wtorek, 27 sierpnia 2013

KONKURS

Zapraszam serdecznie na najnowszą miniaturkę "Konkurs". Szczerze, jestem z niej średnio zadowolona. Mam odczucie, że czegoś tu brakuje. 
Pracuję także nad kolejnym rozdziałem opowiadania. 
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystkie komentarze. Są bardzo motywujące.

---------------------
         Hermiona wydmuchała nos w chusteczkę i odrzuciła ją w kąt, gdzie nazbierał się już spory stos. Mocno pociągnęła nosem i wybuchła na nowo płaczem. Ginny zabrało już palców, zarówno u rąk i stóp, żeby policzyć który to już dziś raz z kolei. Przytuliła ją mocno i pogłaskała po burzy brązowych loków.
         - No już ciiii, nie płacz. Oczy sobie wypłaczesz. – przyjaciółka próbowała ją pocieszyć.
         - Nie zależy mi! – kolejne pociągnięcie nosem. – Moje życie nie ma już sensu!
         - Hermionko, kochanie, mówisz tak od dwóch tygodni. Nie możesz myśleć o sobie w tak czarnych barwach.
         - A jak ja mam o sobie myśleć? – następna chusteczka. – Mam dwadzieścia pięć lat i zostanę starą panną!
         - No teraz to już przesadzasz! Ron nie jest jedynym facetem na ziemi!
         - Dla mnie tak! – na samą myśl o byłym chłopaku Hermiona zaczęła płakać jeszcze rzewniej. Ich pięcioletni związek zakończył się dwa tygodnie temu i od tego czasu panna Granger nie mogła się pozbierać. Ginny pokręciła z dezaprobatą głową, już nie wiedziała jak ma do niej trafić. – Mieliśmy takie plany, dom, rodzina, wspólne życie a skończyło się tak, że zostałam sama jak palec! Ron nie odezwał się do mnie ani słowem!
         - I dobrze, nie powinniście utrzymywać kontaktów po tym, co się stało. – Ginny podała jej kolejne opakowanie chusteczek higienicznych. – A teraz, rusz swój seksowny i zgrabny tyłeczek idziemy zrobić pyszne śniadanko! I nie marudź, musisz coś zjeść! – Hermiona niechętnie poczłapała za swoją przyjaciółką do kuchni. Usiadła na krześle i przyglądała się jak Ginny swobodnie porusza się po jej kuchni, przygotowując śniadanie. Aż strach pomyśleć, że spędziła z nią całą noc. Ruda, widząc smutną minę Miony, włączyła radio z nadzieją na pozytywny utwór. Akurat leciała poranna audycja.
         - A teraz konkurs tylko dla naszych wyjątkowych słuchaczy! Czy macie już dość jesiennej pogody? Chcecie coś zmienić w swoim życiu? Brakuje wam słońca i dobrej zabawy? – Hermiona miała wrażenie, że prezenter opisał jej aktualny stan. – Jeśli tak to trafiliście idealnie! Zapraszam was do wzięcia udziału w jedynym i niepowtarzalnym konkursie, gdzie nagrodą główną jest tygodniowy pobyt na Malediwach! Piękna pogoda, piaszczyste plaże i niezapomniana przygoda! To wszystko czeka na Ciebie! Dodatkowo, przez pierwsze piętnaście minut słuchacze, którzy wyślą SMS’a i zostaną wylosowani będą moglo zabrać ze sobą jedną osobę! Na co czekasz?! Wyślij SMS na numer 7777 o treści MALEDIWY. Do szczęśliwca, który zostanie wylosowany, zadzwonimy równo o godzinie dziewiątej! A teraz poranna porcja informacji...
         Hermiona przestała pociągać nosem i spojrzała ze zdziwieniem na swoją przyjaciółkę. Ginny z szybkością światła pobiegła do przedpokoju, zostawiając ciasto na naleśniki, które przygotowywała. Po chwili wróciła ze swoją komórką.
         - Poszło. – uśmiechnęła się, odłożyła komórkę na stole i jak gdyby nigdy nic wróciła do naleśników.
         - Co poszło?
         - SMS, wzięłam udział w tym konkursie. Jak wygram to lecimy na Malediwy.
         - Idę wziąć zimny prysznic. Tobie też by się przydał. – wyszła z kuchni nie czekając na odpowiedź.
         - Jeszcze zobaczymy! – odkrzyknęła za nią Ginny. Hermiona westchnęła tylko i udała się do łazienki na końcu korytarza. Optymizm Rudej zawsze był zaraźliwy ale niestety nie w tym momencie. Nie widziała dla siebie  żadnej przyszłości, wszystko czego pragnęła odeszło razem z Ron’em. Dokładnie jak w piosence Lykke Li – Possibility.

There’s a possibility
There’s a possibility
All that I had was all I gon’ get
There’s a possibility
There’s a possibility
All I gon get is gone with your step
All I gon get is gone with your stare

         Kolejna łza spłynęła po jej policzku. Za każdym razem, gdy w jej myśli wkradał się były chłopak nie mogła powstrzymać płaczu. Rozebrała się i weszła pod prysznic, z którego leciała chłodna woda. Usiadła i podkuliwszy kolana pozwoliła aby krople wody mieszały się z łzami. Pamięcią wróciła do tamtego przeklętego dnia…
         Dwa tygodnie temu Hermiona wróciła do mieszkania w wyśmienitym humorze – dostała długo oczekiwany awans, w końcu została zastępcą dyrektora Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. W pracy nikt nie był tym zaskoczony, bo któż inny niż ona zasługiwał na to stanowisko? Przez cały dzień otrzymywała gratulacje i pochwały. Jednak Hermiona nie mogła się już doczekać kiedy opowie o wszystkim Ron’owi. Bardzo ją wspierał w drodze do awansu i na pewno będzie dumny. Awans oznaczał także sporą podwyżkę, co pomoże im poprawić sytuację finansową. Hermiona po cichu liczyła na zamianę mieszkania, w końcu przyda im się większe, gdy zaczną myśleć o ślubie i dziecku. Z uśmiechem na ustach zaczęła przygotowywać uroczystą kolację. Do powrotu Ron’a z pracy miała jeszcze godzinę. Gdy wyjęła pieczeń z piekarnika do mieszkania wszedł jej chłopak. Hermiona wybiegła do przedpokoju żeby się z nim przywitać.
         - Dostałam awans! – przytuliła się do Rudzielca. Liczyła, że odwzajemni uścisk, jak robił to zawsze ale nie tym razem. Odsunęła się i spojrzała na niego, od razu poznała, że coś jest nie tak. Ich związek trwał pięć lat, więc bez trudu potrafiła rozpoznać każdą jego minę. – Coś się stało? – zapytała a Ron spojrzał jej w oczy.
         - Wyjeżdżam. – rzucił krótko.
         - Jak to? Kolejny wyjazd służbowy? Przecież niedawno wróciłeś.
         - Nie, to nie jest wyjazd służbowy. Wyjeżdżam na stałe. – opuścił wzrok, nie miał odwagi na nią dłużej patrzeć. – Odchodzę od Ciebie.
         Hermiona poczuła, że grunt osuwa się pod jej nogami. Przez chwilę miała wrażenie, że upadnie. Musiała się przesłyszeć. To nie jest prawda. Nigdy w to nie uwierzy. 
         - Jak to… co to znaczy, że odchodzisz ode mnie? – wydusiła z siebie, była bliska łez.
         - Nigdy Cię nie zdradziłem, ale poznałem kogoś i nie potrafię dłużej oszukiwać ani Ciebie ani siebie.
         - Wczoraj mówiłeś, że mnie kochasz a dziś mówisz mi, że kogoś masz? – wykrzyczała mu to w twarz. Emocje wzięły górę.
         - Kochałem Cię. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. – po tych słowach wyszedł z mieszkania i zostawił ją samą.
         Od dwóch tygodni ta scena śniła jej się każdej nocy. I każdej nocy budziła się z krzykiem.
         Po prawie czterdziestu minutach weszła do kuchni. Wyglądała trochę lepiej, ale ciągle miała zaczerwienione oczy. Usiadła przy stole a Ginny podstawiła jej pod nos talerz z naleśnikami.
         - Są z bitą śmietaną, owocami i dużą łyżką mojej miłości.
         - Dziękuję Ci za wszystko. – Hermiona uśmiechnęła się i zaczęła powoli konsumować śniadanie. – Jesteś dla mnie niesamowitym oparciem. Gdyby nie Ty nie wiem jak to by się skończyło. W chwili obecnej jestem wrakiem człowieka, ale myślę a przynajmniej mam taką nadzieję, że kiedyś wyjdę na prostą.
         - Od tego są przyjaciele. – Ginny usiadła obok niej i również zaczęła jeść. – Ja wiem, że nadejdzie taki dzień kiedy będziesz najszczęśliwszą istotką na całym świecie. A mój brat debil będzie bardzo żałował tej decyzji. – po czym Ginny zmieniła temat, tak żeby panna Granger nie myślała chociaż przez chwilę o nim. Gdy zjadły odezwała się brązowooka:
         - Ty zrobiłaś śniadanie to ja pozmywam. – Hermiona wstała i zebrała puste talerze. Po chwili w mieszkaniu rozległ się dźwięk utworu, który Ginny miała ustawiony na dzwonek w swojej komórce.
         - Słucham. – Ruda odebrała telefon. Przez dłuższą chwilę, nic nie mówiła tylko słuchała. A im dłużej słuchała tym bardziej jej mina przybierała mieszankę ogromnego zdziwienia i niepohamowanej radości. – O matko! NAPRAWDĘ?! – wykrzyczała do słuchawki. – Oczywiście! Tak będziemy! – zakończyła rozmowę po czym zaczęła piszczeć i skakać. – Na Merlina! Hermiona!
         - Uspokój się i powiedz o co chodzi?
         - Jak mam się uspokoić?! WYGRAŁAM!! – podbiegła i przytuliła Hermionę. – Lecimy na Malediwy!!!

***

         - Niewielki i ekskluzywny resort wspaniale położony na niewielkiej wyspie. To idealne miejsce na spędzenie romantycznego, spokojnego urlopu. Polecany zwłaszcza parom lub nowożeńcom, ceniącym sobie komfort, atmosferę prywatności oraz indywidualność. Do dyspozycji gości hotelu znajdują się otwarta restauracja „Lime” serwująca kuchnię azjatycką oraz śródziemnomorską, grill „Cayenne” serwujący dania z rusztu z całego świata, jak również restauracja dla smakoszy „The Lighthouse”, która zadowoli nawet wybredne gusta kulinarne oraz dwa bary „Sails” i „ Lighthouse Lounge”. Wszystkie restauracje znajdują się bezpośrednio nad oceanem.  Restauracja „The Lighthouse” znajduje się na palach nad wodą i oferuje panoramiczny widok na ocean. Ponadto na terenie hotelu znajdują się: butik, biblioteka z płytami DVD/CD, kącik internetowy. Możliwa całodobowa obsługa w willach. Dla gości leżaki z matami, ręczniki kąpielowe w cenie. Karty kredytowe: Visa, MasterCard, American Express, Diners. Liczba bungalowów – siedemdziesiąt pięć. – Ginny przeczytała opis ośrodka, Baros Maldives, w którym dziewczyny miały spędzić tydzień.
         - Romantyczny urlop dla par i nowożeńców? Mam nadzieję, że dostaniemy osobne bungalowy. Nie chcę żeby wszyscy myśleli, że jesteśmy w związku. – Hermiona poprawiła swój duży, słomkowy kapelusz.
         - Tak, dostaniemy. – Ginny teatralnie westchnęła. – Za góra dziesięć minut mają zjawić się po nas właściciele ośrodka i zabrać nas na wyspę. – przyjaciółki siedziały w terminalu przylotów na lotnisku w Male, stolicy Malediwów. – Już nie mogę się doczekać to będzie przygoda naszego życia.
         - Mówisz jak nawiedzona wróżka. – zaśmiała się Hermiona. Wciąż cierpiała po odejściu Ron’a ale perspektywa spędzenia tygodnia w raju i oderwaniu się od problemów poprawiała jej humor. Przynajmniej przez ten czas postanowiła o nim nie myśleć i cieszyć się z podróży.
         - Wredota. Ale skoro masz mnie za nawiedzoną wróżkę, to proszę bardzo! Pierwszy facet jakiego zobaczysz na Malediwach zostanie Twoim mężem!
         - No szczerze wątpię, bo spotkałam już kilku facetów z obsługi lotniska. – panna Granger pokazała jej język.
         - Oj wiesz o co mi chodzi! Oni się nie liczą.
         - Tak, tak. – Hermiona zbyła ją machnięciem ręki. – Coś się spóźniają. – mruknęła i spojrzała na przesuwane drzwi, w których pojawił się… - Ginny… - szturchnęła przyjaciółkę, zobacz jaki on jest podobny do Malfoy’a.
         - Ty ślepoto! To jest Malfoy! Ciekawe co on tutaj robi… razem z Zabini’m? – Ruda przyglądała się chłopakom, którzy zaczęli iść w ich stronę. – Oni tu idą. – powiedziała prawie bezgłośnie do Hermiony. Serce panny Weasley zaczęło mocniej bić – on nic się nie zmienił, wciąż przystojny i czarujący. Rozstali się niedługo po zakończeniu Wojny, ale nigdy nie przestała go kochać. I to właśnie było problemem. Brązowooka była całkowicie zaskoczona obecnością dwóch Ślizgonów. Czy to oni są właścicielami ośrodka? Na Merlina, taki zbieg okoliczności? Niby po Bitwie o Hogwart pogodzili się, ale to było lata temu. Nie wiedziała jak ich relację będą wyglądać teraz.
         - A kogo to moje oczy widzą? Weasley i Granger, cóż za niespodzianka. To wy wygrałyście konkurs? – pierwszy odezwał się Zabini. Ostatni raz widział je po Wojnie i szczere był zadowolony, że to one tu są. A zwłaszcza Ginny. Wciąż coś do niej czuł. Draco był mile zaskoczony, chociaż z drugiej strony miał podobne odczucia jak Hermiona.
         - Tak, my. – odezwała się panna Granger, bo jej przyjaciółka jakoś nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. – A dokładniej mówić to Giny wysłała SMS’a. Miło was widzieć po tylu latach. – Hermiona wstała i chwyciła za swój bagaż. – Idziemy?
         - Chyba Cię pogrzało, że będziesz to nosić. – Draco zabrał od Miony torbę. – I was też miło widzieć. – uśmiechnął się. – W sumie możemy się teleportować, okoliczności ku temu sprzyjają.
         Czwórka dawnych wrogów wyszła z terminalu lotniska. Zmierzali do jednej z mniej uczęszczanych uliczek. W końcu Ginny odzyskała zdolność mowy i trajkotała jak najęta o tym jak bardzo się cieszy, że tu jest i to jej pierwsza wygrana w jakimkolwiek konkursie.
         - Ona tak zawsze? – zapytał Draco Hermiony, gdy pozostała dwójka wyprzedziła ich i nie zwracali uwagi na nic.
         - Czasami. Biedny Blaise.
         - Nie wygląda na strapionego, a wręcz przeciwnie. Chyba próbują nadrobić stracony czas. Założę się o dziesięć galeonów, że wrócą do siebie.     
         - Nie zakładam się, bo to oczywiste. – uśmiechnęła się Hermiona. – Z daleka widać, że żadne nie przestało kochać drugiego.
         - Masz rację. Gołąbeczki, skręcamy w lewo. – Draco zwrócił się do Ginny i Blaise, którzy szli już prawie za rękę. – Tu jest dobre miejsce. Daj rękę. – zwrócił się do Hermiony i po chwili dziewczyna poczuła szarpnięcie w okolicach pępka. Gdy otworzyła oczy stali już na piaszczystej plaży, niedaleko bungalowów które wybiegały w ocean. Hermiona nie mogła uwierzyć w to co widzi. Słońce chyliło się ku zachodowi, przez co woda przybrała pomarańczowy odcień. Z każdej strony otaczała ich krystalicznie czysta woda a wysokie plamy porastały większą część wyspy.
         - Jak tutaj pięknie. – westchnęła.
         - Prawda? – obok niej stał Draco. – Teraz nie ma już turystów, bo za tydzień kończy się sezon. Wczoraj wyjechali ostatni. Chodź pokażę Ci Twój bungalow, bo Ginny i Blaise chyba o nas zapomnieli.
         - Chyba masz rację. – Miona spojrzała na jej przyjaciółkę i chłopaka, którzy już zwiedzali sobie w najlepsze część wyspy. – Prowadź.
         - W sumie, jeśli chcesz to wybierz sobie sama, gdzie chcesz spać. I tak wszystkie są wolne. – Draco szedł obok dziewczyny, niosąc jej bagaże.
         - Naprawdę? To miłe, dziękuję. – w Hermionie, jak zawsze w sytuacji wyboru, odezwała się skromność i postanowiła zająć pierwszy bungalow z lewej strony. – Ten będzie odpowiedni.
         - Tak? – uśmiechnął się. – To jesteśmy sąsiadami, ja zajmuje ten obok. – wskazał go palcem. Weszli do niewielkiego domku, składającego się z sypialni, łazienki i tarasu, z którego schodki prowadziły wprost do oceanu. – Zostawię Twoje bagaże tutaj. – postawił je przy łóżku. – I jak Ci się podoba?
         - Raj. Tylko tak mogę to określić. – Hermiona uśmiechnęła się szczerze, pierwszy raz od rozstania z Ron’em.
         - Pójdę już sobie. Jest już późno i na pewno jesteś zmęczona. Widzimy się rano, na śniadaniu. Gdybyś czegoś potrzebowała jestem tuż obok. – uśmiechnął się. – Dobranoc.

***

         Następnego ranka Hermiona obudziła się w wyśmienitym humorze. Gdyby zależało to od niej mogłaby zostać w tym pięknym miejscu na zawsze. Niestety nie było to takie proste. Nie trudno było się zorientować, że pobyt w tym miejscu kosztował fortunę. Ubrała się w szorty, koszulkę na ramiączkach i wyszła na taras. Było kilka minut po ósmej a temperatura sięgała już dwudziestu pięciu stopni.
         - Hermiona! Chodź do nas! – Ginny, Blaise i Draco siedzieli na plastikowych krzesełkach przy stoliku w oceanie, blisko brzegu. – Zobacz, co chłopcy dla nas przygotowali. – wskazała na stół.
         - Wygląda apetycznie. – panna Granger zajęła wolne miejsce pomiędzy Draco a Rudą. – Zawsze jecie tak śniadania? – nałożyła sobie na talerz kilka krewetek. Uwielbiała owoce morze.
         - Najczęściej. Nasi goście mogą też jeść w kilku restauracjach, po drugiej stronie wyspy.
         - Ale wolą w ten sposób. – dodał Blaise, trzymając rękę na nodze Ginny. Draco posłał Hermionie spojrzenie mówiące a nie mówiłem.
         - Więc, jakie rozrywki nam oferujecie? – zapytała brązowooka, próbując nie myśleć o relacji panującej między Rudą a Diabłem.
         - Poza naszymi łóżkami to całkiem sporo. Zaczynając od sportów wodnych, czyli nurkowanie, żeglarstwo, surfing, windsurfing, kitesurfing, narciarstwo wodne, paralotniarstwo, skimboarding, skutery wodne kończąc na zwiedzaniu okolicznych wysp, w tym Male, stolicę Malediwów, opalaniu się, szukaniu skarbów, podziwianiu widoków i totalnym relaksie dla duszy i ciała. – wyliczał Blaise.
         - Więc zróbmy to wszystko! – Ginny była już pełna werwy.

***

         I owszem zrobili to wszystko, przynajmniej Hermiona i Draco (nie licząc pobytu w łóżku), bo Ruda i Diabeł byli zbyt zajęci sobą. Oficjalnie do siebie wrócili drugiego dnia pobytu w Baros Maldives. Panna Granger każdego dnia uśmiechała się coraz szerzej i co lepsze, ani razu nie pomyślała o swoim byłym. Sama nie wiedziała, czy to przed namiar wrażeń czy przez Draco, którego bardzo polubiła. Ostatniego wieczoru najlepszych wakacji w życiu udała się na plażę, gdzie do dwóch palm przywiązany był sporej wielkości hamak. Położyła się na nim i spojrzała w rozgwieżdżone niebo. Sama nie wiedziała kiedy zleciał jej ten czas. Z drugiej strony wszystko co dobre niestety szybko się kończy. Jutro wróci do szarej rzeczywistości, do pracy, do mieszkania, w którym roiło się od nieprzyjemnych wspomnień. Na samo wspomnienie o Ron’ie do oczu napłynęły jej łzy.
         - Można się przyłączyć? – nie wiadomo skąd pojawił się Malfoy. Hermiona szybko przetarła oczy,
         - Pewnie.
         - To się posuń. – Draco położył się obok niej, zakładając jedną rękę za głowę. – Przytul się jak jest Ci zimno.
         - Jest dwadzieścia siedem stopni. – mimo to dziewczyna skorzystała z propozycji. Draco objął ją ramieniem.
         - To co. – zaśmiał się i spojrzał w niebo. – Piękne, co? W Londynie takiego nie ma.
         - To prawda. Często bywasz w Londynie?
         - Nawet. Na Malediwach spędzam tylko okres sezonowy. Poza nim nie ma co tutaj robić.
         - Więc jutro też wracasz? – Draco odpowiedział na to pytanie mruknięciem. – Gdybym miała możliwość to nigdy nie wróciłabym do Londynu i zostałbym tutaj. Na Malediwach wszystko jest prostsze.
         - Co się stało takiego w Londynie, że nie chcesz tam wracać? Jak nie chcesz to nie mów.
         - Straciłam kogoś ważnego. – poczuła napływające łzy. – Po pięciu latach Ron z dnia na dzień oznajmił mi, że kogoś poznał i od tak odszedł. Ginny bardzo mi pomagała, gdyby nie ona nie wiem jak to wszystko potoczyło by się dalej. A potem trafiłam tutaj i poczułam się znów szczęśliwa. Pierwsze co zrobię po powrocie do domu to zamienię mieszkanie.
         - Więc Ruda to Twój Anioł Stróż. Moim jest Blaise. Też kiedyś kogoś straciłem. – po krótkiej przerwie kontynuował. – Moja narzeczona zginęła w wypadku samochodowym i ona…była w czwartym miesiącu ciąży.
         - O Boże, tak mi przykro. – Hermiona poderwała się i spojrzała na chłopaka. Poczuła się w tym momencie jak rozkapryszona nastolatka. Czym było odejście Ron’a w porównaniu do straty jaką przeżył Draco. – Nawet nie potrafię sobie wyobrazić… Uwierz, czuję się idiotycznie.
         - Nie potrzebnie. Chodź, przytul się do mnie. Musiałem nauczyć się z tym żyć, chociaż nie było łatwo. Blaise bardzo mnie wspierał, tak jak Ciebie Ginny. Mogę o coś zapytać?
         - Pytaj o co chcesz. – Hermiona mocniej wtuliła się w chłopaka.
         - Wrócisz ze mną za rok tutaj i zostaniesz na cały sezon letni?  W ogóle, bądź przy mnie już zawsze. Tydzień z Tobą był tym czego potrzebowałem. Jesteś cudowna i nie wiem jak ten idiota mógł Cię zostawić. Ja mogę Ci tylko obiecać, że nigdy Cię nie skrzywdzę.
         Dziewczyna podniosła się, spojrzała na Draco i bez słowa pocałowała go. Innej odpowiedzi nie potrzebował.

***

         Hermiona pchała wózek na zakupy, który był już prawie wypełniony po brzegi. W międzyczasie przeglądała listę zakupów. Jeszcze kilka produktów…
         - Hermiona? – znała ten głos. Czy to naprawdę był…
         - Ron? – poczuła nieprzyjemne ukłucie w środku.
         - To naprawdę Ty, tak się cieszę, ze Cię widzę. Co u Ciebie słychać?     
         - Wiesz, to nie jest najlepsza pora na rozmowę. – hardo spojrzała mu w oczy. – I szczerze, wątpię żeby kiedykolwiek była dobra.
         - Domyślam się, że masz do mnie żal. Nie dziwię się, ale tamten związek zakończył się szybciej niż się zaczął. Może…masz czas na kawę? Chcę z Tobą porozmawiać. Może uda nam się odbudować relację. 
         - O czym Ty w ogóle mówisz? Jaką relację? Zostawiłeś mnie pięć lat temu tak naprawdę bez słowa wyjaśnienia i nagle chcesz coś odbudować?
         - Mamusiu, mam płatki! Co jeszcze? – do Hermiony podbiegła dziewczynka o brązowych, kręconych włoskach i wrzuciła płatki śniadaniowe do koszyka.
         - Tylko masło, Kochanie. – uśmiechnęła się czule do córeczki. Mała pobiegła w stronę lodówek.
         - Mamusiu? – zdziwił się Ron. – Masz córkę? Ile ona ma lat?
         - Niech Cię to nie interesuje, nie jest Twoja. Poza tym, mam też syna. Mogę już iść? – oparła się zrezygnowana o wózek.
         - Pójdziesz dopiero jak powiesz mi kto jest ojcem tej małej. – Rudzielec był wyraźnie poddenerwowany i nie miał zamiaru odpuścić tak łatwo. Mógł być ojcem tej dziewczynki.

         - Ta mała to moja córka. I ma na imię Audrey. – do Hermiony podszedł dobrze zbudowany blondyn, na rękach trzymał ich półrocznego synka, który na widok swojej mamy zaśmiał się głośno. Po chwili obok Draco pojawiła się czteroletnia, niebieskooka dziewczynka. Pani Malfoy poczuła się przy swoim mężu bardzo bezpiecznie. Wiedziała, że nie pozwoli nikomu ich skrzywdzić. – Kotku, weź Scorpius’a i idźcie do kasy. – zwrócił się do żony i podał jej syna, po czym spojrzał czule na Audrey. – Ty też, Księżniczko. Pomóż mamie z wózkiem, tata zaraz przyjdzie. – poczekał aż najdroższe osoby w jego życiu odejdą na bezpieczną odległość i zwrócił się do Ron’a, który przyglądał się w ciszy całej sytuacji mocno zdziwiony. – Słuchaj uważnie, bo więcej tego nie powtórzę. Zbliż się jeszcze raz do mojej żony i dzieci a nie ręczę za siebie. Następnym razem nie będę tak miły i wyrozumiały. – warknął i odszedł w kierunku kasy, gdzie czekała na niego jego rodzina. 

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 6. Gdyby ktoś parę lat temu powiedział mi jak potoczą się nasze losy to nigdy bym mu nie uwierzyła

Kochani, wiele osób dopominało się o 6 rozdział, więc oto i on:)
Dziękuję za wszystkie komentarze, są one bardzo motywujące! Jesteście niesamowici!
Zapraszam do lektury a ja zabieram się za pisanie kolejnego rozdziału :)
clover.


-------


      - Małą czarną też zabierasz? – Ginny pomachała przed nosem Hermiony czarną sukienką na ramiączkach. Dziewczyna przygotowywała się do jutrzejszej wizytyw Hogwarcie. Kreacja wybrana przez pannę Weasley nie była odpowiednia na tego typu spotkanie.
         - Proszę Cię. – Hermiona przewróciła oczami. – Za taki strój Gryffindor straci ze sto punktów.
         - Za to całe męskie grono gości nie oderwie od Ciebie wzroku a punkty już Ciebie nie dotyczą. Pakuj ją. – Ginny wcisnęła sukienkę Hermionie w ręce.
         - Ja tam jadę uczcić pięćdziesięciolecie pracy McGonagall a nie wyrywać facetów. – Granger oddała sukienkę Ginny.
         - Ale jedno z drugim się nie wyklucza. – najmłodsza z Weasley’ów włożyła sukienkę do prawie kompletnie spakowanej torby swojej przyjaciółki. – Kto tam będzie?
         - Ja, Harry, Neville, Ernie Macmillan, Anthony Goldstein, Padma Patil, Draco Malfoy i prawdopodobnie Hanna Abbott oraz Pansy, pomaga trochę pani Pomfrey.
         - To już wiem, kto nie opuści Cię ani na krok. – Ginny rozsiadła się wygodnie na fotelu. – Ten sam facet, który odprowadził Cię tydzień temu do pracy.
         - Na Merlina. – Hermiona ukryła twarz w dłoniach. – On mnie tylko odprowadził! Czy dla Ciebie wszystko musi być jednoznaczne?
         - No wiesz, od czegoś trzeba zacząć. – Ginny uśmiechnęła się. Obiecała swojemu chłopakowi, że nie piśnie ani słowa o ich rozmowie.
         - Chyba najpierw trzeba chcieć... Ani słowa! – Hermiona pogroziła palcem swojej przyjaciółce, bo Ginny chciała coś powiedzieć. – Lepiej powiedz, co kupimy w prezencie ślubnym dla Ashley i Jacob’a?
         - O ile do ślubu dojdzie. – Ginny bawiła się końcówkami swoimi włosami, owijając je wokół palca. Hermiona spojrzała na nią z nieukrywanym zdziwieniem. – Lepiej powiedz co kupimy jej na urodziny?
         - Gin, o czym Ty mówisz? – Hermiona odłożyła szlafrok i usiadła bliżej swojej przyjaciółki. Zignorowała pytanie o prezent urodzinowy. – Wiesz o czymś więcej?
         - Słuchaj, ja nie chcę rozpuszczać fałszywych plotek ale odnoszę wrażenie, że ona nie jest z nim szczęśliwa. Zacznijmy od tych telefonów. Kiedyś cieszyła się na każde spotkanie jak szalona nastolatka, a teraz coraz częściej miga się od nich, zasłania pracą albo znajduje inne wymówki. Wraca o wiele później z pracy i zawsze jest wtedy taka szczęśliwa, uśmiechnięta od ucha do ucha. A jak wraca ze spotkania z Jacob’em...
         - Jest przygnębiona. – dokończyła Hermiona. Dziewczyna dokładnie przeanalizowała ostatnie zachowania Ashley, wszystko co powiedziała Ginny było prawdą. – Myślisz... myślisz, że ona kogoś ma?
         - Na początku też tak myślałam, ale teraz to już sama nie wiem. - Ginny usiadła po turecku na fotelu. – To przecież Ashley, to nie jest w jej stylu. To ona zawsze upominała mnie żebym nie podrywała każdego wolnego faceta w klubie. Ale ten wczorajszy telefon od Jacob’a, on naprawdę nie wiedział, gdzie ona jest.
         - Niby tak. – Hermiona podeszła do okna i usiadła na parapecie. – I co teraz zrobimy, przecież nie zapytamy się jej wprost, to idiotyczne.
         - Wiem, dlatego wpadłam na genialny pomysł, że możemy ją śledzić.
         - Okej, to jest jeszcze głupsze niż pomysł z pytaniem wprost.
         - Oj, Hermi, tylko tak dowiemy się prawdy. Bo jeśli zapytamy się wprost i okaże się, że nasze domysły są błędne to wyjdziemy na idiotki, a tak będziemy mieć sprawdzone informacje. No nie daj się prosić!
         - Dobra, ale zajmiemy się tym po urodzinach Ashley. Zobaczymy jak będą się zachowywać podczas imprezy. Umowa stoi?
         - Stoi! – Ginny klasnęła w ręce. – Już nie mogę doczekać się aż dowiemy się prawdy.
         - Szczerze? Ja się trochę boję, co może z tego wyniknąć. – Hermiona oparła głowę
o okno. – Jeśli okaże się, że Ash ma kogoś to wolę nie myśleć jaka awantura z tego wyjdzie. Jacob bywa bardzo zazdrosny. Z drugiej strony wcale nie chce mi się w to wierzyć. 
         - Nie zakładajmy najczarniejszego scenariusza, może zaczyna się trema przed ślubem
i potrzebuje więcej czasu dla siebie żeby spokojnie pozbierać myśli.
         - Możliwe, ciekawe jak Ty będziesz przeżywać ślub z Blaise’m. – Hermiona zachichotała pod nosem. Ginny rzuciła w nią poduszką.
         - Odczep się, na ślub się nie zanosi.
         - Dobra, dobra, teraz tak mówisz, a jak Blaise się oświadczy to będziesz najszczęśliwszą osobą na świecie.
         - Pewnie będę... kiedyś. Póki co jest dobrze i mi taki układ pasuje. Wolę tak poważną decyzję przemyśleć pięć razy niż wplątać się w taką sytuację jak z Harry’m. Do tej pory pamiętam jak mama truła mi tygodniami po rozstaniu z nim ale w końcu sobie odpuściła. Myślę, że tata jej przemówił do rozsądku. Na szczęście akceptuje mój związek z Blaise’mi darowała sobie uwagi co do zaręczyn i ślubu.
         - Ale się porobiło. Gdyby ktoś parę lat temu powiedział mi jak potoczą się nasze losy to nigdy bym mu nie uwierzyła. – Hermiona uśmiechnęła się niemrawo. – Ron się do mnie nie odzywa a na dodatek wyjechał do Rumunii, Harry i Neville przyjaźnią się z Draco, Twój związek z Harry’m rozpadł się i jesteś z Blaise’m, a ja...dobrze wiesz, dalej sama.
         - Przeszkadza Ci to? – Ginny spojrzała na przyjaciółkę. – A co z Desmond’em? Z buźki jest nawet niezłym ciachem. I chyba dość dzianym, widziałam jaką bryką odwiózł Cię do domu.
         - Przyzwyczaiłam się do tego, ale czasami bardzo jest mi z tym źle. Zwłaszcza wieczorami kiedy nie mam się do kogo przytulić, porozmawiać. – po policzku dziewczyny spłynęła samotna łza. – A Desmond, sama nie wiem. Jest fajny, ale nie wiem czy coś z tego będzie. Straszna gaduła z niego.
         - Hermi, kochanie. – Ginny podeszła do Hermiony siedzącej na parapecie i przytuliła ją. – Czemu nigdy mi o tym nie mówiłaś?
         - To nie jest dla mnie łatwy temat, z jednej strony jestem gotowa na rozpoczęcie poważnego związku, ale z drugiej strony nie chcę związać się z kimś przypadkowym, to musi być wyjątkowy facet, którego obdarzę zaufaniem i otworzę przed nim moje serce. Kiedyś myślałam, że wyjdzie coś fajnego z Ronem, ale on zawsze będzie dla mnie jak brat. I wiem, że ta bariera nigdy nie zniknie.
         - Hermiona, jeśli mam być szczera to cieszę się, że z Ronem skończyło się tak jak się skończyło. Nigdy nie widziałam Cię w roli jego żony, a mojej... bratowej? Nigdy nie byłam dobra w tych relacjach rodzinnych. Według mnie do Ciebie pasuje facet stanowczy, silny
i taki męski taki jak Dr...    
         - Przestań, proszę. – Hermiona przerwała Ginny. – Czego tak uwzięłaś się na Malfoy’a. Już drugi raz o nim wspominasz.
         - A skąd wiesz, że chodziło mi o niego? Okej, chodziło mi o niego. – dodała, widząc minę Hermiony. – Po prostu widziałam, że mu się spodobałaś. Tyle.
         - Proszę Cię, żadnego swatania. – panna Granger pogroziła jej palcem. - Ta mała czarna to jednak bardzo dobry pomysł. – uśmiechnęła się.

***

         Hermiona wróciła do swojej sypialni odświeżona po wieczornym prysznicu. Na jej łóżku siedziała całkowicie czarna sowa, obok niej leżał list. Panna Granger podeszła do stolika i wzięła ciasteczko, które podała sówce. Zwierzątko zahukało radośnie i wyleciało przez okno. Dziewczynie zabiło mocniej serce, bo rozpoznała na kopercie koślawe pismo dobrego, starego przyjaciela.

Hermiona!

Gdybyś tylko miała wątpliwości to ja, Ron Weasley. Twój (oby niebyły) przyjaciel. Sam nie wiem od czego zacząć. Jakich słów mam użyć aby wszystko Ci wyjaśnić i, co najważniejsze, szczerze przeprosić. Chociaż nie wiem, czy takie przeprosiny mogą coś zrekompensować. Jednak uznałem, że warto zacząć od tego. Wcale się nie zdziwię jeśli nie odpiszesz mi na ten list, w końcu w pełni na to zasłużyłem. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. I nie wiem czy gdybym był na Twoim miejscu to chciałbym mieć kontakt z takim padalcem jak ja. Mam nadzieję, że chociaż przeczytasz moje wypociny i spróbujesz mnie zrozumieć. Pozwolisz, że zacznę od początku…

Głęboko w pamięć zapadła mi nasza ostatnia rozmowa. Chociaż bardziej przypominało to kłótnię. Zachowałam się wtedy podle. Do mojego tępego, pustego i rudego łba nie docierały żadne logiczne argumenty. Nie mogłem zrozumieć dlaczego nie potrafisz mnie kochać tak jak ja Ciebie. Przecież przyjaźniliśmy się od pierwszej klasy. Chyba wydawało mi się, że to już połowa sukcesu. Dopiero teraz rozumiem jak bardzo byłem samolubny. Myślałem tylko o sobie i o tym jak bardzo byłem nieszczęśliwy. Zapomniałem całkowicie o Twoich uczuciach i potrzebach. Idiota. Pewnie to teraz pomyślałaś i masz całkowitą rację. Jestem idiotą. Po tym wszystkim uznałem, że najlepiej będzie jak całkowicie zerwę z Tobą jakikolwiek kontakt i ucieknę od tego wszystkiego. Charlie zaproponował mi pomoc przy smokach i uznałem, że będzie to idealna okazja to ucieczki. Tak, ucieczki. To właśnie zrobiłem. Nie wiele myśląc spakowałem swoje rzeczy i udałem się do Rumunii. I tu znowu okazałem się samolubem, bo myślałem tylko o sobie. O tym, co będzie lepsze dla mnie. Nie myślałem wtedy o mojej rodzinie i bliskich mi osobach. Próbowałem zapomnieć o Tobie i całkowicie zatraciłem się w pracy. Stała się ona moim całym moim życiem. Po jakimś czasie poczułem się nawet lepiej i w końcu odważyłem się zacząć czytać Twoje listy na bieżąco. Wcześniej tylko gromadziłem je w szufladzie, nawet ich nie czytałem. Każdy nowy list odkładałem do szuflady. Ograniczyłem się tylko do krótkich życzeń, które teraz wydają mi się sztywne i okropnie zimne. Pewnie Ty też tak je odbierałaś. Wcale się nie dziwię, bo w końcu zachowywałem się jak skończony idiota. Znowu.

Wszystko zaczęło się zmieniać siedem miesięcy temu, kiedy Charlie zatrudnił kolejną osobę do pomocy lekarskiej – Nicolett Subercaseux (jej nazwiska uczyłem się pisać i czytać przez dwa miesiące, dalej nie wiem czy wymawiam je poprawnie). Jej tata jest francuzem, a mama pochodzi z Rumunii. Uczyła się w Akademii Magii Beauxbatons (zna Fleur, chociaż są z różnych roczników), po ukończeniu szkoły jej rodzice rozeszli się, a Nicolett zamieszkała razem z mamą w Rumunii. Chyba się już domyślasz dlaczego o niej piszę – od pięciu miesięcy spotykamy się, a dwa miesiące temu zdecydowaliśmy się zamieszkać razem. Wszystko zaczęło się od mojego drobnego wypadku przy pracy – oparzenie ramienia (spokojnie, nic groźnego). Charlie od razu wysłał mnie do naszej nowej lekarki, Nicolett. Zaczęliśmy rozmawiać i sam nie wiem kiedy, zaczęliśmy się regularnie spotykać. Nicolett bardzo szybko się zaangażowała, mi to szło wolniej. Ale w końcu jakoś poszło. I coraz lepiej się z tym czuję. Zaczyna do mnie docierać, co tak naprawdę znaczy bliskość z kimś. I że tego uczucia nie można mieć na zawołanie. To przychodzi samo.

Czy kiedykolwiek mi wybaczysz moje samolubstwo? Te wszystkie lata przez które się nie odzywałem (trudno nazwać takie życzenia kontaktem)? Nie myśl sobie, że nie wiedziałem, co się wydarzyło przez ten czas w Anglii. Mama mnie o wszystkim informowała – wiem, że Ginny spotyka się z Blaise’m. To jej sprawa z kim chce się spotykać, nie mi to oceniać. Za dużo już błędów w życiu popełniłem przez mój gorący temperament, nie mam zamiaru mieszać się w życie mojej siostrzyczki. Mam nadzieję, że Ginny ma więcej oleju w głowie niż jej braciszek. Poza tym, w nowych lepszych czasach, nikt już nie patrzy na pochodzenie. Cieszę się, że mamy to już za sobą. Jak radzisz sobie w pracy? Chociaż znając Ciebie to jesteś najlepszym Magomedykiem w całej Anglii. I nie próbuj zaprzeczać.

Wiem, że do świąt Bożego Narodzenia jeszcze daleko, ale mam małą prośbę. Domyślam się, że spędzisz je w Norze, to już chyba taka nasza tradycja. W tym roku mam zamiar wrócić na święta do domu. Po raz pierwszy od mojego wyjazdu do Rumunii. Mama chce poznać Nicolett. Zastanawiam się czy zgodzi się przyjechać ze mną na święta.

Jeśli tylko będziesz chciała ze mną porozmawiać podczas Świąt będę wdzięczny za poświęconą mi każdą minutę, każdą sekundę. Dobrze wiem, że nie nadrobimy tych lat, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?

Gdybyś zdecydowała się odpisać wyślij list na adres mojej pracy, który napisałem na drugiej stronie koperty.

Ściskam i całuję,

Ron.

P.S. Masz pozdrowienia od mojego brata – Charlie’go.

niedziela, 18 sierpnia 2013

DELEGACJA (+18)

        Witajcie kochani! Dziękuję za tak liczne odwiedziny i za wszystkie komentarze :) Jeśli macie do mnie pytania (czy to związane z blogiem, czy też nie) pytajcie proszę na ask.fm (link macie po lewej stronie). Zachęcam także do kliknięcia "lubię to" na fanpage opowiadania na fb. :) 
          Zapraszam Was na miniaturkę nr. 3 Zawiera ona wątek +18 i kilka przekleństw. Czytacie na własną odpowiedzialność. :) Jest to moja pierwsza przygoda z opisem +18. 

------------

     - Cześć, już jestem! – Hermiona w tradycyjny sposób oznajmiła swój powrót do mieszkania, które kupiła dwa lata temu po zakończeniu Hogwartu. Odpowiedziała jej grobowa cisza. Znowu. Równie dobrze mogłaby witać się ze ścianą. Powiesiła letni płaszczyk na wieszaku i poszła do salonu. Pusto. Sypialnia. Pusto. Weszła do kuchni połączonej z jadalnią. Na stole leżała niewielka karteczka wyrwana z notesu.

Jestem z Harry’m w Dziurawym kotle na partyjce szachów.
                                                                                                                              Ron.

            Hermiona ze złości zmięła karteczkę i wyrzuciła ją do śmietnika. Dobrze znała partyjkę szachów. Nie dziwiła się wcale Ginny, że odeszła od Harry’ego i związała się z Blaise’m. Skończy się tak jak zawsze na pięciu piwach i późnym powrocie do domu. Nie tak wyobrażała sobie wspólne mieszkanie z narzeczonym. Przez pierwsze trzy miesiące było idealnie – wspólne gotowanie, spędzanie wieczorów na długich rozmowach, planowaniu przyszłości, spacerach i imprezach w gronie przyjaciół. A potem to wszystko Ron zamienił na partyjkę szachów i piwo (a raczej pięć piw) w Dziurawym kotle. Chcąc nie chcąc Hermiona przywykła do takiego stylu życia. Wracała z pracy z Ministerstwa Magii i samotnie spędzała większość wieczorów, czytając lub oglądając telewizję. Przywykła do tego tak bardzo, że czasem obecność Ron’a w domu ją irytowała. Od kiedy Ginny wyjechała z Blaise’m do Mediolanu nic już nie było takie samo. Bez niej nawet tęcza była szara. Często się kontaktowały, ale nic nie zastąpi kontaktu twarzą w twarz. Najgorsze było to, że nie mogła wygadać się komuś zaufanemu o trudnościach w pracy. Kiedyś Ron ją wysłuchał, pocieszył i podtrzymał na duchu, teraz ograniczał się do krótkiego:
            - Poradzisz sobie.
             Problem polegał na tym, że „poradzisz sobie” nie całkiem działało w relacjach z jej szefem, Draco Malfoy’em. Mimo zakończenia wojny ich relacje nadal pozostały chłodne. A wręcz lodowate. Ale chociaż już jej nie wyzywał od szlam. Hermiona uznała to za największy sukces jaki mógł zostać osiągnięty w ich komunikacji. Rozmowy ograniczyli do niezbędnego minimum.
            - Twoje zadanie. – Draco rzucał na jej biurko stos dokumentów, pod którymi drewniany mebel niebezpiecznie się uginał.
            - Na kiedy mam to zrobić? – pytała, bez patrzenia na niego.
            - Na wczoraj. – i wychodził.
   Mimo że Draco, dyrektor Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, starał się uwalić ją na każdym kroku zawsze wykonywała swoją pracę najlepiej jak potrafiła. I to go doprowadzało do szału. Gdyby ktoś kiedyś zapytał o najlepszego pracownika z Ministerstwa Magii, każdy (oczywiście oprócz Malfoy’a) odpowiedziałby bez chwili zastanowienia Hermiona Granger. Gdy Ron zaczął spędzać czas w Dziurawym kotle nawet była wdzięczna Malfoy’owi (oczywiście, nigdy się do tego nie przyznała nikomu), że zawalał ją robotą. Chociaż nie musiała siedzieć sama w domu. Ron wracał jeszcze później od niej, więc prawdopodobnie o niczym nie wiedział.

***

            Następnego dnia Hermiona wyszła z domu wcześniej, wolała opuścić mieszkanie zanim obudzi się Ron. Wrócił dopiero nad ranem. Nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. Po drodze kupiła dwie jagodowe drożdżówki i sok pomarańczowy. Uznała, że zje śniadanie w pracy. Plus posiadania własnego biura. Usiadła przy biurku i zaczęła powoli jeść pierwszą drożdżówkę, przeglądając Proroka codziennego. Do jej gabinetu wszedł Draco. Oczywiście bez pukania, Hermiona nawet nie przypominała mu już o tej formie grzecznościowej.
            - Nie ładnie jest jeść w czasie pracy. – upomniał ją i usiadł na fotelu naprzeciwko jej biurka. Spojrzała na niego z nieukrywaną niechęcią.
            - Zaczynam dopiero za piętnaście minut. Czego chcesz?
            -  Czeka nas wyjazd służbowy do Barcelony, będziemy się starać dogadać z tamtejszym Ministerstwem w sprawach szkolnictwa i wymian międzyszkolnych.
            - Naprawdę? – Hermiona uśmiechnęła się szczerze, co było rzadkością z uwagi na towarzystwo jej szefa. – Barcelona? Kocham to miasto!
            - Nie jedziemy tam na wakacje tylko na konferencję, więc ubierz jakieś seksowne ciuszki. – ruszył zadziornie brwiami. – Musimy zrobić na nich dobre wrażenie.
            - Już ja Ci pokażę seksowne ciuszki, Ty niewyżyta fretko! – nagle Barcelona przestała być tak interesująca, w końcu on też tam będzie. – Kiedy lecimy?
            - Dziś wieczorem. – Hermiona zakrztusiła się drożdżówką. – Granger, jak chcesz umierać to nie przy mnie, wolę uniknąć tłumaczenia się dlaczego byłem przy tym obecny. O dwudziestej mamy świstoklika. – Hermiona spojrzała na niego z rządzą mordu w oczach.
            - Czemu mówisz mi o tym dopiero teraz? Kiedy ja mam się przygotować do wyjazdu?
            - Teraz. – Draco wstał i zaczął kierować się w stronę drzwi. – Znaj moją łaskę, daję Ci dziś wolne. O dziewiętnastej trzydzieści widzimy się w holu głównym Ministerstwa. – i wyszedł.
            - Świnia. – mruknęła pod nosem Hermiona.
            - Słyszałem!

***

            Hermiona wróciła do mieszkania dopiero o czternastej w dość przygnębionym humorze. Nie miała ochoty na wcześniejszy powrót – chodziła po ulicach miasta bez większego celu. Perspektywa spędzenia dwóch dni w towarzystwie Malfoy’a w jej ukochanym mieście wcale nie była zachęcająca. Gdyby nie on to skakałaby z radości. Pocieszające było to iż jutrzejszy dzień był w miarę wolny, bo konferencja miała odbyć się dopiero o dwudziestej. Postanowiła wykorzystać to na zwiedzanie miasta. Z Malfoy’em czy bez miała w planach dobrze się bawić.
            - Cześć, co tak wcześnie? – Ron siedział w jadalni i tosty z dżemem wiśniowym. Pewnie niedawno wstał, pomyślała Gryfonka.
            - Mam wolne, wieczorem czeka mnie wyjazd służbowy.
            - Mhmm. – mruknął Ron i wrócił do czytania gazety. – Gdzie lecisz?
            - Do Barcelony. – Hermiona przystanęła w progu jadalni. – Pójdę się spakować.
            Ruszyła do sypialni, gdzie w rogu stała szafa. Spod łóżka wyciągnęła niewielką walizkę. Przez chwilę stała przed szafą i myślała co do niej zapakować. Krótkie szorty, koszulka, kapelusz i okulary przeciwsłoneczne to pakiet na zwiedzanie miasta. Szlafrok, koszula nocna na ramiączkach, kosmetyczka. No i ubrania na konferencję. Hermiona przeszukała szafę w poszukiwaniu odpowiedniego zestawu. Po chwili uśmiechnęła się złośliwie.
            - Chciałeś seksownych ciuszków to będziesz je miał.
            Po spakowaniu wszystkiego, co niezbędne Hermiona usiadła na łóżku. Zaczęła rozmyślać o Ron’ie. Każdy zauważyłby, że coś jest nie tak. Ron nawet nie przejął się faktem, że wyjeżdża służbowo. Nie zapytał się czy jedzie sama czy z kimś. Nawet nie zapytał ile jej nie będzie. No bo po co, przecież nie będzie za nią tęsknił. Co się stało, że zaczęli się nawzajem unikać?
            - Hermiona? – do sypialni wszedł jej narzeczony. – Idę do pracy, dziś mamy dostawę towaru więc pójdę wcześniej pomóc George’owi. – Uważaj na siebie w Barcelonie.

***

            - Mamy jedno łóżko? – Hermiona obeszła cały apartament, który dostali w hotelu Hilton. – Jak to możliwe?! Pomijam, że spodziewałam się dwóch, osobnych apartamentów… Ale jedno łóżko? To żart! – Hermiona chodziła w kółko ze zdenerwowania.
            - Przecież próbowałem to wyjaśnić w recepcji! – Draco rozłożył ręce w geście bezradności. – Zaszła jakaś pomyłka, a nie mają żadnych wolnych pokoi.
            - Ty śpisz na kanapie!
            - Chyba sobie kpisz, Granger! – Draco wstał z fotela i podszedł do niej. – Zapomnij! Sama śpisz na kanapie!
            - To chyba Ty sobie kpisz, Malfoy! – założyła ręce na biodra.
            - Więc co proponujesz, geniuszu? A nie, przepraszam! Z tym geniuszem to przesadziłem!
            - Podły jesteś! – Hermiona spojrzała na łóżko. Było całkiem spore. Podeszła do kanapy i wzięła niewielkie poduszki, które ułożyła na środku łóżka, przedzielając je na pół. – To moja połowa, a to Twoja! – wskazała.
            - Ja śpię od strony okna!
            - Zachowujesz się jak dziecko! Proszę bardzo, śpij sobie. – spojrzała na zegarek. Dochodziła dwudziesta druga. Jeśli chciała jutro zwiedzić Barcelonę powinna położyć się niedługo spać. Wzięła koszulkę nocną, szlafrok, kosmetyczkę i bez słowa poszła do łazienki. Byli tu niecałe dwie godziny a ona już chciała go udusić. Jak ma wytrzymać jeszcze tyle godzin? I za jakie grzechy jest skazana na towarzystwo tego rozkapryszonego arystokraty? Te i wszystkie inne pytania „uciekły” z jej głowy, gdy zanurzyła się w ciepłej wodzie. Kąpiel zawsze działała na nią relaksująco i pomogła zapomnieć o wszystkich złych myślach i wspomnieniach. Dla odmiany zaczęła myśleć o sobie pozytywnie. W końcu jestem bardzo dobrym i sumiennym pracownikiem w Ministerstwie Magii. Mam wielu znajomych, z którymi uwielbiam spędzać czas. Jestem zadowolona z tego jak wyglądam, w końcu moje włosy nie są jedną wielką szopą. Mam sporo planów na przyszłość, chcę podróżować i ciągle poszerzać swoją wiedzę i zainteresowania. A przede wszystkim, chcę…
            - Granger, do jasnej cholery! – usłyszała walenie pięścią w drzwi. – Ile Ty tam będziesz siedzieć? Inni też tutaj mają swoje potrzeby!
            - Zaraz wychodzę! – wyszła z wanny i zaczęła przebierać się w koszulkę nocną, pomstując przy tym Malfoy’a. Gdy stanęła przed lustrem dopiero zdała sobie sprawę w co jest ubrana. W tym momencie szczerze pożałowała, że nie ma nic innego. Ale co poradzić, że takie koszule nocne lubiła najbardziej. Szkoda, że tylko Ron tego nie doceniał.
            - Granger! – znowu to walenie w drzwi. Hermiona podeszła do drzwi i hardo spojrzała mu w oczy.
            - Przecież już wychodzę!
            Przeszła obok niego z podniesioną dumnie głową, usiadła na swojej połowie łóżka i zaczęła nakładać na zgrabne nogi czekoladowy balsam. Natomiast zszokowany Draco nie mógł oderwać od niej wzroku.
            - Co się gapisz? – burknęła. – Zwolniłam łazienkę.
            - Wiesz, co Granger. Czasem zazdroszczę tej wyleniałej wiewiórce, że ma takie widoki każdej nocy. No chyba, że ubrałaś się tak specjalnie dla mnie. – uśmiechnął się zadziornie. Hermiona posłała mu mordercze spojrzenie, chwyciła poduszkę i rzuciła w niego. – Ostra jesteś. – zaśmiał się, odrzucił poduszkę w jej kierunku i wszedł do łazienki. Po chwili usłyszała jak nalewa wody do wanny.
            - Problem w  tym, że ta wyleniała wiewiórka nie interesuje się takimi widokami. – mruknęła cicho, tak żeby jej nie usłyszał i położyła się na swojej połowie łóżka, okrywając się kołdrą po same uszy.

***

            Hermiona wstała jutro przed ósmą w wyjątkowo dobrym humorze. Do spotkania z przedstawicielami hiszpańskiego Ministerstwa zostało jeszcze bardzo dużo czasu, a perspektywa spędzenia dnia w Barcelonie była niesamowicie kusząca. Nawet leżący (oczywiście na swojej połowie) obok Draco Malfoy nie będzie w stanie zepsuć jej tego dnia. Spojrzała na niego. Nie był tak bardzo denerwujący, gdy spał i nawet jego towarzystwo w tym monecie było całkiem znośne. Właściwie to był całkiem przystojny i ładnie zbudowany. Był przykryty od pasa w dół i Hermiona po chwili przyłapała się na tym, że uważnie mu się przygląda. Dziewczyna zarumieniła się nieśmiało, wstała z łóżka i poszła do łazienki. Po dwudziestu minutach była już kompletnie ubrana i zrobiła delikatny makijaż, taki jak najbardziej lubiła. Włosy zostawiła rozpuszczone, jej długie kręcone loki układały się bardzo ładnie. Tak wyszykowana i w świetnym humorze wyszła z łazienki.
            - Ale z Ciebie ranny ptaszek. – mruknął Draco, leżąc wygodnie na łóżku. Wciąż bez koszulki.
            - Mam dziś dużo do zrobienia. – Hermiona zaczęła wkładać potrzebne rzeczy do torebki.
            - A skusisz się na śniadanie? – wstał z łóżka. Wciąż bez koszulki. Spał w długich, czarnych dresowych spodniach. – Zamówiłem dla nas.
            - Nas? – spojrzała na niego ze zdziwieniem. – Od kiedy Ty jesteś taki miły dla mnie?
      - Daj spokój. Wieczorem mamy ważne spotkanie, więc musimy przywyknąć do swojego towarzystwa i wypaść na nim dobrze. – podszedł do niej i chciał założyć jej za ucho kosmyk włosów. Hermiona złapała jego rękę.
   - Może i musimy przywyknąć do swojego towarzystwa i wypaść dobrze ale waż się mnie dotykać! – spojrzała mu prosto w oczy.
      - Jak sobie życzysz. – warknął i poszedł otworzyć drzwi. Po chwili przyniósł do salonu tacę ze śniadaniem. – Jeszcze ciepłe rogaliki z dżemem brzoskwiniowym i kubek gorącej kawy. – postawił posiłek na stole. – Pasuje Pani takie śniadanie, panno Granger?
           - Ostatecznie. – uśmiechnęła się prowokująco. – Skąd wiedziałeś, że dżem brzoskwiniowy to mój ulubiony? – sięgnęła po pierwszy rogalik.
          - Nie wiedziałem. – wzruszył ramionami. – Ja też go bardzo lubię. Mówiłaś, że masz dziś dużo do zrobienia. Co planujesz?
        - Zwiedzanie miasta. – Hermiona upiła łyk kawy. – To piękne miasto, moje ulubione.
    - Skoro to Twoje ulubione miasto to czemu Weasley jeszcze z Tobą tu nie był?
    Hermiona poważnie zastanowiła się nad tym pytaniem. Sama je sobie wiele razy zadawała, ale odpowiedź była bardzo prosta.
      - Ron nie podziela mojej pasji podróżnika. W zasadzie nie podziela żadnej mojej pasji. – uśmiechnęła się niemrawo. – On… - zawahała się - …podziela jedną pasję z Harry’m, piwa i szachy w Dziurawym kotle.  – nie wiedząc czemu, wyznała mu prawdę. I od razu zaczęła tego żałować. Przecież zaraz ją wyśmieje.
       - To wcale nie dziwię się Ginny, że odeszła od niego i związała się z Blaise’m. – Draco domyślił się, że nie jest to łatwy temat i postanowił delikatnie go przekierować. Hermiona była mu naprawdę wdzięczna. – A teraz, kiedy będą mieć… - przerwał szybko.
            - Co będą mieć?
            - Nie, nic.
      - No mów, nie umiesz kłamać! – Hermiona postanowiła nie odpuszczać. Draco spojrzał na nią wzrokiem zbitego psa.
           - Twoja przyjaciółka mnie zabije. Tylko obiecaj mi coś. Jak Ginny Ci powie to udawaj przed nią, że nic nie wiesz. Zgoda? – przytaknęła skinieniem głowy. – Byłem u nich kilka dni temu i wtedy się dowiedziałem. Tobie chcą powiedzieć o tym osobiście.
     - Ale co? Powiedź w końcu! – Hermiona siedziała jak na szpilkach.
       - Zostaniesz ciocią. Ginny jest w ciąży.
      - Coooo?! Na Merlina, jak się cieszę! – dziewczyna w przypływie radości prawie przytuliła Malfoy’a. W ostatniej chwili się opanowała.
      - Tylko ani słowa, że wiesz o tym, bo mnie zabiją. – Draco pogroził jej palcem.

***

            Hermiona Granger spędziła cudowne po południe w Barcelonie. Zobaczyła wszystkie zabytki jakie miała w planach – aleję La Rambla, Park Güell, Sagrada Familia, Port Vell, Parc de la Ciutadella, budynki autorstwa Gaudiego, Museu Nacional d’Art de Catalunya oraz Camp Nou. Wiadomość o ciąży Ginny była cudownym zaskoczeniem. Dziewczyna cieszyła się na samą myśl, że zostanie ciocią. Najmłodsza córka Weasley’ów zasługiwała na prawdziwe szczęście i Hermiona wierzyła, że odnalazła je przy Zabini’m. Dobrze, że chociaż ona jest szczęśliwa. Zbliżała się godzina siedemnasta, uznała, że powinna już wracać. Czas przygotować się na spotkanie służbowe a wolała uniknąć kłótni z Malfoy’em że spędza zdecydowanie za dużo czasu w łazience. Gdy weszła do apartamentu jej szef leżał wygodnie rozłożony na kanapie i czytał jakąś książkę. Wciąż bez koszulki. Rzucił w jej kierunku krótkie, lekceważące spojrzenie i wrócił do lektury. Hermiona nie pozostała mu dłużna, wyminęła go bez słowa i poszła do łazienki przygotować się. Po odświeżającym prysznicu postanowiła wyprostować loczki i spiąć włosy w kok. Ubrała się zgodnie z poleceniem Malfoy’a – w seksowne  ciuszki. Ciekawie jak Ci się to spodoba, fretko, pomyślała ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. Tak wyszykowana wyszła z łazienki i usiadła na fotelu naprzeciwko niego, zakładając nogę na nogę. Gdy Draco ją zobaczył książka wypadła mu z ręki.
            - Takie seksowne ciuszki miałeś na myśli, szefie? – uśmiechnęła się z nieukrywaną satysfakcją.
            - Wiesz, możemy się trochę spóźnić na to spotkanie. – poruszył zadziornie brwiami i oblizał bardzo seksownie i bardzo powoli swoje usta. Hermiona nie dała po sobie poznać, że jej to się spodobało i pokazała mu środkowy palec.
            - Pieprz się.
            - Jeśli chcesz, to czemu nie. – uśmiechnął się.

***

            Spotkanie przebiegło w miłej atmosferze i byli uczniowie Hogwartu nie zauważyli kiedy wybiła północ. Wracali w bardzo dobrych humorach do swojego apartamentu. A to wszystko przez wino, które wypili do kolacji z przedstawicielami hiszpańskiego Ministerstwa Magii. Panna Granger za wszelką cenę starała się iść prosto. Niestety nie pomagała jej w tym jej słaba głowa a tym bardziej wysokie szpilki, które miała na sobie. Draco zaoferował swoje ramie na co dziewczyna od razu się zgodziła.
            - Na Merlina, to wino było pyszne.
            - Masz ochotę na jeszcze jedną butelkę? – Draco miał o wiele silniejszą głowę.
            - A skąd je weźmiesz? – dziewczyna wpadła w atak głupawki i nie mogła opanować swojego śmiechu.   
         - Mam swoje sposoby. – weszli do apartamentu. – Siadaj tutaj a ja zaraz wrócę. – Hermiona usiadła na kanapie i przeciągnęła się. Po dziesięciu minutach chłopak wrócił z butelką wina, które panna Granger okrzyknęła swoim ulubionym i tacą z owocami oraz bitą śmietaną.
         - Tęskniłaś? – uśmiechnął się i usiadł obok niej.
         - Za Tobą nie ale za winem tak. – pokazała mu język. Draco pokręcił głową i rozlał wino do kieliszków. – Może jakiś toast? – Hermiona zdjęła szpilki i przysunęła się bliżej chłopaka.
     - Jak sobie życzysz. – Draco objął ją ramieniem i przygarnął jeszcze bliżej. – Więc za co chcesz wznieść toast?
         - Za szczęście. – stuknęli się kieliszkami. 
   - Myślałem, że jesteś szczęśliwa w życiu prywatnym. Bo w pracy to ja jestem przeszkodą do Twojego szczęścia. – oboje się zaśmiali.
       - Jak mam być szczera to w pracy jest mi lepiej niż w domu. Nawet jak Ty się tam pałętasz.
        - Mogę Ci jakoś pomóc?
     - Wiesz, jak to dziwnie brzmi z Twoich ust. – oparła głowę o jego ramię. – Mi nikt nie może pomóc. Sama się wpakowałam w to bagno to i sama muszę się z niego wydostać.
   - Czy Ty mówisz o wyleniałej wiewiórce? – Hermiona zachichotała.
     - Jesteś okropny. – kolejny łyk wina. – Ron jest, a raczej był dobry. Zmienił się i wydaje mi się, że kogoś ma na boku.
      - Na Merlina, jak można być z taką kobietą jak Ty i szukać wrażeń gdzieś indziej?
      - Widać można. – westchnęła. – Z resztą, nie chce o nim mówić. Lepiej opowiedz co Ty robisz poza dręczeniem mnie w pracy?
  - Staram się aktywnie spędzać czas, sporo podróżuję. Kocham sport więc dużo jeżdżę na snowboardzie. Ale lubię też poleżeć plackiem na plaży z dobrą książką.
   - Mówisz jakbym słyszała siebie, wiesz? Wymieniłeś to, co uwielbiam. Aktywny wypoczynek to są najlepsze wakacje. Kiedyś z rodzicami bardzo często wyjeżdżaliśmy w góry na narty lub snowboard. A potem zaręczyłam się, zamieszkałam z nim i wyjazdy się skończyły.
    - Powiem to raz więc słuchaj mnie uważnie. Jesteś najinteligentniejszą osobą w Ministerstwie a nie dostrzegasz tego, że on Cię hamuje i nie pozwala iść do przodu.
   - Dostrzegam, tylko nie potrafię odejść. Chyba się przyzwyczaiłam do niego i takiego życia. I dziękuję za komplement.
    - Jesteś silna, ale z każdym dniem ta siła, którą masz w sobie słabnie. – dotknął jej policzka. – Nie pozwól mu na to.
    - Zapamiętam to. – uśmiechnęła się i odepchnęła jego rękę. – Co tam dobrego jeszcze przyniosłeś? Uwielbiam truskawki. – Hermiona wzięła jedną truskawkę i posmarowała owoc bitą śmietaną. Gdy chciała ją wziąć do ust trochę bitej śmietany spadło na jej dekolt. Oboje spojrzeli sobie prosto w oczy, Hermiona nieświadomie przygryzła wargę. Draco uznał to za przyzwolenie, przysunął się do dziewczyny i jednym, namiętnym pocałunkiem pozbył się odrobiny śmietanki z jej dekoltu. Granger cicho jęknęła.          Było jej dobrze. Za dobrze.
     - Wyleniała wiewiórka to frajer, bo nie potrafi zająć się tak cudowną kobietą. – szepnął jej prosto do ucha. – Ja wiem jak się Tobą zająć, przy mnie szybko byś nie zasnęła w takich ciuszkach. Jeśli kiedyś zmienisz zdanie to wiesz, gdzie mnie szukać.

***

            Od powrotu z Barcelony minął tydzień. Minął także tydzień od zerwania zaręczyn. Nie stało się to przez Malfoy’a. On nie miał z tym nic wspólnego. Ron po prostu odszedł. Gdy Hermiona wróciła z Hiszpanii na stole leżał list, w którym były narzeczony wyjaśnił jej powód odejścia. W pięciu linijkach Ron podsumował cały ich związek a na końcu dodał „nie pasowaliśmy do siebie”. Hermiona miała przeczucie, że za tym kryło się coś więcej. Ale nie przejęła się tym. Prawdę mówiąc poczuła, że jej skrzydła znów są wolne i spodobało jej się to uczucie. Rozpłakała się. Bynajmniej nie ze smutku ale przez śmiech ze szczęścia, którego nie mogła opanować. Gdy Ginny odwiedziła ją trzy dni temu i powiedziała o ciąży Hermiona radość miała wypisaną na twarzy. Zgodnie z prośbą nie wydała Malfoy’a i udała, że o niczym nie wiedziała. Co do Draco i incydentu w Barcelonie… Nie zdradziła wtedy Ron’a. Brzydziła się zdradą. Nie chciała robić sobie też złudnej nadziei, że Malfoy coś do niej poczuł. To, że przestał mówić do niej szlama nie oznacza, że przestał tak o niej myśleć. Poza tym i tak stał się wystarczająco miły – zmienił termin wykonywania zadań z wczoraj na jutro. Postanowiła zapomnieć o całym wyjeździe do Barcelony. Jakby nigdy to się nie wydarzyło. Tylko to zdjęcie było przeszkodą. Hermiona trzymała je w swoim kalendarzu i nie potrafiła tak po prostu go wyrzucić.
     Kończyła właśnie pracę na dziś, do gabinetu wszedł jej szef i bez słowa usiadł na krześle naprzeciwko.
       - Jutro masz wolne. – postukał palcami w biurko.
     - A z jakiej to okazji? – odłożyła ostatni dokument. – Nie chciałeś mi dać wolnego nawet jak byłam chora.
     - Pojutrze lecimy na Ibizę więc chcę Ci dać czas na spakowanie się.
     - Na Ibizę? Kolejny wyjazd służbowy?
    - Taaa. – mruknął. – Widzisz jak oni nas męczą. – uśmiechnął się zadziornie.
   - Takie męczarnie mogę przeżywać każdego dnia, Ibiza jest na pewno pięknym miejscem. – Hermiona przeciągnęła się na fotelu.
   - Nawet ze mną? Będziemy tam tydzień.
   - A widzisz, i tu pojawia się problem.
   - Jędza. – warknął. – Jutro o siedemnastej jestem u Ciebie i teleportujemy się na Ibizę.
   - A nie użyjemy świstoklika, jak to mamy w zwyczaju? – dziewczyna zdziwiła się. Draco podszedł do niej i szepnął prosto do ucha:
   - Niektóre rzeczy się zmieniają, Granger. Zapamiętaj to sobie.

***

            Tym razem dostali osobne apartamenty. Hermiona sama nie wiedziała czy cieszy się z tego powodu, czy wręcz przeciwnie. Obiecała sobie już dawno temu, że zapomni o incydencie, który miał miejsce w Barcelonie, ale nie było to takie proste. Z reguły jest tak, że jeżeli chcemy o czymś zapomnieć to myślimy o tym jeszcze intensywniej. Panna Granger kończyła rozpakowywać swój bagaż. Z jednej strony tygodniowy wyjazd służbowy był dość dziwny, nigdy nie wyjeżdżali na tak długo i zawsze używali świstoklika a nie teleportacji. Ale z drugiej strony jest w końcu na Ibizie. W miejscu, które słynie z niekończących się imprez i Hermiona miała zamiar to wykorzystać. W końcu, bez Ron’a, mogła się porządnie wybawić.
     Do pokoju wszedł Draco, oczywiście bez pukania. I bez koszulki. Był w dresowych spodniach. Miał ze sobą butelkę ulubionego wina Hermiony i dwa kieliszki. Postawił to wszystko na stoliku obok łóżka.
   - Na Merlina, Malfoy, ubierz się, bo wystraszysz połowę ludzi z hotelu.
     Draco pokręcił tylko głową z dezaprobatą i rozłożył się wygodnie na jej łóżku.
    - Połowa ludzi marzy o tym, żeby być ze mną w tym pokoju. Ciesz się, Granger.   
- Więc z jakiej okazji ten wyjazd? – Hermiona poczuła, że zaraz się zarumieni więc postanowiła zmienić temat – Czemu akurat tu wysłało nas Ministerstwo?
   - A kto powiedział, że to Ministerstwo nas wysłało? Ja nas tu wysłałem.
   - O czym Ty mówisz? – dziewczyna podeszła do niego, co Draco od razu wykorzystał. Pociągnął ją w taki sposób, że Hermiona po chwili leżała na łóżku, a on na niej.
    - To co słyszałaś. – pierwszy delikatny pocałunek w szyję. – To nie jest żaden wyjazd służbowy tylko wakacje. – drugi dokładnie w to samo miejsce, Hermiony serce biło jak szalone.
   - To dlaczego nie powiedziałeś mi tego od razu. Nawet nie wzięłam odpowiednich ciuchów na wakacje. Poza tym pobyt w tym hotelu kosztuje majątek.
   - Nie martw się o to. O ubrania też, jutro pójdziemy na zakupy. Potrącę Ci za to z wypłaty. – zaśmiał się.
   - To chyba przez resztę życia będę pracować za darmo.
   - Może przez resztę życia już nie będziesz musiała w ogóle pracować. To jak, zostajesz tu ze mną na cały tydzień czy wracasz do Londynu?
   - Zostaję. – tym razem to Hermiona go pocałowała. – Draco, co my robimy? – zapytała, gdy przestali się całować. Chyba pierwszy raz od dłuższego czasu nazwała go po imieniu.
    - Nic czego żadne z nas by nie chciało. – założył kosmyk włosów za jej ucho. – Idź spać, bo od rana zwiedzamy wyspę.
       - Zwiedzimy całą? – uśmiechnęła się.
      - Jeśli tylko chcesz to tak. Poza tym czekają nas szalone imprezy i wiele, wiele innych atrakcji. – pocałował ją w nos i wstał z łóżka. – Idę do siebie, dobranoc.
            Hermiona usiadła na łóżku z lekko czerwonymi policzkami. Jej serce powoli wracało do wybijania normalnego rytmu, co pomagało jej odzyskać zdroworozsądkowe myślenie. Chyba zwariowała, że zgodziła się na pobyt tutaj z Malfoy’em. Noc w tym pałacu na pewno kosztowała kosmiczną sumę pieniędzy. Zarabiała całkiem nieźle ale to i tak pobyt tutaj przekraczał jej możliwości finansowe. Przecież powiedział Ci, że masz się nie martwić wydatkami, odezwał się głosik w jej głowie. To szaleństwo. Tak samo jak to, że ją pocałował i ona jego też. Hermiona wyszła na taras i spojrzała w rozgwieżdżone niebo. Teraz już nie będzie tak łatwo zapomnieć. W głębi serca, dobrze wiedziała, że nie chce o tym zapomnieć. Chce, żeby to trwało już zawsze, nawet jeżeli zawsze w tym wypadku oznacza tydzień.
     - Wykorzystam ten czas. – powiedziała, patrząc w niebo. Co będzie potem? Tego nie wiedziała, na razie nie chciała o tym myśleć. Weszła do pokoju i przebrała się w koronkową koszulę nocną, tę samą, którą zabrała ze sobą do Barcelony. Zarzuciła na siebie szlafroczek, wzięła butelkę wina i dwa kieliszki, które przyniósł chłopak i wyszła z apartamentu.
    - A kogo to moje oczy widzą? – uśmiechnął się, gdy otworzył drzwi i zobaczył za nimi Hermionę. Dziewczyna przejechała wskazującym palcem po jego nagim, umięśnionym brzuchu i zmysłowo przygryzła wargę.
   - Miałam przyjść, gdy zmienię zdanie. – mruknęła.
   - Zapraszam. – Draco wziął ją za rękę i pociągnął do pokoju. – Co chcesz robić? – usiedli na kanapie.
 - Myślę, że znajdziemy ciekawe zajęcie. – uśmiechnęła się zadziornie i usiadła mu na kolanach.
    - Podoba mi się to zajęcie. A to podoba mi się jeszcze bardziej. – powiedział, gdy Hermiona zdjęła szlafroczek. – Moja ulubiona koszulka.
   - Czuję, że Ci się podoba. – Hermiona dotknęła dłonią przez spodnie jego męskości, Draco przymrużył oczy i cicho mruknął. – Mogę sprawić, że będzie Ci jeszcze lepiej. – szepnęła mu do ucha. Zeszła z jego kolan i zabrała się za ściąganie jego spodni.
     - Miona, Ty chyba nie chcesz…
     - Zamknij się, Malfoy. – siedział już w samych bokserkach, spodnie miał opuszczone do kostek. – Mogę robić to na co mam ochotę. – włożyła rękę pod jego bieliznę i zaczęła go masować jednocześnie całując podbrzusze. Samym dotykiem wyczuła, że miał się czym pochwalić. Chłopak odchylił głowę do tyłu, jego oddech przyśpieszył. Po pieszczotach ręką wzięła go do ust. Na początku delikatnie, bawiła się językiem. Drażniła go, ale widziała ile przyjemności z tego czerpał. Ona też, od zawsze kochała miłość francuską. Chociaż Ron starał się skutecznie z niej to wyplenić. Hermiona wyczuła odpowiedni moment i zaczęła pieścić go namiętniej, pomagając sobie przy tym ręką.
     - Miona… Kochanie, dłużej nie wytrzymam. – wyjęczał. Przerwała swoje zajęcie i spojrzała mu prosto w oczy, po czym przejechała po jego męskości swoim mokrym językiem. Nie przerywając kontaktu wzrokowego.
    - O to mi chodzi, nie powstrzymuj się.
    
      Nie przestała pieścić go oralnie, gdy dochodził w jej ustach.

***

      Kilka godzin później leżeli na łóżku w apartamencie chłopaka i rozmawiali. Chyba pierwszy raz spokojnie i bez wzajemnych złośliwych docinek. Pochodzili z różnych światów ale mimo to byli  do siebie bardzo podobni. Draco był samotnym człowiekiem – wraz z zakończeniem edukacji w Hogwarcie zakończył swoje legendarne podboje. Wolał skupić się na rozwijaniu kariery zawodowej, licząc, że pewnego dnia znajdzie kobietę swojego życia. Z ojcem nie utrzymywał kontaktów od kilku lat, jego rodzice się rozeszli krótko po Bitwie o Hogwart. Narcyza zamieszkała w centrum Londynu i dosyć często Draco składał jej wizyty.
    - Naprawdę też lubisz kuchnię orientalną? – odkryli kolejną wspólną rzecz.
    - Lubię. – Draco pogłaskał ją delikatnie po ramieniu i pocałował w szyję. – Lubię też inne rzeczy, a jak będziesz niegrzeczną dziewczynką to Ci pokażę. – uśmiechnął się zadziornie. Przekręcił się na drugi bok i sięgnął ręką po jedną z kostek lodu, w których chłodził się zamówiony szampan. Wziął ją do ust i zaczął ściągać koronkowe figi. Nim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć Draco wypluł kostkę lodu, która potoczyła się gdzieś na podłogę i dotknął lodowatym językiem jej najczulszego punktu. Hermiona głośno krzyknęła z rozkoszy, jaka rozpłynęła się po jej ciele. – Kochanie, nie krzycz tak głośno. Za ścianą są inni goście, ktoś może nas usłyszeć. – kolejne dotknięcie. – Pokrzyczysz jak będziemy u siebie w domu.
    Na początku drażnił ją dokładnie w taki sam sposób jak ona jego, delikatnie i bez pośpiechu. Jedną ręką dotykał jej brzucha a drugą zaczął wspinać się znacznie wyżej aż natrafił na jej piersi. Hermiona oddychała coraz głośniej i coraz szybciej. Kilka razy wyjęczała jego imię, jedną rękę zacisnęła z całej siły na kołdrze a drugą zatopiła w jego włosach. Jego pieszczoty stały się coraz namiętniejsze. Czuł, że Hermiona jest blisko orgazmu ale miał dla niej przygotowany inny koniec. Gdy od spełnienia dzieliły ją sekundy Draco przerwał pieszczoty i jednym mocnym pchnięciem wszedł w nią. Dziewczyna oplotła go nogami, dzięki czemu mógł wejść jeszcze głębiej. Wystarczyło jeszcze tylko kilka pchnięć żeby dziewczyna przeżyła najmocniejszy orgazm w swoim życiu, krzyk rozkoszy został zagłuszony namiętnym pocałunkiem.
      - Chyba jeszcze nie skończyliśmy. – oblizała wargi, gdy oderwali się od siebie.
   - Chciałabyś. – poruszył się w niej, co wywołało przyjemny skurcz. – Mówiłem Ci, że przy mnie tak szybko nie zaśniesz.

            Następnego dnia zwolnili jeden apartament.

***

   Tydzień minął wyjątkowo szybko. Jak dla niej było to za szybko. Spędzili go na zwiedzaniu wyspy, pływaniu, opalaniu się, rozmowach do późnej nocy, zakupach, sportach (głównie wodnych) i oczywiście na niekończących się imprezach. Często się kochali – w łóżku, pod prysznicem, na kanapie, na puchatym dywanie w salonie, na stole, w nocy na prywatnej plaży… miejsce nie miało znaczenia, liczyli się tylko oni. Spędzili ze sobą każdą chwilę i Hermiona nie miała absolutnie go dość. Wręcz przeciwnie – chciała więcej. Stało się to przed czym się tak bardzo broniła – zakochała się w nim bez pamięci. I to właśnie było najgorsze. Draco zaoferował jej tydzień na Ibizie, a ona na to przystanęła. Nie powiedział, co będzie, gdy tydzień dobiegnie końca. Nie żałowała niczego, cieszyła się z każdej wspólnej chwili, pamiętała każdy pocałunek. Te wspomnienia będą jej towarzyszyć do końca jej życia. Każda bajka kiedyś się kończy, niestety nie zawsze szczęśliwie.
            Siedziała na tarasie ich apartamentu i czekała na Draco, który poszedł załatwić coś w recepcji. Dziś mieli zjeść ostatnią kolację na wyspie, a jutro rano wrócić do Londynu. Ubrała się w małą czarną, którą kupili kilka dni temu w jednym z ekskluzywnych sklepów. Hermiona miała spore wyrzuty sumienia, bo Malfoy wydał na nią fortunę. Ale on za każdym razem powtarzał, żeby się tym nie przejmowała.
    - Już jestem. – chłopak podszedł do niej z ogromnym bukietem czerwonych róż. – Dla Ciebie. – podał jej kwiaty i pocałował w czoło.
     - Dziękuję. – uśmiechnęła się niemrawo. Chłopak od razu zauważył, że coś jest nie tak.
    - Miona, co się stało? Nie cieszysz się, że wracamy do domu?
     - Cieszę się. – westchnęła i spojrzała w jego niebieskie oczy. – Tylko co potem? Co z nami?
   - Nie wiem. – odpowiedział. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicach serca. A więc jednak. Tydzień. Ani dnia więcej. Draco zobaczył, że zaszkliły się jej oczy. – Nie wiem, co będzie bo nie wiem jakiej udzielisz odpowiedzi.
            - O co Ci chodzi?
         - Chciałem poczekać z tym do kolacji, ale skoro tak się niecierpliwisz to zadam Ci to pytanie teraz. Hermiona – był niesamowicie poważny – tydzień spędzony tutaj z Tobą był niesamowity. Różnie między nami bywało, ale jednego jestem pewien. Kocham Cię i chcę spędzić z Tobą resztę życia. – klęknął przed nią i wyjął z kieszonki niewielkie, czerwone pudełeczko. Gdy je otworzył Hermiona ujrzała najpiękniejszy pierścionek jaki w życiu widziała. – Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

***

            Nadszedł grudzień. W dzień przed Bożym Narodzeniem Hermiona krzątała się po kuchni nucąc pod nosem jedną z ulubionych piosenek. Sprawdziła raz jeszcze zapasy w lodówce, jutro na kolacji Bożonarodzeniowej będzie sporo osób – państwo Weasley’owie, Georg z Angeliną i dziećmi, Ginny i Blaise z ich pięcioletnią córeczką – Margaret. Święta w gronie najbliższych są najlepsze. Nalała do kubeczka soku pomarańczowego i poszła do salonu, gdzie w najlepsze bawiły się  najważniejsze osoby w jej życiu – mąż i syn. Siedzieli na dywanie przed kominkiem i układali wieże z klocków. Hermiona uśmiechnęła się widząc roześmianą buzię synka.
            - Mama! – chłopiec wyciągnął w jej kierunku rączki. – Daj pić.
         - Proszę, Kochanie. – Hermiona podała synkowi kubek z sokiem i usiadła na fotelu. Uwielbiała na nich patrzeć, gdy się bawili. – Jak wypijesz to idź umyć ząbki. Zbliża się pora spania.
            - Mamoooo, muszę? – chłopiec spojrzał na nią błagalnym wzorkiem. Oczy odziedziczył po niej.
            - Wiesz, że trzeba słuchać mamusi, Scorpius. – Draco poczochrał blond włoski synka i usiadł na kanapie obok żony, obejmując ją ramieniem. Trzylatek westchnął i poszedł ze spuszczoną głową w stronę łazienki.
     - On jest niesamowity. – zaśmiała się Hermiona. – Całkiem jak jego tata.

Byli małżeństwem od pięciu lat. Bardzo się kochali i jak w każdym dobrym małżeństwie zdarzały się kłótnie. Czasem po zaciętej wymianie zdań Draco w ramach kary lądował na noc na kanapie. Żadna ich kłótnia nie trwała dłużej niż dwa dni, a zgodę najczęściej pieczętowali namiętnymi wieczorami w sypialni. Kilka razy w miesiącu wychodzili do kina, teatru lub na kolację do ekskluzywnej  restauracji. Draco lubił dawać swojej żonie kwiaty, najczęściej bukiet czerwonych róż – na każdą rocznicę a także bez okazji. Uwielbiał sprawiać jej tym radość. Dwa lata po ślubie na świat przyszedł Scorpius. Ich synek rósł jak na drożdżach i był dumą swoich rodziców. Nim się obejrzeli maluch skończył trzy latka i na tę okazję dostał od taty swoją pierwszą dzieciną miotłę. Od tamtego czasu codziennie uczył się na niej latać pod czujnym okiem Draco. Podczas gdy Hermiona pilnowała aby ich synek chodził wcześnie spać, jadł o tych samych porach zdrowe posiłki, Draco przy każdej możliwej okazji rozpieszczał Scorpius’a do granic możliwości.
- Przecież od tego są tatusiowie. – tłumaczył, próbując udobruchać żonę, gdy po raz kolejny najmłodszy członek rodziny Malfoy’ów objadał się słodyczami przed obiadem.  
- Strach pomyśleć jak rozpieszczałbyś córkę.
Draco na samą myśl o córce uśmiechał się szeroko. Do kompletnej wizji jego wymarzonej rodziny brakowało tylko córeczki tatusia. Jego księżniczki. Widział jak Blaise szalał na punkcie swojej córki, Margaret, która bez dwóch zdań była jego oczkiem w głowie.  

Gdy Scorpius zasnął Hermiona poszła do salonu, gdzie jej mąż wkładał do pudełka zabawki syna.
- Mały już śpi. – usiadła na kanapie.
- Ale my chyba tak szybko spać nie pójdziemy. – położył się, kładąc głowę na jej kolanach. – Masz ochotę na wspólną kąpiel?
- A jak myślisz? – nachyliła się i pocałowała go w usta. – Ale najpierw chcę Ci coś dać.
    Hermiona wstała z łóżka i podeszła do drewnianej komody, z której wyjęła niewielką paczuszkę. Po czym usiadła na kolanach swojego męża.
     - Myślałem, że prezenty dajemy sobie jutro, Skarbie. – Draco objął ją w i pocałował w szyję.
       - Wiem, ale ten prezent jest wyjątkowy i chcę dać Ci go teraz, gdy jesteśmy sami. – pani Malfoy przygryzła wargę. – No dalej, otwórz.
      - Ale Ty swój prezent dostaniesz jutro. – Draco uśmiechnął się i zaczął rozpakowywać paczuszkę. – Na Merlina… - wydusił z siebie, gdy wyjął z niej niemowlęce buciki. Dobrze wiedział, co one oznaczają. Taki sam prezent dostał od Hermiony, gdy była w piątym tygodniu ciąży ze Scorpius’em. Jego serce zaczęło mocniej bić. Czuł, że przepełnia go niesamowite szczęście a do niebieskich oczu napływają łzy.
            - Szósty tydzień. – Hermiona przytuliła się do swojego męża. – Zaczęłam coś podejrzewać i dziś poszłam do lekarza, gdy Ty byłeś z małym u Narcyzy. Nie chciałam nic Ci mówić dopóki nie byłam pewna na sto procent.   
     - Kotku, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. – Draco położył dłoń na jeszcze płaskim brzuchu Hermiony. – Kocham Cię. – pocałował ją w usta. – Kocham Ciebie, Scorpius’a i nasze najmłodsze maleństwo.
            - Słyszysz, maluszku. – położyła swoją dłoń na dłoni męża. – Tatuś i mamusia bardzo Cię kochają.

***


Dwudziestego dziewiątego sierpnia na świat przyszła Isabella Emma Malfoy.