niedziela, 29 września 2013

Rozdział 9. W dobrym towarzystwie czas zawsze szybko leci

     - Potter, wstydziłbyś się! Ledwo Hermiona pojawiła się w Hogsmeade a Ty już wykorzystujesz ją do sprawdzania wypracowań!
            - Sama zaoferowała swoją pomoc, Pansy! – Harry postanowił się bronić. – Nie rozumiem dlaczego tak na mnie naskoczyłaś.
            - Zaoferowała Ci pomoc, bo w sprawdzaniu prac swoich uczniów jesteś prawdziwym guzdrałą. – odpowiedź przyszłej mamy sprawiła wybuch śmiechu u Hermiony.
            - Też Cię kocham, wredoto. – mruknął Potter.
            - Na Merlina, wy tak zawsze? – panna Granger otarła spływającą po jej policzku łzę wywołaną śmiechem.
            - Oh, Hermiono, my się dopiero rozgrzewamy. – zaśmiała się Pansy. – W każdym razie, przychodzę z pytaniem czy dasz wyciągnąć się na obiad w Trzech Miotłach? Hanna zaprasza Ciebie, mnie i Padmę.
            - To już pora obiadu? – była Gryfonka spojrzała na zegarek. Nim się spostrzegła w towarzystwie Harry’ego spędziła ponad cztery godziny i wskazówki zegara powoli zbliżały się do trzynastej. – Oczywiście, że pójdę z wami.
            - Dziękuję za pomoc. – Harry zabrał się za sprawdzanie ostatniego wypracowania.
            - Polecam się na przyszłość. – Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciela i wyszła razem z Pansy. Na dworze był piękny słoneczny dzień. Gdyby nie spadające liście z drzew można by pomyśleć, że w październiku w najlepsze trwa lato. Przynajmniej w Hogsmeade, bo panna Granger podejrzewała, że w Londynie właśnie pada deszcz.
            - Zobaczysz, posmakują Ci pierożki ze szpinakiem robione przez Hannę. Ja bym je mogła jeść cały czas. – zadeklarowała się Pansy.
            - Na samą myśl o nich mój żołądek daje o sobie znać. – uśmiechnęła się Hermiona. Od czasu śniadania mięło już kilka godzin i dziewczyna poczuła głód.
            - A kogo moje oczy widzą? Jak miło Cię widzieć. – Padma przytuliła serdecznie byłą Gryfonkę, gdy tylko obie dziewczyny pojawiły się w Trzech Miotłach.
            - Ja też się cieszę, że Cię widzę! Nie widziałyśmy sięod zakończenia Hogwartu a Ty prawie nic się nie zmieniłaś, jak zawsze promieniejesz.
            - Moje Panie na ploteczki będzie jeszcze czas. – Hanna podeszła do stolika przy którym siedziały jej przyjaciółki. – Teraz jest czas na pyszny obiadek – narzeczona Neville’a postawiła na drewnianym stoliku półmisek – czyli pierożki domowej roboty. Smacznego.
            Dziewczyny nałożyły sobie na talerze po kilka sztuk pierogów ze szpinakiem. Wyjątkiem była Pansy, która jadła teraz za dwoje. Cały posiłek przebiegł w przyjemnej atmosferze, byłe uczennice Hogwartu rozmawiały, śmiały się i wspominały dawne dzieje. Nim się obejrzały do przyjęcia na cześć profesor McGonagall pozostały trzy godziny.
            - No czas się wyszykować. – Padma klasnęła w ręce z zachwytu. – Wszystkie musimy wyglądać dziś olśniewająco.
            - Mów za siebie. – Pansy przełknęła ostatni kęs pieroga. – Ja mam zamiar założyć wygodne ciążowe ubranko.
            - I tak będziesz w nim wyglądać cudownie. – Hermiona uśmiechnęła się i podparła głowę ręką. – Z brzuszkiem wyglądasz uroczo.
            - Popieramy! – Hanna położyła rękę na zaokrąglonym brzuchu Pansy. – Już nie mogę się doczekać aż zacznie kopać. Pamiętam jak Dorian wywijał tymi nóżkami.
            - Uwierz mi, że ja też pamiętam. – Pansy westchnęła. –Takich kopniaków nigdy nie się nie zapomina.
            Panna Granger z uśmiechem przyglądała się dziewczynie. Nawet gdzieś w środku troszkę jej zazdrościła, że już drugi raz zostanie mamą. Hermiona mogła się tylko domyślać, że to wszystko musi być niezwykłym doświadczeniem. Miała nadzieję, że kiedyś będzie mogła sama się o tym przekonać. Niecały kwadrans potem roześmiane kobiety weszły do lobby hotelu młodego Malfoy’a. Draco i Harry stali przy recepcji i przeglądali Proroka Codziennego. Byłe uczennice Hogwartu przystanęły przy recepcji, spojrzały na nich i zaśmiały się głośno. Po czym bez słowa pojechały windą na ostatnie piętro.
            - A one co wyprawiają? – Harry spojrzał pytająco na swojego przyjaciela.
            - Pytaj się mnie a ja Ciebie. Kobiet to ja nigdy nie zrozumiem. – westchnął Draco i wrócił do przeglądania gazety.
            - Draco, powiedziałeś już jej o tym o czym rozmawialiśmy?
            - Nie. Pierwszy raz w życiu przyznaję się, że nie mam odwagi. Jeśli prawda wyjdzie na jaw wszystko może się poważnie skomplikować.
            - Kto jak kto, ale Hermiona powinna znać prawdę. Dobrze wiesz, że musisz to zrobić przed…
            - Przecież wiem. - warknął Malfoy jednocześnie przerywając Harry’emu. – Zostało dwa tygodnie. Powiem jej.

***

            Cała czwórka siedziała w apartamencie Hermiony. Głównym tematem rozmów był wybór odpowiedniej kreacji na przyjęcie. Jedynie Pansy siedziała na fotelu bardzo zrelaksowana i z uśmiechem przysłuchiwała się zagorzałej dyskusji. Padma z uporem maniaka próbowała przekonać Hermionę do założenia sukienki wybranej przez Ginny. Panna Granger zapierała się, że jest zbyt skąpa.
            - Przesadzasz! – Hanna machnęła ręką. – Jest idealna!
            - Jak dobrze, że ja nie mam takich problemów. – Pansy przeciągnęła się. – Ja idę w tym, co mam na sobie.
            - Mądrala. – Hanna pokazała jej język. – No Moje Panie każda przymierza sukienkę a Pansy będzie ocieniać.
            Dziewczyny rozeszły się do osobnych pokoi, na przygotowanie miały kwadrans. Po doborze odpowiedniej kreacji miały zabrać się za makijaż. Hermiona, nie była całkowicie przekonana co do wyboru Ginny ale Padma uznała Rudą za niesamowitą znawczynię mody. Ostatnią szansą panny Granger była Pansy, zawsze przecież mogła uznać, że ta sukienka do niej nie pasuje. Marzenie ściętej głowy, pomyślała.
            Dokładnie po piętnastu minutach HermionaHanna i Padma stanęły naprzeciwko Pansy oczekując na jej werdykt. Pani Browning chwilę przyglądała się dziewczynom, analizując każdy, nawet najmniejszy, dodatek. W końcu się odezwała:
            - Wyglądacie zjawiskowo!
            Ta opinia przesądziła o wszystkim i chcąc, nie chcąc, Hermiona postanowiła iść w właśnie w tej sukience. Przy okazji postanowiła, że jak wróci do Londynu to poważnie porozmawia z Ginny. W sprawie makijażu, na szczęście, panna Granger mogła sama decydować. Postawiła na delikatny i bardzo naturalny. Taki jak najbardziej lubiła. Niecały kwadrans później dziewczyny były już wyszykowane i gotowe do zejście na parter, gdzie mieściła się sala bankietowa. Przed wejściem stali Harry, Neville i Draco zaciekle o czymś dyskutując. Rozmowa tak ich pochłonęła, że nie zauważyli nawet wychodzących z windy dziewczyn.
            - Na Merlina, Quidditch! – pierwsza odezwała się Pansy. – Mistrzostwa jeszcze się nie zaczęły a wy już dostajecie świra! I bardzo się cieszę, że mój mąż jest mugolem!
            - Pansy, powinnaś wiedzieć… - cała trójka odwróciła się w kierunku dziewczyn i każdemu z nich odjęło mowę. Pierwszy z nich umiejętność mowy odzyskał Malfoy. – O kurwa mać.
            - Uznamy to za komplement. Dzięki, Draco. – odezwała się Hermiona.
            - Na Merlina, Hanna… - Neville zaczął się jąkać. – Cudnie… Wyglądasz… Wyglądacie wszystkie…
            - On chce powiedzieć, że wyglądacie pięknie. A zwłaszcza Ty, Pansy.
            - Nie podlizuj się, Potter. Ja na pewno nie pomogę sprawdzać Ci wypracowań. – pani Browning zaśmiała się.
            - I bądź tu człowieku miły. – Harry teatralnie wywrócił oczami.
            - A gdzie są Anthony i Ernie?
            - Niestety, w ostatniej chwili odwołali swój przyjazd. – westchnął Draco. – Chyba jesteście skazane na nas. – uśmiechnął się zadziornie do dziewczyn.
            - Dokładnie, Panie pozwolą. – Potter postanowił popisać się dobrymi manierami i podał ramię Pansy i Padmie.
            - Lizus. – uśmiechnęła się przyszła mama i złapała Harry’ego za lewe ramię a Padma za prawe. Hanna podeszła do Neville’a, który ją objął i udali się za Potter’em do sali bankietowej.
            - I czemu taka piękna kobieta została sama? – Draco oparł się o ścianę i zlustrował dziewczynę wzrokiem. A miał co podziwiać.
            - Czekam na kogoś, kto może się mną zaopiekować. – odpowiedziała całkowicie szczerze.
            - W takim razie dobrze trafiłaś. – Draco podał jej ramie.
            Sala bankietowa była dużym i przestronnym, kwadratowym pomieszczeniem. Światła dostarczały świece, unoszące się pod sufitem dokładnie jak w Hogwarcie. Na środku stał sporej wielkości, okrągły stół z odpowiednią ilością krzeseł dla każdego gościa.
            - I kto to wszystko zje? – zapytała Hermiona, wskazując na półmiski pełne najróżniejszych przysmaków.
            - Oczywiście, że my.  – uśmiechnął się Malfoy. Mając byłą Gryfonkę u swojego boku czuł się szczęśliwy. Cieszył się, że towarzyszy mu tak piękna i wyjątkowa dziewczyna. – Neville, leć po naszą kochaną profesor McGonagall. Ciebie jedynego nie zabije wzrokiem.
            Piętnaście minut później usłyszeli rozgniewany głos obecnej Dyrektorki Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie:
            - Panie Longbottom, czasem mam ogromną ochotę odjąć Panu punkty ale wtedy przypominam sobie, że jest Pan profesorem i już niestety nie mogę tego zrobić! Co też wymyślił Pan tym razem?
            - NIESPODZIANKA!!! – krzyknęli wszyscy goście zgromadzeni w sali bankietowej. Na twarzy profesor McGonagall początkowe zdziwienie przerodziło się w prawdziwe wzruszenie. Jej oczy zalśniły od łez na widok dobrze znajomych twarzy.
            - Na Merlina, co wy wszyscy tutaj robicie?
            - Nasza Kochana Pani profesor. – Harry podszedł do Dyrektorki i wręczył jej bukiet białych róż. – Spotykamy się tutaj z powodu pięćdziesięciolecia Pani pracy.
            - Jestem niesamowicie wzruszona. – McGonagall otarła spływającą po policzku łzę. – Bardzo się cieszę, że pamiętaliście i jesteście tutaj.
            - My również cieszymy się, że w tym wyjątkowym dniu możemy być z Panią. – Draco ucałował dłoń Dyrektorki.
            Gdy wszyscy zaproszeni goście złożyli już życzenia McGonagall i wręczyli drobne upominki mogli już zasiąść do uroczystej kolacji. Wszystkie wspaniałe dania były zasługą pracowitych Skrzatów z Hogwartu. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem na samo wspomnienie Stowarzyszenia Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych, które stworzyła na czwartym roku.
            - Hermiono, Padmo – odezwała się McGonagall w trakcie konsumpcji sałatki – nie widziałam was kilka lat. Opowiadajcie jak żyjecie.
            - Cóż… - zaczęła Padma. – Po ukończeniu Hogwartu przeprowadziłam się do Lagos, w Portugalii. Prowadzę tam niewielki pensjonat i restaurację. Moją pasją jest gotowanie, zwłaszcza jeśli chodzi o owoce morze. Jeśli kiedykolwiek, którekolwiek z was, będzie w Portugalii koniecznie odwiedźcie Lagos. Zapewniam nocleg i wyśmienite jedzenie.
            - To miło z Twojej strony. – uśmiechnęła się Dyrektorka.
            - Ja zostałam w Londynie i pracuję w Szpitalu Świętego Munga. Specjalizuję się w urazach pozazaklęciowych. Mieszkam razem z Ginny Weasley.
            - Ah, nawet nie wiecie jak brakuje mi Rudzielców w Hogwarcie. Hermiono, proszę pozdrów Ginny ode mnie.
            - Oczywiście, że pozdrowię. – panna Granger z trudem powstrzymała wybuch śmiechu. W końcu Ruda chciała dać McGonagall kocimiętkę.
            Minuty leciały jak szalone i nim wszyscy się zorientowali zegar wybił północ a Pansy ziewnęła niczym smok.
            - Ale się zasiedzieliśmy. – mruknęła Padma.
            - W dobrym towarzystwie czas zawsze szybko leci. – odezwała się Hermiona i spojrzała na Draco, który siedział obok niej. Chłopak puścił jej oczko, przeciągnął się i zarzucił rękę na oparcie krzesła dziewczyny.

            - To prawda, Hermiono. – przytaknęła McGonagall. – Myślę, że pora iść spać a jutro zapraszam was wszystkich na śniadanie do Wielkiej Sali. 

------
Witajcie! 
Na wstępie chcę was przeprosić! Wiem, że powinnam już dawno dodać rozdział ale zwyczajnie nie potrafiłam się do tego zabrać. Nie miałam ostatnio najlepszego okresu w moim życiu ale myślę, że powoli wychodzę już na dobrą drogę. ;) 01.10 zaczynam V rok studiów - już nie mogę się doczekać. :P 
Dziękuję Tym, Którzy czekali! :)

Wasza Clover. :*

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 8. Książki to wspaniałe źródło wiedzy

Dopadła mnie dzisiaj wena i nic nie mogło mnie powstrzymać przed napisaniem rozdziału! Powstał on w rekordowo szybkim czasie. :)
Hermiona ma spotkać rodziców we Francji? To jest zbyt proste. ;) 
Dziękuję za wszystkie komentarze. 
Zapraszam do lektury!

--------
             - Gratuluję! Jest Pani w ciąży!
            Ta wiadomość zawsze jest zaskoczeniem. Nieważne, czy dziecko było planowane i długo oczekiwane czy też nie. Tak było też w przypadku młodej kobiety, która właśnie dowiedziała się, że nosi pod sercem małą istotkę. Dziecko. Jego dziecko. Od razu w jej głowie pojawiły się setki pytań. Jak to możliwe? Przecież uważaliśmy. Co teraz będzie? Jak sobie poradzimy? A co na to wszystko powie On? Nigdy wcześniej nie myśleliśmy o dziecku a teraz praktycznie już je mamy.
            - W którym… miesiącu? – wydukała.
            - Początek trzeciego. Termin wypada na szóstego kwietnia. – Pani Magomedyk uważnie jej się przyjrzała. Widziała już wiele młodych dziewczyn, które dowiedziały się o ciąży w jej gabinecie. Zaskoczenie widoczne na twarzy przyszłej mamy wcale jej nie zaniepokoiło. – Przepiszę Pani witaminy wzmacniające, musi Pani teraz dobrze się odżywiać i absolutnie unikać sytuacji stresujących, to może zaszkodzić dziecku.
            - Tak, ma Pani rację. Nie chcę żeby mojemu dziecku coś się stało. – powoli zaczęło do niej docierać, że w kwietniu będzie prawdziwą mamą.
            - Bardzo cieszy mnie Pani postawa. Czy potrzebuje Pani zwolnienia lekarskiego do pracy?
            - Nie ma takiej potrzeby. Jestem asystentką głównego Magomedyka. Gdy zajdzie taka potrzeba on sam wyśle mnie na urlop.
            - Dobrze, tutaj jest recepta na witaminy wzmacniające. Proszę je zażywać dwa razy dziennie, rano i wieczorem, po posiłku. I widzimy się za miesiąc na wizycie kontrolnej.
            - Dziękuję. Do zobaczenia.
            Nicolett Subercaseux wyszła z gabinetu i automatycznie podążyła do apteki, gdzie zrealizowała receptę. Uśmiechnęła się w podziękowaniu, włożyła witaminy do torebki i swoje kroki skierowała w kierunku domu. Nie miała daleko, niecałe trzydzieści minut na piechotę. A podobno kobiety w ciąży powinny przebywać na świeżym powietrzu. Przy okazji powinna przeczytać kilka poradników dla przyszłej mamy. Dodatkowa wiedza na pewno jej nie zaszkodzi. Początkowe zdziwienie ustępowało miejsca radości. Naprawdę się cieszyła, że jest w ciąży. Wiedziała o tym dopiero od piętnastu minut ale już zdążyła pokochać tę małą istotkę. Płeć nie miała dla niej najmniejszego znaczenia. Aby urodziło się zdrowe. Tak, to jest najważniejsze. Niezależnie od tego jak zareaguje Ron ona i tak urodzi i wychowa to dziecko. Spotykali się niecałe pół roku a już los sprezentował im prawdziwą niespodziankę. Trochę obawiała się jego decyzji, w końcu nigdy nie rozmawiali o ewentualnym potomku. Czy ten okres czasu wystarczy do tego aby stworzyć kochającą się rodzinę? W końcu w jego życiu wciąż była Ona. Ron nigdy otwarcie się do tego nie przyznał ale dziewczyna czuła, że w jego sercu szczególne miejsce wciąż nie należy do niej. Wiedziała, że jej chłopak tęskni za tą, która kilka lat temu odrzuciła jego miłość. Nicolett pewnego wieczoru, gdy Ron został dłużej w pracy, przeczytała wszystkie listy od Hermiony. Miała z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia ale to był jedyny sposób na poznanie perspektywy drugiej strony. Dowiedziała się z nich, że była Gryfonka darzy jej Rudzielca przyjaźnią i niczym więcej. Pisała o tęsknocie, o tym, że brakuje jej czasów, gdy ona, Ron i Harry byli nierozłączni. W żadnym z listów nie znalazła nawet najmniejszej wzmianki, że Hermiona czuje coś do jej chłopaka coś więcej. Ulżyło jej. Nie miała pretensji do panny Granger ani do Rona. Miała pretensję wyłącznie do siebie, że nie potrafiła dać chłopakowi tego, co pokochał w Hermionie. Przepełniała ją złość na samą siebie, że nie była wystarczająco dobra i nie umiała sprawić żeby zapomniał o byłej Gryfonce. Miała cichą nadzieję, że dziecko pomoże im zbliżyć się do siebie i stworzą razem kochającą się rodzinę. Nicolett była pewna, że uczucie jakim darzyła Ron’a było szczere.
            Z wieloma wątpliwościami i łzami w oczach weszła do ich wspólnego mieszkania, które dzielili od niecałych trzech miesięcy. Weasley czytał najnowsze wydanie lokalnej gazety, gdy zobaczył bliską płaczu dziewczynę od razu podbiegł do niej i mocno przytulił tak żeby poczuła się bezpiecznie i wiedziała, że ma w nim oparcie. Dla Nicolett było już tego za wiele i wybuchła płaczem.
            - No już, uspokój się. – Ron starał się pocieszyć swoją dziewczynę, delikatnie gładząc ją po włosach. – Powiedz mi co się stało.
            - Bo ja…my…trzeci miesiąc. – wydukała powstrzymując z trudem nową falę łez.
            - Nicolett, nic z tego nie rozumiem. Powtórz jeszcze raz tylko na spokojnie.
            - Będziemy mieli…ja jestem w ciąży! – wyrzuciła w końcu z siebie i ukryła twarz w ramionach chłopaka wybuchając po raz kolejny płaczem. Ron z początku nic się nie odzywał, w myślach analizował nową i niespodziewaną sytuację, w której się znalazł. Jego dziewczyna jest w ciąży, zostanie ojcem. Bycie rodzicem to strasznie odpowiedzialna sprawa. Własne potrzeby schodzą na dalszy plan a dziecko staje się najważniejsze i dotychczasowy tryb życia musi być dostoswany do niego. To jeszcze nie koniec świata. Owszem, chciał mieć dzieci jednak nie spodziewał się, że w tak szybkim tempie zostanie to zrealizowane. Tylko czemu akurat w tym momencie jego serce pękało z tęsknoty za Hermioną? Prawdopodobnie dlatego, że w  dawnym życiu to właśnie z nią planował założenie rodziny. Mimo wszystko na swój sposób kochał Nicolett  i chciał dla niej jak najlepiej. Teraz ona i dziecko muszą być dla niego najważniejsi. Wiedział, że dokładnie tego teraz oczekuje jego dziewczyna. Objął mocniej pannę Subercaseux i szepnął jej do ucha:
            - Bardzo się cieszę. – pocałował ją w czoło. – Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
            Problem w obecnej sytuacji polegał na tym, że chyba sam w to nie wierzył.

***

            Hermiona i Draco siedzieli w jednej z paryskich kawiarni, których w stolicy Francji nie brakowało ale niewątpliwie tylko w tej w powietrzu można wyczuć magię i miłość. Ściany były pomalowane na brązowy kolor i ozdobione obrazami, na których królowały kwiaty. Do koloru ścian idealnie pasowały pomarańczowe zasłony zawieszone w dużych, drewnianych oknach. Na każdym stoliku stał niewielki wazonik ze świeżymi kwiatami, których zapach mieszał się ze świeżą kawą i ciastami. O tej porze klientów było jeszcze niewiele, a Ci, którzy postanowili rano odwiedzić kawiarnię czytali najnowsze wydanie lokalnej gazety, konsumując w ciszy śniadanie. Przy jednym ze stolików siedzieli oni. Ona, piękna młoda kobieta o falowanych lokach i czekoladowych oczach i on, niebieskooki mężczyzna z artystycznym nieładzie panującym na jego blond czuprynie. Ona jadła śniadanie a on przyglądał jej się z uśmiechem, popijając małą czarną.
            - Cieszę się, że Ci smakują. – odezwał się Draco, gdy Hermiona kończyła jest czwartego rogalika. Kelnerka przyniosła do stolika jej ulubione latte.
            - Pamiętałeś? – zapytała ze zdziwieniem dziewczyna, gdy upiła pierwszy łyk gorącej kawy.
            - A jak mógłbym zapomnieć? – chłopak odpowiedział całkowicie szczerze. – Chcesz dokładkę?
            - Nie, jestem najedzona. – uśmiechnęła się nieśmiało. – To było pyszne, dziękuję.
            - Cała przyjemność po mojej stronie. Jak skończysz pić kawę to będziemy się zbierać do Hogwartu, mam nadzieję, że nie urwą nam głowy za ten wypad.
            - Ja też. – przytaknęła Hermiona. – Tym bardziej, że wczoraj do późna siedziałam w Trzech Miotłach z Pansy i Hanną.
            - Babskie ploteczki? – zapytał Draco. Młody Dziedzic zawsze lubił kiedy kobiety spotykały się na plotki przy dobrym winie. Pamiętał z dzieciństwa, kiedy jego matka spotykała się z przyjaciółkami. Zawsze podczas służbowych wyjazdów ojca. Widział jaka była szczęśliwa i czuła się swobodnie. Obiecał sobie wtedy, że jego przyszła wybranka serca będzie zawsze czuła się w ich wspólnym domu bezpiecznie i bez najmniejszego skrępowania. Będzie zapraszać swoje przyjaciółki, kiedy tylko będzie na to miała ochotę a on, jako najlepszy mąż na świecie, dostarczy im do jedzenia i picia, czego sobie tylko zażyczą a potem zniknie w swoim gabinecie i nie będzie im przeszkadzał. Chyba że jego żona wyjdzie z domu na babski wieczór, wtedy zawiezie ją na miejsce a potem odbierze. O tak, będzie mogła liczyć na niego w każdej sytuacji.
            - Coś w tym stylu. – panna Granger rozejrzała się po wnętrzu kawiarni. – To bardzo piękne miejsce, często tu bywasz?
            - Jak tylko jestem w Paryżu to tak. Ostatnimi czasy spędzam tu więcej czasu niż w Londynie. Mają tu najlepsze Croissanty jakie kiedykolwiek jadłem. 
               - Zgadzam się z Tobą. - Hermiona upiła łyk gorącej kawy. - Kawa też jest pyszna. Co sprawia, że spędzasz tyle czasu w Paryżu?
           - A cóż innego niż interesy? Staram się podpisać bardzo ważny kontrakt i szczerze mówiąc opornie mi to idzie. - westchnął. - Druga strona jest bardzo wymagająca. 
              - Odpocznij czasem. - dziewczyna powiedziała to z nieukrywaną troską w głosie. Przypomniały się jej słowa Pansy A Draco…on już całkiem zatracił się w pracy. Młody Malfoy poczuł miłe ukłucie w środku wywołane tonem jej głosu. To bardzo przyjemne odczucie wiedząc, że ktoś się o Ciebie martwi.
            - Aż tak bardzo troszczysz się o mnie? – zapytał z zadziornym uśmiechem powodując niewielkie rumieńce na policzkach swojej towarzyszki. – Obiecuję, że jak tylko uda mi się doprowadzić do podpisania kontraktu o którym Ci wspominałem to odpocznę za wszystkie czasy. Zwolnię tempo mojego dotychczasowego funkcjonowania.
            - Kiedy mogę spodziewać się takiej drastycznej zmiany?
            - Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to za miesiąc, góra półtora.
            - Mam nadzieję, że do tego czasu nie wylądujesz w Świętym Mungu z przemęczenia.
            - Wiesz, wtedy mogłabyś zostać moją prywatną panią doktor a to jest bardzo kuszące.
            - Oh, Draco, ze zdrowiem nie ma co żartować. – teraz panna Granger zaczerwieniła się jeszcze bardziej niż poprzednio. Chłopak pokręcił tylko z dezaprobatą głową i uśmiechną się zadziornie.
            - Zbierajmy się. – powiedział, patrząc na zegarek. Położył na stole banknot o nominale przewyższającym dwukrotnie cenę zamówienia i pomógł Hermionie założyć płaszcz. Stolica Francji powoli budziła się do życia i na ulicy można było spotkać coraz więcej osób. Każdy był zajęty swoimi sprawami – uprawiali poranny jogging, szli do pracy, na zakupy. Dzień jak co dzień. W tłumie przechodniów wolnym krokiem wędrowali dawni wrogowie. Draco zarzucił rękę na ramię dziewczyny i przygarną ją do siebie tak że Hermiona szła wtulona w niego. O dziwo, nie przeszkadzało jej to. Było dość chłodno, więc ciepło bijące od drugiego człowieka było idealnym rozwiązaniem. 
            - Mogę o coś zapytać? – przerwała panującą między nimi ciszę.
            - Możesz.
            - Czemu mnie tutaj zabrałeś? – zapytała a Draco zatrzymał się i spojrzał na Hermionę. Domyślał się, że w końcu zada mu to pytanie.
            - Po prostu chciałem Ci udowodnić, że naprawdę się zmieniłem. – wyznał szczerze. – Uważam, że czyny lepiej to pokażą niż słowa. A dobrze wiesz, jak bardzo namieszałem w Twoim życiu.
            - Nie wracajmy do tego. – odpowiedziała panna Granger. Czując jego czarujący wzrok na sobie poczuła nagłą ochotę na pocałowanie go. A to na pewno nie był dobry pomysł. – Ale i tak dziękuję.
            - Jak już mówiłem, cała przyjemność po mojej stronie.
Niecałe dwie minuty później zadowoleni i najedzeni pojawili się w Hogsmeade. W wyśmienitych humorach, czego niepodważalnym dowodem był nieznikający uśmiech z ich twarzy, weszli do hotelu Młodego Malfoy’a. Pojawienie się tej dwójki nie uszło uwadze Harry’ego, który siedział na kanapie zawalony pokaźnym stosem pergaminów. Draco machnięciem ręki przywitał się z Potter’em i zniknął za drzwiami swojego biura a Hermiona podeszła do przyjaciela.
- Wiesz, wyglądasz trochę jak ja kiedyś. – zażartowała i usiadła obok niego.
- Tylko jak przypomnę sobie Ciebie to widzę jeszcze opasłe tomy zakurzonych ksiąg, których poza Tobą raczej nikt nie czytał.
            - I niech żałują! Książki to wspaniałe źródło wiedzy. – była Gryfonka wpadła w swój przemądrzały ton. – Co to właściwie za pergaminy? – Hermiona wzięła jeden i przeczytała temat. – Charakterystyka magicznych stworzeń związanych z czarną magią. Ambitnie, profesorze Potter.
            - Bardzo śmieszne. Jeśli mam być szczery to Twoje perfekcyjne wypracowania nie pozwalają mi za dobrze ocenić wypracowań moich uczniów.
            - Harry, nie bądź dla nich taki surowy. – zaśmiała się Hermiona.
            - Staram się. – Wybraniec zabrał jej pergamin.
- Czemu sprawdzasz prace uczniów tutaj? Nie mów, że nie dostałeś własnego gabinetu.
- Oczywiście, że dostałem ale wolałem się nie rzucać w oczy McGonagall. Wiesz jaka ona jest, nic się przed nią nie ukryje. Wczoraj maglowała Neville’a dlaczego tak dziwnie się zachowujemy. Na szczęście nic z niego nie wyciągnęła. – westchnął Harry. – Nie wiem, czy Ci wspominałem ale będę nauczycielem tylko do końca semestru.
- Rezygnujesz? – zdziwiła się była Gryfonka. – Myślałam, że lubisz swoją pracę.
- Lubię pewnie tylko…chyba wolę pracować jako Auror. Rozmawiałem już o tym z McGonagall ma znaleźć kogoś na moje miejsce. Ja przeniosę się do Londynu. Swoją drogą, co robiłaś z Draco? Radość biła od was na kilometr.
            - Wydaje Ci się. – panna Granger nagle zainteresowała się sufitem. – Jedliśmy tylko śniadanie.            
            - Śniadanie. – mruknął Harry. – Nie wiedziałem, że tak to się teraz nazywa. – złośliwy uśmiech nie znikał z twarzy jej przyjaciela. Hermiona pokręciła z dezaprobatą głową i sięgnęła po jeden z pergaminów.
            - Pomogę Ci sprawdzać, bo z takim tempem nie skończysz do jutra a dziś wieczorem czeka nas małe przyjęcie.  

środa, 4 września 2013

SPADEK (+18)


           Dochodziła dwudziesta trzecia i powoli mieszkańcy Londynu szykowali się do snu. Kończył się kolejny dzień pełen wyzwań i każdy chciał zebrać siły na nowe zadania i cele. Jedną z nielicznych osób, które nie myślały jeszcze o pójściu spać była Hermiona Granger. Dziewczyna od dwóch godzin siedziała w swoim pokoju na piętrze i pisała na laptopie Curriculum Vitae. Mimo początkowego zapału do pracy zadanie nie okazało się wcale takie proste. Po raz kolejny zrozumiała jak często pozory mogą wprowadzić nas w błąd. Wykasowała ostatnią linijkę tekstu i przetarła zmęczone oczy. Nie lubiła pracować przy komputerze, oczy szybko jej się męczyły i nieprzyjemnie piekły. Przeciągnęła się na krześle i postanowiła zebrać resztki sił i dokończyć rozpoczętą pracę. Im szybciej to skończy tym szybciej pójdzie spać, jutro ma zamiar roznieść Curriculum Vitae (na szczęście list motywacyjny był już ukończony) do kilku miejsc, gdzie chciałaby pracować. W końcu nadszedł czas rozpoczęcia dorosłego i odpowiedzialnego życia – w ubiegły wtorek ukończyła studia z wyróżnieniem. Uzyskany dyplom upoważniał ją do wykonywania zawodu adwokata. Odpowiednie wykształcenie na pewno pozwoli jej na rozpoczęcia pracy w dobrej kancelarii, o czym zawsze marzyła. Zarobione pieniądze ma zamiar odkładać na wynajęcie niewielkiego mieszkania, a w przyszłości (nie wykluczała) kupna własnych czterech kątów. Jak do tej pory mieszkała w swoim rodzinnym domu, razem z rodzicami – Dorianem i Jamie, których odnalazła, przy pomocy Ginny Weasley, trzy miesiące po zakończeniu Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jeśli mowa o najmłodszej córce państwa Weasley’ów to wciąż była jej najlepszą przyjaciółką. Ginny od miesiąca pracowała w Szpitalu Św. Munga i coraz częściej można było ją spotkać w domu swojego chłopaka, Blaise’a, niż w Norze. Cała rodzina Weasley’ów przywykła już do takiego obrotu spraw i akceptowali oni trzyletni związek ich córki z byłym Ślizgonem. Zawsze byli mile widziani w Norze i Molly często zapraszała ich na niedzielne obiady. To samo tyczyło się Hermiony i dziewczyna również była częstym gościem rodziców Rudej. Największą niespodzianką był wybór nowego Ministra Magii – stanowisko to otrzymał Artur Weasley. Dzięki czemu znacznie poprawiła się sytuacja finansowa ukochanych rudzielców. Panna Granger początkowo sceptycznie podchodziła do obecności Blaise’a przy Rudej. Zdanie zmieniła dopiero po szczerej rozmowie z przyjaciółką, w której przekonała ją, że jej chłopak zmienił się na lepsze i jest najcudowniejszym facetem pod słońcem. Hermiona zaczęła dostrzegać jak bardzo szczęśliwa jest Ginny, więc zaakceptowała chłopaka i zawiązała się między nimi nić porozumienia, a nawet zaczęli traktować się jak dobrzy znajomi. Panna Granger życzyła im szczęścia i miała nadzieję, że kiedyś będzie bawić się na ich ślubie. Chociaż na ślub Hermiony wcale się nie zanosiło, po pierwsze wcale jej się do tego nie śpieszyło, a po drugie nie miała odpowiedniego kandydata na męża. Ron razem z Harry’m od roku nie pokazywali się w Anglii, pracowali jako Aurorzy w Ministerstwie Magii i podejmowali się tylko tych najtrudniejszych zadań, o których nikt nie chciał słyszeć. Ich zadania i misje wiązały się z częstymi i dalekimi wyjazdami. Aktualna misja wymagała przeprowadzki do Japonii, gdzie szpiegowali jednego z ostatnich podejrzanych o przynależność do Czarnego Pana. Między Ron’em a Hermioną poza jednym, pamiętnym pocałunkiem nie wydarzyło się nic szczególnego. Na początku panna Granger starała się za dwoje, ale przy braku widocznych efektów odpuściła. Sama nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Zaczęła spotykać się z innymi facetami, z którymi wdawała się w mniej lub bardziej poważne relacje, na co Ron zawsze reagował nieuzasadnionym gniewem. W końcu nie składali sobie nawzajem żadnych deklaracji i nie powinno go to interesować z kim się spotyka. Wybrał pracę i ona to zaakceptowała, więc Ron powinien mieć pretensje tylko do siebie. Skoro nie chciał się z nią związać to nie powinien też zabraniać jej szukania szczęścia u boku innego mężczyzny.
            Panna Granger z zadowoleniem spojrzała na efekt końcowy swojej pracy. Kliknęła na malutką ikonkę drukarki i po chwili urządzenie przystąpiło do drukowania dziesięciu egzemplarzy dokumentu. Odgłos drukarki zwabił Krzywołapa, który nigdy nie przepuszczał okazji aby zapoznać się z funkcjonowaniem tego dziwacznego sprzętu. Puchaty kocur wskoczył na kolana swojej pani i przyglądał się z zaciekawieniem jak drukarka wyrzuca z siebie kolejne kopie Curriculum Vitae. Hermiona pogłaskała rudzielca za uchem, na co jej pupil głośno zamruczał, wyrażając swoje zadowolenie. Gdy urządzenie wydrukowało ostatni egzemplarz Krzywołap postanowił wrócić na łóżko panny Granger i po chwili smacznie już spał. Hermiona przeczytała jeszcze raz wypociny swojej kilkugodzinnej pracy

CURRICULUM VITAE

Imiona: Hermiona Jane
Nazwisko: Granger
Data urodzenia: 19.09.1979
Miejsce urodzenia: Londyn
Adres: Greenway Road 20
Telefon: 777 – 177 – 747
E-mail: hjgranger@gmail.com

WYKSZTAŁCENIE

·        1990 – 1997 Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, egzaminy końcowe z najwyższymi wynikami, edukacja zakończona wyróżnieniem
·        1997 – 2002 Uniwersytet Magii w Oxfordzie, kierunek Prawo, studia zakończone uzyskaniem tytułu magistra z wyróżnieniem

DOŚWIADCZENIE

·        1997 – 2000 Księgarnia Esy i Floresy – sprzedawca
·        2000 – 2001 Kancelaria Adwokacka James White – stażystka

UMIEJĘTNOŚCI

·        Merytoryczne i administracyjne wsparcie dla przydzielonego Departamentu Kancelarii
·        Opieka nad dokumentami sądowymi
·        Pomoc w archiwizacji dokumentów
·        Przygotowywanie projektów pism procesowych, umów, opinii prawnych, pism z zakresu prawa cywilnego, gospodarczego, postępowania egzekucyjnego
·        Prawo cywilne, prawo pracy, prawo konkurencji, prawo antymonopolowe
·        Język francuski – biegła znajomość w mowie i piśmie
·        Język włoski – podstawowa znajomość w mowie i piśmie

            Tak, wszystko się zgadzało i było dopracowane na ostatni guzik. Hermiona włożyła dokumenty do teczki, którą schowała do szuflady w biurku, na wypadek gdyby Krzywołap miał ochotę poczytać (a to często mu się zdarzało), czyli zaostrzyć pazurki na kartach papieru. Z reguły wybierał najważniejsze dokumenty. Panna Granger spojrzała na zegarek i nie potrafiła stłumić potężnego ziewnięcia. Jeśli chce wstać jutro o przyzwoitej porze i zająć się składaniem podań o pracę powinna się położyć jak najszybciej. Po niecałych trzydziestu minutach leżała już wygodnie na łóżku, a Krzywołap mruczał jej do snu.

***

            Hermiona wracała już do domu, zanosiło się na burzę. Z zachodu gromadziły się ciemne chmury. Była godzina czternasta, zaniosła podanie o pracę do każdej kancelarii, w której mogłaby pracować. Osoby przyjmujące dokumenty uśmiechały się i obiecały odpowiedź pisemną w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Młoda kobieta miała nadzieję, że to nie był szybki sposób na pozbycie się jej, bardzo liczyła na podjęcie pracy, dzięki której będzie mogła stanąć na nogi i rozpocząć dorosłe życie. Kochała swoich rodziców najbardziej na świecie, ale nie chciała już dłużej siedzieć im na głowie. Nadszedł czas na wyfrunięcie z gniazda.
            Mijała właśnie sklep obuwniczy, z którego wyszła obładowana siatkami i torbami Ginny Weasley. Jej przyjaciółka zmieniła się od zakończenia Hogwartu, nabrała bardzo kobiecych kształtów i zaokrągliła się tam, gdzie powinna. Jej długie i proste włosy nie były już rude jak dawniej (chociaż przezwisko Ruda obowiązywało do dziś), przybrały kasztanowy odcień. Jedynie uśmiech od ucha do ucha i błysk w oczach pozostały bez zmian. Ubierała się bardzo kobieco i modnie, zawsze śledziła uważnie najnowsze kolekcje i gdy tylko znalazła coś dla siebie bez wahania musiała mieć ten okaz w swojej szafie. A raczej szafach. Ginny opowiadała, że Blaise specjalnie dla niej przekształcił jedną z sypialni, w jego domu, w garderobę, żeby dziewczyna miała, gdzie trzymać ubrania (gdyby chciała mogłaby spokojnie otworzyć sklep). To chyba była prawdziwa miłość.
            - Mionka! – Ginny pocałowała przyjaciółkę z policzek. – Jak miło Cię widzieć.
            - Ciebie również. – Hermiona wskazała na torby. – Kolejny szał zakupów?
            - Oj od razu szał, wczoraj dostałam wypłatę i poczułam ogromną pokusę odwiedzenia paru sklepów. – zaśmiała się Ruda. – A Ty co robisz na mieście?
            - Roznosiłam podania do kancelarii. Mam nadzieję, że gdzieś mnie przyjmą.
            - Masz wątpliwości? Zakończyłaś Hogwart i studia z wyróżnieniem, to oni powinni się bić o Ciebie! – w tym momencie niebo przeszyła błyskawica.
            - Jak jesteś głodna po tym maratonie to zapraszam na obiad. – Hermiona nigdy szczególnie nie przepadła za burzą. – Rodzice często o Ciebie pytają.  
            Ginny oczywiście przyjęła zaproszenie. Uwielbiała rodziców swojej przyjaciółki i odwiedzała ich przy każdej możliwej okazji. W końcu przyczyniła się do ich powrotu do Anglii. Dziewczyny pojawiły się w domu, gdy mama Hermiony, Jamie, kończyła przygotowywać obiad. Na widok niespodziewanego gościa domownicy (łącznie z Krzywołapem) bardzo się ucieszyli. Dorian od razu pokazał Rudej najnowszy model statku, nad którym aktualnie pracował. Bowiem pasją taty Hermiony było składanie drewnianych (i nie tylko) modeli statków, samolotów i samochodów. W tym czasie Jamie z córką nakrywały do stołu.
            - Córeczko, prawie zapomniałam. Listonosz przyniósł list polecony, jak byłaś na mieście. Odebrałam go, jest na stoliku obok telewizora.
            - Dziękuję, mamo. – Hermiona postawiła świeże kwiaty na stole. – Idę zobaczyć, co jest takie ważne, że wymaga powiadomienia mnie o tym listem poleconym.
            Jedyna córka państwa Granger wzięła list i usiadła na kanapie. Zdziwiła się, bo na odwrocie koperty była pieczątka jednej z londyńskiej kancelarii. Zdecydowanie za szybko na odpowiedź w sprawie pracy. Rozerwała delikatnie kopertę aby nie uszkodzić listu. Zaczęła czytać go półgłosem.
            - Szanowna Pani Granger, z przykrością informuję, że zmarła Pańska ciotka, Amelia Tipton. Pani Tipton w swoim testamencie wskazała Panią jako jedyną spadkobierczynię... MAMO! – Hermiona krzyknęła głośno, przez co rodzice, Ginny i Krzywołap wpadli do salonu. – Kto to jest Amelia Tipton?
            - Amelia? – zdziwiła się Jamie. – To daleka krewna, z mojej strony. Szczerze, nie mam pojęcia co się z nią dzieje. Ostatnio widziałam się z nią na małym przyjęciu z okazji Twoich czwartych urodzin.
            - To się z nią dzieje, że umarła a mi zapisała w testamencie swój dom! – Hermiona pomachała listem, wywołując ogromne zdziwienie jej towarzyszy. – Ja nawet nie pamiętam tej dalekiej krewnej! Mamo, tato, o co tu chodzi?
            - Pokaż nam, Kochanie, ten list. – odezwał się Dorian. Rodzice Hermiony czytali go na głos i po chwili doszli do jednego wniosku. – No cóż, z tego listu jasno wynika, że jesteś dziedziczką majątku Amelii, który obejmuje dom pod Londynem i trzynaście tysięcy funtów.
            - Na Merlina! – westchnęła Ginny, gdy Jamie podała jej list. – Ja wiem, gdzie jest ten dom! Blaise, mieszka na tym samym osiedlu! I patrząc na numer domu to będziecie sąsiadami! I... nie tylko on tam mieszka.
            - O kim Ty mówisz? – Hermiony chyba nic już nie mogło dziś zaskoczyć.
            - Sąsiadem Blaise’a jest Draco Malfoy.
            Jednak mogło ją zaskoczyć.

***

            Hermiona podczas obiadu, który trwał w ożywionej konwersacji między rodzicami dziewczyny a Ginny, niewiele zjadła. Wciąż była zaskoczona do tego stopnia, że nie mogła uwierzyć, że ciotka, której nawet nie pamiętała zapisała jej w spadku dom i całkiem sporą, jak na wymagania Miony, sumkę pieniędzy. Do listu od adwokata, który zapraszał Hermionę na spotkanie aby ustalić wszystkie formalności, był dołączony także list od Amelii. Nieznana ciotka wyjaśniła w nim dlaczego to właśnie panna Granger została wyznaczona na jedyną spadkobierczynię.

            (...) Domyślam się, Hermiono, że mnie nie pamiętasz. Miałam okazję spotkać Cię tylko raz, podczas Twoich czwartych urodzin. Zawsze uwielbiałam ubierać się w dość oryginalne ubrania i dodatki. Nie pogardziłam także mocnym makijażem. Nikt z najbliższych nie śmiał zwrócić mi uwagi, co o mojego gustu. Byłam bowiem bardzo przewrażliwiona na tym punkcie i każdą krytykę traktowałam jak największą obrazę. Tylko Ty, ze swoją dziecięcą odwagą, powiedziałaś mi wtedy, że wyglądam jak klaun z cyrku. Po wielu latach dochodzę do wniosku, że to była prawda (...)

            Panna Granger poczuła się dość niezręcznie po przeczytaniu tego fragmentu. Obraziła ciotkę a ona w podziękowaniu za dziecięcą odwagę uwzględniła ją w testamencie. Zdziwienie powoli ustępowało niesamowitej radości, która stopniowo zaczęła ją wypełniać. Po obiedzie przyjaciółki poszły do pokoju Hermiony, dziewczyna rzuciła się na łóżko szeroko uśmiechnięta. Ruda wpakowała się obok niej.
            - Ginny, uszczypnij mnie, bo ja chyba śnię. Albo nie! Chcę dalej śnić!
            - Nie śnisz, Wariatko! Jesteś właścicielką pięknego domu, położonego w spokojnym i bogatym osiedlu pod Londynem! I niedługo będziemy sąsiadkami. – panna Weasley uśmiechnęła się tajemniczo, Hermiona oparła się na łokciach.
            - Naprawdę? Zamieszkasz oficjalnie z Blaise’m?
            - Przymierzamy się do tego. I tak, spędzam u niego więcej czasu niż w Norze. Jesteśmy razem od trzech lat więc to już czas najwyższy zrobić krok do przodu.
            - Samodzielne życie, co? – westchnęła Hermiona. – Wiesz, od dawna marzyłam o własnych czterech kątach i wyprowadzce, a teraz kiedy los mi to umożliwia to chyba panikuję.
            - Czego się boisz? Wszystko będzie dobrze, a rachunki masz opłacone do końca roku. Twoja ciotka była prawdziwym aniołem.
            - Chyba boję się tak drastycznej zmiany. Wiem, jestem nieznośna. Najpierw marudzę o samodzielności a potem się wykręcam. I ja się uważam za dorosłą. – Hermiona znów opadła na łóżko.
            - Poradzisz sobie, jesteś w końcu Hermioną Granger. Jesteś młoda, uzdolniona, niedługo zaczniesz pracować, masz dom i najlepszych sąsiadów po słońcem, czyli mnie i Blaise’a.
            - I Malfoy’a. – mruknęła była Gryfonka. Nie żeby się go obawiała, po prostu nigdy nie darzyli się sympatią i jak tylko mogli unikali się oboje jak ognia. Perspektywa bycia jego sąsiadką nie była zbyt kusząca. Wprawdzie studiowali na tym samym Uniwersytecie (Draco na zarządzaniu, potem rozpoczął pracę w Ministerstwie, jako dyrektor jednego z Departamentów) i nieraz mijali się na korytarzu ale poza chłodnymcześć nie odzywali się do siebie w ogóle. Hermiona uznała to za pewien sukces – w końcu skończyły się bezsensowne wyzwiska. Z drugiej strony on będzie jej sąsiadem a nie współlokatorem. Działki na pewno odgrodzone są solidnym ogrodzeniem. W głębi serca panna Granger marzyła o trzymetrowym murze i zasiekach z drutu kolczastego.
            - On nie jest taki zły, serio. Czasem wpadał do Blaise’a gdy ja u niego byłam i nie zachowuje się jak skończony dupek, którego znamy z Hogwartu. Jest przystojny i bardzo kulturalny. Poza tym, powiem Ci malutki sekret, o którym wiem tylko ja, Diabeł i Smok. To właśnie oni pomogli mojemu tacie zdobyć posadę Ministra Magii.
            - Co proszę? – Hermionę zdziwiło to jeszcze bardziej niż wiadomość o spadku.
            - No naprawdę. Mają sporo znajomości w Ministerstwie Magii i tak wyszło. Jestem im bardzo wdzięczna, to naprawdę pomogło moim kochanym staruszkom. – Ginny spojrzała na zegarek. – Na mnie już pora, robi się późno a jutro mam poranny dyżur. Nie martw się, wszystko się ułoży.  

***

            Po wizycie w kancelarii wszystko stało się jasne. Zgodnie z ostatnią wolą zmarłej Hermiona Jane Granger dziedziczyła cały jej majątek. Miły prawnik, po pięćdziesiątce, wydał byłej Gryfonce akt poświadczenia dziedziczenia, trzynaście tysięcy funtów w gotówce oraz akt własności domu położonego przy ulicy Burberry 120 i komplet kluczy. Po załatwieniu wszystkich formalności i złożeniu kilkunastu podpisów Hermiona wyszła z budynku, znajdującego się w samym centrum zatłoczonego Londynu. Z braku lepszego zajęcia postanowiła zobaczyć jak wygląda jej dom. Według opowiadań Ginny jest bardzo piękny (przynajmniej zewnętrznie), obok mieszka Malfoy a naprzeciwko Zabini. Sąsiedzi prawie idealni. Ostatecznie cieszyła się, że jej sąsiadem będzie Blaise – przekonała się co do zmiany chłopaka i przy bliższym poznaniu okazał on się całkiem miły. No i będzie bliżej Rudej. To wielki plus. Hermiona weszła do mało używanej alejki i teleportowała się przed jej posiadłość. To co zobaczyła zaparło jej dech w piersiach. Bardzo piękny to mało powiedziane. Dom był cudowny! Duży, piętrowy w otoczeniu zadbanego ogrodu, porośniętego przez kwiaty, krzewy i drzewa. Niestety, mimo nadziei Hermiony, jej dom nie był oddzielony od domu Malfoy’a trzymetrowym murem i zasiekach z drutu kolczastego. Będzie jej musiało wystarczyć, klasyczne ogrodzenie, jakie było zastosowane w większości domów na tej ulicy. Ginny miała rację, okolica wyglądała na spokojną i bardzo bogatą. Hermiona poczuła nieprzyjemny skurcz w brzuchu na samą myśl ile będzie ją kosztować utrzymanie tego domu. Z całego serca dziękowała ciotce Amelii, że rachunki są opłacone do końca roku. Do tego czasu na pewno znajdzie pracę i będzie ją stać na opłaty. Odziedziczone trzynaście tysięcy funtów postanowiła wykorzystać na ewentualny remont lub zakup mebli, a resztę chciała ulokować na korzystnych warunkach w banku. Niech procent rośnie, pieniądze przydadzą się na czarną godzinę.
            Panna Granger otworzyła furtkę i weszła na posesję. Do domu prowadziła ścieżka wykonana z kostki brukowej. Przed domem rosły zadbane rośliny (wg mamy Amelia zawsze miała dobrą rękę do kwiatów), a zielony trawnik był równiutko przycięty. Hermiona przeszła po chodniczku w kierunku domu. Gdy otworzyła drzwi frontowe o mało nie zemdlała. Zakup mebli na pewno nie będzie potrzebny, tym bardziej remont. Na parterze znajdował się przestronny salon z kominkiem i drzwiami tarasowymi, prowadzącymi na tyłu domu, kuchnia, łazienka i gabinet. Styl urządzenia tych pomieszczeń bardzo przypadł do gustu młodej kobiecie – ciepło i przytulnie. Po drewnianych schodach weszła na piętro – największy pokój był sypialnią z osobną łazienką, dwa mniejsze, o podobnych wymiarach, to niewątpliwe pokoje gościnne. Za ostatnimi drzwiami, kryła się kolejna łazienka o wiele większa niż ta na parterze. Dodatkiem do sypialni był także całkiem spory taras, co bardzo spodobało się Hermionie. Miała przeczucie, że będzie jej tu się dobrze spało. Dziewczyna wyszła na taras, który niestety wychodził na ogród jej sąsiada, Malfoy’a. Pięknie, jeszcze tego brakowało. Będzie musiała pomyśleć o dobrych zasłonach. Na tarasie był leżak i niewielki drewniany stoliczek. Na pewno tu będzie czytać, gdy pogoda będzie dopisywać. Panna Granger uznała, że Krzywołap będzie czuł się w nowym domu bardzo dobrze. Bowiem jej mały łowca uwielbiał spędzać dnie na doskonaleniu swoich umiejętności myśliwskich. Duży ogród będzie dla niego idealny. Po zbadaniu wszystkich pomieszczeń Hermiona postanowiła wrócić do domu, zbliżała się pora obiadu. Potem powinna pomyśleć o przygotowaniu się do przeprowadzki. Gdy zamykała furtkę spotkała swojego sąsiada.
            - Granger? Co na Wielkiego Salazara, Ty tutaj robisz?
            - Tak się składa, Malfoy, że na Wielkiego Godryka, będę tu mieszkać z Krzywołapem!
            - Z tym wyleniałym potworem? Trzymaj go z daleka od mojego ogrodu! Jak mi wyłapie rybki ze stawu to go utopię!
            - Nie martw się, mój kot jest na tyle mądry, że nie będzie wchodził do Twojego ogrodu!
            - Podobno zwierzę upodobnia się do właściciela, więc szczerze wątpię, że jest na tyle mądry!
            - Wiesz co, wcale nie jest mi to na rękę, że będziemy sąsiadami. Ale dla naszego własnego dobra i komfortu po prostu nie wchodźmy sobie w drogę!
            - Jak sobie życzysz! – Malfoy ukłonił się teatralnie. – Miłego dnia, sąsiadko.

***

            Całe zamieszkanie z przeprowadzką trwało tydzień. Hermiona razem z mamą i Ginny wysprzątały cały dom, zmieniły pościel i zawiesiły nowe zasłony w sypialni byłej Gryfonki. Zgodnie z jej przypuszczeniami Krzywołap pokochał ogród, który miał do dyspozycji. Spędzał tu większość dnia polując na różnego rodzaju ptaki i, ku przerażeniu Hermiony, myszy. Całe szczęście, że kocur nie wpadł na pomysł aby chwalić się swoimi zdobyczami. I dzięki Merlinowi nie wchodził do ogrodu Malfoy’a. Co do byłego Ślizgona ich stosunki nie zmieniły się, witali się, gdy spotkali się okazjonalnie w sklepie lub przed domami. Natomiast, ku radości Ginny, Hermiona zaprzyjaźniła się z Blaise’m. Chłopak pomagał im w drobnych naprawach podczas przeprowadzki. A wieczorami cała trójka zajadała się zamówioną pizzą z pobliskiej restauracji. Wszystko układało się po myśli byłej Gryfonki. A dwa dni temu dostała zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy w jednej z prestiżowych kancelarii, znajdujących się na ulicy Pokątnej.
            - Pani Granger, przejdę od razu do sedna sprawy. Ma Pani doskonałe kwalifikacje aby podjąć pracę w mojej kancelarii. Na wstępnie, chcę Pani zaproponować trzymiesięczny płatny staż. Byłaby Pani odpowiedzialna za archiwizację i przygotowywanie dokumentów procesowych. Pracowałby Pani pod opieką mojego asystenta. Po zakończeniu stażu i pozytywnej ocenie Pani pracy, będzie Pani mogła liczyć na stałą pracę. Czy taki układ jest odpowiedni?
            - Oczywiście! – odpowiedziała uśmiechnięta Hermiona.
            Dziewczyna podjęła pracę i starała się ze wszystkich sił aby jej przełożony był z niej zadowolony. Wykonywała powierzone zadania sumiennie i bardzo dokładnie. Asystent Pana Johnson’a, Victor, okazał się miłym chłopakiem, trzy lata starszym od Hermiony. Bez problemu odnaleźli wspólny język. Chętnie wyjaśniał jej wszelkie niejasności i opowiadał o pracy w kancelarii. Jedynym minusem była żona Pana Johnson’a – Astoria. Od czasu Hogwartu nic się nie zmieniła, dalej była bezwzględną, zimną i pozbawioną wszelkich pozytywnych emocji kobietą. Nienawidziła ona Hermiony za sam fakt istnienia. Astoria obsesyjnie była zazdrosna o swojego męża i za cel obrała sobie utrudnianie pracy każdej kobiecie pracującej w kancelarii. Panna Granger nie szczególnie się nią przejmowała, nie miała sobie nic do zarzucenia a tym bardziej próby wdania się w jakikolwiek romans z szefem.

***

            Minęło dwa miesiące, wszystko układało się dobrze, a nawet bardzo dobrze. W pracy radziła sobie bez większych problemów, został jeszcze miesiąc do zakończenia stażu. A zdaniem Victor’a stałą pracę miała już w kieszeni. Nawet relacje z Draco jakimś cudem uległy poprawie. Zaczęli od tolerancji siebie nawzajem, gdy mijali się gdzieś. Oboje przestali się krzywić na swój widok i zastąpili to uśmiechem (z początku nieśmiałym, ale na chwilę obecną był to najprawdziwszy i szczery uśmiech). Przestali się także kłócić o każdą możliwą sprawę (np. obwinianie się nawzajem o brzydką pogodę) a zaczęli rozmawiać. Ku zaskoczeniu obojga okazało się, że mają wiele wspólnych tematów.
            W pewną sobotę Hermiona korzystała z uroków dnia wolnego i mimo późnej pory spała w najlepsze. Spokojny sen przerwał głośny krzyk jej sąsiada:
            - KURWA MAĆ, GRANGER!
            Zaspana dziewczyna zerwała się z łóżka i z początku nie wiedziała, co się dzieje. Rozejrzała się zdezorientowana po swojej sypialni i po chwili usłyszała walenie w drzwi. Zbiegła na dół, bo nie mogła zrozumieć o co chodzi Malfoy’owi i dlaczego wydziera się na pół osiedla.
            - Co się stało? – zapytała zdziwiona dziewczyna, jednocześnie przepuszczając w drzwiach wściekłego chłopaka.        
            - To się stało, że Twój kocur zżarł moją najcenniejszą rybę! Wiesz jak trudno jest zdobyć ten okaz!
            - A skąd wiesz, że to był Krzywołap? – Hermiona postanowiła bronić swojego pupila.
            - Bo obok stawu jest pełno jego rudej sierści! Miałaś go pilnować!
            - To, że jest tam jego sierść to nie jest żaden dowód!
            - No wcale! – Draco zaczął wymieniać kolejne argumenty obwiniające Krzywołapa. Krzyczał tak jeszcze dobre piętnaście minut aż Hermionę rozbolała lekko głowa. Malfoy ze zdenerwowania nie zwrócił nawet uwagi na skąpą koszulę nocną byłej Gryfonki. W końcu dziewczyna miała powyżej jego bezsensownych zarzutów i postanowiła go uciszyć. Podeszła do niego i bez uprzedzenia pocałowała. Dało to natychmiastowy efekt – chłopak przestał krzyczeć i oddał pocałunek. Przyciągnął ją do siebie i zaczęli się całować namiętniej. Ich języki spotkały się w tańcu pełnym pasji i pożądania. Hermiona pozwoliła, żeby Draco błądził rękoma po jej plecach. Wcale jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Gdy oderwali się od siebie dziewczyna popchnęła przystojnego blondyna na kanapę i usiadła na jego kolanach.
            - Odkupię Ci tę głupią rybę! – wyszeptała mu do ucha.
            - Nie musisz, już się nie gniewam. – odpowiedział z zadziornym uśmiechem i zaczęli ponownie się całować. Nie wiadomo, jak to by się skończyło (a na pewno bardzo ciekawie) gdyby nie wtargnięcie Blaise’a do domu Hermiony (chłopak, tak samo jak Ginny wchodzili bez pukania, ona do jego domu również – zalety przyjaźni).
            - Ajj, chyba przychodzę w nieodpowiednim momencie. – nonszalancko oparł się o ścianę w salonie. Hermiona i Draco przestali się całować, jednak dziewczyna wciąż siedziała na jego kolanach.
            - Wiesz, Diable, chyba przestaniemy się przyjaźnić.
            - Dobra, dobra. – zaśmiał się chłopak. – Chciałem tylko powiedzieć Hermionie, że urządzamy dziś z Ginny seans filmowy i ją zapraszamy. Smoku, Ciebie też. Skoro jesteś u Mionki to nie muszę fatygować się do Twojego domu. Widzimy się o osiemnastej. Pa, misiaczki!
            Blaise wyszedł z domu panny Granger bardzo zadowolony. Mimo iż przerwał im to nie czuł się z tego powodu źle. Cieszył się, że w coś wydarzyło się między tą dwójką. Chciał żeby jego najlepszy przyjaciel związał się z fajną dziewczyną, a Hermiona była odpowiednią kandydatką. Tymczasem Draco wcale nie miał dosyć i zaczął delikatnie całować byłą Gryfonkę po szyi.
            - Ładną masz tę koszulkę. – przesunął ręką po jej udzie. – Z chęcią zobaczę jak wygląda ona na podłodze w mojej sypialni.
            - Jesteś...aż brak mi słów na Ciebie. – dziewczyna zaśmiała się i wstała z jego kolan, powodując jęk niezadowolenia chłopaka. – No co? Jak mamy iść to Blaise’a to muszę się ogarnąć.
            - Mam lepszą propozycję. Nie pójdziemy i zostaniemy u Ciebie? – zaproponował chłopak z rozbrajającą szczerością.
            - Chciałbyś.
            - Nawet nie wiesz jak bardzo. – Draco wstał z kanapy, pocałował Hermionę w czoło i poszedł do swojego domu.

***

            Po wyjściu chłopaka panna Granger wzięła prysznic, ubrała się i zjadła późne śniadanie – tosty z dżemem brzoskwiniowym. Ucieszyła się na wieczór filmowy w towarzystwie przyjaciół, przyda jej się trochę rozrywki. Postanowiła przygotować coś do jedzenia. Uwielbiała gotować, a zwłaszcza jeśli miała okazję zrobić coś smacznego dla znajomych. Na dzisiejszy wieczór postanowiła przygotować sałatkę gyros i grecką. Do tego idealne będą pasować bułeczki czosnkowe. Sałatki wstawiła do lodówki a sama poszła do gabinetu trochę popracować. Jednak już po dziecięcy minutach odłożyła dokumenty procesowe do szuflady. Nie mogła się skupić na wykonywanym działaniu, jej myśli uparcie wędrowały do Draco. Sama nie wiedziała dlaczego sprowokowała całą tę sytuację i go pocałowała. Po prostu wtedy wydawało jej się, że powinna tak postąpić. Nie żeby żałowała ale z drugiej strony nie myślała, że chłopak odwzajemni jej gest. Z uśmiechem na ustach przyznała, że Malfoy całował niesamowicie dobrze i nie miałaby nic przeciwko małej powtórce. Co? Wróć! Jaka powtórka?! Spojrzała na zegarek, było dwadzieścia po siedemnastej i uznała, że powoli powinna się szykować. Przebrała się w wygodny dres, w końcu mieli oglądać do późna filmy a nie iść na imprezę. Włosy związała w kucyk, pozwalając kilku niesfornym kosmykom wydostać się z niego. Zapakowała sałatki i bułeczki do torby i wyszła z domu. Przed swoją furtką spotkała przystojnego blondyna, który na jej widok szeroko się uśmiechnął.
            - A Ty co tutaj robisz? – dziewczyna odwzajemniła uśmiech, a Draco wziął od niej siatkę z jedzeniem.
            - Pilnuję żebyś się nie przemęczała dźwigając takie ciężary. – wskazał na torbę. – To na wieczór?
            - Tak. Przygotowałam sałatki gyros i grecką i o tego bułeczki czosnkowe.
            - Trafiłaś w dziesiątkę, lubię obie. – uśmiechnął się i dał jej delikatnego buziaka w usta. Hermiona poczuła motylki w brzuchu. – Chodź, idziemy.
            - O są już nasze misiaczki! – zawołał Blaise, gdy zobaczył Mionę i Smoka. – Jak tam dalej rozwinęła się akcja?
            - Nie Twój interes! – odszepnął Draco.
            - Ale ja też chcę wiedzieć! – Ginny wychyliła się z kuchni. – Hermiona, obiecaj, że opowiesz mi wszystko ze szczegółami jak się spotkamy same!
            - Oczywiście!
            - Ej, Smoku, dlaczego my nie zwierzamy się sobie nawzajem? – Blaise udał obrażonego.
            - Bo jesteśmy facetami, idioto! – Draco rozsiadł się wygodnie na kanapie. – Jakie filmy przygotowaliście?
            - Wszystkie części Koszmaru z ulicy Wiązów. Bo wiesz... – reszty Hermiona nie usłyszała bo poszła do kuchni, gdzie Ginny przygotowywała kanapki.
            - Ale pyszności. – panna Granger wzięła jedną kanapkę z talerza. – Zrobiłam sałatki, Draco je ma.
            - Pieprzyć sałatki! Ty lepiej mów co się między wami wydarzyło po tym jak Blaise wam przerwał. Bo według relacji mojego faceta to byliście prawie nadzy.
            - Na Merlina. – Hermiona ukryła twarz w dłoniach. – Po pierwsze, Blaise potrzebuje okularów. Po drugie, nie byliśmy prawie nadzy a ubrani. A po trzecie, po wyjściu Diabła nie wydarzyło się już nic. Chwilę jeszcze pogadaliśmy i Draco poszedł do siebie.
            - Wiesz co, już wolałam wersję Blaise’a. Chodź, idziemy. – Ginny wzięła talerz z kanapkami i poszła do salonu, gdzie chłopaki nalewali do kieliszków Ognistej dla siebie, a dla dziewczyn czerwone wino.
            - Widzę, że świetnie się przygotowaliście. – Hermiona usiadła na kanapie i na kolanach położyła sobie poduszkę. – Chyba tylko ja z Ginny pamiętałyśmy o czymś do jedzenia.
            - I za to was kochamy, moje piękne. – Blaise rozłożył się na drugiej kanapie, a po chwili jego dziewczyna przytuliła się do niego. – A Ciebie to już kocham najbardziej na świecie.
            - Już cicho, gołąbeczki. – Draco włączył pierwszą część Fredy’ego Krueger’a i usiadł obok Miony. – Jakbyś się bała to zawsze możesz się przytulić.
            - Pfff, ja się nie boję horrorów! – powiedziała hardo dziewczyna, jednak po dwudziestu minutach siedziała już wtulona w Draco. W trakcie trzeciej części Hermiona poczuła, że jej oczy same się zamykają a głowa opada na coś miękkiego.
            - I tak się kończy oglądanie filmów z dziewczynami. – mruknął Blaise, wskazując na śpiącą Ginny. Draco cicho zaśmiał się i pogłaskał Hermionę, po burzy brązowych loków, która w najlepsze spała na jego kolanach. – To co, stary, dokończymy trójkę i koniec seansu?
            - Zgadzam się, będę ją musiał zanieść do domu.
            - Ale do swojego, mam nadzieję? – zaproponował Blaise na co Draco pokręcił z niedowierzaniem głową. Gdy na ekranie wyświetliły się napisy końcowe Hermiona sama się obudziła i na początku nie wiedziała, gdzie się znajduje. Dopiero po chwili przypomniała sobie wszystko. Przeciągnęła się i powoli podniosła się.
            - Dziękuję za rolę poduszki. – uśmiechnęła się. – W ramach rekompensaty, w następny piątek, zapraszam was na grilla. Blaise, przekaż to też Ginny. Śpijcie dobrze. Idziemy, Draco?
            - Pewnie. – chłopak zaczął zbierać się o wyjścia.
            - Jeszcze nie jest Twoją żoną, a już wpadłeś pod pantofel. – Diabeł nie pozostawił zachowania przyjaciela bez komentarza.
            - Pilnuj siebie lepiej. Do jutra, stary.
            Hermiona i Draco wyszli z domu Zabini’ego, noc była dość chłodna. Dziewczyna poczuła nieprzyjemny dreszcz. Malfoy zauważył to i dał jej swoją bluzę.
            - Nie trzeba, serio. Mieszkam po drugiej stronie ulicy.
            - Nie kłóć się tylko zakładaj. Przecież widzę, że jest Ci zimno.
            - Dzięki. – Hermiona skapitulowała i założyła bluzę Draco. Poczuła zapach jego perfum i ciała, efekt był powalający. – Już lepiej. Wpadniesz do mnie jutro? – zapytała dziewczyna wie sekundy później, gdy doszli już pod jej dom.
            - Z przyjemnością. – Draco objął ją i przytulił. Hermiona wtuliła się w jego klatkę piersiową.
            - Nie powinieneś zgodzić się tak łatwo, nie chcę żeby Blaise mówił, że jesteś pantoflarzem. – zaśmiała się.
            - Olać go. Nie potrafię Ci odmówić, co poradzić. – pocałowali się delikatnie. – Śpij dobrze, do jutra.

***

            Hermionie następny tydzień mijał w zaskakująco szybkim tempie. Każdego dnia odbywała swój staż do godziny szesnastej. Popołudnia i wieczory spędzała głównie w towarzystwie Draco. Rozmawiali na wszystkie tematy, co bardzo odpowiadało dziewczynie. Czuła się przy nim swobodnie i nie musiała niczego ukrywać. Chodzili też do kina, Draco zabierał ją do restauracji na romantyczne kolacje lub spędzali wieczory w domu oglądając filmy. Przy każdej okazji obdarzali się pocałunkami, raz delikatnymi i niewinnymi a raz namiętnymi i pełnymi pożądania. Hermiona czuła się przy nim bezpiecznie i, chociaż w życiu się tego nie spodziewała, znalazła w nim wszystko, czego potrzebowała u mężczyzny. Lubiła kiedy żartował żeby poprawić jej humor po kolejnej sprzeczce z Astorią. A gdy Draco wracał do swojego domu na noc tęskniła za nim, za jego dotykiem i obecnością. Wiele razy leżeli przytuleni do siebie na kanapie, jednak nie spędzili ze sobą jeszcze ani jednej wspólnej nocy. Chociaż przy takim obrocie spraw była Gryfonka miała wrażenie, że niedługo to się zmieni. Chyba się zakochała i pragnęła spędzić z nim noc. Natomiast Draco widział w Hermionie przyszłą żonę i matkę jego dzieci. Wpadł jak śliwka w kompot i zakochał się w niej po czubek swoich blond włosków. Uwielbiał spędzać z nią czas, co dawało mu dużo szczęścia i satysfakcji. Uwielbiał ją rozweselać, gdy miała gorszy humor, bo jej uśmiech był dla niego największym widokiem na świecie. No może poza nagą Hermioną w jego łóżku ale do tego jeszcze nie doszło. Draco uznał, że na taką kobietę jak ona może czekać tak długo jak będzie trzeba. Z resztą, wcale mu się nie śpieszyło.
            Hermiona ani się obejrzała a był już piątek. Wróciła do domu ze stażu (jeszcze dwa tygodnie do końca) i od razu zabrała się za przyrządzanie potraw na wieczorne grillowanie z przyjaciółmi. W lodówce od wczoraj w marynacie leżały piersi z kurczaka, udka i karczek. Do przygotowania zostały jeszcze sałatki i sos czosnkowy. Uznała, że najodpowiedniejsza będzie sałatka warzywna. Wybrała odpowiednie warzywa i zabrała się o pracy. Krzywołap leżał na parapecie i wygrzewał się w ostatnich promieniach słońca. Co jakiś czas otwierał zielone oczka, obserwując swoją ukochaną panią. Hermiona wiele razy dziękowała kocurowi za zjedzenie rybki ze stawu Malfoy’a w końcu od tego wszystko się zaczęło. Od tamtej pory Krzywołap codziennie dostawał świeżo wędzoną rybę, którą dziewczyna kupowała w drodze powrotnej z kancelarii. Gdy była w połowie robienia sałatki do kuchni wszedł Draco, bowiem drzwi kuchenne prowadzące do ogrodu były otwarte.
            - Cześć, Słoneczko. – dał jej buziaka w czoło.
            - Hej, co Ty tu robisz?
            - Też się cieszę, że Cię widzę. Pomyślałem, że przyda Ci się pomoc.
            - O nie, nie! Sio mi z kuchni. – Hermiona udawała oburzoną.
            - Jesteś urocza jak się złościsz. - pokazał jej język.    
            - Draco, mam w ręku patelnię i nie zawaham się jej użyć!
            - Robi się gorąco. Lubię to! W takim razie ja zajmę się grillem. Rozstawię go i rozpalę. – i już go nie było, Krzywołap wybiegł za nim. Po chwili Hermiona usłyszała jak Draco opowiada kocurowi jak należy prawidłowo rozpalić węgiel. Zaśmiała się, bo znowu ją rozśmieszył. Wiedziała, że mówił to w taki sposób żeby go słyszała. Między innymi za to go kochała.
            Godzinę później wszystko było już gotowe. Hermiona leżała na leżaku z Krzywołapem na kolanach, który mruczał niczym prawdziwy tygrys a Draco pilnował mięska, które powoli kusiło swoimi zapachami. Po chwili zjawili się Blaise i Ginny.
            - Zobacz, Kochanie, tak wygląda idealne małżeństwo. Tylko dzieci im brakuje. – Diabeł jak zawsze miał dużo do powiedzenia. Każdy był już do tego przyzwyczajony.
            - Poczekamy najpierw na was, my mamy Krzywołapa. – odszczeknęła się Hermiona, na co Ruda i Smok wybuchli śmiechem, widząc zdezorientowaną minę Blaise’a.
            Wieczór przebiegał w bardzo miłej i spokojnej atmosferze. Chłopaki nawzajem wygłupiali się, powodując u dziewczyn wybuchy niekontrolowanego śmiechu. Wszyscy zachwalali pysznie przygotowane jedzenie, które było zasługą Hermiony.
            - Nie no, stary, z umiejętnościami kulinarnymi Mionki nigdy nie będziesz głodny. – uznał Blaise. – Dlaczego jeszcze jej się nie oświadczyłeś? Chcesz żeby ktoś Cię wyprzedził?
            - Niech tylko spróbuje to zabiję. – odpowiedział całkowicie poważnie chłopak, wywołując przy tym rumieniec na twarzy dziewczyny. Nie byli nawet oficjalnie parą a Blaise wspominał już o zaręczynach.
            - A więc to prawda! Nie spodziewałem się tego po Tobie! – wszyscy odwrócili się na dźwięk znajomego głosu.
            - Ron? – pierwsza odezwała się Hermiona. – Co Ty tutaj robisz?
            - Twoi rodzice powiedzieli mi gdzie mieszkasz, ale nie sądziłem, że zastanę Cię w towarzystwie dwóch Ślizgonów.
            - Już Ci kiedyś powiedziałam, że będę spędzać czas z kim mi się tylko podoba a Tobie nic do tego!
            - Wiesz ja narażam się na misjach i liczyłem, że będziesz na mnie czekać!
            - Słucham? Chyba sobie ze mnie żartujesz! Niby po co miałabym na Ciebie czekać?
            - Sam się teraz zastanawiam! Widzę, że znalazłaś sobie kogoś lepszego. – wskazał na Draco, który ze złości zaciskał już pięści pod stołem.
            - Żebyś wiedział! – odkrzyknęła Hermiona, powoli puszczały już jej nerwy. Sytuację postanowiła załagodzić Ginny. – Poza tym między nami nigdy nic nie było!
            - W sumie, Blaise, na nas już pora. Chodź, odprowadzimy mojego brata. – przyjaciele wstali od stołu i skierowali się do wyjścia. Ron, chcąc nie chcąc, poszedł z nimi.
            - Na Merlina, co za idiota! Nienawidzę go! Naprawdę, jest bezczelny, arogancki i zadufany w sobie! Jak on mógł mnie tak potraktować!? Nie zrobiłam mu nic, a on... – Draco wykorzystał sposób Hermiony na uciszenie kogoś. Poskutkowało. – Dziękuję. – westchnęła, gdy przestali się całować i przytuliła się do niego.
            - Nie denerwuj się, nie warto. Chodź, posprzątamy po jedzeniu a potem pomyślę jak mogę poprawić Ci humor.
            Podczas sprzątania Hermiona z grubsza opowiedziała o jej dawnych relacjach z Ron’em – o tym jak czuła się samotna, starała się za dwoje, bo chłopak zawsze wybierał karierę. A teraz wrócił, i robił jej kolejną awanturę. Właściwie bez żadnego powodu. I co chwile powtarzała jak bardzo go nienawidzi.
            - Przytulisz mnie? – zapytała, gdy po skończonej pracy usiedli na kanapie.
            - Nie zadawaj takich pytań, chodź do mnie. – Hermiona wtuliła się w niego.
            - Ale jest mi dobrze. – mruknęła zadowolona.
            - Serio znalazłaś sobie kogoś lepszego? – zapytał, delikatnie masując ją po ramieniu.
            - Najlepszego na świecie.
            - To co, uznajemy to za początek naszego związku, który chyba nieformalnie już trwa?
            - Naprawdę? – Hermiona spojrzała na niego z mieszanką zdziwienia i radości. – Chcesz być ze mną? 
            - Nigdy nie byłem poważniejszy. – założył kosmyk włosów za jej ucho. – Jesteś dla mnie idealna. Kocham w Tobie absolutnie wszystko.
            - Ja w Tobie też. – dziewczyna wtuliła się  niego. – Chcesz zagrać w pokera?
            - W pokera? Skąd taki pomysł?   
            - Bo na stole leżą karty a my możemy zagrać w pokera na rozbieranego. – Hermiona usiadła mu na kolanach. – Wiesz, wygrany rozbiera przegranego.
            - Wchodzę w to. Gdybym wiedział, że moja dziewczyna lubi takie zabawy to wcześniej powiedziałbym jak bardzo Cię kocham.
            - W takim razie zaczynajmy.
            Hermiona potasowała karty i gra się rozpoczęła. Pierwszą partię wygrała była Gryfonka i pozbawiła chłopaka koszuli, uwielbiała patrzeć na jego wyrzeźbione ciało. Oczywiście, ściąganie koszuli nie obeszło się bez pocałunków. Drugą partię wygrał Draco i w podobny sposób zdjął dziewczynie koszulkę na ramiączkach. Odkrywając przy tym jej koronkowy biustonosz.  Opanował się z trudem i szczęście sprzyjało mu w kolejnym rozdaniu, które wygrał. Przez chwilę zastanawiał się jakiej części garderoby powinien się pozbyć. W końcu zdjął z niej spodnie, poprzedzając to namiętnym pocałunkiem w podbrzusze. Hermiona cicho jęknęła, poczuła ciepło rozchodzące się po jej ciele. Dawno nie spała z facetem i tłumione pożądanie wzięło górę. Gdy spodnie wylądowały na podłodze Draco kontynuował pieszczotę. Gra w pokera już ich nie interesowała. Oboje w niej wygrali. Oddech Hermiony stał się szybszy, co skutecznie zachęcało chłopaka do dalszego drażnienia się z nią. Powoli, centymetr po centymetrze, przenosił pocałunki coraz wyżej docierając do jej piersi, które były jeszcze uwięzione w zbędną bieliznę, chociaż bardzo miłą dla oka. Jednym ruchem sprawnej dłoni pozbył się go i przystąpił do przerwanych pieszczot. Bawił się jej sutkami, jednocześnie ręką masował wewnętrzną stronę uda. Hermiona miała wrażenie, że zaraz oszaleje, było jej niesamowicie dobrze, ale pragnęła czegoś więcej. Zaczęła więc majstrować przy jego spodniach, które po chwili wylądowały obok jej koszulki. Draco wziął ją na ręce i zaczął iść w kierunku jej sypialni. Tam dziewczyna popchnęła go na łóżko i sama usiadła na nim. Zaczęli się namiętnie całować, chłopak masował dłońmi jej piersi a Hermiona zawędrowała ręką do jego bokserek. Jej pieszczota wywołała mruknięcie wyrażające zadowolenie. W końcu była Gryfonka pozbyła go ostatniej części garderoby. Czując go w dłoni wiedziała, że Draco nie ma się czego wstydzić, bo został hojnie obdarzony przez naturę. Sama zdjęła sobie koronkowe figi i zaczęli się kochać w pozycji na jeźdźca. Draco mógł podziwiać jej piękne ciało i jędrne piersi, które masował dłońmi a dziewczyna mogła kontrolować prędkość i głębokość jego pchnięć. Malfoy nie pozwolił jej jednak długo dominować. Ta rola należała do niego. Może i Hermiona mogła decydować o większości spraw ale to on rządził w łóżku. Obrócił się tak, że teraz on górował i mógł pokazać jej co znaczy namiętny i ostry seks. Pana Granger objęła go nogami, ułatwiając mu dostęp do niej. Draco wszedł w nią jednym i zdecydowanym pchnięciem, wywołując krzyk rozkoszy. Tego właśnie potrzebowała. Całowali się namiętnie, jak jeszcze nigdy przedtem. Malfoy poruszał się w niej raz wolniej a raz szybciej, powodując, że ich doznania stawały się coraz silniejsze. Po kilku minutach chłopak poczuł delikatne skurcze wewnątrz jej ukochanej. Wiedział, co to oznacza. Zbliżał się jej orgazm i zamierzał sprawić, że zapamięta go na całe życie. Zaczął poruszać się w niej szybciej, całując ją namiętnie po szyi. Chciał słyszeć jak dochodzi. Uwielbiał to. Jej skurcze stały się intensywniejsze i po chwili wybuchły, rozchodząc się po całym ciele Hermiony. Krzyczała głośno, dokładnie tak jak lubił. Czując jej orgazm ledwo sam powstrzymał się przed finałem. Miał ochotę jeszcze pomęczyć swoją ukochaną. Wziął ją od tyłu i chyba w tej pozycji wchodził w nią najgłębiej. Oblizał swoje dwa palce – wskazujący i serdeczny – które już po chwili pieściły łechtaczkę dziewczyny. Jej drugi orgazm był jeszcze silniejszy od pierwszego. Draco czuł to doskonale i tym razem nie mógł, i nie chciał, się powstrzymać.

            Tej nocy Hermiona szczytowała jeszcze trzy razy. Zmęczeni, ale w pełni zadowoleni zasnęli wtuleni w siebie dopiero, gdy na dworze pojawiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca.

***

            Hermiona włożyła do koperty dwa bilety lotnicze do Australii. Był to prezent dla jej rodziców, Doriana i Jamie, z okazji ich trzydziestej rocznicy ślubu. Innymi słowy, perłowa. Otóż ich marzeniem była podróż do tego miejsca, gdzie już byli, ale po przywróceniu pamięci, niewiele z tego pamiętali. Była Gryfonka uznała, że to będzie idealny podarunek. Jej rodzice mieli spędzić w Australii tydzień. Niesamowite było to, że spędzili ze sobą już trzydzieści lat. Tyle czasu, a oni dalej się kochali i nie mieli siebie dość. Wręcz przeciwnie. Zbliżająca się szósta rocznica ślubu Hermiony, przy ich stażu, wydała się bardzo krótka.
            - Mama! – do salonu przybiegł czteroletni blondynek. – Możemy już jechać.
            - No to jedziemy! – Hermiona wzięła synka na ręce i pocałowała w nosek. – Isabella, już jest gotowa?
            - Tak, tata skończył ją ubierać. Są w samochodzie.
            Pani Malfoy założyła Scorpius’owi kurtkę, czapkę i owinęła dokładnie szalikiem, co wywołało grymas niezadowolenia na buzi chłopca. Sama zarzuciła na siebie płaszczyk i wyszli z domu. Jej mąż i półtoraroczna córka czekali na nich w samochodzie. Z uwagi na dzieci korzystali z teleportacji tylko w ostateczności. Isabella przysypiała już w swoim foteliku, a jej starszy brat usiadł obok niej i podziwiał przez okno samochodowe padający śnieg. Draco uśmiechnął się do żony, która zajęła miejsce pasażera. Położył, jak to miał w zwyczaju, rękę na jej kolanie i ruszył do teściów. Po dwudziestu minutach byli już na miejscu. Hermiona pomogła wyjść z samochodu Scorpius’owi a Draco wyjął z fotelika śpiącą córkę.
            - Kochani, cieszę się, że już jesteście! – mama byłej Gryfonki wpuściła do domu córkę, zięcia i wnuki.
            - Nie mogliśmy znaleźć pluszowego pieska Belli, a mama wie, że ona bez niego nigdzie się nie ruszy. – wyjaśnił Draco.
            - Babciu, naliczyłem aż tyle płatków śniegu! – Scorpius wskazał na paluszkach liczbę dziesięć.
            - To bardzo dużo, Kochanie. – Jamie przytuliła wnuka i pomogła mu zdjąć kurtkę. – Bella, zasnęła w trakcie jazdy?
            - Tak, pójdę ją położyć. Nie uciekajcie mi za daleko, mamy dla was cudny prezent! – Hermiona wzięła od męża córkę, zdjęła jej zimową kurteczkę i położyła do kojca. Pani Malfoy często z dziećmi odwiedzała rodziców, gdy jej mąż był w pracy, i stąd wziął się u nich kojec dla Isabelli. Natomiast Scorpius pobiegł przywitać się z dziadkiem, który właśnie wyszedł z łazienki.
            - Obiad zaraz będzie gotowy. – Jamie poszła do kuchni, a teść mrugnął porozumiewawczo do zięcia.
            - Idę zagadać Hermionę a Ty działaj. – Dorian poszedł do salonu, gdzie jego córka przykrywała Bellę kocykiem. – Kochanie, Ty chyba jeszcze nie widziałaś mojego najnowszego modelu. Musisz, koniecznie go zobaczyć!
            - Mamo, nie wiem czy już słyszałaś o moim pomyśle na prezent dla Hermiony. – Draco wszedł do kuchni i usiadł przy stole.
            - Tak, Dorian mi wszystko opowiedział. – Jamie usiała obok niego. – To fantastyczny pomysł i nie musisz się o nic martwić. Z przyjemnością zaopiekuję się moimi kochanymi wnukami. Wiesz już, gdzie ją zabierzesz i kiedy wyjedziecie?
            - Myślałem o Cyprze. Hermiona kilka razy wspominała mi, że marzy o podróży tam. A co do terminu, to  odpowiedni będzie przyszły miesiąc. Idealnie na naszą rocznicę i przed powrotem Miony do pracy.
            - Ależ ten czas leci. Za miesiąc będziecie obchodzić swoją szóstą rocznicę a ja do dziś pamiętam jak zdenerwowany prosiłeś o rękę mojej córki. – z uśmiechem na twarzy przypomniała sobie tę sytuację. – Coś mi się wydaje, że nie jesteś zbytnio uradowany z jej powrotu do pracy.
            - Wiesz, mamo, Hermiona nie musi pracować. Niczego nam przecież nie brakuje.
            - Dobrze o tym wiem, ale tu nie chodzi o pieniądze. Ona chce się rozwijać. A Scorpius i Isabella będą pod moim czujnym okiem, jak wy będziecie w pracy.
            - Niczego nie potrafię jej odmówić, cała trójka owinęła sobie mnie wokół palca. Jeśli Hermiona chce wrócić do pracy to ja nie będę stał jej na drodze.
            - Bardzo się cieszę, że jesteście razem. Widać, że niesamowicie się kochacie.
            - Jeśli mam być szczery to kocham moją rodzinę najbardziej na świecie.


-----
Witajcie!
            Czas na mowę końcową (wybaczcie za to prawne określenie ale ostatnio uważnie śledziłam rozprawę Katarzyny W., bo jest to związane z moją przyszłą, mam nadzieję, pracą) autorki! Moja mowa nie będzie trwała aż tak długa, spokojnie. Między nami mówiąc, mowa obrońcy była koszmarna. Do rzeczy... Jak powstał pomysł na tę miniaturkę? Otóż, wszystko zrodziło się w mojej głowie, gdy wchodziłam po schodach na piętro! :D Wniosek taki, że powinnam częściej chodzić po schodach! :P Aż przystanęłam i zaczęłam wszystko analizować. Po chwili w podskokach pobiegłam do mojego pokoju i w zeszycie (przeznaczonym wyłącznie do pomysłów na główne opowiadanie i miniaturki) zapisałam wszystko. Pisałam głównie w nocy, bo wtedy najlepiej mi się pracuje (pies śpi, a koty nie demolują wszystkiego w przypływie ataku kociej głupawki, gdy bawią się w berka). Wymyśliłam też imiona dla rodziców Hermiony, co pomogło mi w opisywaniu sytuacji i dialogów. W pierwszej wersji miniaturki nie planowałam wątku +18 ale w trakcie tworzenia uznałam, że bez tego będzie ona niekompletna. Jest to też niewątpliwie moja najdłuższa (i moim skromnym zdaniem, do tej pory także najlepsza) miniaturka. Mam nadzieję, że Wam, Kochani Czytelnicy, także przypadła do gustu!
            Rozdział 8 (zaczęłam już go pisać) głównego opowiadania pojawi się dopiero po 15.09. Już tłumaczę dlaczego tak późno. Nieubłagalnie zbliża się październik, a co za tym idzie początek roku akademickiego. Jednym z przedmiotów jest seminarium magisterskie i moja pani promotor będzie chciała zobaczyć jak pięknie przez wakacje pisałam część teoretyczną mojej pracy magisterskiej. Wątpię że strona tytułowa i (niekompletny) spis treści ją usatysfakcjonuje. Także czeka mnie maraton po uniwersyteckich bibliotekach, co uwierzcie do najprzyjemniejszych zajęć nie należy. Liczę na Waszą wyrozumiałość w tej kwestii.
            Jednocześnie oświadczam, że NIE wypaliłam się, MAM pomysły na dalsze rozdziały i absolutnie NIE zawieszam bloga! Po prostu, teraz chcę skupić się na pisaniu pracy magisterskiej.
            Dziękuję Wam za liczne odwiedziny, w końcu liczba wyświetleń przekroczyła magiczny próg 10 tysięcy! Dziękuję także tym wyjątkowym osobom, które znajdą chwilę czasu i chęci na skomentowanie moich wypocin. Jest to bardzo miłe i motywujące. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne, bo dzięki nim wiem jak udoskonalić moje opowiadanie!
            Pozdrawiam serdecznie,
            Clover.