poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 3. Poniżyć głupią szlamę, Granger

         - Impreza niespodzianka dla McGonagall? To mógł wymyślić tylko idiota. – Ginny skwitowała przy śniadaniu opowieść Hermiony.
            - Tak, Malfoy. – odpowiedziała panna Granger, a Ashley zakrztusiła się sokiem pomarańczowym. Hermi energicznie poklepała ją po plecach. – Lepiej?
            - Już tak, dzięki. Więc wracasz do szkoły? – Ash wstała od stołu i zaczęła zmywać naczynia.
            - Tylko na weekend, w niedzielę wieczorem wrócę do domu.
            - A dziś masz czas przed pracą?
            - Mam dopiero na drugą zmianę, Gin.
            - Pójdziesz ze mną na Pokątną? Potrzebuję nowej szaty do pracy.
            - Jasne, za pół godziny będę gotowa. – Hermiona poszła do swojego pokoju i dokończyła poranną toaletę.
            Po trzydziestu pięciu minutach młode czarownice wyszły z domu i w pobliskiej alejce teleportowały się do Dziurawego Kotła.
            - Ginny, Hermiona!
            - Hanna, jak miło Cię widzieć. – przyjaciółki podeszły do kontuaru, gdzie panna Abbott czyściła kufle do piwa.
            - Jak się masz? – zapytała uśmiechnięta Ginny i usiadła na wysokim krześle.
            - Wszystko dobrze, jak widzicie pracuję tutaj i w Trzech Miotłach.
            - Wiem, wiem. – przytaknęła Hermiona. – Harry mi wspominał. Będziesz na przyjęciu dla McGonagall?
            - Powinnam się pojawić, na kilka godzin. Ale wiesz, interes to interes. Bardzo się cieszę, że was widzę, dziewczyny.
            - Hanna, możesz mi donieść jeszcze jedno piwo? – odezwał się jeden z klientów.
            - Przepraszam was, Moje Drogie. Klienci wzywają.
            Dziewczyny po chwili znalazły się na ulicy Pokątnej, gdzie jak zawsze panował wesoły harmider. Głosy czarodziejów zagłuszały pohukiwania sów i odgłosy innych zwierząt. Hermiona zawsze z wielką radością odwiedzała to sentymentalne dla niej miejsce. Przed oczami miała wyraźne obrazy, gdy była jeszcze uczennicą Hogwartu i przychodziła tutaj, razem z rodzicami i przyjaciółmi, na zakupy. Wciąż pamiętała zapach nowych książek z księgarni Esy i Floresy, które z przyjemnością czytała do późnej nocy. Przyjaciółki weszły do sklepu Madame Malkin, gdzie już po dwudziestu minutach uśmiechnięte wyszły z nową szatą dla Ginny.
            - Hermiona, idziemy na ciastko i kawę?
            - Jeśli tylko masz ochotę. – Hermi założyła duże, przeciwsłoneczne okulary. Mimo końca września pogoda sugerowała środek lata. Kobiety usiadły przy stoliku pod dużym, żółtym parasolem.
            - Co dla was, Piękności. – syn Pana Floriana Fortescue przejął po zmarłym ojcu lodziarnię.
            - Marcus, czy Ty podrywasz każdą klientkę? – zaśmiała się Ginny.
            - Tylko te najpiękniejsze. – uśmiechnął się, w jego mniemaniu, czarująco.
            - Dobrze, rozumiemy. – Hermionie dopisywał dobry humor. – Ja poproszę truskawkową fantazję i sok pomarańczowy.
            - Dla mnie mrożoną kawę i ciastko z dyni.
            - Oczywiście, już podaję, moje Piękne. – Marcus znikł za drzwiami lodziarni.
            - Gin, chyba wpadłaś Marcusowi w oko. – Hermiona uśmiechnęła się.
            - Tak samo jak każda inna dziewczyna. – Wesley’ówna pokazała jej język. – Poza tym, spotykam się z Blaise’m od jakiegoś czasu. – powiedziała bardzo szybko Ginny i spojrzała w niebo wyraźnie zaczerwieniona.
            - TYM Blaise’m?
            - Jeśli masz na myśli Zabini’ego to tak, z tym.
            - Ginny, jak to się stało? I dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję?
            - Ciii, Marcus idzie.
            - Truskawkowa fantazja i sok pomarańczowy i kawa mrożona i ciastko z dyni. – chłopak postawił zamówienie na stoliku. – Gdybyście bardzo za mną tęskniły to jestem już obok. – na odchodne chłopak posłał im buziaka. Dziewczyny tylko się uśmiechnęły.
            - Dobra, już poszedł. Więc?
            - No co. Spotkaliśmy się kilka miesięcy temu na jednej imprezie, drugiej, trzeciej i kolejnej. Zaczęliśmy wspominać dawne czasy, trochę flirtować a jak ostatnio byłam u rodziców to okazało się, że Blaise też ich odwiedził, bo miał sprawę z Ministerstwa do taty i on...wyraźnie dał do zrozumienia moim staruszkom, że się spotykamy.
            - A oni co na to? – Hermiona upiła łyk soku.
            - Szczerze to nawet się ucieszyli, że kogoś mam. Myślę, że ciągle przezywają moje rozstanie z Harry’m. Blaise, jak później powiedziała mi mama, stał się bardzo odpowiedzialny, pracuje w Ministerstwie, jest dyrektorem Biura Aurorów i właścicielem kilku klubów w mieście.
            - No powiem Ci, że ten tydzień zaczyna się ciekawie. Wczoraj się dowiedziałam, że Harry i Neville zaprzyjaźnili się z Draco a moja przyjaciółka spotyka się z Blaise’m. Ciekawa jestem jakie jeszcze niespodzianki czekają na mnie.
            - I co Ty o tym wszystkim myślisz? O mojej nowinie.
            - Wiesz, to jest wasza decyzja. Jeśli jesteś szczęśliwa to ja mogę tylko mocno trzymać za was kciuki. Naprawę, Ginny, cieszę się Twoim szczęściem. A Ron już wie? Wiesz, jak on nie lubił Blaise’a.
            - Ja mu nic nie mówiłam, ale mama pewnie prędzej czy później mu powie o wszystkim. Poza tym Ronowi nic do tego z kim się spotykam. On nikogo nie lubił ze Slytherinu.
            - W sumie masz rację. Ale powiedz, często się spotykacie? – Hermi uśmiechnęła się zadziornie.
            - Nieeeee, czasem odbiera mnie z pracy. No dobra, codziennie mnie odbiera. – dodała widząc minę Hermiony. – I chodzimy razem na imprezy.
            - Odpowiada Ci to?
            - Nie myśl, że my tylko imprezujemy a potem idziemy do łóżka. Blaise naprawdę się zaangażował, traktuje mnie poważnie, a ja jego...też. Nawet zaczął mówić, że chce przedstawić swojej mamie.
            - Ginny, to poważne kroki. Zastanów się czy tego chcesz, pamiętasz jak było z Harry’m.
            - To nie to samo, z Harry’m to była całkiem inna historia i do tego prawie trzy lata temu. Poza tym Blaise nie naciska na ekspresową rodzinę tylko zaoferował mi związek oparty na wspólnym zaufaniu. A co będzie dalej to zobaczymy, co wyjdzie.
            - Myślisz o nim poważnie? Wiesz, dom, małżeństwo, dzieci? Nie teraz oczywiście, ale kiedyś tam.
            - Nie wiem, na razie jest mi dobrze tak jak jest. – Ginny podparła głowę ręką. – Ale chyba się zakochałam.
            - Gin, uszczypnij mnie, bo ja chyba nie wierzę w to, co słyszę. – Hermiona uśmiechnęła się szeroko. – Ty? Zakochana?
            - Wiem, to brzmi idiotycznie, ale tak wyszło. – panna Weasley się zarumieniła.
            - Długo się spotykacie?
            - Będzie jakoś trzy miesiące.
            - Czemu mówisz mi dopiero teraz?
            - Chyba nie miałam odwagi wcześniej. Nie gniewasz się?
            - Nie potrafię się na Ciebie gniewać, Weasley. Ale z decyzją o ślubie nie zwlekaj, w końcu jako Twoja druhna muszę się odpowiednio przygotować.
            - Masz to jak w banku, Granger. – Ruda pokazała jej język. – Poza tym, nie spiesz się tak, bo szybciej Ty wyjdziesz za mąż nią ja.
            - Na pewno, przypominam Ci, że to Ty masz potencjalnego przyszłego męża a nie ja.
            - Przesadzasz, Hermi. Kto wie, może Twój Jedyny idzie właśnie obok mojego chłopaka? – Ginny założyła ręce i uśmiechnęła się zadziornie.
            - Co? O czym Ty mówisz? – Hermiona odwróciła się w stronę, gdzie patrzyła się Ginny i równie szybko odwróciła się z powrotem do swojej przyjaciółki. –Ginny! Jak się dowiem, że Ty to ustawiłaś to Cię zamorduję! – dziewczyna syknęła ze złością.
            - Niczego nie ustawiłam. Nie wiedziałam, że oni tu będą.
            - Zabiję Cię! – dziewczyna wypowiedziała to bezgłośnie w stronę przyjaciółki, która już machała do nadchodzących mężczyzn. Hermiona zbladła ze strachu, gdy tylko go zobaczyła cały ból i strach wrócił z podwójną mocą. Przypomniała sobie każdą przepłakaną noc, każdą próbę ignorowania zaczepek i każdązłość, że znów nie wytrzymała i dała się sprowokować. A co jeśli na powitanie zacznie swoją tradycyjną grę Poniżyć głupią szlamę, Granger? Harry mówił, że Draco się zmienił, zaprzyjaźnił się z nim i Neville’m. Ale w końcu Neville to czarodziej czystej krwi, a Harry półkrwi. A ja nie, pomyślała Hermiona. Na całe szczęście dziewczyna szybko odzyskała zdrowy rozsądek i udało jej się pohamować emocje. Wzięła dwa głębokie oddechy. Te czasy już dawno minęły, teraz status krwi nie jest priorytetem.
            - Cześć, Kochanie!
            - Witaj, Ginny. – Blaise pocałował swoją dziewczynę w czoło. – A ta pani w okularach jak mucha to chyba nasza wzorowa uczennica, Hermiona Jane Granger.
            - Masz dobrą pamięć. Hej. – Granger, mimo całej sytuacji, szybko wrócił dobry humor.
            - Cześć, dziewczyny. – przyjaciel Blaise’a usiadł pomiędzy Hermioną a Zabini’m.
            - Hej, Draco. – odpowiedziała Hermiona, bo Ginny była zajęta witaniem się ze swoim chłopakiem. Nie odważyła się spojrzeć na niego.
            - Co tu robicie, dziewczyny? – zapytał Blaise, gdy skończył zajmować się Ginny.
            - Zakupy, Kochanie.
            - No tak. – skwitował Blaise. – My zabijamy nudę, mamy dziś wolne w Ministerstwie. Ale widzę, że znaleźliśmy towarzystwo na resztę dnia.
            - Raczej beze mnie, za półtorej godziny zaczyna się mój dyżur.
            - Pracujesz w Szpitalu Św. Munga? - zapytał Draco.
            - Tak, to mój drugi dom. - brunetka uśmiechnęła się lekko.
            - Pracoholiczka? - Blaise już próbował ciastko z dyni, które zamówiła jego dziewczyna. - Zupełnie jak młody Malfoy. Jak nie Ministerstwo to hotel.
            - Jesteś właścicielem hotelu? - zagadała Ginny, próbując zabrać Zabini'emu swoją porcję ciasta. - Zamów sobie!
            - A żeby tylko jednego. - odpowiedział za przyjaciela Blaise. - On jest właścicielem sieci hoteli. Na pewno widzieliście niejeden hotel El Corazón del Dragón. To tego Pana. - Blaise wskazał łyżeczką na Draco. – No i nie wspomnę o jego liniach lotniczych.
            - Mam wrażenie, że reklamujesz mnie. - skwitował Malfoy, na co jego przyjaciel wzruszył ramionami.
            - Czekaj, czekaj. Byłam dwa lata temu w Barcelonie w hotelu o takiej nazwie. I nikt nie pytał mnie o to czy jestem czarownicą.
            - Widzisz, Hermiona, czasy i ludzie się zmieniają.
            - Najwyraźniej. - dziewczyna odpowiedziała mu uśmiechem. Jego odpowiedź całkowicie zbiła ją z tropu. Czy to możliwe, że chłopak pochodzący z rodziny, która zawsze broniła czystości krwi, pozwalał aby gośćmi w jego hotelu byli także mugole? Z drugiej strony, może faktycznie czasy i ludzie się zmieniają. Może Harry miał rację? Przecież siedzi obok niej już kilka minut i ani razu jej nie obraził. Hermiona, korzystając z założonych okularów przeciwsłonecznych, postanowiła przyjrzeć się ukradkiem Draco. Chłopak ubrany był w sprane jeansy, granatową koszulę i markowe, czarne adidasy. Na prawej ręce miał zegarek, którego logo również nie należało do tanich. Na głowie chłopaka panował artystyczny nieład, blond kosmyki sterczały we wszystkich kierunkach, kilka opadało na czoło, co dodawało mu zadziornego wyglądu. Najbardziej Hermionę zadziwiły jego oczy. Były radosne, dobre i tak dziwnie znajome. Nie dopatrzyła się w nich zła i pogardy, z którą tak często na nią patrzył. Z rozmyśleń wyrwał ją głos Malfoy'a.
            - Już skończyłaś na mnie zerkać?
            - Nie wiem o czym mówisz!
            - Tak? To dokąd poszli państwo Zakochani?
           - Poszli? - dopiero teraz Hermiona zauważyła, że miejsca na przeciwko niej są puste.
            - Wydało się. - chłopak zaśmiał się. - Daj, zdejmiemy te okulary. - nie pytając jej o pozwolenie Draco zdjął okulary Hermiony i położył je na stoliku. - Od razu lepiej. A Blaise poszedł z Ginny zamówić drugie ciasto z dynią, bo pierwsze zjadł prawie sam. Cieszę się, że będziesz na przyjęciu dla profesor McGonagall.
            - A skąd... No tak, zapomniałam, że przyjaźnisz się teraz z Harry'm.
            - Widzisz, jak się porobiło. - chłopak podparł głowę ręką i patrzył się na brunetkę.
            - Ciągle nie mogę w to uwierzyć. - zaśmiała się. Ona ma piękny uśmiech, pomyślał Draco. - Wiesz, przypomniały mi się wasze potyczki z czasów szkoły.
            - Też je często wspominamy. - również Malfoy zaczął się śmiać na wspomnienie jego dawnych relacji z Potter'em
            - O czym tak rozmawiacie? - do stolika podeszła Ginny. Po chwili dosiadł się również Blaise.
            - Wspominamy szkołę. - odpowiedziała Hermiona. - Miło się z wami siedzi, ale praca wzywa.
            - Już uciekasz? - zapytał Draco. Hermiona miała wrażenie, że w jego głosie usłyszała cień zawodu.
            - Za godzinę zaczynam dyżur.
            - Poczekaj, odprowadzę Cię. 


--------------
Tak, wiem Ginny i Blaise razem. Ale uwielbiam ich w takim połączeniu! :)
Dziękuję za wszystkie komentarze! 
Zachęcam Was także do polubienia opowiadania na fb - https://www.facebook.com/pages/hgranger-dmalfoyblogspotcom/616617138377926?fref=ts

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 2. Ma na imię Desmond

Witajcie!Chcę Wam podziękować za komentarze, zwłaszcza, że były to same pozytywne komentarze! :) Cieszę się niezmiernie, że Wam się podoba. Pierwszy raz prowadzę bloga o tematyce Dramione, i za wszelkie uwagi dotyczące opowiadania (i samego bloga) będę wdzięczna. Nie znam jeszcze wszystkich opcji, jakie oferuje ten portal, ale staram się szybko nadrobić zaległości. :)Postaram się dodawać notki, co 1-2 tygodnie. Zależne to będzie oczywiście od moich możliwości czasowych. Gdyby ktoś miał do mnie jakieś pytania to proszę pisać w komentarzach, będę na nie systematycznie odpowiadać. Angusa - dziękuję za uwagę dotyczącą weryfikacji obrazkowej. Nie miałam pojęcia, że coś takiego tu jest. Zgodnie z zaleceniem - usunęłam. ;) Przepraszam Cię za spam, to już się więcej nie powtórzy. Jestem od niedawna wierną czytelniczką Twojego bloga. Cudeńko! :)Izka Mazur:1) O ile pamiętam znalazłam go na portalu mylog.pl. Jak znajdę dokładny adres to podam :)2) Tak, mój pierwszy o tematyce Dramione. 3) I piszę regularnie i mam już kilka następnych rozdziałów napisanych. Jednak ciągle przychodzą mi do głowy nowe pomysły i staram się to dodać, do historii. Ogólnie na dzień dzisiejszy mam zarys całego opowiadania. Nie przedłużając... zapraszam! :)
 



         Hermiona kończyła układać książki na najniższej półce w swojej nowej sypialni. Był to spory, prostokątny pokój. Gryfonka po wielu namysłach zdecydowała się ostatecznie na liliowy kolor ścian. I coraz bardziej była pewna, że to jak najbardziej trafna decyzja. Na przeciwko drzwi znajdowała się drewniana, trzydrzwiowa szafa ze sporym lustrem, komoda i biblioteczka. Obok biblioteczki znajdowało się biurko. Na biurku leżał nowy laptop (poprzedni przeszedł na zasłużoną emeryturę) – Hermiona nie potrafiła zrezygnować z niektórych mugolskich wynalazków, a serfowanie po Internecie sprawiało jej dużo radości. Obok biurka stał mały, drewniany stolik i dwa zielone fotele. Po drugiej stronie pokoju, w rogu stało spore łóżko z baldachimem. Baldachim był marzeniem Hermiony jeszcze z czasów dzieciństwa, i korzystając z okazji postanowiła zrealizować to marzenie. Na środku pokoju znajdował się puchaty, czerwony dywan. Przy biblioteczce były drzwi do łazienki. Hermiona nigdy do takich prac domowych, jak układnie książek na półce, nie używała magii. Zawsze wolała każdy, nawet najmniejszy detal, ułożyć według własnego uznania. Gdy na półkę włożyła ostatnią książkę usłyszała ciche pukanie do drzwi.
       - Proszę.
       - Hej, Mionka. – do pokoju zajrzała Ashley. – Mogę?
       - Ash, nie zadawaj takich pytań tylko wejdź.
    - Dzięki, słońce. – młoda kobieta weszła do pokoju z dwoma kubkami gorącej czekolady. – Chcę z Tobą o czymś porozmawiać. – jej mina zdradzała, że temat jest dosyć poważny.
     - Siadaj. – Hermiona wskazała jej fotel. Dziewczyna postawiła kubki na stoliku i usiadła na fotelu, po chwili dołączyła do niej Gryfonka. – Co się stało? Bo Twoja mina nie jest za ciekawa.
     - Widzisz... Jest pewna sprawa, która mnie strasznie gryzie. I chcę ją naprostować. Uznałam, że powoli chcę uporać się ze swoją przeszłością. – upiła łyk gorącego napoju. – Pamiętasz jak byłyśmy jeszcze małe i powiedziałam Ci, że moi rodzice nie żyją?
        - No tak. I nigdy więcej nie chciałaś poruszać tego tematu.
       - Zgadza się, widzisz to nie jest zbyt łatwy temat, ale... Tak naprawdę oni żyją.
      - Żyją? – Hermiona nawet nie starała się ukryć zdziwienia. – Ale jak to możliwe?
     - Ja Cię strasznie przepraszam, że wtedy nieźle nakłamałam...ale nie miałam wyjścia. Dalej nie jestem gotowa żeby o nich...zwłaszcza o ojcu porozmawiać. Za niecały miesiąc są moje urodziny i będzie na nich mój brat. Z nim i z mamą zawsze miałam najlepsze kontakty. Wybacz, że okłamałam Cię, że moi rodzice nie żyją. Naprawdę nie miałam wyjścia, mimo iż moja mama i brat zawsze mnie wspierali.
       - Ale skoro masz z nimi dobre kontakty to czemu nigdy ich nie widziałam?
     - Hermi, to naprawdę długa historia i na pewno wyjdzie jeszcze z niej niejedno moje kłamstwo, ale proszę Cię, jeszcze nie teraz.
     - Rozumiem Cię. – Hermiona położyła swoją dłoń na dłoni Ashley. Panna Granger odczuwała mieszankę przeróżnych emocji, pozytywnych i negatywnych. Postanowiła jednak nie naciskać przyjaciółki w temacie, który wyraźnie nie był dla niej łatwy. – I jeśli będziesz gotowa to chętnie z Tobą porozmawiam.
     - Dziękuję. – Ash spojrzała na nią z wdzięcznością. – Jeśli wszystko pójdzie dobrze za miesiąc poznasz mojego brata.
     - Nie mogę się już doczekać. – uśmiechnęła się. – O nim też nic nie wspomniałaś.
      - Ja też nie mogę się doczekać, trochę się denerwuję i wiesz, on jest w Twoim wieku i jest singlem. – puściła do niej oczko.
      - Ashleeeeeeey, proszę Cię! – Hermiona zarumieniła się. – Wiesz, że nie szukam nikogo.
       - Wiem, ale miłość przychodzi niespodziewanie. – Ash pokazała jej język.
       - Nie baw się w swatkę. – Miona pogroziła jej palcem.
       - Oj weź, Kochana, pasowalibyście do siebie.
      - Tak, tak. - Hermiona machnęła ręką. - Zmieniając temat, zdecydowałaś się, gdzie urządzasz urodziny?
      - Zdecydowałam. Za 15 minut przyjedzie Jacob i jedziemy do klubu Shine wynająć jedną z sal.
       - Czyli zamknięte impreza w gronie najbliższych?
- Pewnie, Ty, ja, Jacob, Ginny, mój braciszek i właściciel klubu, który jest jego bardzo dobrym znajomym. W sumie dzięki niemu możemy wynająć salę ze sporą zniżką, Shine nie należy do najtańszych, niestety.
      - Szalejesz Kochana, ale w końcu raz w życiu kończy się dwadzieścia sześć lat.
       - Dziękuję, że mi przypomniałaś o moim wieku.
       - Nie przesadzaj, ja jestem tylko trzy lata młodsza.
       - Pogadamy za trzy lata! - Ash pogroziła palcem przed nosem Hermiony. –I Mionka jeszcze jedna sprawa dotycząca mojego brata, daj mu szansę.
       - O jakiej szansie mówisz?
      - Po prostu wysłuchaj go, myślę że ma Ci coś do powiedzenia. I proszę, nie pytaj o nic więcej.
      - Ash, poczekaj chwilkę. Mam wrażenie, że Twój brat mnie zna a ja wiem o nim tylko tyle, że jest Twoim bratem. Nawet nie znam jego imienia. O co tu chodzi?
       - Wybacz, obiecałam mu, że nic Ci nie powiem.
       - Czyli on mnie zna, tak?
    - Wiesz co, chyba Jacob już jest. – Ash wstała i szybkim krokiem skierowała się w stronę drzwi. – Także, widzimy się wieczorem.
      - No poczekaj, ehh. – Hermiona przeczesała ręką włosy. Dziewczyna wstała i podeszła do okna. – Oczywiście, Jacob już jest. – spojrzała na pusty podjazd przed domem. – O co Ci chodzi wariatko...

***

     Panna Granger czytała w salonie Najdziwniejsze przypadki medyczne, z zewnątrz dochodziły odgłosy bawiących się dzieci. Dochodziła godzina osiemnasta, Ashley nie wróciła jeszcze ze spotkania z właścicielem klubu a Ginny miała zostać na noc w Norze. Z impetem zamknęła opasłą książkę, gdy po raz piąty czytała tę samą stronę i odłożyła tom na stolik.
       - Nawet nie wiem o czym czytam. - westchnęła. Jej myśli po raz kolejny powędrowały do rodziców. Brunetka bardzo często o nich myślała, a jeszcze częściej pojawiała się pokusa odnalezienia ich i sprowadzenia. - Hermiona, uspokój się. - skarciła samą siebie na głos. Spojrzała na zegar stojący na kominku przy zdjęciach. Jego wskazówki pokazywały, że zbliża się godzina osiemnasta. Co oznaczało, że... – Harry zaraz przyjdzie. – uśmiechnęła się brunetka. Wstała i poszła do kuchni przygotować do podania wcześniej kupione jagodowe ciasto. Gdy kończyła wyciągać z górnych szafek kuchennych talerzyki i kubki na herbatę, usłyszała dzwonek do drzwi.
    -Harry! Jak dobrze Cię widzieć! – Hermiona rzuciła mu się na szyję. Czarnowłosy zachwiał się lekko.
       - Hermiona, zaraz mnie udusisz! – zaśmiał się. – Ja też się cieszę, że Cię widzę, siostrzyczko. – przytulił ją mocno. W takich chwilach oboje czuli się najbezpieczniej. Kochali się jak prawdziwe rodzeństwo.
        - Chodź, siadaj na fotelu. – Hermiona wciągnęła go do domu i wskazała sofę. – Zaraz mi wszystko odpowiesz, tylko przyniosę ciasto. – dziewczyna zniknęła w kuchni i po chwili wróciła z tacą, na której było ciasto i dwa kubki z gorącym napojem. Postawiła wszystko na stoliku i usiadła na kanapie obok chłopaka. – No słucham, opowiadaj.
      - Oj siostra. – uśmiechnął się. – Ty się nic nie zmieniłaś, ciągle taka szalona i roztrzepana.
       - Nie żartuj sobie ze mnie. – pokazała mu język. – Twoja wiadomość była strasznie tajemnicza.
      - Nie tajemnicza, konkretna. – poprawił ją. – Po prostu nasza kochana profesor McGonagall obchodzi za tydzień pięćdziesięciolecie swojej pracy, więc powstał pomysł zorganizowania małego przyjęcia z udziałem nauczycieli i prefektów. I tu pytanie do Ciebie, czy zgodzisz się odwiedzić Hogwart w przyszłym tygodniu na cały weekend? - młody mężczyzna upił łyk gorącej herbaty.
       - Pytanie, oczywiście że tak! Muszę tylko załatwić sobie urlop w pracy.
       - Nie musisz, już załatwiłem. Twoja zgoda to czysta formalność.
      - Widzę, że ja już nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia. - zaśmiała się. - Kto jeszcze będzie z naszych znajomych?
      - Ty, ja, Neville, Padma Patil, Anthony Goldstein, Ernie Macmillan i Draco Malfoy. I tu czeka Cię zaskoczenie, zgaduj kto wpadł na pomysł zorganizowania całego przyjęcia.
       - A nie Ty?
       - A to było by zaskoczeniem dla Ciebie?
       - No nie wiem, Neville? Padma?
       - Pudło razy dwa.
      - Więc to na pewno Malfoy. – zaśmiała się Hermiona a Potter spojrzał na nią znacząco. – No nie mów, że to on. – dziewczyna omal nie upuściła kubka z herbatą.
       - Zgadłaś. Brawo dla Ciebie.
     - Żartujesz sobie ze mnie? Ja mam uwierzyć, że na to wszystko wpadł Malfoy?!
      - Wiesz, Hermiona, on się zmienił. Mówię absolutnie poważnie, z dawnego Draco nie zostało absolutnie nic.
    - Nie wierzę. – Gryfonka wstała z kanapy i przeszła się kilka razy po salonie. – Harry, poważnie?
      - Nigdy nie byłem poważniejszy. – jego mina wyjaśniała wszystko.
     - I co, jeszcze mi powiesz, że wieczorami spotykacie się w Trzech Miotłach na kufel kremowego piwa? I to razem z Neville’m!
       - Tylko w piątki.
       - Harry! – dziewczyna podniosła ton głosu.
     - Czego się denerwujesz? Przecież nawet nie wiesz nic o nim, a Draco naprawdę się zmienił.
     - Źle mnie zrozumiałeś. Ja nie jestem zła, ale ogromnie zaskoczona. Postaw się na moim miejscu, jak byś zareagował na TAKĄ wiadomość? Ty, Neville i Draco, popijający kremowe piwo jak najlepsi kumple! – ponownie usiadła obok niego.
       - Rozumiem, to brzmi idiotycznie ale taka jest prawda, siostra. Z resztą, Draco pytał o Ciebie, chyba z Tobą też chce poprawić relacje.
        - To dopiero brzmi idiotycznie. – zaśmiała się nerwowo.
        - Jakkolwiek by to nie brzmiało, będziesz miała okazję się przekonać. Ale Hermi, niedługo będę lecieć więc chcę Ci przedstawić szczegóły wszystkiego. Otóż, całe przyjęcie odbędzie się w hotelu w Hogsmeade, który należy do Dracona. Dzięki temu Minerwa niczego się nie domyśli. Oczywiście, Ty i reszta prefektów macie zapewniony nocleg na czas pobytu.
        - Niech zgadnę w hotelu Malfoy’a.
       - Punkt dla Ciebie. Przyjedziecie w piątek wieczorem a przyjęcie będzie w sobotę wstępnie o dwudziestej. W niedzielę planowany jest wasz powrót.
        - Mam coś ze sobą zabrać szczególnego?
      - Myślę, że raczej nie. Padma zadbała o wszystko, wczoraj była na ulicy Pokątnej i kupiła potrzebne rzeczy, a Skrzaty zaoferowały pomoc w przygotowaniu jedzenia. Ale siostra – Harry przyjrzał jej się uważnie – na pewno wszystko jest u Ciebie porządku? Jakieś masz smutne oczy.
        - Wydaje Ci się. – Hermiona szybko odwróciła wzrok.
       - Hermiona, nie rób ze mnie głupka, przecież widzę. Poza tym wcale się nie ucieszyłaś na myśl o powrocie do Hogwartu.
      - Nie, to nie tak, cieszę się bardzo, tylko... Myślałam dziś o rodzicach, poza tym Ashley dziwnie się zachowuje, chce mnie swatać ze swoim bratem, wariatka.
       - To ona ma brata?
      - Tak ma, ale to skomplikowana historia. – dziewczyna machnęła ręką. – Nawet mam wrażenie, że on mnie zna. Przynajmniej tyle się domyśliłam.
       - Nie domyślasz się kim on może być?
       - Niestety.
    - To dziwne, że nigdy wcześniej o nim nie wspomniała a teraz nawet sugeruje Ci coś więcej. – zamyślił się Potter.
     - Oh, Harry, to pewnie zwykłe wygłupy i nie ma o czym mówić. Z resztą, niedawno  jak byłam na zakupach to poznałam całkiem fajnego chłopaka. Ma na imię Desmond. Dał mi swój numer telefonu.
       - O proszę, cieszę się, że kogoś masz. – Harry uśmiechnął się.
      - Nie mam nikogo, Harry. Jeszcze nie wiem czy się do niego odezwę. W takich sprawach nie ma się co śpieszyć, znasz mnie.

***

   Młody Potter opuścił dom Hermiony blisko północy. Postanowił przed powrotem do Zamku odwiedzić swojego przyjaciela. Teleportował się i już po sekundzie był przed jego rezydencją W oknach, na parterze, świeciło się światło. Podszedł do drzwi i zapukał energicznie. Po chwili drzwi otworzył mu gospodarz domu i zanim zdążył się przywitać, Harry zapytał:
        - Stary, dlaczego mi nie powiedziałeś, że masz siostrę?

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 1 Wciąż czekała na to, co przyniesie jutro

     Minęło pięć lat od czasu Bitwy o Hogwart. Pięć spokojnych lat. Nie było już więcej niewyjaśnionych zniknięć, ataków ani zabójstw. Nie było już Voldemorta, a Śmierciożercy zostali, co do ostatniego, schwytani i osadzeni na długie lata w Azkabanie. W świecie czarodziejów na dobre zapanował pokój. Na zawsze w pamięci pozostały nazwiska osób poległych w bitwie o lepszy świat. Ministrem Magii został Georg McMillan, człowiek sprawiedliwy i niezwykle dokładny. Również w Hogwarcie sporo się zmieniło, stanowisko dyrektora objęła Minerwa McGonagall, nie zrezygnowała jednak z pełnienia funkcji opiekuna domu. Grono pedagogiczne zasilił również Harry Potter, na prośbę Minerwy objął stanowisko obrony przed czarną magią. Mimo wiszącej "klątwy" nad tym przedmiotem Potter już od trzech lat nauczał i jak do tej pory nic mu się nie stało (nie licząc drobnego incydentu, gdy podczas swoich pierwszych zajęć - jak sam twierdził, że powodem był stres -  lekko przypalił sobie szatę). Także Neville Longbottom objął stanowisko nauczyciela zielarstwa. Dwa lata temu pani Pomona Sprout przeszła na zasłużoną emeryturę, a Neville był odpowiednim kandydatem na jej następcę. Spotykał się z Hanną Abbott i ich związek stawał się coraz poważniejszy. Hanna Abbott została właścicielką Dziurawego Kotła w Londynie, który prowadziła jej ciotka a sama zatrudniła się w Trzech Miotłach w Hogsmeade aby być bliżej Neville’a.  Ron Weasley rok po śmierci Voldemorta wyjechał do swojego brata, Charlie'ego do Rumunii. Uznał, że będzie lepiej dla niego jeśli zerwie kontakt z Hermioną po tym jak dziewczyna, po raz kolejny, odrzuciła jego miłość. Ograniczał się jedynie do wysłania jej listów z życzeniami urodzinowymi oraz świątecznymi. Hermiona pisała do niego dużo częściej – pytała jak się czuje, jak sobie radzi w Rumunii w pracy ze smokami. Jednak Ron nigdy jej nie odpisał. Także Chłopiec Który Przeżył nie miał szczęścia w miłości, rozstał się z Ginny trzy lata po śmierci Voldemorta, gdy objął stanowisko nauczyciela w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jak się później okazało przyczyna ich rozstania była dość oczywista - Harry był gotów na wejście w dorosłe życie i założenie rodziny, co nie odpowiadało pannie Weasley, która chciała się jeszcze, przed podjęciem tak ważnej życiowej decyzji, porządnie wybawić. Panna Granger ukończyła kształcenie w kierunku uzdrowiciela i od dwóch lat pracowała w Szpitalu Świętego Munga (specjalizowała się w urazach pozaklęciowych). Hermiona również była singielką, poza Ronem miała kilku wielbicieli, jednak żaden nie był tym jedynym, z którym mogłaby wejść w poważny i trwały związek o jakim zawsze marzyła. Wciąż czekała na to, co przyniesie jutro. 
     W niewielkim mieszkaniu, w centrum Londynu, którego właścicielką była panna Granger trzy młode kobiety z entuzjazmem omawiały jutrzejszy dzień. 
     - Ja jestem najstarsza, więc to jest chyba oczywiste, że ja pierwsza wybieram sobie pokój! - Ashley pogroziła palcem swoim przyjaciółkom. Ginny prychnęła niczym rozwścieczona kotka. 
       - Chciałabyś, kochanie. Ten przywilej należy się mi, bo ja znalazłam ogłoszenie! 
     Hermiona siedziała w fotelu i z rozbawieniem przyglądała się przyjaciółkom i ich kłótni. Pomyśleć, że jutro wyprowadza się ze swojego mieszkania i zamieszka razem z Ginny i Ashley. Na ten pomysł wpadła niecałe pół roku temu, na co obie kobiety chętnie przystały. Była to dość spontaniczna i szalona decyzja. Hermiona znała Ashley Wilson od najmłodszych lat swojego życia. Mieszkała naprzeciwko jej dawnego domu, wychowywała ją babcia. Hermiona nigdy nie odważyła się zapytać, co stało się z rodzicami - tylko raz Ash powiedziała, że nie żyją. Miała również brata, ale o nim także niewiele mówiła. Była niemagiczną osobą, jednak wiedziała o tym kim są Hermiona i Ginny. I wbrew ogromnemu przerażeniu młodych czarownic przyjęła to bardzo spokojnie. 
    Ashley Wilson pracowała jako przedszkolanka w jednym z londyńskich, prywatnych przedszkoli. Swojego narzeczonego Jacob’a Morgana poznała w szkole średniej. Od tamtej pory zostali najlepszymi przyjaciółmi, a kiedy Jacob rok temu oświadczył jej się bez chwili zastanowienia odpowiedziała „tak”. Panna Wilson była śliczną, drobną blondynką, niewiele niższą od Hermiony. Z jej niebieskich, niczym niezapominajki, oczu biła radość życia. Ashley była niezwykle cierpliwą osobą, co bardzo pomagało jej w pracy z dziećmi, które miały do niej codziennie tysiące pytań. Ashley zawsze niewiele mówiła, gdy temat schodził na tematy rodzinne. A wszelkie pytania zbywała pojedynczymi odpowiedziami. Hermiona nigdy nie naciskała jej w tych sprawach, liczyła, że Ashley w końcu sama wyzna jej całą prawdę o swojej przeszłości.
    Całkowitym przeciwieństwem spokojnej Ashley była Ginevra Weasley – troszkę szalona i bardzo spontaniczna, najmłodsza córka Artura i Molly. Ginny po ukończeniu nauki w Hogwarcie podjęła pracę w Księgarni Esy i Floresy. Spokojna praca była przeciwieństwem jej szaleńczego trybu życia – dziewczyna często chodziła na imprezy, gdzie bawiła się razem ze szkolnymi znajomymi. 
       - Dobrze, już dobrze! - Hermiona podniosła ton głosu. - Mogę coś powiedzieć zanim się pozabijacie? 
       - Hermi, przecież wiesz, że my się kochamy jak siostry i żadna nie da zrobić krzywdy drugiej. 
       - Wiem, Ginny, ale chcę wam powiedzieć, że nasz przyszły dom ma na górze trzy sypialnie i każda z nich jest takich samych rozmiarów. - spojrzała z rozbawieniem na Ashley i Ginny. Obie miały bardzo zdziwione miny.
       - Teraz nam to mówisz? 
      - No przepraszam bardzo, tylko ja podjęłam trud obejrzenia domu, bo wam się nie chciało, leniuchy! - Hermiona z trudem powstrzymywała śmiech. - I każdy z pokoi ma osobną małą łazienkę. Więc nie macie chyba już powodów do kłótni, prawda? 


***

      Po wyjściu przyjaciółek Hermiona jednym machnięciem różdżki posprzątała ślady ich obecności - talerze i kubki powędrowały do zlewu, a po chwili do szafki z zastawą stołową. Hermiona rozejrzała się po swoim mieszkaniu. Było to niewielkie, trzypokojowe mieszkanie na pierwszym piętrze w jednej z londyńskich kamienic. Hermiona przy dekorowaniu kierowała się stylem rustykalnym – młoda kobieta bardzo ceniła sobie przytulne, ciepłe i romantyczne wnętrza. W każdym pomieszczeniu dominowały  barwy od przydymionej zieleni po pastele i delikatny błękit. Przy urządzaniu każdego wnętrza wkładała dużo serca 
i pasji, drewniane meble i skórzana kanapa idealnie komponowały się z małym kominkiem w salonie. W długie, zimowe wieczory dziewczyna często spędzała przed nim czas wolny poświęcając się rozmyślaniom, czytaniu książek bądź na rozmowach z Ginny i Ashley.  Dziwnie czuła się z myślą, że jutro się z niego wyprowadzi. Ostatecznie postanowiła je zatrzymać, miała dość odłożonych oszczędności, które wystarczą na pokrycie wszelkich opłat. Weszła do małej sypialni, w której, przy drzwiach, stały spakowane torby. Na samym wierzchu jednej z nich leżał dosyć gruby i sfatygowany zeszyt. Hermiona wzięła go do ręki i usiadła na łóżku. Jej pamiętnik. Dostała go od mamy, przed pierwszym wyjazdem do Hogwartu. Zapisywała w nim ważne dla niej przeżycia i rozważania. Ostatni wpis był sprzed 5 lat, dwa tygodnie po Bitwie o Hogwart. Przekartkowała zeszyt... 

12.09, 15:43
Dziś mój pierwszy patrol jako Prefekta Naczelnego. Nie wiem czy denerwuje się nową sytuacją czy faktem, że patroluję korytarze razem z Draco. Profesor McGonagall uznała, że jako uczennica szóstej klasy mam wykazać się odpowiedzialnością i zakopać topór wojenny. Ciekawe jak skoro Draco nie odpuszcza żadnej okazji żeby mi dokuczyć. Dla Profesor McGonagall wszystko było proste. Kończę, o 16:00 zaczynam dyżur a jeszcze idę do biblioteki oddać książki.  
21:13
Nie wierzę, że spędziłam cztery godziny patrolując korytarze z Draco, a on ani razu nie powiedział żadnej złośliwej uwagi. Nawet rozmawialiśmy przez chwilę, co jak do tej pory graniczyło z cudem.
- I jak, napisałaś już wypracowanie na zielarstwo? – zapytał mnie niespodziewanie, przerywając upiorną ciszę.
- Jaaa...tak. – wydukałam. 
- To dobrze. Zawsze uważałem, że jesteś zdolną czarownicą. 
Słucham?! Draco powiedział, że jestem zdolna?! Draco powiedział, że jestem czarownicą?! Ani słowa o brudnej krwi, o szlamie?! Przez chwilę miałam wrażenie, że to kolejny głupi dowcip lub ktoś wypił Eliksir Wielosokowy i podszył się pod Malfoy’a. Postanowiłam, że nie dam mu tej satysfakcji i tym razem nie sprowokuje mnie.
- Dzięki, ale skąd ta nagła zmiana w stosunku do mojej osoby? Od kiedy uważasz mnie za zdolną czarownicę? 
- Od zawsze. – zatrzymał się i spojrzał mi prosto w oczy. – Ale za długo by o tym mówić. Zajmijmy się patrolem, bo zaraz McGonagall da nam szlaban za brak wypełniania obowiązków. 

   Hermiona przerwała czytanie, dobrze pamiętała ten szlaban. Już wcześniej zauważyła, że Draco zachowywał się inaczej, gdy byli sami. Jakby popisywał się tylko przy Ślizgonach. Nie udało jej się ukryć, co tak naprawdę nim kierowało – skąd te zmiany zachowania, co one oznaczały? Ich znajomość od samego początku nie należała od łatwych. Hermiona pamiętała każde obraźliwe słowo wypowiedziane przez Malfoy’a skierowane pod jej adresem. Każde z tych słów było niczym mała szpilka wbijająca się w jej ciało, duszę i serce. Każde było boleśniejsze od poprzedniego. A wszystko zaczęło się od jej mugolskiego pochodzenia. Tylko tyle, a może aż tyle, wystarczyło aby stała się obiektem drwin i żartów wszystkich uczniów, z Draco na czele, domu Salazara. Ciężko jej było się do tego przyznać, nawet przed samą sobą, ale zawsze jej się podobał. Mimo tych wszystkich wylanych łez jednemu nie mogła zaprzeczyć – Draco Malfoy był przystojny. Odłożyła zeszyt do torby, podeszła do okna i spojrzała w rozgwieżdżone niebo. Ciekawe co się z Tobą teraz dzieje?, pomyślała. 


***

     W tym samym momencie, gdy Hermiona zaczęła czytać swój pamiętnik, Draco wrócił z pracy, właśnie rozstał się z kolejną dziewczyną. Powinien zrobić to już dawno, w końcu dwa tygodnie to i tak długo jak na niego. Nie nadawał się do żadnego dłuższego związku, zbyt bardzo uwielbiał swoje beztroskie życie. Mimo uszu puszczał komentarze swojej matki, że czas już się ustatkować i pomyśleć o założeniu rodziny. Narcyza nigdy nie podzielała zdania Lucjusza na temat surowego wychowania ich jedynego syna. Gdy tylko męża nie było w domu Narcyza poświęcała całą uwagę Draco, bawiła się z nim, opowiadała mu bajki, a przede wszystkim – nigdy nie uczyła go nienawiści do niemagicznych osób. To była jej największa tajemnica – Narcyza, mimo swojego pochodzenia, nie żywiła nienawiści do mugoli. Jednak nie mogła pozwolić aby ktokolwiek się o tym dowiedział. Dobrze pamiętała, co stało się z jej siostrą, Andromedą Tonks. Draco nauczył się od matki jak ma się zachowywać, co mówić, aby ojciec widział w nim swojego godnego następcę. Narcyza wiedziała, że Draco nigdy nie będzie taki jak Lucjusz. Po śmierci Voldemorta Draco w końcu poczuł się wolny i przestał ślepo wykonywać rozkazy ojca. Skupił się na rozwijaniu kariery, uznał, że na rodzinę przyjdzie jeszcze czas. Zdecydowanie wolał wyszaleć się w towarzystwie najlepszego kumpla - Zabini'ego. Usiadł przy biurku w gabinecie i zaczął przeglądać zaległe papiery, które do końca tygodnia musiał wypełnić. Z jednej teczki wypadło kilka zdjęć. Draco podniósł je z podłogi. 
     - Zdjęcia z Hogwartu? – chłopak przeglądał zdjęcia na których jego szkolni znajomi, Zabini i Pansy , machali i uśmiechali się. - A skąd ona tu się wzięła? - jedno ze zdjęć przedstawiało Hermioną Granger podczas Bożonarodzeniowego Balu w czwartej klasie. Hermiona ze zdjęcia uśmiechała się nieśmiało. Draco odłożył resztę zdjęć, teraz trzymał w dłoni tylko zdjęcie panny Granger. Do tej pory zastanawiał się dlaczego urządził jej takie piekło, właściwie bez powodu. Według jego ojca pochodzenie dziewczyny było wystarczającym powodem. Teraz, z biegiem czasu, wiedział jak bardzo namieszał w jej życiu, ile zadał cierpienia. I naprawdę tego żałował. Ciężko było mu się do tego przyznać, nawet przed samym sobą, ale zawsze mu się podobała. - Ciekawe co się z Tobą teraz dzieje, Granger?

------------------------------
Zaczynamy!