czwartek, 24 października 2013

Fragment Miniaturki nr. 6

Witajcie!
Ogłaszam oficjalnie, że piszę miniaturkę i na prośbę kilku osób zamieszam jej fragment. :)

***

               Ślub. Gdy jesteś małą dziewczynką to magiczne słowo kojarzy Ci się tylko i wyłącznie z piękną, białą suknią z długim welonem. Gdy jesteś dużą dziewczynką zdajesz sobie sprawę jak dużo czasu pochłaniają sprawy organizacyjne. W zasadzie tak dużo, że biała suknia z welonem spada na ostatnie miejsce. Obowiązków jest tyle, że ślubem cieszysz się dopiero, gdy nadejdzie ten wyjątkowy dzień i wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Ale to przecież najważniejszy dzień w życiu każdej kobiety, która wychodzi za mąż. Tego dnia wszystko ma być idealne, począwszy od odpowiedniego narzeczonego po nienaganne dobrane kwiaty w kościele a na pięknym przyjęciu weselnym kończąc.

            I właśnie do tego wyjątkowego dnia zostało tylko dwa miesiące a lista spraw do załatwienia wydawała się powiększać każdego dnia. Na pewno niejedna osoba byłaby tym faktem przerażona ale nie ona. O nie. Gryfoni byli ogólnie znani ze swojej odwagi i w słowniku prawdziwego Gryfona nie istniało słowo niemożliwe



niedziela, 20 października 2013

Rozdział 12. Sześć szklanek Ognistej, dwie herbaty i trzy godziny później

Witajcie!
Ten rozdział dedykuję każdej osobie, która czyta mojego bloga i znajdzie czas na skomentowanie mojej twórczości. Jestem niesamowicie wdzięczna za każdy pojedynczy komentarz, który daje mi motywację do pisania. Bo wiem, że mam dla kogo pisać.
Dlatego proszę, jeśli czytasz to skomentuj.

Rozdział pisałam słuchając Shane Wirkes - House Practice

Przypominam o głosowaniu!
Moje Drabble to nr. 5 Drabble 3, kiedy Draco odbiera swojego syna z Peronu 9 i 3/4

-------------


            Panna Granger z przerażeniem w oczach spoglądała na Draco i Ashley. Z wyrazu ich twarzy nie potrafiła odczytać absolutnie niczego, co chociaż w najmniejszym stopniu wyjaśniłoby sytuację, w której się znalazła. A przecież musi być logiczne wyjaśnienie!
            - Nie, to nie możliwe. – odezwała się pierwsza. – Przecież ślub, Jacob… Ashley, powiedz coś!
            Hermiona wpatrywała się w przyjaciółkę, która nie potrafiła wydobyć z siebie ani jednego słowa. Draco, zrozumiał, że obowiązek wyjaśnienia wszystkiego spoczął na nim.
            - Miona. – zaczął, ale dziewczyna w ogóle nie zwracała na niego uwagi. – Granger! – krzyknął w stylu dawnego Draco. Poskutkowało, Hermiona od razu spojrzała na niego. – Domyślam się jak to musi wyglądać ale to nie jest tak. Uwierz mi.
            - A jak? – zaskoczenie powoli ustępowało i w emocjach dziewczyny powoli zaczynał dominować gniew. – Co takiego musicie wszystkim powiedzieć?
            - Hermiona – odezwała się w końcu Ashley – ja tu przyszłam, żeby przekonać Draco, że nie musimy się dłużej ukrywać.
            - Dalej to nie wygląda najlepiej. – odburknęła panna Granger. Młody Malfoy postanowił działać zdecydowanie.
            - Przypatrz się nam uważnie! Naprawdę wyglądamy Ci na parę ukrywających się kochanków?
            Granger postanowiła zebrać myśli w jedną uporządkowaną całość. Dopiero teraz zwróciła uwagę, że oni są do siebie w pewnym sensie podobni. Oczy, włosy (chociaż włosy Draco były o wiele bardziej ciemniejsze niż za czasów szkolnych) i rysy twarzy. Nawet w grymasie niezadowolenia mieli taką samą minę. Ale to przecież niemożliwe! Draco jest dziedzicem majątku rodziny cieszącej się czystą krwią od wielu, wielu pokoleń. A Ashley nie jest nawet czarownicą.
            - Draco, możesz mi dać czegoś mocniejszego do picia? – zapytała Hermiona. – Na trzeźwo nie dam rady tego zrozumieć.
            Młody Malfoy uśmiechnął się do dziewczyn. Już wiedział, że była Gryfonka domyśliła się prawdy. Podszedł do barku i nalał do trzech szklanek Ognistej. Brązowooka prawie jedynym łykiem wypiła bursztynowy napój i usiadła na fotelu, a Draco i Ashley na kanapie, naprzeciwko niej. Za oknem zachodziło słońce, a w kominku trzaskał ogień. Hermiona spojrzała na swoich towarzyszy.
            - Na Merlina, jak ja mogłam nie zauważyć, że wy jesteście do siebie tacy podobni. Macie takie samy oczy.
            - Tylko ja jestem przystojniejszy. Auuuu. – Młody Malfoy dostał łokciem między żebra od swojej starszej siostry.
            - Draco, przestań się wygłupiać i proszę was, opowiedzcie mi wszystko. Jak to jest możliwe?
            - Dobra, siostra, kto zaczyna? Ty czy ja?
            - Może zacznę ja. – Ashley spojrzała w oczy swojej przyjaciółki. – Widzisz, moja mama i Lucjusz, czyli mój ojciec, rok po ślubie doczekali się pięknej i ukochanej córki, czytaj mnie. I nazwali ją Gretel. Tak, kiedyś nazywałam się Gretel Malfoy. – dodała na widok zdziwionej miny Hermiony. - Byłam oczkiem w głowie Lucjusza, córeczką tatusia i tak dalej. Rodzice obsypywali mnie prezentami, zatrudniali najlepsze opiekunki. Nie muszę mówić, że Lucjusz był już fanem tego całego Lorda. Nikt jakoś nie zwrócił uwagi na to, że nie przejawiałam żadnych umiejętności magicznych. Gdy miałam trzy lata urodził się mój braciszek, który siedzi teraz obok mnie. Razem dorastaliśmy i bardzo dobrze się dogadywaliśmy, wspólnie spędzaliśmy czas. Jakoś wtedy ten mentor Lucjusza znikł ale on już nigdy się nie zmienił. Zawsze był zdania, że liczy się czystość krwi ale później stało to się bardzo uciążliwe. Gdy Draco miał osiem lat i co chwilę popisywał się jakimś nowym zaklęciem wyczarowanym z dziecinnej różdżki, ja miałam jedenaście i podczas wakacji miał przyjść list z Hogwartu dla mnie. Gdy nadszedł sierpień Lucjusz zaczął się zastanawiać dlaczego nic jeszcze nie przyszło, ale mama uspokajała go i mówiła, że do rozpoczęcia roku szkolnego został jeszcze miesiąc. Tydzień przed pierwszym września Lucjusz udał się do Hogwartu porozmawiać z dyrektorem. To czego się tam dowiedział wstrząsnęło nim i wywróciło uporządkowany świat do góry nogami. Chyba już się domyślasz, jaką prawdę poznał Lucjusz?
            - Że Gretel Malfoy jest charłakiem.
            - Tak, to prawda. Jestem charłakiem. Wyobrażasz sobie jaki to byłby wstyd i skandal gdyby ta tajemnica ujrzała światło dzienne? Przynajmniej w mniemaniu mojego tatulka. I tak oto Lucjusz uznał mnie za niegodną noszenie nazwiska rodziny arystokratycznej szczycącej się swoim pochodzeniem. Dla niego byłam już tylko zdrajcą krwi. Znienawidził mnie w ciągu tej jednej chwili, nie mógł znieść myśli, że jego córka nigdy nie będzie prawdziwym czarodziejem, nie pójdzie do Hogwartu i nie trafi do Slytherinu. A co to by było gdyby dowiedzieli się inni. Znienawidził mnie do tego stopnia, że kazał mamie pozbyć się problemu, bo nie miał zamiaru brudzić sobie rąk moją niegodną osobą. Nie obchodziło go co się ze mną stanie. Mama nigdy się ode mnie nie odwróciła, poprosiła o pomoc Dumbledore’a. On umieścił mnie w domu swojej dawnej uczennicy, która była już na emeryturze, i została moją przyszywaną babcią. W ten sposób narodziła się Ashley Wilson.
            - Pani Wilson? – zapytała Hermiona bliska płaczu.
            - Tak, przypadek chciał, że była sąsiadką Twoich rodziców. Ojciec myślał, że mama pozbyła się mnie i mógł spokojnie zająć się wpajać Draco swoje mądrości życiowe. Za wszelką cenę chciał żeby jego syn nienawidził tak samo jak on mugoli, charłaków i innych niemagicznych osób i stworzeń. Czyli tych, którzy według niego nie zasługiwali na chociaż odrobinę tlenu do życia.
            - Czekaj, ja o tym opowiem. – Draco spojrzał na Hermionę. – Namieszałem nieźle
w Twoim życiu i teraz mogę Ci wszystko wyjaśnić. Gdy Gretel zniknęła z domu bardzo za nią tęskniłem, miałem osiem lat i nie rozumiałem wszystkiego. Ojciec to widział i nie podobało mu się to. Uczył mnie nienawidzić wszystkiego, co nie magiczne. Lucjusz po zniknięciu Gretel stał się jeszcze gorszy, nie potrafił już okazywać miłości ani mi ani matce. Rok po tych wydarzeniach mama powiedziała mi gdzie jest moja siotra i że możemy ją odwiedzać ale tylko w tajemnicy, nikt prócz naszej dwójki nie mógł o tym wiedzieć. Tak jak radziła mama słuchałem we wszystkim ojca, ale w głębi serca coraz bardziej go nienawidziłem. Pamiętasz jeszcze Goyle’a i Crabbe’a? – Hermiona kiwnęła głową na znak potwierdzenia. – Oni wcale nie byli moimi przyjaciółmi. Ich rodzice byli Śmierciożercami i podlegali mojemu ojcu, na jego polecenie ta dwójka udawała moich przyjaciół żeby tak naprawdę pilnować mnie.
            - Pilnować?
            - Tak, żeby synek największego Śmierciożercy w całej Anglii dawał przykład poprawnego zachowania. – odpowiedział szczerze Draco. – Obserwowali mnie na każdym kroku i o wszystkim informowali swoich rodziców a oni Lucjusza.
            - Więc Twoje zachowanie było udawane?
            - Tak. Mówiłem i robiłem to, czego ode mnie oczekiwali. Pomyślisz sobie, że byłem słaby skoro się nie zbuntowałem, ale uwierz nie umiałem. Za każdy przejaw człowieczeństwa z mojej strony największą karę ponosiła nasza matka. Ojciec obwiniał Narcyzę, że była dla mnie za dobra więc jak tylko miał okazję katował ją Crucio. Jak tylko Harry pokonał Sama Wiesz Kogo ograniczyłem kontakty z moim ojcem do niezbędnego minimum, jedynie z matką utrzymuje kontakty.
            - Na Merlina, ile wy wycierpieliście w życiu. – po policzkach Hermiony spływały łzy.
            - Łatwo nie było. – westchnął Draco. – I sam zgotowałem Ci niezłe piekło w Twoim życiu. Cieszę się, że mogłem Ci teraz wszystko wyjaśnić. Mogę mieć jedynie nadzieję, że po tym co usłyszałaś nie odwrócisz się od nas.
            - Zwariowaliście? Niby czemu miałabym się od was odwrócić? Ashley kocham jak siostrę, znamy się od dzieciństwa a Ciebie Draco… rozumiem, że robiłeś to wszystko żeby chronić swoją mamę.
            - Ta dziewczyna ma złote serce. – siostra byłego Ślizgona uśmiechnęła się do Hermiony.        
            - Mam już ostatnie pytanie. Skoro wojna skończyła się pięć lat temu to dlaczego tak długo ukrywaliście ten fakt przed światem?
            - Bo widzisz, dopiero dwa dni temu Ministerstwo Magii schwytało ostatniego zwolennika Voldemorta. Nie mogłem narazić mojej matki ani siostry na niebezpieczeństwo. Teraz mam całkowitą pewność, że obie są bezpieczne i nic już im nie grozi.

***

            Sześć szklanek Ognistej, dwie herbaty i trzy godziny później, gdy Ashley poszła już do domu, Hermiona i Draco wciąż zalegali na kanapie. Tylko zmienili pozycję. Młody Malfoy leżał od brzegu i obejmował pannę Granger, która wtuliła się w niego. Chłopak delikatnie głaskał jej ramię, co przyprawiało Hermionę o niekontrolowane bicie serca.
            - To powiesz mi teraz o co chodziło Ci z tymi kwiatami? – zapytał, gdy skończyli rozmawiać o ulubionych miejscach, gdzie można spędzić wakacje. Była Gryfonka zarumieniła się i podziękowała w myślach, że Draco tego nie zauważył. Zawsze mogła zgonić winę na ciepło bijące od kominka.
            - Może zacznę od początku. – westchnęła. – O ile chcesz tego słuchać.
            - Pewnie. Powiedziałem Ci przecież wcześniej, że ten, kto Cię zasmucił będzie zbierał żeby z podłogi. – odpowiedział a dziewczyna zachichotała. Oczywiście to wszystko przez wypity alkohol.
            - Desmonda poznałam kilka miesięcy temu na zakupach. Dał mi swój numer komórki ale nigdy do niego nie zadzwoniłam. Minęło trochę czasu i ponownie spotkałam go w sklepie. To było tuż przed wyjazdem do Hogwartu. Pamiętam sprzeczałam się wtedy z Ginny, że to ja robię zakupy mimo iż ona ma wolne następnego dnia. Podwiózł mnie wtedy do domu i przez calusieńką drogę nadawał jak katarynka. Praktycznie nie wypowiedziałam ani słowa. Podczas weekendu cały czas wydzwaniał na telefon domowy, zakupiony specjalnie dla Ashley. I tu jest dobra pora na pytanie, skąd on zdobył ten numer. Nigdy mu go nie podawałam a dodatkowo został on zastrzeżony.  
            - Zastrzeżony?
            - To znaczy, że nie jest od dostępny w książce telefonicznej, gdzie jest spis wszystkich telefonów domowych. – wyjaśniła Hermiona.
            - Ciekawe. – przyznał Draco. – Przepraszam, że tak dopytuję ale nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Jeszcze tak wiele mam do nauczenia się.
            - Jeśli chcesz to pytaj. Kto jak kto ale ja wiem o tym sporo.
            - Będziesz moją prywatną korepetytorką? – Draco mocniej przytulił Hermionę do siebie. – Podoba mi się to.
            - Wracając do mojej opowieści. – panna Granger podkreśliła każde słowo. Smok zaśmiał się cicho. – Przez cały weekend Desmond wydzwaniał do nas do domu, Ginny była bliska rzucić na niego jakiś urok. A jak wróciłam to przyszedł posłaniec z kwiatami. W całym tym rozgardiaszu Ruda przekonała mnie, że to od Ciebie. Tak też powstał liścik i gdy ja rozmawiałam z Desmondem przez telefon ona go wysłała. No a dziś spotkałam go w centrum handlowym był tam ze swoją żoną, synem. Dodam, że jego żona jest w ciąży.
            - Słucham? – w tonie głosu chłopaka Hermiona wyraźnie wyczuła zdenerwowanie. – Ma rodzinę i dalej szuka przygód na boku. Przecież to jakaś imitacja prawdziwego mężczyzny. Jak można być takim debilem, żeby zdradzać swoją żonę. I nie wspomnę o tym, że ma już dziecko a drugie jest w drodze.
            - Idealnie to ująłeś. – panna Granger przyznała mu rację.
            - Dochodzę do wniosku, że moja przyszła żona będzie miała najlepszego męża na świecie.
            - Chciałeś powiedzieć najskromniejszego. – Hermiona ponownie zachichotała.
            - To też.
            - A dlaczego uważasz, że będziesz najlepszym mężem na świecie?
            - Po pierwsze będę nim ja. – była Gryfonka teatralnie wywróciła oczami. – I to główny i najważniejszy powód. A po drugie nigdy jej nie zdradzę, będę ją kochał z całego serca i niczego jej nie zabraknie. I do granic możliwości będę rozpieszczał dzieci.
            - Poważne plany snujesz na swoją przyszłość.
            - Kiedyś trzeba zacząć. Mam już swoje lata, stałą pracę to mogę zacząć o tym myśleć. Wychowując się w domu takim jak mój sporo się nauczyłem. Przede wszystkim chcę żeby moja rodzina była szczęśliwa i czuła się bezpieczna. Nigdy nie pozwolę ich skrzywdzić. A Ty jak widzisz swoją przyszłość?
            - Chcę kiedyś mieć rodzinę, stworzyć kochający dom. Chcę też odzyskać rodziców. Harry chyba Ci o nich opowiadał.
            - Tak coś wspomniał. – przyznał Draco. Gdzieś w środku czuł się odpowiedzialny za decyzję Hermiony. W końcu, gdyby nie zagrożenie czające się ze strony Voldemorta i Śmierciożerów dziewczyna nie musiałaby modyfikować pamięci swoich rodziców.
            - I ja też nigdy nie pozwolę skrzywdzić mojej rodziny. Wymyśliłam już nawet imię dla córki. Bianca.
            - Ładne. – odpowiedział Draco. – Mojego syna nazwę Scorpius. Szczerze nad imieniem dla córki jeszcze się nie zastanawiałem.
            - Chcesz mieć córkę?
            - Pewnie, a to coś dziwnego?
            - Oczywiście, że nie. Tylko z reguły faceci wolą mieć synów.
            - Szczerze, płeć dziecka jest mi obojętna. Chcę żeby było zdrowe i żebym je miał z odpowiednią kobietą.
            - Jeśli ja też mam być szczera to nie spodziewałam się tego po Tobie. – Hermiona spojrzała na blondyna. – To wszystko co mówisz jest takie dojrzałe i piękne. Niejedna kobieta marzy o tym żeby mieć takiego partnera.
            - Miło mi to słyszeć.
            - Dobrze mi jest teraz. – panna Granger odezwała się po pewnym czasie. Wciąż leżeli przytuleni, patrząc się w ogień. Podczas trwającej błogiej ciszy brązowooka analizowała wszystko co powiedział jej Malfoy. I musiała przyznać, że jest pod ogromnym wrażeniem jego zmiany.
            - Mi też. – przyznał Draco. – Mógłbym tak leżeć godzinami.
            - Tylko wiesz co, wracając do mojej przyszłej rodziny to ja nie pozwolę żeby mój mąż rozpieszczał do granic możliwości dzieci.
            Draco uśmiechnął się pod nosem i odpowiedział:

            - Jakoś sobie z tym poradzimy. 

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 11. Ktoś wysłał bukiet kwiatów JEGO Hermionie!

Wena lubi atakować z zaskoczenia. I oto efekt.

WAŻNE!
Biorę udział po raz pierwszy w konkursie na najlepsze Drabble! Możecie zagłosować na mnie pod tym linkiem
http://stowarzyszenie-dhl.blogspot.com/2013/10/edycja-13-gosownie.html
Moje Drabble to nr. 5 Drabble 3, kiedy Draco odbiera swojego syna z Peronu 9 i 3/4
Będę bardzo wdzięczna za każdy głos!
Dziękuję!

--------


         Ginny Weasley obudziła się w ogromnym i bardzo wygodnym łóżku swojego chłopaka. Mimo wczesnej pory (dochodziła godzina ósma, a dziś Ruda miała na drugą zmianę więc mogła spokojnie poświęcić trochę czasu na błogie lenistwo) Blaise’a nie było już obok niej. Sądząc po odgłosach i zapachach dochodzących z kuchni chłopak właśnie przygotowywał śniadanie. Ginny uśmiechnęła się, bo powoli zaczynało docierać do niej jak bardzo kocha Zabini’ego. Prosty gest jakim było przygotowanie śniadania dla swojej dziewczyny nie leżał w naturze każdego faceta. Ginny na palcach u jednej ręki mogła policzyć ile razy Harry przygotował dla niej posiłek. O innych facetach, z którymi Ruda się spotykała nawet nie warto było wspominać. Blaise był pierwszym mężczyzną, który pokazał jej jak dziewczyna wspaniale może czuć się w związku, opartym na wzajemnym zaufaniu i szacunku. Najmłodsza i jedyna córka państwa Weasley, ubrana jedynie w granatową koszulę swojego chłopaka, wygramoliła się z łóżka i zeszła na dół do kuchni, gdzie Blaise podrzucając naleśnika nucił pod nosem najnowszy hit Fatalnych Jędz.
            - A kto ma taki dobry humor z samego rana? – zapytała, siadając na blacie kuchennym.
            - Widząc Ciebie w mojej koszuli nie mogę mieć innego humoru. – pocałował ją w nos i wrócił do smażenia naleśników. – Czemu wstałaś tak wcześnie? Ominęło Cię śniadanie do łóżka.
            - Dwa dni z rzędu podawałeś mi śniadanie do łóżka. – odpowiedziała Ginny, jedząc maliny z salaterki.
            - I to były dwa najlepsze poranki w moim życiu. O nocy oczywiście nie wspomnę. –uśmiechnął się zadziornie. – To co powiem będzie chamskie ale powinnaś częściej kłócić się z Hermioną.
            - Myślisz, że po trzech dniach jej przeszło? Poza tym wolałam jej zniknąć z oczu. Naprawdę wściekła się na mnie.
            - Z jednej strony, moja Ślicznoto, powinna być Ci wdzięczna, że popychasz ją w ramiona naszego Smoczka. A z drugiej to trochę ją rozumiem.   
            - No właśnie, trochę mam wyrzuty sumienia. – westchnęła Ruda. – Dziś po pracy pójdę ją przeprosić.
            - Ale wróć do mnie wieczorem. – Blaise skończył smażyć ostatniego naleśnika i podszedł do swojej dziewczyny. Objął ją w pasie i namiętnie pocałował. – Za dobrze mi się z Tobą mieszka. – mruknął jej do ucha, gdy oderwali się od siebie.
            - To tylko trzy dni. Nie zdążyłam jeszcze porządnie Cię wkurzyć. – zaśmiała się Ginny, wtulając się w idealnie wyrzeźbione ciało byłego Ślizgona.
            - Jestem cierpliwy. A w ogóle, powtórz co dopisałaś w liście do Draco.
            Ruda na samo wspomnienie o liściku wysłanym do blondyna dostała ataku niekontrolowanego śmiechu. Dobrze wiedziała, że Hermiona ją za to zabije lub rzuci na nią klątwę ale, na Merlina, było warto!

Dwa dni wcześniej…
            Draco przygotowywał się do porannego joggingu po parku, gdy na parapecie jego apartamencie wylądowała sowa śnieżna. Do nóżki miała przyczepiony mały zwitek pergaminu. Chłopak wpuścił ptaszysko do środka i dał pić oraz trochę nasion z klatki jego sowy, która jeszcze nie wróciła z nocnych łowów. Odwiązał liścik i zdziwił się, gdy rozpoznał schludne pismo Hermiony.

Draco!
Bardzo dziękuję Ci za piękny bukiet czerwonych róż. (Clover dopowiada ^^ - dalszą część dopisała Ginny, zaczarowała tylko tekst aby dalej wyglądał na pismo Hermiony) Jeśli mam być szczera to mi Ciebie też strasznie brakowało. Mam nadzieję, że teraz, kiedy odnowiliśmy znajomość, wszystko potoczy się nowym, lepszym torem.
Ściskam i całuję,
Hermiona.

            W pierwszej chwili Draco strasznie się zdenerwował. Ktoś wysłał Hermionie bukiet kwiatów. Wróć! Ktoś wysłał  bukiet kwiatów JEGO Hermionie! Już on się dowie o kogo chodzi. Chociaż miałaby być to ostatnia rzecz jaką zrobi na tym świecie. Ale z drugiej strony, tajemniczy wielbiciel musiał się nie podpisać skoro dziewczyna wysłała podziękowania właśnie jemu. O tak, on już się postara żeby Hermiona dostała najpiękniejsze kwiaty jakie w życiu widziała. I dopilnuje tego, żeby znajomość potoczyła się odpowiednim torem. Skoro była Gryfonka zrobiła pierwszy krok… Z uśmiechem na ustach wyszedł z pokoju. Czuł, że dzisiejszy jogging będzie wyjątkowy. Musiał w końcu wszystko dokładnie zaplanować.

***

            Zgodnie z porannym postanowieniem Ginny prosto po pracy poszła do domu, który wynajmowała wspólnie z dziewczynami. Raczej nie mogła liczyć na ewentualną obronę ze strony Ashley. Dziewczyna była zajęta przygotowaniami do hucznej imprezy, która miała odbyć się równo za tydzień, więc w domu była tylko gościem. Rzekomo spała u Jacob’a ale Ginny wciąż miała mnóstwo podejrzeń, że noce spędza z kimś innym. Tylko z kim? Musiała się tego dowiedzieć. Jednak te plany musiała na chwilę obecną odłożyć na później. Teraz chciała przeprosić Hermionę i najważniejsze wyjść z tego życiem, a przynajmniej bez większego uszczerbku na zdrowiu. Idąc zatłoczonymi ulicami Londynu sporo myślała o tym co łączy ją z Blaise’m. Trzy dni spędzone u niego były wyjątkowe i bardzo dobrze czuła się zasypiając wtulona w niego. Chłopak już jakiś czas temu proponował jej aby zamieszkała u niego. Wtedy wykręciła się najbardziej banalną wymówką jaka mogła jej przyjść do głowy – opłaciła czynsz z góry i nie mogła od tak zostawić dziewczyn. Czy teraz, po tych trzech krótkich dniach, też wykręciłaby się tą wymówką? Chyba już nie… Zanim się zorientuje przyjdzie Sylwester i Nowy Rok, a to podobno najlepszy czas na zmiany. Skoro Harry odchodzi z Hogwartu i chce zatrudnić się w Ministerstwie Magii to czemu ona nie może wyprowadzić się od dziewczyn i zamieszkać ze swoim chłopakiem. Chłopakiem, którego naprawdę pokochała na tyle poważnie, że zaczyna myśleć o wspólnej przyszłości u jego boku. Z natłokiem myśli pojawiła się przed domem i zanim nacisnęła klamkę głośno westchnęła. Cichutko, niczym mała myszka, weszła do salonu. Hermiona leżała na kanapie, tyłem do niej i oglądała telewizję.
            - Zakradać to Ty się nie umiesz. – mruknęła, gdy Ginny próbowała podejść do niej jak najciszej. – I nie martw się, złość już mi przeszła.
            - Dzięki Ci Merlinie. – Ruda odetchnęła z wyraźną ulgą i usiadła na fotelu. – Już chciałam pisać testament.
            - Może niepotrzebnie wybuchłam, w końcu sama napisałam te idiotyczne podziękowania. I chwała, że tylko to! – Brązowooka wyłączyła telewizor i wstała z kanapy. – Chcesz gorącej herbaty? Na dworze chyba jest dość chłodno.
            - Tak, chcę. – Ginny uśmiechnęła się ale w środku sparaliżował ją strach. Przecież jej przyjaciółka nie wiedziała, że Malfoy nie dostał tylko podziękowań. Chociaż z drugiej strony, po co psuć atmosferę? Hermiona nie musi o wszystkim wiedzieć. Gorzej jak Draco się wygada, ale tym będzie martwić się później. – Miona, mogę się o coś zapytać? A właściwie to poradzić.  
            - Pewnie. – była Gryfonka zalewała torebki z herbatą gorącą wodą.
            - Co byś powiedziała gdybym zdecydowała się zamieszkać z Blaise’m od Nowego Roku? – zapytała, gdy Hermiona podała jej kubek z aromatycznym napojem.        
            - A zdecydowałaś się?
            - Chyba tak.
            - Cóż, powiedziałabym na pewno, że będzie tu bez Ciebie strasznie pusto. – Miona uśmiechnęła się. – Czyli mam rozumieć, że przez te trzy dni polubiłaś mieszkanie z Diabłem?
            - Czy polubiłam? Pokochałam! Nigdzie nie czułam się tak dobrze jak u niego.
            - Chyba powinnyśmy częściej się kłóci. – zaśmiała się Hermiona, nieświadoma tego, że chłopak jej przyjaciółki powiedział dokładnie to samo.
            -Blaise też tak uważa. Czyli nie będziesz zła czy coś?
            - Ginny, Ginny, Ginny. – panna Granger westchnęła teatralnie. – Ja nie potrafię długo się na Ciebie gniewać o czym sama się chyba dziś przekonałaś. Jeśli mam być szczera złość na Ciebie przeszła mi tego samego wieczora, ale chciała potrzymać Cię w niepewności w ramach kary.
            - I kto tu jest wredny?
            - Na pewno nie ja. – Miona pokazała jej język. – Wiesz, ten nadchodzący rok przyniesie nam wiele zmian. Harry zaczyna pracę w Ministerstwie, Ty zamieszkasz z Blaise’m. Poważny zrobił się ten wasz związek. Tylko patrzeć jak dostanę zaproszenie na ślub.
            - Już tak nie wybiegaj w przyszłość, do tego jeszcze daleka droga. A ustaliłaś coś z Desmondem?
            - Umówiłam się z nim na spotkanie ale dopiero po urodzinach Ashley. – odpowiedziała Hermiona ale bez większego przekonania. Sama nie wiedziała czemu ale odczuwała zawód, że kwiaty nie są jednak od Draco. Przecież już raz podarował jej róże, przed śniadaniem w Paryżu. A Desmond? Desmond po prostu był. Nic więcej. Ginny wyłapała w głosie swojej przyjaciółki niezadowolenie. W końcu znały się tyle lat i obie potrafiły zorientować się kiedy ta druga ma jakiś problem.
            - Jesteś pewna, że chcesz się z nim spotkać? Pamiętam, że nie byłaś zbyt zachwycona jego towarzystwem, gdy odwiózł Cię po zakupach.
            - Czasem trzeba docenić to, co daje nam los. Nie zawsze można mieć to, czego się chce.
            - A czego chcesz tak naprawdę?
            - I tu zaczynają się schody, bo sama nie wiem.
            - Może nie spotkałaś jeszcze kogoś odpowiedniego a może spotkałaś tylko jeszcze o tym nie wiesz. – Ginny próbowała pocieszyć pannę Granger. – Zobacz, ja znałam Blaise’a od pierwszej klasy w Hogwarcie. Powiedziałabyś wtedy, że kiedyś z nim będę?
            - Na Merlina, nie! Prędzej sama wysłałabym się do Munga niż tak pomyślała.
            - Więc widzisz, życie zaskakuje nas w tych momentach, kiedy najmniej się tego spodziewamy.
            - Dobrze, że jesteś. – Hermiona uśmiechnęła się serdecznie. – I serio, będzie pusto tutaj bez Ciebie. A jeszcze Ash też pewnie zamieszka z Jacob’em jeszcze przed ślubem.
            - Ich ślub dopiero w kwietniu, do tego czasu wszystko może się zdarzyć.

***

            Dzień przed imprezą urodzinową Ashley Hermiona wybrała się na niewielkie zakupy do centrum handlowego niedaleko Hyde Parku. Minęła sklepy spożywcze i udała się na pierwsze piętro. Na jutrzejszy wieczór miała już kompletny strój, który pomogła skompletować jej, jak zawsze chętna w tych sprawach do pomocy, Ginny. Do pełni szczęścia brakowało tylko ładnego wisiorka. I właśnie ten przedmiot był głównym celem dzisiejszych zakupów dziewczyny. Weszła do ulubionego i sprawdzonego sklepu, gdzie już wcześniej wspólnie z Rudą kupiły mnóstwo błyskotek. Po niecałych dwudziestu minutach wyszła bogatsza o naszyjnik, dwie pary kolczyków i bransoletkę. Przecież była promocja! Zmierzając ku wyjściu w tłumie konsumentów zauważyła Desmonda.
            - Cześć, a Ty co tutaj robisz? – podeszła do niego i przywitała się z szerokim uśmiechem. Chłopak wyglądał na zaskoczonego i co najmniej zdenerwowanego.
            - Hermiona? Co Ty…? To nie najlepszy pomysł żebyśmy teraz rozmawiali. – burknął. Zanim dziewczyna zdążyła się dowiedzieć o co chodzi ze sklepu z zabawkami wybiegł chłopczyk z radosnym okrzykiem:
            - Tato! Mama kupiła mi nowy samochód! Zobacz, jaki fajny!
            Panna Granger myślała, że się przesłyszała a gdy maluch przytulił się do swojego ojca to miała też wrażenie, że ma omamy wzrokowe. Zarówno ona jak i Desmond nie wiedzieli, co powiedzieć więc po prostu stali i się na siebie patrzyli. W tej chwili trudno było określić, które z nich było bardziej zaskoczone. Niezręczną ciszę przerwała kobieta, która podeszła do nich.
            - Kochanie, nie musisz krzyczeć na cały sklep. – uśmiechnęła się łagodnie do synka, po czym spojrzała na ojca jej dziecka. – Czy coś się stało?
            - Nie… - Desmond starał się mówić naturalnie. – Ta Pani pytała się tylko gdzie jest sklep muzyczny.
            - Tak, dziękuję Panu za informację. – Hermiona przybrała najbardziej neutralny ton głosu na jaki było ją stać w tamtym momencie. – Teraz już na pewno trafię.
            - Oh, to jest tak duży budynek, że łatwo jest się zgubić. Sama parę razy musiałam pytać się o drogę. – zaśmiała się blondynka. Panna Granger odwzajemniła nieśmiało uśmiech i po prostu odeszła. Bez słowa. Mogła zrobić mu awanturę, tylko po co? Oboje mieli obrączki, mieli syna a drugie dziecko było w drodze. Bowiem wysoka blondynka przytulająca się do ramienia Desmonda była w zaawansowanej ciąży.

***

            Draco uwielbiał biegać w Hyde Parku. Nie dość, że to był jego ulubiony park w całym mieście to jeszcze znajdował się tak niedaleko jego londyńskiego domu. Postanowił powoli zmierzać w kierunku powrotnym, bo nadciągała burza. Gdy mijał fontannę na jednej z ławek zobaczył znajomą twarz. Hermiona. Tylko czemu siedziała na ławce z podkulonymi nogami wyraźnie czymś zmartwiona? Draco wykorzystał jej zamyślenie i usiadł obok.        
            - Powiedz, kto Cię tak zasmucił a będzie zbierał wszystkie zęby z podłogi.
            - Na Merlina! – dziewczyna drgnęła wystraszona. – Nie zauważyłam kiedy się pojawiłeś. Ale wali mi serce.
            - Przepraszam, nie chciałem. – chłopak uśmiechnął się przepraszająco.
            - Nic się nie stało i nikt mnie nie zasmucił. – uśmiechnęła się. – Po prostu zamyśliłam się. A Ty już wróciłeś z Paryża?
            - Tak, wczoraj rano. I proszę jak mi się poszczęściło. Dziś spotkałem Ciebie.
            - Czyli już koniec ciężkiej pracy zgodnie z obietnicą?
            - Za tydzień mam ostatnie spotkanie służbowe i w końcu mogę zwolnić tempo.
            - Trzymam za słowo! – brązowooka uśmiechnęła się tak jak Draco uwielbiał najbardziej. Niebo przeszyła błyskawica i po chwili rozległ się grzmot. – Tylko tego brakowało.
            - Chodź do mnie, przeczekasz burzę. – zadecydował Draco i zanim Hermiona zdążyła się zorientować była już w połowie drogi do jego domu. Przecież mogła się teleportować do siebie. Tylko jakoś wtedy tak się złożyło, że zapomniała o tej przydatnej umiejętności. Z drugiej strony, dobrze się stało, że spotkała młodego Malfoy’a – przynajmniej ten cholerny Desmond wyleciał jej z głowy.

***

            Burza trwała uparcie już trzy godziny ku ogromnemu zadowoleniu obu stron. Ale oczywiście ani Draco ani Hermiona nie powiedzieli tego na głos. Temat kwiatów jeszcze nie poruszyli, chociaż panna Granger powoli przymierzała się do tego. Lubiła jasne sytuacje. Mówili za to o innych sprawach. Żartowali i co chwile wybuchali szczerym śmiechem. Oboje rozsiedli się wygodnie na kanapie w salonie blondyna. Hermiona całkiem zapomniała już o nieprzyjemnej sytuacji, która spotkała ją kilka godzin temu. Była jedynie wściekła, że Desmond okazał się bezczelnym chamem, który najwyraźniej nie był wierny swojej żonie. Najbardziej szkoda jej było właśnie jej. Biedulka, o niczym nie wiedziała. A przecież mieli w najbliższym okresie zostać po raz drugi rodzicami.
            - Draco, a co do tych kwiatów… - zaczęła nieśmiało, ale nie było dane jej dokończyć. Z holu usłyszała dobrze znany jej głos.
            - Mam tego dość, Draco! Nie możemy dłużej się ukrywać! Musimy w końcu wszystkim powiedzieć, że my… - Ashley przerwała w połowie zdania, bo weszła do salonu i zobaczyła, że blondyn nie jest sam. Wręcz przeciwnie, był w towarzystwie Hermiony, która prawie już siedziała wtulona do niego przed kominkiem. Panna Granger na widok swojej przyjaciółki jak oparzona odskoczyła od chłopaka. Patrzyła zaszokowana raz na nią raz na niego. Widziała, że ich ta sytuacja też przerosła. I wtedy przypomniały jej się podejrzenia Ginny.  

Słuchaj, ja nie chcę rozpuszczać fałszywych plotek ale odnoszę wrażenie, że ona nie jest z nim szczęśliwa.
Myślisz... myślisz, że ona kogoś ma?

            - O mój Boże. – jęknęła Hermiona. 

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 10. Tylko niczego nie daje nam pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu

         Hermiona Granger powoli otworzyła powieki i ziewnęła. Przecierając jeszcze zaspane oczy zerknęła na zegarek stojący na nocnej szafce. Wskazówki wskazywały równo siódmą trzydzieści. Mimo dość wczesnej pory postanowiła wstać i wziąć poranny prysznic. Przeszukując szafę rozmyślała o wczorajszym wieczorze, który zdecydowanie mogła zaliczyć do udanych. Jedząc uroczystą kolację wszyscy zgromadzeni rozmawiali i wspominali dawne dzieje. Mimo iż większość osób widziała po raz pierwszy od pięciu lat bez problemu odnalazła z nimi wspólny język. Przez chwilę miała wrażenie, że Harry rzuca znaczące spojrzenia na Draco, który siedział obok niej, i ruchem głowy wskazywał na nią samą. Młody Malfoy albo tego nie widział albo bardzo dobrze to ignorował. Przy najbliższej okazji musi zapytać Potter’a o co mu chodziło. Gdy już wszyscy się najedli Padma uznała, że dobre przyjęcie nie może istnieć bez tańca. Wszyscy ochoczo przytaknęli jej i już po chwili salę bankietową wypełniła muzyka i porwała gości do tańca. Hermiona uwielbiała taniec więc z parkietu zeszła praktycznie ostatnia. Tańczyła z Harry’m, Draco, Neville’m a nawet z Pansy. Skutki wczorajszej zabawy wyraźnie odczuwała w bolących ją nogach. Wchodząc pod prysznic zastanawiała się czy w hotelu Draco dla gości dostępny jest masaż. W tej chwili bardzo chętnie by z niego skorzystała. Panna Granger żałowała tylko jednej rzeczy. Czasu. Czasu, który mijał tak szybko i zanim się obejrzała weekend spędzony w tym magicznym miejscu dobiegał końca. Całe szczęście, że będzie mogła spędzić dziś jeszcze kilka godzin w ukochanym Hogwarcie. Hermiona w myślach ułożyła sobie już listę miejsc, które tam odwiedzi. Na pierwszym miejscu, zaraz po śniadaniu w Wielkiej Sali, królowała biblioteka. To właśnie w tym miejscu, chyba tylko poza pokojem wspólnym Gryfonów, spędzała najwięcej czasu.
            Wychodząc ze swojego apartamentu wpadła na Draco, który spał tuż za ścianą. Wiedziała o tym, bo wczoraj późnym wieczorem odprowadził ją pod same drzwi.
            - A Ty dokąd się wybierasz?
            - Po pierwsze to dzień dobry a po drugie to wracam do Francji. Mówiłem Ci, że mam ważny kontrakt do podpisania.
            - Uciekasz tak rano? Założę się, że na pewno nic nie jadłeś.
            - Masz rację, zjem coś w hotelu. – Draco na chwilę się zamyślił. – Masz ochotę na pyszne francuskie rogaliki?
            - Jak o nich wspomniałeś to mam. – Hermiona uśmiechnęła się.
            - To chodź, porywam Cię do Francji. – Draco złapał byłą Gryfonkę za rękę i po chwili stali już przed jego hotelem w Mieście Zakochanych. W recepcji przywitała ich jedna z recepcjonistek.
            - Państwo Malfoy, witam. Czy zamówić śniadanie do Państwa apartamentu?
            - Poprosimy. – odpowiedział Draco. – Są jakieś dokumenty dla mnie?
            - Tak, wszystko jest przygotowane w Pana gabinecie.
            - Dziękuję. – Malfoy zwrócił się do Hermiony. – Skarbie, idź do apartamentu, zaraz do Ciebie przyjdę. – pocałował ją w usta i zniknął za drzwiami gabinetu.
            Państwo Malfoy? Państwa apartament? Skarbie? Do świadomości Hermiony dopiero teraz dotarł sens i znaczenie tych wszystkich słów. Nie miała za bardzo czasu ich analizować, bo wśród gości przechodzących przez lobby zobaczyła swoją mamę. Jej ukochaną mamę. Hermiona wpatrywała się w nią i nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Przez te pięć lat nic się nie zmieniła. Wszystkie wspomnienia związane z nią wróciły ze zdwojoną siłą. Hermiona dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo za nią tęskniła i jak bardzo chce podbiec i ją przytulić. Jane spojrzała na Hermionę, nieświadoma tego, że patrzy na swoją jedyną córkę. Widząc minę byłej Gryfonki uśmiechnęła się i wyszła z hotelu. Brązowooka bez chwili zastanowienia poszła za swoją rodzicielką ale, gdy zbliżyła się do głównych drzwi poczuła, że ktoś łapie ją za rękę. Bojąc się stracić z widoku swoją mamę niechętnie odwróciła się. Ostatnią osobą, którą spodziewała się zobaczyć był...
            - Profesor Dumbledore?
            - Witaj, Hermiono. – staruszek uśmiechnął się z tak dobrze znaną jej sympatią w oczach.
            - Profesorze, jak to możliwe? Moja mama... Co Pan tutaj robi? Przecież to musi być sen.
            - Bo w snach widzimy najgłębsze, najbardziej utęsknione pragnienia naszego serca. Tylko niczego nie daje nam pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu.
            
          Hermiona obudziła się nagle i dygocząc na całym ciele usiadła na ogromnym łóżku. Dojście do siebie zajęło jej kilka minut. Sen był bardzo realistyczny i z ciężkim sercem musiała pogodzić się, że to wszystko było fikcją. Sama świadomość, że we śnie zobaczyła swoją mamę była jednocześnie piękna i niesamowicie bolesna. Wzruszającym doświadczeniem była także krótka rozmowa z profesorem Dumbledore’m, który jak zawsze służył dobrą radą. Chociaż jednego była niezaprzeczalnie pewna. Perspektywa zostania panią Malfoy nie była najgłębszym i najbardziej utęsknionym pragnieniem jej serca. To nie było w ogóle jej pragnieniem. Owszem, chciała kiedyś wyjść za mąż w przyszłości ale na pewno w roli swojego przyszłego męża nie widziała Draco Malfoy’a. O co to nie. Odnowiła znajomość z nim dopiero niedawno i chociaż szybko polubiła go i nadzwyczajnie dobrze czuła się w jego towarzystwie to nie potrafiła wyobrazić sobie absolutnie niczego więcej.
            Młoda kobieta postanowiła zabrać się za poranną toaletę, bo za niecałe czterdzieści minut wybije godzina dziewiąta. Co jednoznacznie oznaczało śniadanie w Wielkiej Sali. Po wykonaniu niezbędnych czynności wyszła ze swojego apartamentu i dokładnie jak we śnie wpadła na Draco. Poczuła się nieswojo ze świadomością, że w jej śnie byli małżeństwem i Draco ją pocałował.   
            - Ale z Ciebie ranny ptaszek, Hermiona. – młody Malfoy miał wyjątkowo dobry humor. – Myślałem, że po takiej ilości czasu spędzonej na parkiecie będziesz dziś spać przynajmniej do południa.
            - To samo mogę powiedzieć o Tobie. – odpowiedziała panna Granger. Sama nie wiedziała dlaczego ale jej wzrok uparcie wędrował w kierunku ust blondyna. Postanowiła zmienić temat na neutralny i ruchem głowy wskazała na walizkę, którą trzymał Draco.     - Dokąd się wybierasz?
            - Wracam do Francji. Mówiłem Ci, że mam ważny kontrakt do podpisania.
            - Ah no tak. – wydukała dziewczyna. Cholera, nawet jego odpowiedź była prawie identyczna jak we śnie. – To... nie będziesz na śniadaniu w Hogwarcie?
            - Nie, zjem coś w hotelu. Masz ochotę na pyszne francuskie rogaliki?
            - NIE! – Hermiona prawie krzyknęła, bojąc się tego co może się wydarzyć dalej. Miała wrażenie, że jej sen stara się przedostać do rzeczywistości. Szybko się zreflektowała. – To znaczy mam, ale obiecałam, że będę na śniadaniu.
            - Rozumiem. – Draco nie wyczuł zdenerwowania w jej głosie. – Porwę Cię do Francji kiedy indziej. – uśmiechnął się. – Jak idziesz do Zamku to mogę Cię kawałek podprowadzić.
            - Jasne, chętnie.
            Hermiona okryła się szczelniej sweterkiem i oboje ruszyli w kierunku windy. Gdy jechali na parter każde z nich wyło pogrążone we własnych myślach. Brązowooka wciąż głowiła się nad sensem tajemniczego snu, który nie dawał jej spokoju. A jeśli jej rodzice naprawdę są we Francji? To może być jedyna okazja żeby to sprawdzić. Ale z drugiej strony mądre słowa profesora Dumbledore’a były prawdą. Natomiast Draco toczył w sobie wewnętrzny konflikt. Wczoraj, podczas kolacji, dobrze widział jak Harry próbował popchnąć go do działania. Niestety, to nie było takie proste. Czemu akurat w tej sprawie cała odwaga go opuszczała? Z rozmyślań wyrwał go dźwięk oznajmujący, że są już na parterze.
            - Po śniadaniu wracasz do domu? – zagadał Draco, gdy wyszli z hotelu i swoje kroki skierowali na błonia Hogwartu.
            - Odwiedzę panią Pince w bibliotece i raczej będę wracać do domu. – westchnęła Hermiona. – Jutro mam dyżur. Wiesz, Draco, zazdroszczę Ci, że tak często możesz tu przebywać. Ta wizyta uświadomiła mi jak bardzo tęskniłam za Hogwartem i Hogsmeade.
            - To czemu nie bywasz tu częściej?
            - Gdybym tylko mogła. Z moim grafikiem pracy nie jest to takie łatwe.
            - I to niby ja jestem pracoholikiem? Jak wrócę z Francji to popracujemy nad Tobą. Założę się, że nie byłaś od dawna na wakacjach.
            - Co Ty kombinujesz?
            - Nic, oczywiście. – młody Malfoy wzruszył ramionami. – Po prostu dawno nie byłem w moim hotelu na Malediwach i pomyślałem, że przyda mi się towarzystwo.
            - Draco, zapomnij. – Hermiona poczuła się bardzo speszona.
            - Jak sobie chcesz, ja tylko proponuję. – chłopak uśmiechnął się tajemniczo i spojrzał na Zakazany Las, który powoli przygotowywał się do nadchodzącej zimy. Większość liści przybrała już złoty odcień. Zdecydowanie jesień była ulubioną pora roku młodego Dziedzica. Chociażby dlatego iż wtedy zaczynała się szkoła i jako dziecko nie był skazany na ciągłą obecność ojca.
            - To bardzo miłe z Twojej strony, ale nie wypada żebym leciała z Tobą na Malediwy. I tak jestem Ci bardzo wdzięczna za wczorajszą wycieczkę do Paryża.
            - Nie przesadzaj, zjedliśmy tylko śniadanie. – uśmiechnął się na samo wspomnienie chwil spędzonych z Hermioną w jego ulubionej kawiarni.
            - I właśnie za to Ci dziękuję.
            - Jesteś strasznie uparta, wiesz?
            - Mam też wiele innych zalet. – panna Granger uśmiechnęła się złośliwie.
            - I skromna. – dodał Draco. Przekomarzając się dotarli do Zamku, co nie było pierwotnym założeniem blondyna. – Leć na śniadanie, bo się spóźnisz.
            - Już się spóźniłam. – mruknęła Hermiona. Poczuła w środku nieprzyjemne ukłucie, kiedy zrozumiała, że Draco zaraz wróci do Francji. – No to tego… uważaj na siebie i nie pracuj aż tyle.
            - To samo mogę powiedzieć Tobie. – młody Malfoy zrobił krok do przodu i przytulił do siebie, oniemiałą z wrażenia, dziewczynę. Nie wiedział dlaczego tak zrobił. Po prostu czuł, że dokładnie to powinno się wydarzyć. – Odezwę się niedługo.

***

            Reszta dnia minęła Hermionie niesamowicie szybko i przyjemnie. Śniadanie zjadła przy stole nauczycielskim, przy którym brakowało tylko Harry’ego. Profesor McGonagall wyjaśniła, że dostał pilną sowę z Ministerstwa w związku z podjęciem w przyszłości pracy na stanowisku Aurora. Pani Pince bardzo ucieszyła się na widok Hermiony i szczerze przyznała, że od kiedy brązowooka ukończyła Hogwart biblioteka stała się bez niej pusta. A najbardziej ucieszyła się Ginny z powrotu przyjaciółki do domu.
            - Nareszcie jesteś! – Ruda przytuliła Hermionę, gdy ta ledwo zdążyła wejść do domu.
            - Aż tak tęskniłaś?
            - Nareszcie mogę Cię zabić! Dlaczego podałaś Desmondowi numer stacjonarny? Wydzwania tu od wczoraj co piętnaście minut! Piętnaście minut, rozumiesz!
            - Ja nie podawałam mu żadnego numeru! – tłumaczyła się Hermiona, ściągając płaszcz. W tej chwili ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. – Otworzę.
            - Dzień dobry, kwiaty dla Pani Hermiony Granger. – w drzwiach stał posłaniec z ogromnym bukietem czerwonych róż.
            - To ja. – wyjąkała, zaszokowana dziewczyna odbierając kwiaty.
            - Poszukajmy może jest liścik. – cała złość Ginny natychmiast zniknęła. – Ale ktoś miał gest! Domyślasz się, kto mógł Ci wysłać takie piękne kwiaty.
            - Nie mam pojęcia. O, jest liścik. – Hermiona wyjęła niewielką karteczkę.

Im dłużej na ciebie czekałem, tym bardziej mi Ciebie brakowało.
D.

            - No, kochana, Draco się postarał. – Ginny z radości aż podskoczyła.
            - Oszalałaś, skąd Ci przyszło do głowy, że to wysłał Malfoy?!
            - A kto inny? – Ruda podała Hermionie kawałek pergaminu i pióro. – Odpisz, że dziękujesz za kwiaty.
            - Ginny, to wariactwo. – mimo wszystko panna Granger spełniła oczekiwania swojej przyjaciółki i napisała podziękowania. Gdy odłożyła pióro zadzwonił telefon.
            - Odbierz, to na pewno ten psychopata. – mruknęła Ginny. Hermiona pokręciła z dezaprobatą głową W czasie, gdy brązowooka rozmawiała przez telefon Ruda z szybkością światła zapakowała liścik do koperty i podała ją sowie, którą kupiła razem z Mioną. – Zanieś to do Draco Malfoy’a.
            Zadowolona, że w końcu sprawy zaczynają układać się po jej myśli, usiadła wygodnie na fotelu. Po dziesięciu minutach dołączyła do niej Hermiona, która od razu zauważyła brak pergaminu.
            - Ginny, gdzie jest…
            - Wysłałam. – odpowiedziała uradowana.
            - Jak to wysłałaś? Do kogo?!
            - Oczywiście, że do Draco.
            - Na Merlina. – Hermiona ukryła twarz w dłoniach. – Właśnie się dowiedziałam, że to Desmond wysłał te kwiaty, a nie Draco