Taka refleksja, że czasem warto dać drugą szansę. :)
A teraz uciekam, bo wstaję do pracy o 4:45 :(
P.S. Rozdział prawie ukończony.
---------------------------
- Może jednak chcesz iść na ten
koncert? Szkoda żeby bilety przepadły. Mamy naprawdę dobre miejsca, widok
będzie niesamowity.
- Naprawdę nie mam ochoty. Przepraszam
Ron, ale jestem bardzo zmęczona po pracy. Zbliża się koniec roku i musimy
dokończyć raporty. Sam wiesz ile tego jest.
- Moje biedactwo. – Ron zbliżył się do
dziewczyny i ją przytulił. – Zdecydowanie za dużo pracujesz. Pomyśl o urlopie.
Moglibyśmy w połowie lutego odwiedzić jakieś cieplutkie miejsce. Co Ty na to?
Grecja brzmi interesująco.
- Obiecuję, że pomyślę o tym. Ale teraz
mam ochotę już się położyć. – Hermiona starała się brzmieć przekonująco. Nie
chciała żeby jej chłopak domyślił się, że go okłamuje.
- Oczywiście, Kochanie. Widzimy się
jutro? Możemy zabrać się za świąteczne zakupy. Boże Narodzenie za trzy dni.
- Tak, spotkamy się. Odezwę się po
pracy. Dobranoc. - zamknęła za nim drzwi zanim zdążył odezwać się słowem. Oparła
się o drzwi jakby bała się, że jej chłopak zdecyduje się jednak wejść ponownie
do środka. Miała zdecydowanie dość. Chciała od niego odpocząć, może nie było to
zbyt uczciwe, ale już nie potrafiła dłużej udawać. Dusiła się i potrzebowała
zmiany. Jak najszybciej. Pomyślała o Pansy. Podeszła do szafki, gdzie leżała
jej torebka. Przerzuciła jej zawartość i wyciągnęła telefon komórkowy. Wybrała
odpowiedni numer, długo nie czekała na połączenie.
- Pansy, masz czas na jednego drinka?
Ewentualnie siedem? Tak? To świetnie. Za godzinę tam gdzie zawsze? Okej, buźka.
Hermiona spędziła piętnaście minut w
łazience, przebrała się w małą czarną, zarzuciła na wierzch zimowy kożuszek z
ciepłym kapturem. Postanowiła przejść się na piechotę. Ich ulubiona knajpa
mieściła się niedaleko jej mieszkania, raptem dwadzieścia minut drogi. Gdy już
widziała lokal zaczepiła ją cyganka.
- Panienka, podzieli się funtem! Święta
idą a dzieci głodne.
- Nie, nie. - Granger nie dała się
naciągnąć na starą gadkę cyganek.
- Powróżę w prezencie. Przyszłość
przepowiem.
- Nie, dziękuję. - dziewczyna ją
wyminęła, ale stara cyganka zastąpiła jej drogę.
- Ty wciąż go kochasz, prawda? Stara
miłość nie rdzewieje. Kochasz kogoś z kim nie jesteś, bo przez własną dumę go straciłaś.
- Co? O czym... Skąd to Pani wie?
- Masz mnie za cygankę, ale nią nie
jestem. Życie lubi zaskakiwać i jutro spełni się Twoje marzenie. A teraz baw
się dobrze z przyjaciółką.
Kobieta pstryknęła palcami i zanim
Hermiona mrugnęła już jej nie było. Zdezorientowana rozglądała się po ulicy,
ale nigdzie jej nie widziała. Co ta kobieta mówiła? Skąd ją znała?
- A Ty co stoisz jak słup soli? - do
panny Granger podeszła Pansy. - Ducha zobaczyłaś?
- Tak jakby. Cześć Pansy.
- Cześć, Kochana. Chodź idziemy, bo
drinków nam zabraknie. Piątek dopiero się zaczyna!
Dziewczyny usiadły przy swoim ulubionym
stoliku i zamówiły pierwszą kolejkę. Zaczęły od Malibu.
- A potem Ron wyskoczył z tym
koncertem. Nie wytrzymałam, czuję się taka stłamszona w tym związku. Nienawidzę
siebie za to, że go oszukuję, ale z drugiej strony nie chcę go skrzywdzić.
- I przez to krzywdzisz sama siebie. - Pansy
zaczynała drugiego drinka. - Ile tak
jeszcze wytrzymasz? Dzień? Miesiąc? Rok? Całe życie?
- Nie mam pojęcia. Najgorsze jest to,
że chyba chce mi się oświadczyć. Amanda, moja koleżanka z pracy, widziała go
jak tydzień temu wychodził od jubilera.
- Draco pytał o Ciebie. - Pansy rzuciła
jakby od niechcenia.
- Nie pomagasz mi. Dalej mieszka w
Barcelonie? - zapytała po chwili.
- Tak, Dobrze wiesz, że nie wróci, bo
tam łatwiej mu żyć bez Ciebie.
- Pansy, nie ma dnia żebym o nim nie
myślała i o mojej głupocie.
- To dlaczego nie powiesz mu tego?
Męczycie się, a ja nie mogę patrzeć jak moi najlepsi przyjaciele usychają z
tęsknoty za sobą. Pięć lat minęło, a wy dalej się kochacie.
- Tchórz ze mnie. Ale proszę, nie mówmy
już o tym. Lepiej powiedz mi jak ida przygotowania do ślubu?
- No cóż, Blaise na wszystko ma czas, a
ślub w maju. Powoli wszystko idzie do przodu, a najlepsze jest to, że...
***
Hermiona obudziła się chwile po
dziewiątej. Lekko bolała ją głowa. Czyżby wczorajszego wieczoru przesadziła z
Pansy? Dziewczyna przetarła oczy i prawie spadła z łóżka.
- O Boże, gdzie ja jestem? - Granger
rozejrzała się po sypialni, której nigdy wcześniej nie widziała. Ogromne łóżko,
szafa, komoda, stoliki... To nie było jej. Skąd tu się wzięła? Porwała z
oparcia łóżka szlafrok i zarzuciła na siebie. Wcześniej miała na sobie satynową
koszulkę nocną. Podeszła do komody, gdzie stały zdjęcia oprawione w ramkę. Gdy
zobaczyła kto na nich jest omal nie zemdlała.
- Mamusia wstała. - do Hermiony
podbiegł ok 4letni chłopiec, który wpadł do pokoju niczym burza. Blondynek
natychmiast przytulił się do niej. - Chodź na śniadanie, tata zrobił naleśniki
z syropem klonowym.
Hermiona stała jak spetryfikowana i
wpatrywała się w tulące do niej dziecko. Odruchowo kucnęła przy nim i objęła je
ramieniem. Boże, czyje to dziecko? Jego
oczy wyglądają zupełnie jak moje, pomyślała.
- Mamuś, idziesz? - chłopiec dał jej
buziaka w policzek i objął ją za szyję.
- Idę, idę. - wstała z chłopcem na
rękach i podeszła do drzwi. Zeszła po schodach na dół, mając nadzieję, że tam
będzie kuchnia. Zapach naleśników był coraz wyraźniejszy.
- A o której przyjdzie babcia? Obiecała.
że nauczy mnie robić statki z papieru.
Hermiona nie potrafiła odpowiedzieć
chłopcu na dręczące go pytania, nie znała na żadne odpowiedzi. Znalazła się w
jakiejś kosmicznej sytuacji. Zajrzała do sporej kuchni, gdzie przy kuchence
stał on. Jej ideał i miłość życia.
- Scorpius, widzę, że skutecznie
obudziłeś mamę. - Draco uśmiechnął się do nich. - Idź do łazienki, umyj rączki
i zaraz będziemy jeść.
Gdy zostali sami Hermiona przez pewien
czas wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Chyba oszalałam.
- Co jest, moja Królowo? - Draco
podszedł do niej i zanim zdążył ją przytulić, Hermiona przylgnęła do niego z
całej siły. - Takie powitanie mogę mieć codziennie. - odnaleźli swoje usta i
zatracili się w dzikim tańcu pożądania.
- Fuuu, mama z tatą się całują. Bleee. -
do kuchni przyszedł Scorpius i usiadł przy stole.
- Synek, nieładnie jest podglądać.
Zajadaj naleśniki. - uśmiechnął się czule do chłopca, po czym zwrócił się do
Hermiony. - Jedz, Skarbie. Ja zaraz wracam.
- Mamusiu, kiedy pójdę do Hogwartu?
- Jak będziesz miał jedenaście lat. -
odpowiedziała, patrząc się na niego z uśmiechem. Nie miała pojęcia co się dzieje,
ale czuła się szczęśliwa. Tak jakby tu było jej miejsce. Z facetem, którego kochała, miała syna. Tylko
nie wiedziała jak do tego wszystkiego doszło. Jeśli to sen, to nie chce się
budzić.
- O nie, teraz mam... - zaczął liczyć
na paluszkach. - Cztery. Ile jeszcze muszę czekać, mamuś?
- Jeszcze siedem lat, Kochanie.
- A Esmee musi czekać jeszcze ponad
dziesięć lat. - do kuchni wrócił Draco niosąc na rękach niemowlaka.
- A ile lat ma Esmee?
- Siedem miesięcy, Synku. Kochanie,
potrzymaj małą. - Malfoy podał zaszokowanej Hermionie dziewczynkę, która
obdarzyła ją promiennym uśmiechem.
- Esmee. - westchnęła była Gryfonka
patrząc zauroczona na blondyneczkę. Miała prześliczne oczka, takie jak Draco. -
Jesteś piękna.
- Dokładnie jak mama. - Draco przysunął
krzesełko dla dziecka. - Możesz ją posadzić.
- A mogę ją jeszcze potrzymać?
- Oczywiście, co to za pytanie. Proszę,
masz tutaj jej kaszkę. - Hermiona zaczęła karmić dziewczynkę, która ładnie
wszystko jadła. Nie mogła oderwać od niej wzroku. O takiej rodzinie zawsze
marzyła. Nie mogła przestać sie uśmiechać.
- Mamusiu, czemu sie uśmiechasz?
- Bo jestem szczęśliwa, Kochanie. - pogłaskała
Scorpiusa po główce.
- Otworzę. - powiedział Draco, gdy
usłyszeli dzwonek do drzwi. Po chwili wrócił do kuchni z Pansy.
- Cześć, Malfoyowie. Hermiona, Ty
jeszcze w szlafroku. Za godzinę idziemy wybierać moją suknię ślubną. Pośpiesz
się.
- Było wczoraj nie balować od późna. -
zaśmiał się Draco, biorąc od Hermiony Esmee. - Idź się szykuj, ja przejmuje
dzieciaki.
- Zawsze wiedziałam, że pomyliłam się i
zgodziłam się wyjść za nie tego Ślizgona. Mam nadzieję, że Blaise też będzie
takim kochanym mężem.
- Żartujesz? Ja jestem jedyny w swoim
rodzaju.
- Wiem, wiem. A Ty co masz taką minę
jakbyś mnie pierwszy raz widziała? Już, wstawaj. Ubieraj się i wychodzimy.
- Pansy, musimy pogadać. - powiedziała
Hermiona, gdy obie były w garderobie i wybierały ubranie dla byłej Gryfonki. -
Nie wiem co się dzieje, ale nic nie pamiętam.
- Nie dziwię się, wczoraj trochę
zabalowałyśmy.
- Nie, nie o to chodzi. Pamiętam
wczorajszy wieczór z Tobą, ale tak jakby, nie pamiętam mojego życia. Draco,
dzieci... o co w tym chodzi?
- To znaczy? Od pięciu lat nosisz
nazwisko Malfoy, masz syna i córkę.
- Ale jak do tego doszło?
- No wiesz, gdy mężczyzna i kobieta się
kochają i zostają sami...
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Kiedy
ja i Draco zostaliśmy parą?
- W dniu zakończenia szkoły. Ale teraz
to już zaczynam się martwić. Może coś Ci zaszkodziło?
- Nie, tylko mam wrażenie, że to sen.
- Właściwie to masz rację.
***
Hermiona zerwała się z łóżka i
rozejrzała się po pokoju. Była w Dormitorium w Hogwardzie. O co w tym wszystkim
chodzi.
- Wstałaś, w końcu. - do pokoju weszła
Ginny, która rozczesywała włosy. - Ubieraj się, za godzinę mamy zakończenie
szkoły. Dasz wiarę, że to już koniec? Zaczynamy dorosłe życie.
- Ginny! - Hermiona podbiegła do niej.
- To sen czy rzeczywistość? Uszczypnij mnie!
- Co?
- Proszę Cię. Zrób to!
- I? - Ruda spełniła jej prośbę. - To
rzeczywistość. Nie wiem o czym bredzisz, ale pośpiesz się.
Hermiona ubierała się bez przekonania.
A więc to tylko sen. To wszystko jej się śniło. Gdy pół godziny później
wychodziły z Pokoju Wspólnego spotkały Rona.
- Możemy pogadać?
- Spotkamy się na dole. - Ginny zostawiła
przyjaciółkę i brata.
- O czym chcesz porozmawiać?
- O nas. Może pójdziesz jutro ze mną...
- zaczął Ron, ale Hermiona go już nie słuchała. Zobaczyła Draco, który stał na
końcu korytarza i wpatrywał się w nią z żalem w oczach.
- Przepraszam Cię. - odpowiedziała
całkowicie lekceważąc Rona. Swoje kroki skierowała do Malfoya. - Cześć.
- Przepraszam Cię. - zaczął. - Wiem, że
zachowałem się jak debil, ale proszę Cię wybacz mi. Jesteś dla mnie wszystkim i chcę...
Hermiona nie dała mu dokończyć, bo po
prostu zatopiła się w jego ustach.
- Czy to oznacza, że już się nie
gniewasz?
- Jakbym mogła się na Ciebie gniewać?
Każdy popełnia błędy i każdy zasługuje na drugą szansę.
- Ja jej nie zmarnuję. Kocham Cię,
Granger. Będę Cię kochać nawet jak będziesz już nosić moje nazwisko.