywych plotek ale odnoszę wrażenie, że ona nie jest z nim szczęśliwa.
Myślisz... myślisz, że ona kogoś
ma?
- O
mój Boże. – jęknęła Hermiona.