niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 28. Nadszedł czas



       Narcyza Malfoy ze stoickim spokojem piła świeżo zaparzoną kawę, delektując się jej karmelowym posmakiem. Po wcześniejszym napadzie gniewu nie pozostał nawet cień śladu. Ćwiczenia relaksacyjne, które od lat stosowała potrafiły zdziałać prawdziwe cuda. Wspólne życie z Lucjuszem nauczyło ją świetnie panować nad emocjami i w odpowiedni sposób je kontrolować. Za to była mu wdzięczna, o ile takie słowo pod jego adresem może w ogóle wystąpić. Odstawiła porcelanową filiżankę na spodeczek, gdy do kuchni weszła Rita. Dziennikarka bez słowa nalała sobie wody do szklanki, wrzuciła do środka plasterek cytryny i kilka listów świeżej mięty, po czym usiadła naprzeciwko swojego gościa. Między kobietami panowała cisza, Narcyza chciała dać jej czas na pozbieranie myśli i podjęcie decyzji.
         - Zaskoczyłaś mnie. - odezwała się po około trzech minutach.
         -Fiolka. - Narcyza wyciągnęła dłoń przed siebie w kierunku Rity.
         - A tak. Proszę. - podała jej pojemniczek ze srebrną niteczką w środku. - Twoje wspomnienie... nie wiem co o tym myśleć? Wiesz, że jeśli to opublikuję to wybuchnie skandal.
         - Czy naprawdę uważasz, że obchodzi mnie co stanie się z Greengrass? Ona i jej żałosna rodzina już dawno powinna być na dnie. Poza tym oni już od dawna są bankrutami, zostało im tylko nazwisko. Ta wredna dziewczyna już w szkole nie potrafiła się odczepić od Dracona i latała za nim krok w krok. A teraz... Teraz to już przesadziła. Nie pozwolę żeby ta szuja nosiła nazwisko Malfoy. Po moim trupie. Chyba nie muszę Ci tłumaczyć jak masz to rozegrać, Rito?
         - Nie. Jeszcze dziś napiszę artykuł, pokażę Ci go wieczorem, a jutro rano znajdzie się na pierwszej stronie "Czarownicy".
         - Dziękuję.
         - Nie masz mi za co dziękować. Spłacam swój dług. Pomogłaś mi zostać animagiem unikając rejestracji w Ministerstwie.
         - A Ty byłaś na tyle pusta, że uczennica Cię przejrzała.
         - Granger zawsze lubiła węszyć.
         - Lepiej bierz się za pisanie. Ja idę do Ministra Magii, myślę że chętnie rzuci okiem na występki Lucjusza. Nie mam zamiaru go więcej kryć.
         - W sprawie?
         - Nie Twoja sprawa, Rito. Praca czeka. - Narcyza wstała i skierowała się do drzwi. - Do jutra. Liczę, że artykuł będzie miał wzięcie.
         - Nie martw się o to. Będzie najlepszy.
         Rita zamknęła drzwi za Panią Malfoy i zasiadła przy stole porządkując notatki, które sporządziła. Informacje, które posiadała, zapewnią jej rozgłos na kilka dobrych miesięcy. Gazety już dawno polowały na Greengrass i jej rodzinę. Zadowolona układała już w myślach chwytliwy nagłówek gdy usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi.
         - Zapominalska Narcyza. Nic się nie zmieniła. Co Ty...
         - Milcz! - Lucjusz pchnął ją do środka pokoju, zamknął drzwi i wyciszył pomieszczenie. - Widziałem, że ta suka mnie podsłuchiwała, ale nie sądziłam, że będzie na tyle głupia że przyjdzie z tym do Ciebie.
         - Czego chcesz ode mnie?
         - Od takiej żałosnej imitacji czarownicy? Niczego. Tylko Twojej śmierci.
         Zanim Rita zdążyła zareagować Lucjusz wycelował w nią różdżkę i wypowiedział śmiertelne zaklęcie.

***

         Po śmierci Rity Draco wyjechał ze swoją matką do Francji. Narcyza nie mogła wybaczyć sobie, że dziennikarka zginęła przez nią. Zamiast pójść ze wszystkim do Ministra wolała bawić się w układy. Lucjusz został oskarżony i skazany za zabójstwo. Dostał dożywocie w Azkabanie. Dla Narcyzy był to za duży ciężar, nie mogła tego wytrzymać. Ostatni raz widzieli się na rozprawie. Minął rok.
         Nie płakała. Ale to nie oznacza, że za nim nie tęskniła. Wciąż go kochała, a z każdym dniem ta miłość rosła. Chociaż nie powinna. Po prostu nie wyszło. Wiedziała komu zawdzięcza powrót jej rodziców. Była mu wdzięczna, chociaż nawet nie zdążyła tego okazać.
         Nie pisali do siebie. Nie mieli żadnego kontaktu. Nie wiedzieli, że przed snem myślą o sobie nawzajem.
         Hermiona zamieszkała ze swoimi rodzicami w ich starym domu. Wrócili do pracy jako dentyści, a ich córka dalej pracowała jako lekarka. Wieczorami nadrabiali stracony czas. Panna Granger głównie opowiadała o sobie, bo jej rodzice nie wiele pamiętali co wydarzyło się przez ostatnie sześć lat. Cieszyli się chwilą i sobą nawzajem.
         Ta pustka była okropna. W żaden sposób nie mogła jej zapełnić.
         Ashley urodziła śliczną córeczkę. Lilly. Hermiona oszalała na jej punkcie i kiedy tylko mogła zajmowała się małą. Była taka podobna do mamy.        
         - Nie mogę uwierzyć, że jutro Lilly kończy pół roku. Kiedy to zleciało? - Ashley przyglądała się z czułością swojej córeczce, która postanowiła sprawdzić wytrzymałość włosów swojej cioci. Mała delikatnie zaciskała piąstki na jej puklach.
         - To prawda. Dzieci rosną a my wciąż młodzi.
         - Dobra powiem Ci prawdę. Draco pytał o Ciebie. - młoda mama w końcu wyrzuciła to z siebie.        
         - To niech przestanie. To już nie jest jego sprawa, co u mnie słychać.
         - Ale to nie oznacza, że Cię nie kocha.
         - Gdyby kochał to by ze mną był. Taka jest prawda. Po prostu nam nie wyszło. Ubzdurał sobie, że tak będzie lepiej. Chyba dla niego, bo na pewno nie dla mnie.
         - Lucjusz skrzywdził wiele osób. Mnie, moją mamę, Draco. On się boi, że stanie się kopią ojca. Na swój sposób chce Cię chronić... przez odejście. Kiepsko to brzmi, wiem.
         - Bardzo kiepsko. On nigdy nie będzie taki jak Lucjusz. Ma dobre serce.
         - Ale wiele przeszedł w życiu. Oczywiście, nic go nie usprawiedliwia. Żałuję, że tak to wyszło. Po cichu liczyłam, że zostaniemy rodziną.
         - Przecież jesteśmy. Zawsze byłyśmy i będziemy rodziną. Nie ważne co się stanie.
         - Wiesz o czym mówię. Kiedy byłam małą dziewczynką życie wydawało się takie proste. Nawet kiedy Lucjusz postanowił się mnie pozbyć. Mieszkałam z babcią, przyjaźniłam się z Tobą, mama i Draco mnie odwiedzali. A teraz? Chociaż nie muszę się już ukrywać, mam córkę i męża... nigdy wcześniej nie czułam się taka samotna. Tęsknię za nimi. Mama straciła radość życia, a mój brat stał się cieniem własnej osoby. Ludzie przez całe życie wpajali mu, że musi być taki jak ojciec aż w końcu sam w to uwierzył. Nikt z nas nie miał łatwego życia. Ale jedno wiem na pewno. Moja córka będzie miała lepsze życie.
         - To oczywiste. Taka piękność zasługuje na wszystko co najlepsze.
         - Wiesz co mnie zastanawia? Co się stało z Astorią po tej aferze. Ciąża z mugolem w jej rodzinie to raczej kiepska sprawa.
         - Wszystko zależy od podejścia. Pansy, dziewczyna ze Slytherinu, ma dziecko z mugolem. Jest jego żoną, rodzina to akceptuje i wszyscy są szczęśliwi. Masz rację, Ash, życie kiedyś wydawało się proste. Moim największym zmartwieniem była nauka. Uczyłam się w każdej możliwej chwili. Nie wyobrażałam sobie życia bez nauki. Tak samo jak teraz nie wyobrażam sobie życia bez niego. A z drugiej strony wiem, że on nie jest dla mnie. I koło się zatacza. Hermiona znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Brawo dla mnie.
         - Skoro go kochasz to dlaczego nie zawalczysz o tę miłość?
         - Bo nie warto.
         - Nie możesz tak mówić! Myślisz, że gdybym nie poznała Harryego to wiodłabym szczęśliwe życie z Jacobem? O nie. Wiem teraz, że już dawno bym się z nim rozwiodła gdyby doszło do tego ślubu. Przez całe moje życie musiałam żyć pod dyktando innych. Gdy poznałam Jacoba myślałam, że to się zmieni. Niestety, bardzo szybko przekonałam się, że nasze cele są różne. Pamiętasz opowiadałam Ci kiedyś o tym. - Hermiona kiwnęła głową na znak potwierdzenia. - Wszyscy bardzo naciskali na nasze małżeństwo. A im bardziej naciskali tym bardziej ja chciałam od tego uciec. Nie planowałam romansu z Harrym, samo wyszło. Od słowa do słowa. Przy nim czuję się swobodnie i wiem, że on nie będzie mnie do niczego zmuszał. Akceptuje moje decyzje a ja jego. Oczywiście, kłócimy się jak chyba każde małżeństwo ale takie sprzeczki są potrzebne do oczyszczenia atmosfery.
         - Wyjdę na skończoną egoistkę ale oddałabym wszystko za taką miłość.
         - Teraz to wyszłaś na skończoną kretynkę. Przecież go kochasz, a on kocha Ciebie. Nawet nie wiesz jak bardzo. Życie by za Ciebie oddał gdyby była taka potrzeba.
         - Wiesz co on mi powiedział tamtego wieczoru? Że nie daruje sobie gdy coś mi się stanie przez niego! Bo boi się, że mrok, który ma w sobie jego ojciec przeszedł na niego!
         - Hermiona, nie chcę go usprawiedliwiać ale przemawiała przez niego troska. Lucjusz zabił tę reporterkę, bo była dla niego i Astorii zagrożeniem. Nie wiem czy wiesz, ale po wyjściu z mieszkania Ritty chciał iść prosto do mojej mamy! A tam byli Twoi rodzice! To prawdziwy cud, że oni nie ucierpieli. Ministerstwo w tajemnicy śledziło Lucjusza, więc gdy tylko zabił Ritę oni już wiedzieli gdzie go szukać. Naprawdę dziwisz się Draconowi że nie wytrzymał tego napięcia?
         - Nie, ja wszystko rozumiem tylko... to boli wiesz. Sprawił, że po wszystkich przeżyciach mu zaufałam. Musze nauczyć się żyć bez niego. Tęsknię za nim każdego dnia mocniej. Cholera, to bez sensu.
         - Dobra, powiem Ci coś. Ale obiecaj, że nie wydasz mnie przed Harrym.
         - O co chodzi?
         - Przypadkiem. Podkreślam przypadkiem. Podsłuchałam jego rozmowę z Ronem.
         - Na Merlina, co on znowu wymyślił?
         - Chce Ci zaproponować wspólne mieszkanie.
         - CO?! - Hermiona o mało nie spadła z fotela. - Niby skąd wpadł mu do tego pustego łba taki porąbany pomysł?! Z jakiej racji mam z nim zamieszkać?!
         - Mówił, że widzi jak przeżywasz rozstanie z moim bratem i uznał, że jak wprowadzisz się do niego to szybciej o nim zapomnisz.
         - On chyba postradał zmysły. Niech się cieszy, że ja w ogóle z nim rozmawiam po tym co zrobił matce swojego dziecka. Co za bezmyślny bałwan!
         - Kiedy ich podsłuchiwałaś?
         - Przypadkiem podsłuchiwałam, nie zapominaj. To było wczoraj.
         - O ludzieeeee. Już ja mu dam wspólne mieszkanie. Wiesz co, Ashely, muszę się przejść, bo mam ochotę coś rozwalić.
         - Tylko nie wpakuj się w kłopoty! I pamiętaj! Harry i Ron nie mogą wiedzieć, że Ty wiesz! Bo inaczej domyślą się, że słyszałam ich rozmowę.
         - Okej, będę to miała na uwadze. Nie martw się. Nie wydam Cię. Dzięki, Ashley, że mi o tym powiedziałaś. Będę czujna. Trzymaj się.
         Pani Potter, po wyjściu swojej przyjaciółki, przez chwilę intensywnie nad czymś rozmyślała. Sięgnęła po telefon komórkowy i wybrała odpowiedni numer. Powiedziała tylko jedno zdanie:
         - Właśnie wyszła. 

***
 
         Hermiona postanowiła wrócić do domu pieszo. Nie chciała żeby rodzice wiedzieli ją zdenerwowaną. A juz na pewno nie z powodu tego kretyna. Pomyślała, że spacer dobrze jej zrobi i negatywne emocje powoli opadną. Zaczęła analizować swoje zachowanie względem Rona. Może niechcący dała mu nadzieję, że coś z tego jeszcze będzie? Nie, raczej nie. Zawsze gdy się spotykali to w większym towarzystwie - z Harrym lub Ginny. Specjalnie starała się żeby nigdy nie zostać z nim sam na sam. Trudno, najwyżej przemówi mu do rozsądku raz a porządnie. Spacer zajął jej prawie pół godziny, ale zdążyła się uspokoić. Otworzyła drzwi i odłożyła klucze do wiklinowego małego koszyczka. Obok leżała karteczka od rodziców "Jesteśmy w teatrze. Wrócimy po 23. Całusy, mama i tata. P.S. TAK!!!"
         Tak? O co im chodzi? pomyślała jedynaczka. Zastanawiając się co rodzice mogli mieć na myśli weszła do salonu i zamarła. W każdym możliwym miejscu, na półce, na sofie, na fotelach, leżały róże. Hermiona zamrugała kilka razy myśląc, że to zwyczajne przywidzenie. Kwiaty jednak nie znikły. Wzięła do ręki jedną różę i powąchała. Pachniała cudownie, ale nie tylko kwiatem. Czuła coś jeszcze. Perfumy. Znajome.
         - O Boże. - panna Granger zdała sobie sprawę skąd zna ten zapach. Wtedy usłyszała kroki za sobą. Odwróciła się. W wejściu do salonu stał on. Miłość jej życia. W pierwszej chwili Hermiona chciała podbiec do niego, rzucić się na szyję i pocałować. Przecież go kochała. Ale rozsądek zabraniał jej tego. Przecież ją skrzywdził. Draco stał wyprostowany, ubrany chyba w najelegantszy czarny garnitur jaki można kupić na świecie. Patrzył na nią z utęsknieniem i niepokojem. Widać, że był zdenerwowany, chociaż starał się to ukryć. Odezwał się pierwszy.
         - Zanim całkowicie wykreślisz mnie ze swojego życia chcę Ci coś powiedzieć, jeśli oczywiści pozwolisz mi na to.
         - Słucham. - Hermiona była bliska płaczu, ale powstrzymywała się ze wszystkich sił. Nie możesz przy nim płakać, powtarzała w myślach.
         - Kocham Cię. - Granger poczuła, że ściska ją w środku. - Kocham Ciebie całym sobą. Od kiedy spotkaliśmy się ponownie w moim życiu nie było żadnej innej kobiety. Nie patrzę na inne, bo wiem, że Ty jesteś moją wybranką i marzę o tym żeby spędzić z Tobą resztę mojego życia. Niestety, jestem największym idiotą na świecie, bo pozwoliłem takiej wspaniałej kobiecie jak Ty odejść. Dlatego błagam Cię, daj mi jeszcze jedną szansę a udowodnię Ci, że już nigdy nie popełnię takiego błędu. Przez ostatni rok nie było godziny żebym o Tobie nie myślał. Ostatni raz widziałem Cię trzysta siedemdziesiąt siedem dni temu i dokładnie tylko znajduje się tutaj róż. - podszedł do niej wziął jej dłonie i ucałował. - Przepraszam Cię za każdą łzę, którą musiałaś przeze mnie uronić. Oddaję Ci się cały. Jeśli mi wybaczysz uczynię wszystko co w mojej mocy aby uszczęśliwiać Cię każdego dnia. Jeśli każesz mi odejść, tak zrobię.
         Hermiona dłużej nie wytrzymała i po jej policzku popłynęła pierwsza łza. Wpatrywała się w te jego stalowe oczy, za którymi tak tęskniła. Dotknęła dłonią jego policzka, wspięła się na palcach żeby dosięgnąć jego ust. Draco natychmiast podniósł dziewczynę i pocałował namiętnie. Granger czuła się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Może nie powinna mu tak szybko wybaczyć, ale kochała go. I nic innego się nie liczyło.
         - Nigdy Cię nie skrzywdzę. Obiecuję. - powiedział jakby czytając jej w myślach.
         - Wiem. - przytuliła się do niego. Cudownie było znowu słyszeć bicie jego serca. - Skąd wziąłeś te wszystkie kwiaty?
         - Wykupiłem chyba z każdej możliwej kwiaciarni w Londynie.
         - Jesteś szalony.
         - Raczej zakochany, a dla Ciebie zrobię wszystko.
         - Teraz już rozumiem dlaczego rodzice nalegali żebym koniecznie odwiedziła dzisiaj Twoją siostrę.
         - Potrzebowałem małej pomocy. - Draco uśmiechnął się zadziornie. - Zamknij oczy. - pocałował ją w czoło. Hermiona poczuła znajome uczucie towarzyszące teleportacji. Trwało to dosłownie sekundkę. - Możesz już otworzyć.
         - Gdzie jesteśmy? - zapytała. Znajdowali się w jakimś gabinecie.
         - Chodź. - odpowiedział Draco i wziął ją za rękę. Wyszli z pokoju na hotelowe lobby.
         - Czy my jesteśmy w Twoim hotelu?
         - Dokładnie w tym samym hotelu w Paryżu.
         - Panie Malfoy. - zawołała recepcjonistka, gdy tylko go zauważyła. - Ma Pan spotkanie za dziesięć minut z Panem...
         - Odwołaj. - przerwał jej. - Poprzekładaj wszystkie spotkania na jakiś inny termin. I nie ma mnie dla nikogo.
         - Draco, a może to coś ważnego? - zapytała Hermiona gdy jechali windą na górę.
         - Nie obchodzi mnie to. Jak im zależy to przyjdą na wyznaczony termin. Teraz liczysz się tylko Ty.
         - Dlaczego tu jesteśmy? - zapytała gdy znaleźli się w jego prywatnym apartamencie.
         - Uznaj to za małe wakacje.
         - Wiesz, że jutro muszę iść do pracy?
         - To się okaże. - uśmiechnął się zadziornie. - Poczekaj na mnie. Zaraz wracam.
         Hermiona rozejrzała się po apartamencie. Nic się nie zmieniło od czasu jej ostatniej wizyty tutaj. A już na pewno nie przepiękny widok z tarasu. Ostatnie promienie słońca padały wprost na wieżę Eiffla. Oparła się o balustradę i podziwiała ten przepiękny widok.
         - Wszystko tu się zaczęło. - Draco pojawił się dosłownie znikąd.  - Proszę. - wręczył jej bukiet białych róż, jej ulubionych.
         - Co masz na myśli?
         - Pamiętasz jak zgodziłaś się udawać moją żonę?
         - Nie musisz mi o tym przypominać. - uśmiechnęła się.
         - Nie mam zamiaru zwlekać ani sekundy dłużej. -  Draco wyjął z kieszeni marynarki niewielkie pudełeczko...

Rok później...

         - Wyglądasz cudownie. - Ashley kończyła układać włosy swojej przyjaciółki.
         - Zgadzam się w stu procentach. Ale na litość, Ash, poprawiasz jej włosy chyba setny raz. Hermiona ma szopę na głowie i nic tego nie zmieni.
         - Dziękuję, Ginny. Na Ciebie zawsze mogę liczyć.
         - Przecież wiesz, że żartuję!
         - Właśnie nie żartujesz, ale masz rację. Niektóre rzeczy się nie zmienią nigdy.
         Hermiona spojrzała w lustro. Czekała na ten dzień bardzo długo, a gdy w końcu nadszedł czuła się dziwnie. Ashley i Ginny stanęły po obu jej stronach. Obie miały ślub za sobą, więc wiedziały co czuje ich przyjaciółka. Niecały miesiąc wcześniej sakramentalne "tak" powiedzieli sobie państwo Zabini.
         - Zdenerwowana? - zapytała Ashley.
         - Jak cholera.
         - Wszystko co najtrudniejsze za Tobą. Teraz została tylko prosta droga do ołtarza. I zostaniesz oficjalnie Panią Malfoy. - pocieszała ją Pani Potter.
         - I pamiętaj, że każdy będzie patrzył się na Ciebie. - dodała Ruda. - No już, już. Będzie wszystko dobrze. Zobaczysz.
         - Tato, denerwuję się. - odezwała się Hermiona, gdy półtorej godziny później stała przed kościołem.
         - To normalne, kochanie. Ślub to wielkie przeżycie. Nie martw się, odstawię Cię bezpiecznie pod sam ołtarz, gdzie czeka na Ciebie Twój przyszły mąż. Chodźmy, nadszedł czas.



------------
Moje Kochane!
Historia tej dwójki dobiegła końca. Pomysłów na zakończenie miałam setki. Myślę, że wybrałam ten najlepszy. Jednak ostateczna opinię jak zawsze pozostawiam Wam...
Chcę Wam podziękować, że zawsze mogłam liczyć na wasze wsparcie i wyrozumiałość. Dziękuję.
Nie zostawiam Was... Zaczynam nowe opowiadanie, na które serdecznie zapraszam.  

wtorek, 31 marca 2015

Druga szansa

Z dedykacją dla Dobrych Dusz, które zechciały poświęcić troszkę swojego czasu i mi pomogły. One jako pierwsze otrzymały tę miniaturkę.

Taka refleksja, że czasem warto dać drugą szansę. :)
A teraz uciekam, bo wstaję do pracy o 4:45 :(

P.S. Rozdział prawie ukończony.

---------------------------



         - Może jednak chcesz iść na ten koncert? Szkoda żeby bilety przepadły. Mamy naprawdę dobre miejsca, widok będzie niesamowity.
         - Naprawdę nie mam ochoty. Przepraszam Ron, ale jestem bardzo zmęczona po pracy. Zbliża się koniec roku i musimy dokończyć raporty. Sam wiesz ile tego jest.
         - Moje biedactwo. – Ron zbliżył się do dziewczyny i ją przytulił. – Zdecydowanie za dużo pracujesz. Pomyśl o urlopie. Moglibyśmy w połowie lutego odwiedzić jakieś cieplutkie miejsce. Co Ty na to? Grecja brzmi interesująco.
         - Obiecuję, że pomyślę o tym. Ale teraz mam ochotę już się położyć. – Hermiona starała się brzmieć przekonująco. Nie chciała żeby jej chłopak domyślił się, że go okłamuje.
         - Oczywiście, Kochanie. Widzimy się jutro? Możemy zabrać się za świąteczne zakupy. Boże Narodzenie za trzy dni.
         - Tak, spotkamy się. Odezwę się po pracy. Dobranoc. - zamknęła za nim drzwi zanim zdążył odezwać się słowem. Oparła się o drzwi jakby bała się, że jej chłopak zdecyduje się jednak wejść ponownie do środka. Miała zdecydowanie dość. Chciała od niego odpocząć, może nie było to zbyt uczciwe, ale już nie potrafiła dłużej udawać. Dusiła się i potrzebowała zmiany. Jak najszybciej. Pomyślała o Pansy. Podeszła do szafki, gdzie leżała jej torebka. Przerzuciła jej zawartość i wyciągnęła telefon komórkowy. Wybrała odpowiedni numer, długo nie czekała na połączenie.
         - Pansy, masz czas na jednego drinka? Ewentualnie siedem? Tak? To świetnie. Za godzinę tam gdzie zawsze? Okej, buźka.
         Hermiona spędziła piętnaście minut w łazience, przebrała się w małą czarną, zarzuciła na wierzch zimowy kożuszek z ciepłym kapturem. Postanowiła przejść się na piechotę. Ich ulubiona knajpa mieściła się niedaleko jej mieszkania, raptem dwadzieścia minut drogi. Gdy już widziała lokal zaczepiła ją cyganka.
         - Panienka, podzieli się funtem! Święta idą a dzieci głodne.
         - Nie, nie. - Granger nie dała się naciągnąć na starą gadkę cyganek.
         - Powróżę w prezencie. Przyszłość przepowiem.
         - Nie, dziękuję. - dziewczyna ją wyminęła, ale stara cyganka zastąpiła jej drogę.
         - Ty wciąż go kochasz, prawda? Stara miłość nie rdzewieje. Kochasz kogoś z kim nie jesteś, bo przez własną dumę go straciłaś.
         - Co? O czym... Skąd to Pani wie?     
         - Masz mnie za cygankę, ale nią nie jestem. Życie lubi zaskakiwać i jutro spełni się Twoje marzenie. A teraz baw się dobrze z przyjaciółką.  
         Kobieta pstryknęła palcami i zanim Hermiona mrugnęła już jej nie było. Zdezorientowana rozglądała się po ulicy, ale nigdzie jej nie widziała. Co ta kobieta mówiła? Skąd ją znała?
         - A Ty co stoisz jak słup soli? - do panny Granger podeszła Pansy. - Ducha zobaczyłaś?
         - Tak jakby. Cześć Pansy.
         - Cześć, Kochana. Chodź idziemy, bo drinków nam zabraknie. Piątek dopiero się zaczyna!
         Dziewczyny usiadły przy swoim ulubionym stoliku i zamówiły pierwszą kolejkę. Zaczęły od Malibu.
         - A potem Ron wyskoczył z tym koncertem. Nie wytrzymałam, czuję się taka stłamszona w tym związku. Nienawidzę siebie za to, że go oszukuję, ale z drugiej strony nie chcę go skrzywdzić.
         - I przez to krzywdzisz sama siebie. - Pansy zaczynała drugiego drinka.  - Ile tak jeszcze wytrzymasz? Dzień? Miesiąc? Rok? Całe życie?
         - Nie mam pojęcia. Najgorsze jest to, że chyba chce mi się oświadczyć. Amanda, moja koleżanka z pracy, widziała go jak tydzień temu wychodził od jubilera.
         - Draco pytał o Ciebie. - Pansy rzuciła jakby od niechcenia.
         - Nie pomagasz mi. Dalej mieszka w Barcelonie? - zapytała po chwili.
         - Tak, Dobrze wiesz, że nie wróci, bo tam łatwiej mu żyć bez Ciebie.
         - Pansy, nie ma dnia żebym o nim nie myślała i o mojej głupocie.
         - To dlaczego nie powiesz mu tego? Męczycie się, a ja nie mogę patrzeć jak moi najlepsi przyjaciele usychają z tęsknoty za sobą. Pięć lat minęło, a wy dalej się kochacie.
         - Tchórz ze mnie. Ale proszę, nie mówmy już o tym. Lepiej powiedz mi jak ida przygotowania do ślubu?
         - No cóż, Blaise na wszystko ma czas, a ślub w maju. Powoli wszystko idzie do przodu, a najlepsze jest to, że...

***

         Hermiona obudziła się chwile po dziewiątej. Lekko bolała ją głowa. Czyżby wczorajszego wieczoru przesadziła z Pansy? Dziewczyna przetarła oczy i prawie spadła z łóżka.
         - O Boże, gdzie ja jestem? - Granger rozejrzała się po sypialni, której nigdy wcześniej nie widziała. Ogromne łóżko, szafa, komoda, stoliki... To nie było jej. Skąd tu się wzięła? Porwała z oparcia łóżka szlafrok i zarzuciła na siebie. Wcześniej miała na sobie satynową koszulkę nocną. Podeszła do komody, gdzie stały zdjęcia oprawione w ramkę. Gdy zobaczyła kto na nich jest omal nie zemdlała.
         - Mamusia wstała. - do Hermiony podbiegł ok 4letni chłopiec, który wpadł do pokoju niczym burza. Blondynek natychmiast przytulił się do niej. - Chodź na śniadanie, tata zrobił naleśniki z syropem klonowym.
         Hermiona stała jak spetryfikowana i wpatrywała się w tulące do niej dziecko. Odruchowo kucnęła przy nim i objęła je ramieniem. Boże, czyje to dziecko? Jego oczy wyglądają zupełnie jak moje, pomyślała.
         - Mamuś, idziesz? - chłopiec dał jej buziaka w policzek i objął ją za szyję.
         - Idę, idę. - wstała z chłopcem na rękach i podeszła do drzwi. Zeszła po schodach na dół, mając nadzieję, że tam będzie kuchnia. Zapach naleśników był coraz wyraźniejszy.
         - A o której przyjdzie babcia? Obiecała. że nauczy mnie robić statki z papieru.
         Hermiona nie potrafiła odpowiedzieć chłopcu na dręczące go pytania, nie znała na żadne odpowiedzi. Znalazła się w jakiejś kosmicznej sytuacji. Zajrzała do sporej kuchni, gdzie przy kuchence stał on. Jej ideał i miłość życia.
         - Scorpius, widzę, że skutecznie obudziłeś mamę. - Draco uśmiechnął się do nich. - Idź do łazienki, umyj rączki i zaraz będziemy jeść.
         Gdy zostali sami Hermiona przez pewien czas wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Chyba oszalałam.
         - Co jest, moja Królowo? - Draco podszedł do niej i zanim zdążył ją przytulić, Hermiona przylgnęła do niego z całej siły. - Takie powitanie mogę mieć codziennie. - odnaleźli swoje usta i zatracili się w dzikim tańcu pożądania.
         - Fuuu, mama z tatą się całują. Bleee. - do kuchni przyszedł Scorpius i usiadł przy stole.
         - Synek, nieładnie jest podglądać. Zajadaj naleśniki. - uśmiechnął się czule do chłopca, po czym zwrócił się do Hermiony. - Jedz, Skarbie. Ja zaraz wracam.
         - Mamusiu, kiedy pójdę do Hogwartu?
         - Jak będziesz miał jedenaście lat. - odpowiedziała, patrząc się na niego z uśmiechem. Nie miała pojęcia co się dzieje, ale czuła się szczęśliwa. Tak jakby tu było jej miejsce.  Z facetem, którego kochała, miała syna. Tylko nie wiedziała jak do tego wszystkiego doszło. Jeśli to sen, to nie chce się budzić.
         - O nie, teraz mam... - zaczął liczyć na paluszkach. - Cztery. Ile jeszcze muszę czekać, mamuś?
         - Jeszcze siedem lat, Kochanie.
         - A Esmee musi czekać jeszcze ponad dziesięć lat. - do kuchni wrócił Draco niosąc na rękach niemowlaka.
         - A ile lat ma Esmee?
         - Siedem miesięcy, Synku. Kochanie, potrzymaj małą. - Malfoy podał zaszokowanej Hermionie dziewczynkę, która obdarzyła ją promiennym uśmiechem.
         - Esmee. - westchnęła była Gryfonka patrząc zauroczona na blondyneczkę. Miała prześliczne oczka, takie jak Draco. - Jesteś piękna.
         - Dokładnie jak mama. - Draco przysunął krzesełko dla dziecka. - Możesz ją posadzić.
         - A mogę ją jeszcze potrzymać?
         - Oczywiście, co to za pytanie. Proszę, masz tutaj jej kaszkę. - Hermiona zaczęła karmić dziewczynkę, która ładnie wszystko jadła. Nie mogła oderwać od niej wzroku. O takiej rodzinie zawsze marzyła. Nie mogła przestać sie uśmiechać.
         - Mamusiu, czemu sie uśmiechasz?
         - Bo jestem szczęśliwa, Kochanie. - pogłaskała Scorpiusa po główce.
         - Otworzę. - powiedział Draco, gdy usłyszeli dzwonek do drzwi. Po chwili wrócił do kuchni z Pansy.
         - Cześć, Malfoyowie. Hermiona, Ty jeszcze w szlafroku. Za godzinę idziemy wybierać moją suknię ślubną. Pośpiesz się.
         - Było wczoraj nie balować od późna. - zaśmiał się Draco, biorąc od Hermiony Esmee. - Idź się szykuj, ja przejmuje dzieciaki.
         - Zawsze wiedziałam, że pomyliłam się i zgodziłam się wyjść za nie tego Ślizgona. Mam nadzieję, że Blaise też będzie takim kochanym mężem.
         - Żartujesz? Ja jestem jedyny w swoim rodzaju.
         - Wiem, wiem. A Ty co masz taką minę jakbyś mnie pierwszy raz widziała? Już, wstawaj. Ubieraj się i wychodzimy.
         - Pansy, musimy pogadać. - powiedziała Hermiona, gdy obie były w garderobie i wybierały ubranie dla byłej Gryfonki. - Nie wiem co się dzieje, ale nic nie pamiętam.
         - Nie dziwię się, wczoraj trochę zabalowałyśmy.
         - Nie, nie o to chodzi. Pamiętam wczorajszy wieczór z Tobą, ale tak jakby, nie pamiętam mojego życia. Draco, dzieci... o co w tym chodzi?
         - To znaczy? Od pięciu lat nosisz nazwisko Malfoy, masz syna i córkę.
         - Ale jak do tego doszło?
         - No wiesz, gdy mężczyzna i kobieta się kochają i zostają sami...
         - Wiesz, że nie o to mi chodzi. Kiedy ja i Draco zostaliśmy parą?
         - W dniu zakończenia szkoły. Ale teraz to już zaczynam się martwić. Może coś Ci zaszkodziło?
         - Nie, tylko mam wrażenie, że to sen.
         - Właściwie to masz rację.

***

         Hermiona zerwała się z łóżka i rozejrzała się po pokoju. Była w Dormitorium w Hogwardzie. O co w tym wszystkim chodzi.
         - Wstałaś, w końcu. - do pokoju weszła Ginny, która rozczesywała włosy. - Ubieraj się, za godzinę mamy zakończenie szkoły. Dasz wiarę, że to już koniec? Zaczynamy dorosłe życie.
         - Ginny! - Hermiona podbiegła do niej. - To sen czy rzeczywistość? Uszczypnij mnie!
         - Co?
         - Proszę Cię. Zrób to!
         - I? - Ruda spełniła jej prośbę. - To rzeczywistość. Nie wiem o czym bredzisz, ale pośpiesz się.
         Hermiona ubierała się bez przekonania. A więc to tylko sen. To wszystko jej się śniło. Gdy pół godziny później wychodziły z Pokoju Wspólnego spotkały Rona.
         - Możemy pogadać?
         - Spotkamy się na dole. - Ginny zostawiła przyjaciółkę i brata.
         - O czym chcesz porozmawiać?
         - O nas. Może pójdziesz jutro ze mną... - zaczął Ron, ale Hermiona go już nie słuchała. Zobaczyła Draco, który stał na końcu korytarza i wpatrywał się w nią z żalem w oczach.
         - Przepraszam Cię. - odpowiedziała całkowicie lekceważąc Rona. Swoje kroki skierowała do Malfoya. - Cześć.
         - Przepraszam Cię. - zaczął. - Wiem, że zachowałem się jak debil, ale proszę Cię wybacz mi.  Jesteś dla mnie wszystkim i chcę...
         Hermiona nie dała mu dokończyć, bo po prostu zatopiła się w jego ustach.
         - Czy to oznacza, że już się nie gniewasz?
         - Jakbym mogła się na Ciebie gniewać? Każdy popełnia błędy i każdy zasługuje na drugą szansę.
         - Ja jej nie zmarnuję. Kocham Cię, Granger. Będę Cię kochać nawet jak będziesz już nosić moje nazwisko.