czwartek, 26 maja 2016

-5-

Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro?
___________________________
Phil Bosmans

*****
       Harry skoro świt pojawił się w gabinecie Profesor McGonagall. Miał podkrążone i przekrwione oczy – od razu było widać, że nie spał całą noc. Na jego głowie panował jeszcze większy bałagan niż zazwyczaj. W prawej dłoni trzymał wymięty pergamin. Minerva spojrzała na niego matczynym wzrokiem, przepełnionym obawą i odezwała się jako pierwsza.
         - Jakie wieści?
         - Tak jak myśleliśmy.
         Chłopak usiadł na jednym z krzeseł i podparł głowę rękoma. Dyrektorka poprawiła okulary i zabrała się do czytania. List był krótki, ale wyjaśniał wszystko.

Harry, nasze obawy okazały się prawdą. Przybądź, proszę, w niedzielę rano do Ministerstwa Magii. Aurorzy są już w drodze. Musimy opracować plan działania. Skorzystaj z kominka w gabinecie Profesor McGonagall.
Kingsley

         Minerva z przerażeniem w oczach popatrzyła na chłopaka. Chciała go jakoś podnieść na duchu, pocieszyć. Problem w tym, że nie miała pojęcia jak to zrobić.
         - Muszę już iść.
         - Harry, musimy powiedzieć im prawdę. Hermiona, Ron i Ginny powinni wiedzieć.
         - Nie. – stanowczo sprzeciwił się. – Nie mogę ich narażać. Oni i tak wiele wycierpieli z mojego powodu. Hermiona wysłała swoich rodziców na drugą półkulę żebyli byli bezpieczni i cudem ich odnalazła. Ron i Ginny stracili brata. Z mojej winy.
         - To nigdy nie będzie Twoja wina, Harry.
         - Może będzie, może nie będzie. Ja po prostu nie zniosę myśli, że mogę ich narazić na niebezpieczeństwo. Im mniej wiedzą tym lepiej. Muszę ich chronić. A zwłaszcza Ginny. Przynajmniej jak coś mi się stanie to nie będzie za mną płakać. Zadbałem o to żeby trzymała się z daleka ode mnie. Mam nadzieję, że będzie mnie nienawidzić do końca życia.
         - Masz na myśli Cho?
         Harry nie odpowiedział, ale Dyrektorka wiedziała, że miała rację.
         - Postaram się wrócić przed kolacją. – odezwał się, sięgając po proszek Fiuu.
         - A co mam powiedzieć Twoim przyjaciołom? Na pewno zauważą Twoje zniknięcie i będą się pytać gdzie jesteś.
         - Trzymajmy się poprzednio ustalonej wersji. Myślę, że to najbezpieczniejsza wersja.
         - Harry, uważaj na siebie. Nie podejmujcie żadnych pochopnych decyzji. Pamiętaj, że członkowie Zakonu Feniksa, którzy wciąż są wśród nas, zawsze Ci pomogą. Nie bój się poprosić o tę pomoc.
         - Nie boję. Tylko czasem mam wrażenie, że nie zrobiłem wszystkiego co mogłem zrobić aby zakończyć tę sprawę raz na zawsze.
         - Harry, nie możesz żyć w poczuciu winy. Uwierz, że nikt nie ma do Ciebie żalu czy pretensji. Gdyby nie Ty… wolę nie myśleć jak wyglądałby dzisiejszy świat.
         - Wiem, każdy mi to powtarza. Problem w tym, że to mi wcale nie pomaga. Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że mówią tak z litości.
         - Przesadzasz, chłopcze! Zapewniam Cię, że nikt nigdy tak nawet nie pomyślał. Idź i rób swoje. Nie martw się, będę Cię kryła przed Twoimi przyjaciółmi. Niechętnie ale będę. Pamiętaj tylko o tym, że oni zasługują naprawdę. I uważam, że gdy prawda wyjdzie na jaw będą mieli żal do Ciebie, że im nie powiedziałeś.
         - Jak mogę im to zrobić? Zburzyć namiastkę normalnego życia, które z trudem odzyskali?
         - To kiedy chcesz im powiedzieć?
         - Jeśli to tylko możliwe to nigdy. Ja to zacząłem i ja to muszę zakończyć. Tak już musi być. Pogodziłem się z moim losem. Moi przyjaciele też muszą.
         - Uważaj na siebie.
         - Zawsze.
         - I pamiętaj, że zawsze możesz się zwrócić o pomoc. Pomogę jak będę mogła.
         - Wiem. Naprawdę muszę już iść. Do zobaczenia.
         Chłopak obrócił się na pięcie i zniknął w zielonym płomieniu.
         - Powodzenia. – mruknęła Dyrektorka, gdy Harry już zniknął. Bała się o niego tak jak o własnego syna, którego nigdy nie miała. Gdzieś w środku czuła, że ta zwariowana trójka jest jej bardzo bliska. Z jednej strony rozumiała decyzję Harryego ale obawiała się co się stanie, gdy Ginny, Ron i Hermiona poznają prawdę. Obawiała się, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Gdzieś w środku tliła się iskierka nadziei, że wszystko skończy się dobrze. Oby.
     
    *****
       Hermiona obudziła się chwilę po tym jak Harry przeniósł się do Ministerstwa Magii. Całą noc śniły jej się koszmary, rozmowa z Cho dała jej do myślenia. Była zła na siebie, że nie zauważyła, że z Harrym faktycznie może dziać się coś złego. A co jeśli on ma jakieś problemy, o których boi się powiedzieć? Może nie chce ich na coś narażać? Tysiąc myśli zaprzątało jej w tym momencie umysł i tylko Harry mógł je uspokoić. Postanowiła, że jak najszybciej musi się z nim spotkać. W niedzielę śniadanie podawano od ósmej, czyli za niecałe pół godziny. Wzięła szybki prysznic, ubrała legginsy, koszulkę i bluzę z kapturem. Na całe szczęście w weekendy mundurek nie obowiązywał, więc mogła pozwolić sobie na luźniejsze ubranie. Z szybkością błyskawicy znalazła się w Wielkiej Sali i zajęła miejsce przy stole Gryfonów z bardzo dobrym widokiem na drzwi. Uczniów przybywało, ale dziewczyna nigdzie nie mogła wypatrzyć rozczochranej czupryny swojego przyjaciela. Pora śniadaniowa dobiegała końca a Harry się nie pojawił, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Hermionę. Rozejrzała się po stole nauczycielskim i doszła do szybkiego wniosku. Nie było nikogo z Zakonu Feniksa.
         Hermiona zerwała się z miejsca, na którym siedziała, i pobiegła do gabinetu Profesor McGonagall. Na jednym wydechu wymówiła hasło weszła bez pukania do środka. Za pięknym biurkiem siedziała Dyrektorka i ze zdziwieniem przypatrywała się dziewczynie.
         - Tak? – zapytała poprawiając swoje okulary.
         - Pani Profesor ja wiem, że zabrzmi to idiotycznie, ale martwię się. Mam wrażenie, że z Harrym dzieje się coś złego.
         Minerva poczuła ścisk w środku ale nie mogła pozwolić sobie na chwilę słabości.
         - Co masz na myśli? – odłożyła pióro. Hermiona przerwała jej bowiem sprawdzanie esejów. – Proszę, siadaj. – wskazała jej krzesło.
         - Dziękuję. – usiadła i nerwowo poprawiła włosy. – Zapytam wprost. Czy Zakon Feniksa wciąż działa?
         - Skąd Ci to przyszło do głowy? Działalność Zakonu została zawieszona po schwytaniu ostatniego śmierciożercy. Nikt już aktywnie nie działa na rzecz Zakonu, Hermiono. Więc?
         - Martwię się o Harryego, dziwnie się zachowuje, znika. A dziś na śniadaniu nie było wielu nauczycieli, którzy należeli do Zakonu.
         - Niepotrzebnie. Jak widzisz ja też nie byłam na śniadaniu, jednak jestem w Zamku i sprawdzam eseje. Kilkoro uczniów odbywa właśnie szlaban u Profesora Snape’a, więc zapewne można go znaleźć w jednej z sal. Hagrid jest na ulicy Pokątnej, do jego sałaty znowu dorwały się ślimaki, więc szuka skutecznego specyfiku aby je odstraszyć. Wczoraj uczniowie Domu Węża urządzili powitalną imprezę, oczywiście tego nie pochwalam, ale widocznie mają przyzwolenie od Profesora Snape’a. I cóż… podobno Profesor Slughorn był na niej. O ile nic się nie zmieniło, wciąż jest w skrzydle szpitalnym. Poza tym, Hermiono, jest niedziela. Sama dobrze wiesz, że niewiele osób schodzi wtedy na śniadanie.
         - Tak, to prawda.
         - Powiem Ci, gdzie znika Harry ale musisz mi obiecać, że nie powiesz o tym nikomu. Ani Ginny, Ronowi, Cho, nawet Harryemu.
         - Dobrze obiecuję.
         - Kingsley nie czuje się na siłach aby dłużej piastować urząd Ministra Magii. W wakacje stanowisko ma objąć Artur Weasley, a Harry ma zostać jego zastępcą. To dlatego znika na całe dnie. Ma sporo nauki przed sobą, bo to bardzo odpowiedzialne stanowisko. Rodzina Artura też jeszcze o niczym nie wie. Ministerstwo chce to ogłosić na wiosnę.
         - To cudowna wiadomość! - w mgnieniu oka podejrzenia Cho stały się absurdalne. Hermiona poczuła się głupio, że dała się wkręcić. Z drugiej strony była na siebie trochę zła. Jak mogła podejrzewać, że z Harrym dzieje się coś złego. Przecież są przyjaciółmi i chłopak na pewno niczego by przed nią nie ukrywał. Wiedział, że może na nią liczyć w każdej sytuacji. Zwłaszcza, że tyle razem przeszli.
         - Niewątpliwie. – Minerwa zacisnęła usta. – Proszę Cię abyś nikomu o tym nie mówiła. Przynajmniej na razie. A teraz jeśli pozwolisz chcę wrócić do moich obowiązków.
         - Oczywiście Pani Profesor. Dziękuję za wyjaśnienia i przepraszam za swoje zachowanie.
         Hermiona wyszła z gabinetu Dyrektorki. Minerva nie mogła skupić się na esejach, zamiast tego wpatrywała się w kominek, w którym, wczesnym rankiem, zniknął Harry.
         Młoda Gryfonka zmierzała do Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych. Dopisywał jej wyśmienity humor, który diametralnie zmienił się gdy tylko zobaczyła Malfoya leżącego pod drzwiami. Od chłopaka na kilometr było czuć alkohol, a wygląd jego ubrań i włosów tylko potwierdzał, że impreza była ostro zakraplana.

         - Co za debil. – westchnęła. Już chciała wejść do Pokoju, gdy przypomniała sobie, że Malfoy jest Prefektem Naczelnym i nikt nie powinien go widzieć w takim stanie. Przecież to zaszkodziłoby wizerunkowi ich wszystkich. – Debil. – powtórzyła głośniej, ale Draco nie zareagował. Niechętnie wyciągnęła różdżkę i przy pomocy zaklęcia lewitacji przeniosła go do salonu i tam niedbale rzuciła na kanapę. Chłopak był w takim stanie, że nawet tego nie poczuł. Mruknął tylko coś niezrozumiałego przez sen i odwrócił się na drugi bok. Hermiona popatrzyła na niego z mieszanką obrzydzenia i współczucia. Był nawet całkiem znośny gdy nie kłapał dziobem. Granger usiadła na oparciu kanapy i odgarnęła z jego oczu niesforne kosmyki blond włosów. Uśmiechnęła się delikatnie na samą myśl o tym, z jaką łatwością mogłaby mu teraz przywalić w ten durny ryj. Od taka powtórka z trzeciej klasy.