poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 18. Draco Malfoy na pewno szybko znajdzie pocieszenie w ramionach pięknej kobiety

         Hermiona Granger (a właściwie w obecnej sytuacji to Malfoy) siedziała z duszą na ramieniu w ekskluzywnej restauracji, czekając na swojego mężusia, który poszedł po tę kobietę. Jeśli wcześniej się nie denerwowała to teraz jej serce biło jak szalone. W ciągu ostatnich kilkunastu minut zastanawiała się po raz setny, co ją podkusiło do tej głupiej kolacji. Gdyby nie straciła czucia w nogach pewnie by stąd uciekła jak najdalej. Z drugiej strony, nie mogła tego zrobić Malfoy'owi. Było już za późno. Nerwowo rozejrzała się po sali, która była wypełniona po brzegi. Każdy z gości zajmował się swoim talerzem, ewentualnie od czasu do czasu wdał się w konwersację z osobami przy jego stoliku. Hermiona, z braku lepszego pomysłu, zajrzała do menu. Ten pomysł również okazał się fatalny. Cena za jedną przystawkę była, w przeliczeniu na mugolskie pieniądze, równowartością jej miesięcznej pensji w Szpitalu. Nie odważyła się odwrócić strony i sprawdzić ile kosztuje tu obiad. Pięknie! Draco kazał jej nic nie jeść, bo przecież naje się do syta na kolacji ale nie raczył wspomnieć o cenach. Cóż, przynajmniej szklanka wody była za darmo. Gdy była bliska zrealizowania planu z ucieczką w drzwiach restauracji pojawił się Draco z tą kobietą. Była Gryfonka, zdawała się pogrążać, w swojej i tak beznadziejnej sytuacji, coraz bardziej. Właśnie zdała sobie sprawę, że nawet nie wie jak ona ma na imię. Brawo, Hermiono za odpowiednie przygotowanie! Dziewczyna była zła na siebie, że skupiła się bardziej na odpowiedniej kreacji niż na poznaniu istotnych informacji. To były właśnie skutki mieszkania pod jednym dachem z Rudą. Hermiona postanowiła skupić się na obecnej sytuacji, z której postanowiła wyjść z twarzą. Przyjrzała się starszej kobiecie. licząc że czegoś się dowie. Wyglądała na bardzo miłą osobę, na jej twarzy gościł szeroki i, co najważniejsze, szczery uśmiech. Siwe włosy były bardzo staranie i krótko ścięte. Na kolację ubrała się w kremową koszulę z brązowym żakietem i długą spódnicą, w tym samym kolorze, co żakiecik. Na ramiona zarzuciła fioletowy szal, zakończony krótkimi frędzelkami. Hermiona szczerze przyznała w myślach, że całość bardzo ładnie się ze sobą komponuje a sama kobieta wygląda jak "dobra babcia". Ta myśl lekko podniosła ją na duchu i dodała odwagi.
            - Kochanie, pozwól, że przedstawię Ci Panią Lumen April. - odezwał się Draco, gdy podeszli do stolika. - Pani April, to jest moja żona.
            - Hermiona Malfoy. - dziewczyna przedstawiła się  zaskoczona, że tak łatwo posłużyła  się cudzym nazwiskiem. - Jest mi ogromnie miło Panią poznać.
            - April. Lumen April. I jeśli mogę sobie pozwolić, proszę mówcie mi po imieniu. Będę się wtedy lepiej czuła. Czy pozwolisz Hermionko, że będę tak do Ciebie mówić?
            - Oczywiście.
            - Cieszę się, bo twój mąż jest niezwykle uparty i nie może się przekonać.
            - Proszę mi uwierzyć, wiem coś na temat jego upartości.
            - Ja tylko staram się być szarmancki. - dodał Draco z miną niewiniątka.
            - Ale kobietom się nie odmawia. Zwłaszcza w moim wieku. - Lumen uśmiechnęła się życzliwie. - Mam nadzieję, że nie czekałaś na nas długo, Hermionko? Straszne korki w tym Paryżu.
            - Nie, oczywiście, że nie. - panna Granger poczuła, że powoli zaczyna się rozluźniać. Lumen okazała się bardzo sympatyczną i troskliwą osobą.
            - Kamień z serca. - Pani April wzięła do ręki menu. - Nie wiem jak Wy, Kochani, ale ja zjadłabym konia z kopytami. Sprawdźmy, co dobrego można tu zjeść.
            Lumen postawiła przed sobą kartę dań w taki sposób, że prawie cała za nią znikła. Hermiona skorzystała z okazji i posłała Draco wymowne spojrzenie, wskazując palcem na ceny. Chłopak niemal bezgłośnie wypowiedział "ja płacę, zamawiaj co chcesz". Dziewczyna kiwnęła głową na znak zrozumienia. Czuła się okropnie ze świadomością, że Malfoy za wszystko płaci. Dobrze wiedziała, że stać go na to ale nieprzyjemne uczucie pozostało.  
            - Czy mogę przyjąć zamówienie od Państwa? - do stolika podszedł młody kelner.
            - Jeśli pozwolicie, Kochani, ja zacznę. - Lumen posłała im kolejny promienny uśmiech. - Poproszę, pieczony comber jagnięcy, ragout z brukselki i kasztanów.
            - Oczywiście. - kelner zapisał szybko zamówienie na miniaturowej karteczce.
            - Ja poproszę pierś kaczki z glazurowaną marchewką i dynią z sosem pomarańczowym.
            - A co będzie do Pana? - chłopak zwrócił się do Draco, gdy zapisał zamówienie Hermiony.
            - Filet z bara, duszone pory z rodzynkami i sos beurre blanc.
            - Dziękuję za złożenie zamówienia. - kelner skłonił się i skierował swoje kroki w kierunku kuchni.
            - Hermionko, bardzo się cieszę, że mogę Cię poznać. Draco tyle mi o Tobie opowiadał. I oczywiście o Waszej córeczce. Jak maleństwo ma na imię?
            - Bianca Isabella. - Hermiona zaczynała wczuwać się w rolę. - Ale Draco mówi do niej Bella.
            - W końcu to moje oczko w głowie. - uśmiechnął się Draco.
            - Nie wątpię. Mogę zobaczyć jej zdjęcie? - pytanie Lumen sprawiło, że chłopakowi szybko zrzedła mina. Takiego scenariusza nie przewidział w przeciwieństwie do zaradnej Hermiony.
            - Już szukam w portfelu. Trochę tych zdjęć mi się nazbierało. Rodzina, przyjaciele. - panna Granger sięgnęła do portfela i wyjęła z niego zdjęcie na którym była ona sama w wieku trzech lat. - Proszę, to jest nasza córka.
            - Bella. - westchnęła Lumen. - Kropka w kropkę, jak mamusia. Brązowe oczka i loczki na główce. Istny aniołeczek. Musicie być bardzo z niej dumni.
            - Oczywiście, że jesteśmy . - dodał Draco, posyłając Hermionie czułe spojrzenie, pod którym kryło się najszczersze "dziękuję".
            - Piękna dziewczynka. - Pani April oddała zdjęcie byłej Gryfonce. - Biedactwo, teraz pewnie tęskni za rodzicami.
            - Została z moją mamą. A my spędzamy z nią każdą wolną chwilę. Hermiona, jest wciąż na urlopie macierzyńskim. Zastanawiamy się nad tym, czy powinna w ogóle wrócić do pracy. Chcemy podjąć jak najlepszą decyzję dla dobra naszej córeczki.
            - Tak, Draco, ma rację. - dodała Hermiona. - Gdy on wyjeżdża służbowo. Ja i Bianca Isabella, w miarę możliwości, jedziemy z nim.
            - To bardzo dobrze. Dla tak małego dziecka częsty kontakt z rodzicami jest na wagę złota. Ja nigdy nie stawiałam kariery ponad moją rodzinę. Dobro dzieci zawsze należy stawiać na pierwszym miejscu. Tak się cieszę, że młodzi ludzie, jak Wy, podzielacie moje zdanie. To rzadkość w dzisiejszych czasach. Teraz dla młodych liczy się tylko kariera i kariera. Rodzina schodzi na dalszy plan. To okropne.
            - Całkowicie się z Tobą zgadzam, Lumen. Moi rodzice zawsze powtarzali mi, że rodzina jest najważniejsza.
            - Musisz mieć naprawdę wspaniałych rodziców, Kochanie. - Pani April zwróciła się do Hermiony, nieświadomie wywołując ukłucie w sercu na wspomnienie o jej stracie.
            - Tak, wiele im zawdzięczam.
            - Wyglądacie na takich szczęśliwych i zakochanych. Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia?
            - Cóż... - zaczęła niepewnie Hermiona. 
            - Jeśli mamy być szczerzy to nie. Kiedyś, gdy chodziliśmy do szkoły, nasze stosunki nie były najlepsze. Ciągle darliśmy koty, o wszystko. A raz nawet, moja Kochana żona uderzyła mnie prosto w nos.
            - Najwidoczniej na to zasłużyłeś. - zaśmiała się Lumen. - W waszym przypadku idealnie sprawdza się przysłowie "kto się lubi ten się czubi".
            - To prawda. - Hermiona sama zaśmiała się na wspomnienie sytuacji z trzeciej klasy. - Jakiś czas po zakończeniu edukacji przypadkiem spotkaliśmy się i postanowiliśmy zakopać topór wojenny. Nasze zachowanie było wtedy takie dziecinne.
            - Od słowa do słowa i przyszła miłość. - dodał Malfoy, patrząc Hermionie prosto w oczy. - Do końca życia.
            - I o jeden dzień dłużej. - odpowiedziała, zarumieniona dziewczyna.

***

            Z Lumen April spędzili jeszcze dwie godziny, jedząc i rozmawiając na różne tematy. Między nią a Hermioną nawiązała się nic porozumienia. Staruszka była  uroczą osobą, której nie dało się nie lubić.
            - Mam nadzieję, że podpiszesz ten kontrakt. - powiedziała Hermiona, gdy znaleźli się w apartamencie Draco. - I ta cała szopka była tego warta.
            - Spokojnie, mam go w kieszeni. Jesteś idealną żoną.
            - Wiem o tym, nieidealny mężu. - Hermiona usiadła na fotelu i zdjęła szpilki. - Chyba zaraz odpadną mi nogi.
            - Może chcesz masaż od nieidealnego męża?
            - Powiedziałam tak tylko dlatego, bo wciągnąłeś mnie w tę sytuację. Nigdy więcej.
            - Wiem, wiem. Obiecuję, że to był ostatni raz. Jeszcze raz bardzo dziękuję. A z tym zdjęciem Belli to już całkiem uratowałaś mi tyłek.
            -Dlatego jestem idealną żoną. - uśmiechnęła się Hermiona. - Tak naprawdę na tym zdjęciu jestem ja, nawet chyba miałam wtedy trzy lata.
            - Jak możesz to pokaż. - Draco usiadł obok panny Granger, zdejmując krawat i rozpinając dwa górne guziki.
            - A chwilka, bo ja naprawdę mam tutaj spory bałagan z tymi zdjęciami. - Hermiona wyjęła pokaźny stosik fotografii i rozłożyła je na stole. Zdjęcia przedstawiały głównie znajome twarze z Hogwartu, ale jedno przykuło uwagę chłopaka.
            - Kto to jest? - zapytał, wskazując na kobietę i mężczyznę.
            - A to moi rodzice. To zdjęcie zostało zrobione krótko przed tym jak zmodyfikowałam im pamięć i wysłałam do Australii. Do tej pory myślą, że nazywają się Wendell i Monika Wilkinsowie. - spojrzała na Draco. - Hej, wszystko dobrze?
            Draco czuł, że serce bije mu jak oszalałe. Czy naprawdę był tak ślepy, że nie zauważył wtedy podobieństwa Hermiony do tej kobiety? Kilka tygodni temu jej rodzice byli dokładnie w tym hotelu, gdzie oni są teraz! Sam był wtedy w recepcji.
            - Tak, jest dobrze. A powiedz mi, czego nie sprowadzisz ich do Anglii?
            - To nie takie łatwe. Przywrócić pamięć nie jest tak łatwo, to może wywołać poważne komplikacje. Tęsknię za nimi, ale co poradzić. Zdecydowałam się na to i to są konsekwencje, z którymi trzeba się pogodzić.
            - Poczekaj, chwilę. Muszę sprawdzić coś w recepcji.
            - Draco, o co chodzi?
            - Naprawdę o nic. Po prostu zapomniałem czegoś z recepcji. Zaraz wrócę, wezmę po drodze jakieś dobre wino.
            - No dobra. - zrezygnowana Hermiona zebrała wszystkie zdjęcia ze stołu i włożyła je do portfela. Korzystając z nieobecności chłopaka poszła przebrać się w coś wygodniejszego.

***

            Nazajutrz Charlie Weasley pojawił się w pracy, jako jeden z pierwszym pracowników. W wyjątkowo dobrym humorze skierował swoje kroki do gabinetu, zahaczając o kącik z dzisiejszą prasą. Każdy z pracowników mógł wziąć stąd bezpłatny egzemplarz dowolnej pozycji. Nie zwracając uwagi na to co leży dość sporym stole, wziął kilka pierwszych lepszych gazet z zamiarem przejrzenia ich w trakcie popijania porannej kawy. Gdy zasiadł wygodnie przed biurkiem zwrócił uwagę na niezwykle kolorową gazetę, na której główny temat wydawał się krzyczeć. 

SENSACJA W ŚWIECIE MAGII!!!
DRACO MALFOY I HERMIONA GRANGER SPĘDZAJĄ ROMANTYCZNE CHWILE W JEDNYM Z LUKSUSOWYCH HOTELI, JEDYNEGO DZIEDZICA FORTUNY SZLACHETNEGO RODU MALFOY'ÓW!!!


         Cofnijmy się pamięcią do ostatniego Turnieju Trójmagicznego, który odbywał się w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Wszyscy pamiętają jakie emocje i dyskusje wzbudziła wygrana Harry'ego Potter'a (zwanego Złotym Dzieckiem lub Chłopcem, Który Przeżył) i tajemnicza śmierć Cedrica Diggory, jedyny syn Amosa Diggory'ego. Jednak uwaga wszystkich oczu była skupiona na całkowicie innej sytuacji! Gdy uczestnicy Turnieju Trójmagicznego ryzykowali swoje życie Hermiona Granger (jedna z najzdolniejszych uczennic Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie) flirtowała w tym samym czasie z dwójką reprezentantów - Harry'm Potter'em i Wiktorem Krumem! Chociaż od tych wydarzeń minęło już sporo czasu wspomniana wyżej Pani nie zmieniła swojego stylu życia nawet w najmniejszym stopniu.
         Wczoraj widziano Hermionę Granger z Draco Malfoy'em w jednym z jego hoteli. Przypomnijmy, że w czasach, gdy uczęszczali oni do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie byli uważani za śmiertelnych wrogów. Owa wrogość wynikała z ich pochodzenia i miała ścisły związek z czystością krwi. W obecnych, lepszych czasach najwidoczniej pochodzenia nie ma nic do rzeczy. Granger i Malfoy zostali przyłapani przez naszego reportera, gdy odpoczywali w hotelowym basenie. Nie szczędzili sobie nawzajem czułych słówek, subtelnych dotyków i pocałunków. Wszystko to wskazuje, że Jedyny Dziedzic fortuny Malfoy'ów, właściciel sieci hoteli i linii lotniczych, a także szukający Reprezentacji Anglii został w końcu usidlony przez Hermionę Granger, Magomedyka mugolskiego pochodzenia. Wszyscy zastanawiają się jak do tego doszło, mimo powszechnie znanej słabości Draco Malfoy'a do płci przeciwnej. Warto wspomnieć, że jedyny syn Narcyzy i Lucjusza zmieniał swoje partnerki niczym rękawiczki. A nasz tajny reporter usłyszał, że para zakochanych rozmawia na temat ślubu. Czy to oznacza, że w najbliższej przyszłości odbędzie się ślub, który bezwątpienia zyska miano najważniejszego wydarzenia ostatnich lat? To by się zgadzało z doniesieniami, że Jedynego Dziedzica fortuny Malfoy'ów widziano w sklepie jubilerskim w centrum Londynu.
         Miejmy tylko nadzieję, że Hermiona Granger nie znudzi się bogatym i sławnym chłopakiem, tak jak to było w przypadku Harry'ego Potter'a i Wiktora Kruma. Z drugiej strony, Draco Malfoy na pewno szybko znajdzie pocieszenie w ramionach pięknej kobiety, na których towarzystwo nigdy nie mógł narzekać.
Rita Skeeter, reporterka "Czarownicy"

            
                    Charlie Weasley dopił swoją zbożową kawę i przy pomocy magii odesłał kubek do zlewu, znajdującego się w lewym rogu niewielkiego pokoju, który służył mu za prowizoryczny gabinet. Krótki artykuł wzbudził w nim mieszane uczucia. Podejrzewał, że Rita nie odpuści i za jakiś czas stworzy obszerniejsze "dzieło". Z jednej strony bardzo cieszył się, że jego dobra przyjaciółka, Hermiona Granger, spotykała się z Malfoy'em i najwyraźniej była szczęśliwa. Z drugiej strony, artykuł wyszedł spod pióra Rity Skeeter, największej plotkary jaką świat magii musiał znosić. Ta nieobliczalna kobieta pisała i rozpowiadała, co ślina tylko mogła przynieść jej na język. Charlie doskonale pamiętał ileż to bzdur potrafiła wypisać na Harry'ego, Hermionę, jego rodzinę i na każdą osobę, która popierała Dumbledore'a. Idealnym dowodem na to, była zakłamana biografia najwspanialszego Dyrektora Hogwartu (nie umniejszając oczywiście obecnej Pani Dyrektor) oraz dwie książki opisujące życie Harry'ego. Charlie przeczytał obie książki dotyczące Potter'a i poza danymi chłopaka, reszta informacji była wyssana z palca. Syn państwa Weasley'ów spojrzał na zegarek i ziewnął. Dochodziła ósma więc za chwilę Ron zjawi się w pracy. Zgodnie z obietnicą daną Nicolett miał z nim porozmawiać. Gazetę zwinął i włożył pod pachę. Zastanawiając się czy Ron czytał już dzisiejszą prasę, opuścił pokój wesoło nucąc pod nosem tylko sobie znaną melodię. 


-------------
Wena przychodzi, kiedy chce. 
Zaległości na Waszych blogach nadrobię do końca tygodnia.
Dziękuję za wszystkie opinie. Są dla mnie bardzo cenne. :) 

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 17. Skąd mam wiedzieć czym jest miłość skoro nigdy nie byłem zakochany?


Do tej pory w ankiecie zagłosowało 142 osoby. Dlaczego te osoby nie wyrażają swoich opinii pod rozdziałami? Skąd mam wiedzieć czy to co piszę Wam się podoba?
Rozdział pojawił się dość szybko, bo mam ferie studenckie. Jeszcze tydzień. :)
Dziękuję Wam, że jesteście ze mną. Bez Was nie byłoby tego bloga. 

-------- 
        Draco, z charakterystycznym dla siebie stoickim spokojem, pojawił się przed domem dziewczyn kwadrans po siódmej. Jak na razie wszystko szło według jego genialnego planu. Dzisiejsza kolacja była jedynie formalnością. Czuł, że kontrakt ma już w kieszeni. Miał lekkie wyrzuty sumienia, że do osiągnięcia swojego celu wykorzystał Hermionę, ale cóż. Był w końcu dumnym uczniem Domu Węża dlatego też nie przejmował się tym zbytnio. Dziękował Merlinowi, że była Gryfonka okazała się na tyle wyrozumiała, że zgodziła się mu pomóc. Zdawał sobie sprawę, że to była jednorazowa pomoc. Dała mu wczoraj wyraźnie do zrozumienia, że więcej nie ma zamiaru brać udziału w jego nieczystych zagraniach. Draco doskonale to rozumiał i postanowił uszanować jej wybór. Ale dziś był wyjątkowy dzień – upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. Załatwi sprawy zawodowe i spędzi trochę czasu z panną Granger. A raczej panią Malfoy. Uśmiechnął się szelmowsko i zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Po chwili otworzyła mu jego siostra, kompletnie ubrana i przyszykowana do pracy.
            - Chwała, że już jesteś. Twoja żoneczka postawiła na nogi cały dom już o piątej. Zabierz ją sobie do tego Paryża czym prędzej.
            - O piątej? Czemu tak wcześnie? – Draco uśmiechnął się na samą myśl o „swojej żoneczce”.
            - Pytasz jakbyś nie znał Hermiony. – Ashley odstawiła pusty kubek po herbacie do zlewu. – Chce być perfekcyjne we wszystkim, co robi. Więc wyrzuciła na środek swojej sypialni całą szafę i połowę mojej. Ginny zabarykadowała się u siebie, rzuciła zaklęcie wyciszające i ma zamiar spać do południa. Wczoraj była jeszcze z Blaise’m na imprezie.
            - Nie wiedziałem, że wybór kreacji zajmie jej tyle czasu.
            - Wkręciła się nieźle w to Twoje kłamstwo, więc stara się wypaść jak najlepiej. – Ashley zmierzyła swojego brata przenikliwym wzrokiem. – Mogę o coś zapytać?
            - Już to zrobiłaś. Ale pewnie, pytaj.
            - Dlaczego zamiast normalnie jak człowiek nie przyszedłeś i nie zapytałeś czy Hermiona Ci pomoże? Zamiast tego wyskoczyłeś z tymi niby oświadczynami. Wiesz, że ja przez chwilę myślałam, że mówisz poważnie.
            - Byłem aż tak przekonujący?
            - Jeszcze jak. Więc?
            - Ashley, sam nie wiem. Po prostu w tamtym momencie uważałem ten pomysł za najlepsze rozwiązanie. Zadziałałem pod wpływem emocji i tak wyszło.
            - Lucjusz byłby z nas dumny. Córka charłak a syn, w którym pokładał całą swoją ostatnią nadzieję, zakochał się w dziewczynie mugolskiego pochodzenia.
            - Co? Ja się w nikim nie zakochałem.
            - Głupi jesteś. I mów ciszej, bo wydarłeś się tak, że na pewno usłyszała Cię Ginny. Możesz oszukać cały świat i ukryć to, co czujesz ale ja to widzę. Widzę sposób w jaki na nią patrzysz, głos Ci łagodnieje jak z nią rozmawiasz. Nie wspomnę o tym, że uśmiech nie schodzi Ci z mordki, kiedy masz ją w zasięgu swojego wzorku.
            - Skąd mam wiedzieć czym jest miłość skoro nigdy nie byłem zakochany?
            - Traktujesz ją jak poprzednie dziewczyny? - zapytała poważnie. Ashley była świadoma licznych podbojów swojego brata.
            - No co Ty. Nie mógłbym jej tego zrobić.
            - Dlaczego?
            - Przecież to jest Hermiona, ona jest inna. W pewnym sensie wyjątkowa i... chyba mi na niej zależy. Poniekąd.
            - Jak mam to rozumieć?
            - Ale wiercisz mi dziurę w brzuchu. Dobrze o tym wiesz, że nie jestem najlepszy w mówieniu o swoich uczuciach i emocjach.
            - Wiem i uważam, że czas to zmienić. Jeśli chcesz jej pokazać, że Ci zależy musisz działać. Chyba nie chcesz żeby ktoś sprzątnął Ci Hermionę sprzed nosa?
            - Nawet mnie nie denerwuj.
            - O widzisz. Jak na mój gust, braciszku, to wpadłeś po uszy. Nie mówię tu jeszcze o pojawieniu się prawdziwej, namiętnej miłości, bo na to jest zdecydowanie za wcześnie. Ale zależy Ci na niej, i to bardzo.
            - Chyba tak. - Draco skapitulował. - Myślisz, że mam u niej szansę?
            - Myślę, że masz. - Ashley uśmiechnęła się. - Hermiona nie zgodziłaby się zostać żoną faceta na którym jej nie zależy.
            - Udawaną żoną.
            - Wszystko jedno. Cieszę się, że odnaleźliście się i życzę szczęścia.
            - Dzięki siostra, na Ciebie zawsze mogę liczyć. Pójdę do niej. Dziękuję za rozmowę.
            - Bawcie się dobrze w Paryżu. I jak coś, będę bardzo szczęśliwa jeśli okaże się, że wrócicie we trójkę.
            - Wariatka.
            Draco, wciąż uśmiechając się pod nosem, skierował swoje kroki do sypialni Hermiony. Drzwi do jej królestwa były uchylone więc pomału zajrzał do środka i musiał przyznać rację. Panna Granger wyrzuciła chyba wszystkie możliwe ubrania, bo podłogi nie było praktycznie widać. Gdy tylko dziewczyna zobaczyła blond czuprynę chłopaka od razu pociągnęła go za rękę do łóżka, gdzie leżał komplet przygotowanej garderoby.
            - I jak?
            - No ślicznie dziś wyglądasz. – odpowiedział chłopak, który wcale nie patrzył się na ubranie a na Hermionę.
            - Na Merlina, skup się. Jak już mamy kłamać to róbmy to dobrze. – wskazała na ubranie. – Myślisz, że to będzie odpowiednie?
            - Szczerze? – zapytał a brązowooka kiwnęła głową.
            - Wybrałaś idealnie. Będziesz wyglądać w tym przepięknie.
            - Dziękuję. – panna Granger lekko się zarumieniła. Sama nie wiedziała dlaczego tak się starała. Po prostu czuła, że powinna wywiązać się z tego zadania jak najlepiej. Była w końcu Hermioną Granger, a perfekcjonizm miała w swojej naturze.
            - To jak pakujesz do końca i uciekamy?
            - Jasne, w sumie jestem już spakowała. Dorzucę tylko ubranie na kolację. – Hermiona delikatnie złożyła elementy garderoby i włożyła je do niewielkiej walizki. – Draco, czemu będziemy tak wcześnie skoro kolacje będzie dopiero wieczorem?
            - Nie pojawimy się od razu w Paryżu, mam dla Ciebie niespodziankę.
            - Niespodziankę? Niby jaką?
            - Jak Ci powiem to nie będzie to niespodzianka. – uśmiechnął się zadziornie. – Masz strój kąpielowy?
            - Mam ale...
            - To spakuj go. I nie pytaj o nic więcej, bo nie mam zamiaru nic a nic Ci zdradzić.
            - No niech Ci będzie. – Hermiona poddała się i z najniższej szuflady wyciągnęła dwuczęściowy, czarny kostium kąpielowy i położyła go na sam wierzch ubrań, po czym zamknęła niebieską walizkę. – A gdzie Twoje bagaże?
            - Wszystko już jest na miejscu. – złapał ją za rękę. – Jak pojawimy się w Paryżu to pójdziemy jeszcze na zakupy. Pomożesz mi dobrać odpowiedni krawat?
            - Nie ma sprawy.
            - Dziękuję. Zamknij oczy.
            - Czemu? – uśmiechnęła się Hermiona ale mimo to posłusznie wypełniła prośbę.
            - Bo to niespodzianka. – Draco, wciąż trzymając byłą Gryfonkę za rękę, przybliżył się do niej i złożył delikatny pocałunek na jej malinowych ustach. Hermiona, z początku lekko zaskoczona, odwzajemniła pocałunek. Poczuła charakterystyczne szarpnięcie w okolicach pępka i po chwili znowu twardo stała na ziemi. Jednak coś się zmieniło. Dziewczyna czuła na swoim ciele gorące promienie słońca. Po sekundzie, minucie a może godzinie przestali się całować i Draco szepnął jej do ucha:
            - Już możesz otworzyć oczy.
            Hermiona otworzyła swoje brązowe oczy, które szybko zmrużyła. Słońce mimo, że niedawno wstało bardzo mocno świeciło. Wiał delikatny wiaterek a wokół rosły palmy i inne egzotyczne rośliny i drzewa.
            - Na Merlina, czy my jesteśmy tu gdzie myślę?
            - Sharm El-Sheikh wita. – uśmiechnął się Draco. – Pomyślałem, że przyda Ci się kilka godzin odpoczynku. Zdecydowanie za dużo pracujesz.
            - Dziękuję ale...nie mogę. Draco, nie możesz być dla mnie taki dobry.
            - Mogę i chcę. – wziął od niej walizkę i objął w pasie. – Chodź, żoneczko. Śniadanie na nas czeka. Zatrzymamy się na kilka godzin w moim hotelu.        
            - Zaplanowałeś to wszystko?
            - Może. – uśmiechnął się, pocałował ją w czoło i oboje objęci weszli do hotelu. Gdy tylko weszli jeden z boy’ów hotelowych wziął od Malfoy’a bagaż Hermiony.
            - Witam serdecznie, szanownych gości. Śniadanie czeka na Państwa w Pana apartamencie. Czy życzą sobie Państwo czegoś jeszcze?
            - Kochanie, czy masz jakieś specjalne życzenia? – zapytał byłą Gryfonkę, obejmując ją mocniej.
            - Nie. – odpowiedziała speszona Hermiona. Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś jej tak nadskakiwał. Zastanawiała się czy Draco był witany w ten sposób w każdym z jego hoteli.
            - Dziękujemy. W razie potrzeby odezwiemy się.
            - Oczywiście. – młody recepcjonista skłonił się. – Życzę Państwu miłego pobytu.
            - Jedziemy na ostatnie piętro. – odezwał się chłopak, gdy byli już w windzie.
            - Czy mi się wydawało czy Ty byłeś zazdrosny? – zapytała szczerze.
            - Oczywiście, że tak. – podszedł do Hermiony tak, że dziewczyna opierała się o chłodną ścianę windy. – Nie pozwolę nikomu podrywać mojej żony.
            - Chyba oszalałeś. On mnie nie podrywał!
            - Mi wystarczyło to jak na Ciebie patrzył.
            - Patrzył się normalnie. Oh, Draco, daj spokój.
            - Sama powiedziałaś, że jak mamy kłamać to róbmy to dobrze. – odgryzł się dziewczynie.
            - Muszę zapamiętać, co przy Tobie mówię. – uśmiechnęła się. Tak naprawdę, sama nie wiedziała dlaczego, ale poczuła się bardzo ważna dla Draco kiedy przysunął ją bliżej siebie i nazwał „kochanie”. Z drugiej strony mógł tylko udawać. W końcu zgodziła się na tę chorą akcję z udawaniem jego żony. Na tarasie apartamentu Draco czekało na nich pięknie przygotowane śniadanie złożone głównie ze świeżych owoców rosnących w pobliskich plantacjach. Jednak było coś co zaparło dziewczynie dech w piersiach. Widok z tarasu był niesamowity. Gdzie okiem sięgnąć rozpościerał się piękny krajobraz Morza Czerwonego i znajdujących się nieopodal wysepek, na których dumnie rosły palmy. Hermiona zakochała się w tym widoku od pierwszego wejrzenia i była przekonana, że chce mieć taki widok za oknem każdego poranka. Pomyślała o Londynie, gdzie temperatura sięgała prawie zera. Zbliżał się nieubłaganie grudzień, a tutaj było prawie trzydzieści stopni. Bez dwóch zdań, trafiła do raju.
            - Podoba Ci się tutaj?
            - Podoba to za mało powiedziane. Zaprowadziłeś mnie do raju. – westchnęła rozmarzona.
            - Cieszę się, że Ci się podoba. A teraz zapraszam na śniadanie.
            Chłopak odsunął Hermionie krzesło a sam usiadł obok niej, w takich pozycjach oboje mogli podziwiać piękno natury. Przez chwilę jedli w ciszy, delektując się pysznym smakiem świeżych owoców.
            - Jesteś niesamowity. – odezwała się po jakimś czasie Hermiona, jedząc sałatkę z bananów i ananasa. – Zorganizowałeś to wszystko i to jeszcze w tak cudownym miejscu. Jak ja Ci się odwdzięczę?
            - Ty masz mi się odwdzięczać? To ja dziękuję Ci z całego serca, że zgodziłaś się mi pomóc. Bez Ciebie nic by się nie udało.
            - Zacznijmy od tego, Kochany mężu, że to wszystko zaczęło się od Twojego kłamstwa.
            - No przecież wiem. Obiecuję już nigdy nie załatwiać interesów w ten sposób.
            - Grzeczny chłopiec. – Hermiona uśmiechnęła się promiennie. – Mamy jakąś wersję naszego kłamstwa? Co powiedziałeś tej Pani?
            - Wie tylko tyle, że mam żonę i dwuletnią córkę.
            - Córkę też podstawisz?
            - Spokojnie, w naszej wersji ukochana córka młodego małżeństwa została w domu z moją mamą.
            - Czyli mamy dwuletnią córkę. Jak ma na imię?
            - A jak chcesz żeby nasza pociecha miała na imię?
            - To dobre pytanie. – Hermiona zastanawiała się przez chwilę nad pytaniem, które nigdy wcześniej nie zaprzątało jej głowy. – A mogą być dwa imiona?
            - Jeśli chcesz to czemu nie. Jakie wybrałaś?
            - Bianca Isabella, w skrócie można mówić Bella.
            - Bianca Isabella Bella Malfoy. Podoba mi się. Okej, czyli nasza wyimaginowana, ukochana córka ma już imię. Teraz tak, jesteśmy małżeństwem od trzech lat. Gdzie się poznaliśmy?
            - Ona jest mugolem? – zapytała a Draco odpowiedział skinieniem głowy. – Po prostu powiemy, że poznaliśmy się w szkole i tyle. Chodziliśmy do równoległych klas.
            - Szkolny romansik?
            - No coś w tym stylu. Podsumowując, znamy się ze szkoły. Od trzech lat jesteśmy małżeństwem i mamy dwuletnią córkę. Ty zajmujesz się prowadzeniem hoteli i linii lotniczych a ja jestem lekarzem. Chociaż lepiej będzie jak powiemy, że jestem dalej na urlopie macierzyńskim żeby więcej czasu spędzać z córką.
            - Genialne, ona stawia rodzinę na pierwszym miejscu. Na stałe mieszkamy w Londynie, chociaż kiedy wyjeżdżam w dłuższą delegację to zdarza się, że Ty z Bellą jedziecie ze mną.
            - Z Biancą Isabellą. – poprawiła go Hermiona.
            - To oficjalnie ale ja, jako kochany tatuś, mówię zdrobnieniem do córki. Tak samo jak do mojej kochanej żony. – Draco posłał jej buziaka w powietrzu. Hermiona w odpowiedzi przygryzła prowokująco usta. – Nie rób tak, bo nie ręczę za siebie.
            - Wybacz, już będę grzeczna.
            - Nie musisz, lubię Cię też w niegrzecznej wersji. – Młody Malfoy delikatnie pogłaskał ją po dłoni. – Z resztą, lubię Cię w każdej wersji.
            - Też Cię lubię. – uśmiechnęła się dziewczyna. – To co, może kąpiel w basenie.
            - Jeśli chcesz to oczywiście. Chociaż w basenie można robić wiele ciekawszych rzeczy.
            - W to nie wątpię. – odpowiedziała Hermiona i ponętnie kręcąc biodrami udała się do drzwi.

***

            Po powrocie z Sharm El-Sheikh byli uczniowie Hogwartu udali się do hotelu Malfoy'a położonego w samym centrum miasta zakochanych. Zaraz po wejściu przywitał ich recepcjonista.
            - Witam serdecznie Państwa.
            - Dzień dobry, Brian. Czy wszystko jest już gotowe.
            - Oczywiście, apartament czeka na Państwa a Pana samochód będzie pod hotelem za pół godziny, według życzenia.
            - Dziękuję.
            - A gdzie jedziemy za pół godziny? - zapytała Hermiona, gdy byli już w windzie.
            - Do sklepu, obiecałaś pomóc mi wybrać odpowiedni krawat.
            - No skoro obiecałam to niech Ci będzie.
            Apartament Draco okazał się chyba większy od całego domu, który Hermiona wynajmowała wspólnie z przyjaciółkami. Dwie sypialnie, salon, dwie łazienki, gabinet i ogromny taras z widokiem na Paryż. Była Gryfonka rozpakowała swoją niewielką walizkę i udała się do salonu, gdzie Draco przeglądał jakieś dokumenty. Chłopak w pierwszej chwili nie zauważył jej obecności, dzięki czemu Hermiona mogła mu się spokojnie przyjrzeć. Panna Granger uśmiechnęła się pod nosem na widok jej towarzysza. Pochylony w skupieniu nad dokumentami wyglądał bardzo poważnie. Hermiona poczuła dziwnie nieprzyjemne ukłucie w sercu na samą myśl, że jutro cudowna bajka się skończy. Początkowo była sceptycznie nastawiona do tej akcji ale po kilku godzinach spędzonych z Draco czuła się naprawdę szczęśliwa. Gdy byli w Sharm El-Sheikh i odpoczywali w basenie dużo rozmawiali, i ku przyjemnemu zaskoczeniu Hermiony, nie brakowało im tematów do rozmowy. A wręcz przeciwnie, bez żadnych trudności rozmawiali o wszystkim. Przechodzili od błahostek do poważnych tematów. Czuła się bezpiecznie, gdy ją przytulał a gdy ich usta łączyły się w pocałunku zapominała o całym świecie. Gdyby ktoś kiedyś powiedział jej, że znajdzie się w takiej sytuacji to bez chwili zastanowienia wysłałaby tę osobę na przymusowe leczenie do Świętego Munga.
            - Już rozpakowana? - z rozmyślań wyrwał ja głos Draco.
            - Tak, możemy jechać na zakupy.
            Przez niecałe dwie godziny chodzili po ogromnym centrum handlowym i poszukiwali odpowiedniego dodatku do garnituru byłego Ślizgona. Jednak w każdym Hermiona znalazła jakieś "ale". W końcu, gdy chłopak tracił już nadzieję, udało im się wybrać odpowiedni. Po powrocie do hotelu zostało im półtorej godziny do kolacji. Gdy Hermiona kończyła się ubierać do sypialni wszedł Draco, trzymając w ręce dwa niewielkie pudełeczka. Dziewczyna domyśliła się co w nich jest.
            - O mało nie zapomnieliśmy o najważniejszym. - Draco uśmiechnął się. - Co z nas za małżeństwo bez pierścionka zaręczynowego i obrączek.
            - Masz rację. - Hermiona uśmiechnęła się ale w środku czuła ogromne zdenerwowanie.
            - Wyglądasz pięknie. - odpowiedział chłopak i wsunął na jej palec pierścionek zaręczynowy.
            - Dziękuję, ale Draco Ty go kupiłeś? On musiał kosztować fortunę.
            - To nie jest ważne. Mam nadzieję, że Ci się podoba.
            - Bardzo mi się podoba, jest cudowny.
            - I oto mi chodziło. - wyjął z ostatniego pudełeczka dwie obrączki i spojrzał jej prosto w oczy. - Jesteś gotowa zostać moją żoną?
            - Hermiona Malfoy, całkiem nieźle brzmi. - zaśmiała się.
            - Potwierdzam. - Draco wsunął na jej palec mniejszą obrączkę.      
            - A Ty jesteś gotowy zostać moim mężem?
            - Już na zawsze. 

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 16. Jutro zostanę Twoją żoną

          Gdyby Hermiona występowała w filmie animowanym jej szczęka walnęłaby o podłogę z głuchym łomotem. Niestety, pozostało jej zadławienie się sokiem, który akuratnie piła. Mrugnęła zdezorientowana kilka razy licząc, że Draco zniknie a wszystko okaże się głupim żartem. W Hogwarcie wycinał jej głupie kawały, ale nie na taką skalę. I poza tym, już dawno nie chodzili do szkoły. Draco wciąż stał przed nią z kwiatami i wyglądał na jeszcze bardziej żałośnie niż przed chwilą. Spojrzała na swoje przyjaciółki i obie były równie zaskoczone. Ashley patrzyła się na swojego brata jakby widziała go po raz pierwszy w swoim życiu. Nie, on na pewno przegrał jakiś głupi zakład i oto są efekty.
            - Oszalałeś, prawda? - zapytała niezwykle spokojnym tonem głosu. - Albo to jest jakiś głupi żart albo przegrałeś zakład.
            - Żadne z powyższych. - odpowiedział.
            - Więc?
            - Właśnie, my z Ashley chcemy wiedzieć czy mamy już szykować striptizerów na wieczór panieński Miony. - Ginny jak zawsze szybko odnalazła się w sytuacji. Hermiona spojrzała na nią z politowaniem.
            - Tobie też rzuciło się na mózg? Nie będzie żadnego wieczoru panieńskiego a tym bardziej  ślubu. Draco się wygłupia.
            - Hermiona, to nie jest tak jak myślisz? Chyba źle zacząłem.
            - No chyba tak. Powiesz w końcu o co Ci chodzi?
            - A możemy porozmawiać na osobności?
            - Oczywiście, zapraszam na górę. - Hermiona wstała i zgromiła wzrokiem swoje przyjaciółki, które już kierowały się w stronę schodów. - Wy nie!
            - No dobrze, dobrze. Przecież żartowałyśmy. - Ginny przybrała minę niewiniątka i razem z siostrą Draco usiadły grzecznie na kanapie. Jednak, gdy drzwi prowadzące do pokoju Hermiony, trzasnęły z impetem obie niczym Błyskawica poderwały się z miejsca i pobiegły na górę z zamiarem podsłuchania pod drzwiami calutkiej rozmowy.
            - Poczekaj chwilę. - Hermiona podeszłą do stolika, na którym leżała jej różdżka. Wypowiedziała prostą formułę zaklęcia i już po chwili ubranie Draco było suche. - Tak chyba lepiej?
            - O wiele. Okej, zacznijmy od początku. - westchnął. - Po pierwsze, kwiaty. Nie znam się na tym ale chyba trzeba wsadzić je do wody.
            - Tak, geniuszu. - westchnęła dziewczyna. Wzięła z parapetu duży szklany wazon i napełniła go wodą  za pomocą magii. Jakoś nie miała siły pójść do łazienki, która znajdowała się kilka kroków dalej. W końcu każda z sypialni, w domu dziewczyn, posiadała własną łazienkę. Włożyła okazały bukiet do wazonu i postawiła go na stoliku, przy którym często czytała książki Róże roztaczały cudowną woń i była Gryfonka nie mogła oprzeć się pokusie aby je powąchać. Może nie było tego widać na zewnątrz ale w środku Hermiona cała się gotowała i była wściekła na Malfoy'a za ten wybryk. Ale musiała przyznać, że z kwiatami trafił idealnie. Przez chwilę zaczęła podejrzewać, że jej przyjaciółki maczały palce w tym, ale nie mogła sobie przypomnieć żeby ostatnio zachowywały się dziwnie. A przynajmniej nic nie zwróciło jej uwagi a to już w pewnym stopniu oczyszczało je z podejrzeń panny Granger. Draco zauważył, że Hermionie kwiaty się spodobały, co w niewielkim stopniu poprawiło jego humor i dodało mu odwagi. Z drugiej strony zdawał sobie doskonale sprawę, że wpadł po uszy i bez pomocy Hermiony sobie nie poradzi. I to chyba właśnie było najtrudniejszym zadaniem, bo zdążył już nieco ją poznać i szczerze wątpił czy się zgodzi.
            - Jesteś na mnie zła?
            - Nie. - odpowiedziała spokojnie, Malfoy odetchnął. - Jestem wściekła, więc masz pięć minut na wyjaśnienia.
            - Hermiona to nie tak.
            - Dwadzieścia sekund już minęło.
            - Dobrze, dobrze. Powiem Ci prawdę. Pamiętasz jak ostatnio rozmawialiśmy o mojej pracy? - Hermiona kiwnęła głową. - Mówiłem Ci wtedy, że jestem w trakcie konsultacji ważnego kontraktu. I tu wszystko się zaczyna. Drugą stroną konsultacji jest starsza Pani, właścicielka sieci jednych z najlepszych hoteli na świecie. Dla niej największą wartością jest rodzina i współpracuje tylko z osobami, które mają rodzinę. I ja... no cóż, powiedziałem jej, że niedawno się ożeniłem.
            - Raczej niedawno zgłupiałeś. - podsumowała Hermiona. - I co z tym pięknym kłamstwem ja mam wspólnego?
            - Do tej pory wszystko było w jak najlepszym porządku. Ale wczoraj zażyczyła sobie, przed ostatecznym podpisaniem kontraktu, poznać moją żonę. I dlatego...
            - Wyjdź.
            - Hermiona, proszę...
            - Nie ma Hermiona proszę! Oszukałeś tę starszą kobietę, wmawiając jej, że masz żonę. Tylko po to żeby podpisać jakiś idiotyczny kontrakt! Jak tak można? A kiedy poczułeś się zagrożony ubzdurałeś sobie, że wciągniesz w to mnie! A ja brzydzę się kłamstwem! I jeszcze wparowałeś tu z kwiatami i z tym idiotycznym pytaniem! Nie pomyślałeś, że w pewnym sensie zażartowałeś sobie ze mnie?
            - Miona, ja wiem, jestem debilem! Błagam, wybacz mi! Pomóż mi ten jeden jedyny raz a ja zrobię dla Ciebie wszystko! Czego tylko sobie zapragniesz! - w głosie chłopaka panna Granger usłyszała prawdziwą skruchę. Chyba jednak coś do niego dotarło.
            - Wszystko powiadasz?
            - Wszyściutko.
            - A umiesz sprawić, że pewna osoba straci swoją pracę i dostanie takie referencje, że nikt jej już nigdy nigdzie nie zatrudni?
            - Nie ma sprawy, musisz mi tylko powiedzieć o kogo chodzi.
            - Tylko to jest mugol.
            -Żaden problem. Twój mąż wszystko potrafi załatwić.
            - Nie schlebiaj sobie, jeszcze się nie zgodziłam. Kiedy mam udawać Twoją żonę?
            - Jutro wieczorem. Kolacja ma być w Paryżu, niedaleko kawiarni, gdzie kiedyś byliśmy.
            - Wiesz co, Draco, jesteś po prostu niemożliwy. Naprawdę, czasem nie wiem, co mam myśleć na Twój temat.
            - Ale jestem też uroczy. - chłopak uśmiechnął się promiennie i zniewalająco. Hermiona podziękowała w myślach, że siedziała. W przeciwnym razie jej nogi odmówiły by posłuszeństwa.
            - Przede wszystkim skromny. - dziewczyna z wrednym uśmieszkiem wzięła różdżkę i za pomocą zaklęcia otworzyła drzwi do swojej sypialni, powodując, że Ashley i Ginny upadły na podłogę.
            - Jak mogłaś? - Ruda pocierała intensywnie czoło. Przy upadku uderzyła się o kolano siostry Draco.
            - Właśnie, jesteś okropna! - dodała Ashley.
            - To was oduczy podsłuchiwania cudzych rozmów.
            - Kiedy zorientowałaś się, że was podsłuchujemy?
            - Cóż, Ginny, chyba wtedy kiedy o mało nie zabiłyście się biegnąc po schodach na górę. Kiepsko wychodzi wam skradanie się. A teraz żegnam kochane towarzystwo. Jutro czeka mnie ciężki dzień, mam zamiar położyć się wcześniej spać. Draco, o której wyruszamy?
            - Najlepiej rano, przed dziewiątą. Hermiona, jeszcze raz dziękuję.
            - Nie dziękuj. Jutro zostanę Twoją żoną. Zobaczysz jaka potrafi być ze mnie wredotka.
            - Nie mogę się doczekać.

***

            Ulicami Bukaresztu spacerowała smutna Nicolett Subercaseux, w ręku trzymała dość zmięte już zdjęcie USG swojego nienarodzonego dziecka. Po wyjściu z gabinetu ginekologicznego wałęsała się bez celu po stolicy Rumunii. Nie miała ochoty wracać jeszcze do domu a z drugiej strony nie miała tutaj żadnej bliskiej przyjaciółki z którą mogłaby porozmawiać o swoich problemach. Rodzice mieszkali we Francji (matka nienawidziła Rumunii) ale nie chciała pokazywać się im w chwili obecnej na oczy. Już dobrze wiedziała jakie cudowne kazanie walnęłaby jej kochana mamusia. O nie, nie da jej tej satysfakcji. W końcu tyle razy "ostrzegała" ją przed Ron'em. Ojciec jeszcze by ją zrozumiał ale matka za bardzo nim rządziła. Z braku lepszego pomysłu postanowiła odwiedzić Charlie'go. Nie byli może najlepszymi przyjaciółmi ale brat Ron'a zawsze był dla niej miły i lubiła z nim rozmawiać. Z drugiej strony jest cień szansy, że pomoże jej dotrzeć do Rudzielca. W końcu są rodzeństwem. Pełna nadziei na rozwiązanie swojej beznadziejnej sytuacji ruszyła w kierunku mieszkania swojego pracodawcy. Po drodze zaszła do niewielkiego sklepu spożywczego z zamiarem kupienia jakichś ciasteczek. Za jedno była wdzięczna swojej matce, mimo bardzo surowego wychowania wpoiła w nią bardzo przydatną zasadę - w odwiedziny nigdy nie idź z pustymi rękoma. Teraz, kiedy sama spodziewa się dziecka, zdała sobie sprawę jakich błędów chce uniknąć. Po pierwsze (i chyba najważniejsze) nie ma zamiaru powielać schematów wychowawczych swojej matki. Zamierza okazywać swojemu dziecku jak najwięcej miłości i zrozumienia, nie zapominając o konsekwencji w stosowaniu nagród i kar. Zastanawiała się w głębi serca jaką rolę w tym wszystkim odegra Ron. Czy będzie dobrym ojcem? Czy będzie się angażował w wychowanie ich dziecka? Czy w ogóle podejmie się tego niełatwego zadania? W końcu to odpowiedzialność na całe życie. Małe dzieci mały kłopot, duże dzieci duży kłopot. Z tymi wszystkimi, dręczącymi ją, pytaniami zadzwoniła dzwonkiem pod numer 3 z nadzieją, że Charlie jednak jest w domu. W końcu dziś miał wolne w pracy i mógł spędzić ten dzień poza domem. Tym bardziej, że pogoda była w miarę ładna. Jej obawy okazały się bezpodstawne, bo po chwili usłyszała zgrzyt otwieranego zamka.
            - Nicolett, jak miło Cię widzieć. - Charlie jak zawsze był uśmiechnięty od ucha do ucha. - Wejdź, proszę.
            - Dzięki, Charlie, nie przeszkadzam?
            - Oczywiście, że nie. Zapraszam do kuchni. Napijesz się czegoś?
            - Herbaty jeśli można, bez cukru. Kupiłam trochę ciasteczek.
            - Jak zawsze myślisz o wszystkim. Ron jest szczęściarzem.
            - Tak... - na samo wspomnienie o Rudzielcu Nicolett poczuła niemiły skurcz w okolicach serca. - No nie, masz wolne a Ty pracujesz! - dziewczyna postanowiła zmienić temat, przynajmniej na jakiś czas, i wskazała na stos dokumentów znajdujących się na stole.
            - Taki mój los, zajmowanie się smokami to też, wbrew pozorom, dużo papierkowej roboty.
            - No patrz, kto by pomyślał.
            - Już wiesz jak ja spędzam swoje wolne dni, a Ty co dziś działasz?
            - Byłam na kontrolnym badaniu i mogę Ci pokazać zdjęcie USG. - Nicolett wyjęła z torebki zdjęcie, które zdarzyła już troszkę wyprostować i wygładzić.
            - No proszę. Rośnie nam najmłodszy Weasley. Mam przeczucie, że pokocha smoki! Już ja sie o to postaram. A jak się czujesz?
            - Z dzieckiem jest wszystko w najlepszym porządku. - uśmiechnęła się niemrawo.
            - To dobrze, a jak Ron? Mam nadzieję, że jest dla Ciebie oparciem.
            - Tak, przynajmniej stara się udawać, że tak jest. - Nicolett wyrzuciła to z siebie i poczuła, że łzy zaczynają napływać jej do oczu.
            - Hej, hej, Nicolett! - Charlie podszedł do niej i uklęknął obok. - Co się dzieje? Powiedz słowo a skopie mu tyłek.
            - Czy możliwe jest żeby znienawidzić kogoś, kogo nigdy nie widziałeś?
            - Wytłumacz dokładnie, o co chodzi i co się stało?
            - Bo widzisz... - Nicolett wzięła głęboki oddech. - Nigdy nie spotkałam tej Hermiony ale już wiem, że nienawidzę jej.
            - Hermiony? Hermiony Granger? - Charlie był jeszcze bardziej zdziwiony. - Co ona ma wspólnego z Tobą?
            - Nikomu nigdy tego nie mówiłam ale już od dawna mam wątpliwości czy on kiedykolwiek mnie kochał. Wstydzę się tego ale przeczytałam listy, które mu wysyłała. Nie było w nich nic wskazującego na to że coś ich łączy. Przynajmniej z jej strony, ale Ron... On chyba coś do niej czuje. Nigdy mi nie chciał o niej opowiedzieć, ale Charlie, błagam Cię. Powiedz mi, co ich łączyło w czasach Hogwartu?
            - Z tego, co wiem to nic. Owszem Ron był zakochany w Hermionie ale ona nigdy nie czuła do niego nic poza przyjaźnią. Myślę, że kochała go jak brata. Kiedy odrzuciła po raz kolejny jego miłość Ron przyjechał tutaj. Potem poznał Ciebie i na prawdę, ja byłem przekonany że kochacie się.
            - Ja w tym związku kocham za dwoje. Ciąża była dla mnie sporym zaskoczeniem ale ucieszyłam się. Miałam cichą nadzieję, że dzięki temu zbliżymy się do siebie jeszcze bardziej. Liczyłam, że Ron w końcu otworzy przede mną swoje serce. Niestety, myliłam się. On z dnia na dzień odsuwa się ode mnie. A ja nie potrafię do niego dotrzeć. Nawet nie mam już sił. Wczoraj dostałam list od waszej mamy, zaprasza mnie na Święta Bożego Narodzenia do Nory. Ucieszyłam się bardzo, że spotkam całą waszą rodzinę, ale wtedy uświadomiłam sobie, że i ona tam będzie. Jak mam czuć się swobodnie skoro jej nienawidzę. Jak mam z nią rozmawiać? Ta cała Granger nie zrobiła mi nic złego ale to właśnie przez nią nie układa mi się z Ron'em. Bo on kocha ją a nie mnie. Ja nigdy nie będę dla niego wystarczająco dobra. Nigdy nie będę Hermioną Granger. - po tych słowach przyszła mama rozpłakała się na dobre.
            Charlie zdawał sobie sprawę, że w tym momencie żadne logiczne argumenty do niej nie trafią. Postanowił, że w tej sytuacji najlepiej będzie ją przytulić i po prostu poczekać aż Nicolett się wypłacze. Z drugiej strony był trochę zły na siebie, że nie zauważył co się dzieje u jego brata. Po około dziesięciu minutach dziewczyna Ron'a uspokoiła się na tyle, że Charlie postanowił, że spróbuje z nią porozmawiać.
            - Nicolett, posłuchaj mnie teraz uważnie, dobrze? Musisz zrozumieć, że targają Tobą teraz bardzo skrajne emocje. Zacznijmy od początku. Możesz być w stu procentach pewna, że Hermiona absolutnie nic a nic nie czuje do Ron'a, poza najzwyklejszą na świecie przyjaźnią. I zapewniam Cię, że Twoje uprzedzenie do Hermiony jest bezpodstawne. Zobaczysz, że gdy poznasz ją w Norze, podczas Świąt Bożego Narodzenia,  bardzo szybko ją polubisz, bo jest to jedna z najbardziej życzliwych osób jakie znam. Po drugie, nie mam zamiaru usprawiedliwiać mojego brata ale wydaje mi się, że troszeczkę za bardzo się w to wkręciłaś. Powiedziałaś, że z tych listów nic nie wynika, więc dlaczego tak się tym przejęłaś. Rozumiem, że martwisz się zachowaniem Ron'a ale według mnie odpowiedzialność bycia ojcem trochę go przerosła. I stąd wzięło się jego dziwne zachowanie.
            - Myślisz, że tak naprawdę jest? - Nicolett wytarła chusteczką ostatnią łzę. - Chyba za bardzo dramatyzuję.
            - Jeśli mam być szczery to tak. Jeśli chcesz to mogę porozmawiać z Ron'em jak brat z bratem i dyskretnie wypytać go o wszystko.
            - Możesz to zrobić dla mnie?

            - Jeśli tylko to pomoże Ci się uspokoić, to tak. Porozmawiam z nim.