Moja
Promotorka mnie zabije, ale cóż. Wena przychodzi niespodziewanie.
-------------
- Niesamowita historia. – westchnęła
Hermiona, przełykając ostatni kęs kurczaka jaki miała na talerzu. – Ten świat
chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
- Mnie chyba też. Smakowało Ci? –
zapytał z nieukrywaną troską w głosie.
- Tak, dziękuję. – uśmiechnęła się.
– Wszystko było bardzo pyszne. Ale to chyba u was rodzinne, bo Ashley też
gotuje bardzo dobrze. A właśnie, Draco, jak uważasz powinnam mówić do niej
Gretel czy Ashley?
- Szczerze uważam, że najlepiej
będzie jak się zapytasz. Według mnie moja siostra reaguje na oba te imiona,
chyba trochę bardziej na Ashley. W końcu Gretel kojarzy jej się z życiem, które
nie było dla niej zbyt łaskawe.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że
Lucjusz tak łatwo pozbył się jej ze swojego życia.
- Tak, to nie jest wesoła historia.
- Myślisz, że on teraz tego żałuje?
- Na niektóre pytania nie można
udzielić jednoznacznej odpowiedzi. - westchnął. - I chyba to jest takie pytanie.
Ja sam nie mam z nim najlepszych kontaktów, a przy mamie wolę nie poruszać tego
tematu. Ona i tak wiele przez niego wycierpiała.
- Bardzo podziwiam Twoją mamę. -
wyznała szczerze dziewczyna. - Mimo tylu przeciwności losu ona się nie poddała
i zawsze stała po stronie swoich dzieci.
- Matczyna miłość chyba jest
najsilniejsza.
- Tak, chyba tak. - mruknęła
Hermiona ze smutkiem, na samą myśl o jej mamie robiło jej się przykro. - Wiesz
kogo jeszcze podziwiam? - postanowiła zmienić temat.
- Kogo?
- Ciebie. - uśmiechnęła się.
- A za co można mnie podziwiać? Za
to Ty to już co innego. Inteligenta, zabawna, niesamowicie seksowna. - chłopak
miał bardzo rozmarzony ton głosu.
- Podziwiam Cię za to, że się nie
dałeś. - Hermiona udała, że nie zwróciła uwagi na komplementy od byłego
Ślizgona. - Po prostu podziwiam Cię za to jaki jesteś.
- Kotek, uważaj bo się we mnie
zakochasz. - Draco puścił jej oczko i zabrał talerze ze stołu do zmywarki.
Hermiona zabrała resztę zastawy i poszła za nim.
- A nawet jeśli to co? - tym
pytaniem zaskoczyła nawet samą siebie. Lubiła go i wciąż czuła na sobie dotyk i
smak jego ust.
- Otóż wtedy. - Draco objął ją w
pasie i spojrzał prosto w oczy. - Piekło zamarznie a niebo stanie w
płomieniach, bo książę Slytherin'u odda swoje serce księżniczce z Gryffindor'u.
- Nie jestem żadną księżniczką.
- Dla mnie zawsze byłaś i będziesz.
- Młody Dziedzic złożył na jej ustach pocałunek, który Hermiona odwzajemniła. -
Na którą masz do pracy?
- Właściwie to już powinnam się
zbierać. - panna Granger nawet nie zauważyła kiedy czas minął jej tak szybko.
Cóż w dobrym towarzystwie czas zawsze szybko mija.
- Naprawdę musisz mnie już zostawić?
- szepnął jej do ucha, co wywołało u dziewczyny przyjemny dreszcz.
- Nie zostawiam Ciebie tylko nie chcę
żeby mnie wyrzucili z pracy.
- Oj tam, zaopiekuję się Tobą, nie
musisz pracować.
- Odezwał się pracoholik. - Hermiona
pokazał mu język. - A właściwie jak w pracy?
- Czekam na informację czy kontrakt
o którym kiedyś Ci wspominałem dojdzie do realizacji. Nie ukrywam, że bardzo mi
na tym zależy. Daj mi kwadrans, odstawię Cię pod szpital. I nie, to nie jest
żaden kłopot. - uprzedził jej pytanie. - Czuj się jak u siebie, zaraz wracam.
Hermiona skierowała swoje kroki do
salonu, gdzie w torebce miała kilka swoich drobiazgów. Nałożyła na usta
czekoladowo - pomarańczowy błyszczyk, bo podczas niekorzystnej pogody jej usta
bardzo szybko robiły się suche. Gdy uznała, że jest zadowolona ze swojego
wyglądu, rozejrzała się po salonie. Zważając na uwagę, że w tym domu mieszkał
sam facet to panował tu nieskazitelny porządek. Hermiona dobrze pamiętała
zagracony pokój jej przyjaciela, Ron'a. Zazwyczaj na podłodze walały się stosy
ubrań, połamanych witek od miotły a chyba żaden z domowników nie miał zaszczytu
zobaczyć jakiego koloru jest dywan. Ba chyba nawet sam Ron tego nie wiedział.
Hermiona zaśmiała się cicho na to wspomnienie. Podejrzewała, że u Draco
sprawami domowymi zajmują się Skrzaty. Może nie pochwalała tego całkowicie ale
już dawno przestała się angażować w W.E.S.Z. Teraz uważała to za idiotyczny
pomysł i podziwiała Harry'ego i Ron'a, że dali się w ogóle w to wciągnąć. Z
drugiej strony ona też chodziła na ich treningi Quidditch'a chociaż wcale nie
miała to na ochoty. Uroki przyjaźni. Jej wzrok padł na kominek, na którym
poustawiane były rodzinne zdjęcia. Na prawie wszystkich widać było Narcyzę,
Ashley i Draco. Postacie z fotografii śmiały się i wesoło machały. Nagle
Hermiona poczuła jak Młody Malfoy delikatnie obejmuje ją od tyłu i opiera swoją
głowę na jej ramieniu.
- Kochasz je bardzo, prawda?
- Mhmm, to jedne z najważniejszych
kobiet w moim życiu. - wyznał.
- A są jakieś jeszcze?
- Będą. - pocałował ją w szyję. -
Moja żona i nasza córka.
***
Wiadomość, że Hermionę przywiózł do
pracy Szukający Reprezentacji Anglii w Quidditch'a, czyli jeden z
najprzystojniejszych facetów w całym kraju, obiegała Szpital Św. Mung'a w
błyskawicznym tempie. Przez pierwsze trzy godziny dyżuru do jej gabinetu co
chwile przychodziła jakaś znajoma i maglowała Hermionę o szczegóły. Nie pomogły
żadne tłumaczenia, że to tylko znajomy z Hogwart'u. W końcu nikt nie całuje się
namiętnie z kolegą ze Szkoły przez co najmniej pięć minut. Ostatecznie
dziewczyna przyznała, że ewentualnie są dla siebie kimś więcej niż znajomymi
ale stanowczo domówiła jakichkolwiek szczegółów. Sama była trochę zła na
siebie, że dała się przyłapać z Draco. Mało tego, ktoś widział, że się całowali
a teraz cały Szpital huczał od plotek, a połowa personelu zaczęła zastanawiać
się nad prezentem ślubnym dla przyszłej pani Malfoy. Nie była przyzwyczajona do
takiego zainteresowania swoją osobą, co prawda zauważyła, że kiedy była w
miejscu publicznym z Draco kilka osób zawsze poprosiło go o autograf czy
zdjęcie. Ginny wspominała, że podobne sytuacje spotykały Blaise'a, kapitana
Reprezentacji, ale zawsze do tej pory panna Granger uznawała, że jej
przyjaciółka przesadza. Teraz wiedziała, że bardzo się myliła. Poza gradobiciem
pytań nie zanosiło się na nic innego. Korzystając z okazji, że żaden pacjent
nie trafił do niej na oddział mogła w spokoju przespać kilka godzin na
niewielkiej kanapie, która stała w najciemniejszym kącie jej gabinetu.
Gdy jej dyżur dobiegł końca
postanowiła po prostu teleportować się do domu. Wolała uniknąć kolejnej fali
pytań od osób, które przyszły na drugą zmianę. Jak tylko przekroczyła prób domu
od razu poczuła zapach świeżo zaparzonej kawy, co oznaczało tylko jedno. Ginny
już nie śpi. Z deszczu pod rynnę,
pomyślała. Ruda, jak się bardzo uparła, potrafiła być o wiele bardziej wścibska
niż Rita Skeeter. A to już był prawdziwy wyczyn. Wiedziała, że kiedyś w końcu
będzie musiała przez to przejść, a im wcześniej tym lepiej.
- Cześć, Ginny. Co tak wcześnie
wstałaś?
- Hej, Miona. Nie spałam za dobrze.
Kawy?
- Poproszę. - Hermiona usiadła przy
stole poważnie zmartwiona, jej przyjaciółka zachowywała się co najmniej
dziwnie. - Ruda, co się stało?
- Myślałam sporo o żonie Desmond'a.
- panna Weasley podała jej kubek z gorącym napojem i usiadła obok. - Uważam, że
powinnyśmy powiedzieć jej prawdę.
- Ginny, rozmawiałyśmy o tym. Nie
uważasz, że w jej stanie ta wiadomość może fatalnie wpłynąć na nią. Powinna
unikać sytuacji stresującym, a nowiny jakie dla niej mamy z całą pewnością są
bardzo stresujące.
- Ja to wszystko wiem. Uwierz mi,
prawie całą noc rozważałam wszystkie za i przeciw. I doszłam do wniosku, że
powinna znać prawdę. Pomyśl tylko, mają już jedno dziecko, za jakiś czas na
świat przyjdzie drugie. A Desmond zamiast zajmować się rodziną szuka wrażeń na
boku. Z tego, co mi zrelacjonowałaś ta dziewczyna nie ma o niczym pojęcia. To
straszne, że ona musi żyć w takiej niewiedzy i kiedy ona zajmuje się dziećmi
jej mężulek zdradza ją. Ty sama stałaś się w pewnym sensie jego ofiarą. Nie
miałaś pojęcia, że on ma rodzinę a ten dupek nawet się nie zająknął, kiedy
proponował Ci spotkania i wysyłał kwiaty.
- Tak, Ginny, to co mówisz jest
prawdą. - przyznała Hermiona. - Jest mi bardzo szkoda tej dziewczyny. Ale z
drugiej strony może kiedy dowie się prawdy ułoży sobie życie z jakimś porządnym
facetem.
- Otóż to. Ten idiota na nią nie
zasługuje. Pamiętasz jego adres?
- Tak, ale uważasz, że byłby na tyle
głupi żeby podać mi adres pod którym mieszka jego rodzina?
- Kto wie, chodźmy się przekonać.
- Jak to chodźmy? Teraz? - Hermiona
nie kryła zdziwienia.
- A kiedy? Im szybciej załatwimy tę
sprawę tym lepiej. Uważam, że takich spraw nie ma co odkładać na potem.
- I jak chcesz to rozegrać? Zapukamy
i jeśli otworzy nam ona to powiemy jej w progu, że facet za którego wyszła za
mąż ją zdradza?
- Postawmy na improwizację. - Ruda
odstawiła pusty kubek po kawie do zlewu. - Zbieraj się, o dwunastej zaczynam
pracę. Chcę do tego czasu rozwiązać tę niemiłą sytuację.
- Jesteś kompletnie szaloną osobą.
Na Merlina, i ja dałam się w to wpakować. - pomstowała Hermiona, gdy przyjaciółki
były już w drodze do domu Desmond'a.
- Jesteś równie szalona jak ja.
Zobaczysz, wszystko skończy się dobrze. Mam takie przeczucie.
- A pomyślałaś, co dalej? Kiedy już
ona dowie się prawdy?
- Owszem. Rozmawiałam już nawet o
tym z Blaise'm. I on zaproponował, że w zaistniałej sytuacji spróbujemy ją
wyciągnąć z tego bagna. A jeśli nie będzie miała, gdzie się podziać to mój
facet uznał, że może wynająć dla niej jakieś mieszkanie. Do czasu aż nie stanie
na nogi.
- A po co wynajmować mieszkanie, przecież
moje stoi całkiem puste. Wystarczy, że zabiorę resztę swoich rzeczy.
- To też jakieś wyjście, nie
pomyślałam o tym. Ale teraz skupmy się na obecnej sytuacji. O ewentualne
mieszkanie będziemy się martwić jak przyjdzie na to czas.
- Masz rację. - Hermiona była pod
wrażeniem zaangażowania Ginny w tę sprawę. Sama czuła lekkie wyrzuty sumienia,
bo przez to całe zamieszanie z Draco sprawa Desmond;a kompletnie wyleciała jej
z głowy.
- Skoro już wspomniałaś o Twoim
mieszkaniu to chyba ono nie stoi tak całkowicie puste. - Ginny uśmiechnęła się
złośliwie. - Dobrze się domyślam, że to tam teleportowaliście się z Draco,
kiedy Blaise przyłapał was w jednoznacznej sytuacji.
- Wiedziałam, że w końcu o tym
wspomnisz. - Hermiona teatralnie wywróciła oczami. - Poza tym, my się tylko
całowaliśmy.
- No patrz, a według relacji Blaise
byliście bliscy zerwania z siebie ubrań na tej ławce.
- Przekaż mu proszę, że powinien
odwiedzić okulistę. To taki mugolski lekarz do którego idziesz jak Twój wzrok
się psuje.
- Wylądowaliście w łóżku? - zapytała
dosadnie panna Weasley, całkowicie ignorując uwagę Hermiony.
- Na Merlina, Ruda. Jeśli już jesteś
taka ciekawska to tak. Wylądowaliśmy w łóżku, ale do niczego nie doszło. Po
prostu razem spaliśmy. W dosłownym słowa tego znaczeniu i przestań doszukiwać
się podtekstów.
- Zawiodłaś mnie. A chociaż było
buzi buzi?
- Żeby to raz. - palnęła Hermiona
zanim zdążyła ugryźć się w język. Ginny z radości zaśmiała się szczerze.
- W końcu coś między wami ruszyło do
przodu.
- Tak, Draco odwiózł mnie do
Szpitala na nocną zmianę i ktoś zauważył sposób w jaki... okej, całowaliśmy się
na pożegnanie. - dodała widząc wymowną minę przyjaciółki. - Wszyscy w Świętym
Mung'u uważają, że mamy zamiar wziąć ślub. Trwała nawet zażarta dyskusja, co kupią
nam w prezencie i jakie stroje będą najodpowiedniejsze na, tu uwaga cytuję
Debrę "najsłynniejsze wydarzenie od czasu założenia Hogwart'u".
- Nie przeczę, wasz ślub zrobi
furorę. Wszystkie gazety będą o tym pisały.
- Na Merlina, Ginny, opanuj się. O
czym Ty w ogóle mówisz, nie będzie żadnego ślubu.
- Tak, tak. Tylko patrzeć jak Draco
padnie na kolana z bukietem kwiatów i oświadczy Ci się.
- Piekło zamarznie a niebo stanie w
płomieniach. - mruknęła Hermiona, nieświadomie powtarzając słowa Draco sprzed
kilkunastu godzin. - I jesteśmy na miejscu, jeśli mówił prawdę to mieszka w tym
domu.
- Okej. - Ginny rozejrzała się po
okolicy. - Nie widzę jego szpanerskiego autka. To dobrze, że pojechał już do
pracy. Swoją drogą, gdzie on pracuje?
- Wspomniał tylko, że w jakiejś
korporacji i często wyjeżdża służbowo.
- Czas działać. - Ginny odetchnęła i
zadzwoniła do drzwi. Żadna z dziewczyn nie chciała się przyznać otwarcie ale
serce waliło im jak oszalałe. Po chwili usłyszały czyjeś kroki i wiedziały, że
nie ma juz odwrotu. Drzwi otworzyła im dokładnie ta sama kobieta, którą
Hermiona spotkała w centrum handlowym.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? -
zapytała życzliwie.
- Yyyy... dzień dobry, bo my... -
zaczęła dość kulawo Ginny.
- Chwileczkę, ja już Panią gdzieś
widziałam. - kobieta spojrzała na Hermionę, usiłując sobie przypomnieć kiedy i
w jakich okolicznościach ją spotkała. - Widziałam Panią wtedy w centrum... o
Boże...czy to oznacza, że jest Pani kolejną kochanką mojego męża?
Takiego pytania dziewczyny się nie
spodziewały. Obie stały zaszokowane i żadna z nich nie mogła wydusić z siebie
ani jednego słówka. Cały scenariusz rozmowy jaki po drodze sobie ułożyły legł w
gruzach. Jak to możliwe, że ona wiedziała o zdradach Desmond'a?
- Nie, nie jestem kochanką Pani
męża. - pierwsza mowę odzyskała panna Granger. - Jednak to właśnie o nim chcemy
z Panią porozmawiać.
- Proszę, zapraszam do środka. Męża
nie ma, a syn jest już w przedszkolu. Napiją się Panie czegoś?
- Nie, nie. Dziękujemy. - tym razem
odezwała się Ginny.
- Siadajcie, proszę. Ja sama długo
nie mogę stać. - wskazała na znacznie zaokrąglony brzuch. - W takim razie,
słucham. Co chcecie mi powiedzieć?
- To z czymś przyszłyśmy nie jest
niczym przyjemnym ale obie uznałyśmy, że powinna Pani o tym wiedzieć. - zaczęła
Hermiona.
- Nazywam się Jamie. Może tak będzie
lepiej.
- Okej, ja jestem Hermiona a to jest
Ginny. Wtedy w centrum handlowym, gdy zobaczyłaś mnie jak rozmawiałam z Twoim
mężem to w rzeczywistości nie pytałam go o drogę do sklepu muzycznego. Kilka
tygodni wcześniej on zaczepił mnie w podobnych okolicznościach, wyraził chęć
bliższej znajomości. Absolutnie nie dał po sobie poznać, że ma rodzinę. Z
resztą, między nami i tak do niczego nie doszło. Chciałam tylko... Jamie,
proszę nie płacz. - Hermiona spojrzała na blondynkę, która nie mogła
powstrzymać łez.
- Oh, proszę wybaczcie mi. To nie
jest dla mnie łatwa sytuacja. Ale ja wiem o tym, co on mi robi. Wiem, że mnie
zdradza. To nie pierwsza taka sytuacja. - Jamie rozpłakała się już na dobre. Hermiona
i Ginny również miały łzy w oczach.
- Jakie, jak to możliwe? Dlaczego
nic z tym nie zrobisz? - zapytała Ruda.
- A co ja mogę zrobić w mojej
obecnej sytuacji? Jestem w siódmym miesiącu ciąży, mam pięcioletniego syna i na
dodatek nie mam żadnego źródła finansowego. Desmond płaci za wszystko.
- Od jak dawna on Cię tak traktuje?
- Wszystko zaczęło się kiedy
powiedziałam mu, że jestem w ciąży z Amber. Wtedy wpadł w szał. Krzyczał, że
wystarczy mu jedno dziecko. Skoro ubzdurałam sobie, że będzie drugie to albo
usunę ciążę albo sama mam je wychowywać. Bo on wyprze się ojcostwa. Myślałam,
że mu przejdzie ale myliłam się. Nie był ze mną nawet na ani jednych badaniach
kontrolnych. Nie wiem nawet czy wie, że to będzie dziewczynka. A ja nie mogłam
usunąć ciąży, po prostu nie mogłam. Przecież to moje dziecko, nasze dziecko.
Znienawidził ją bez najmniejszego powodu.
- Jamie, bardzo dobrze postąpiłaś,
że nie usunęłaś ciąży. - Hermiona nie powstrzymywała już łez. - Posłuchaj, my
Ci pomożemy.
- Dziękuję za wsparcie ale ja nie
mam dokąd pójść, nie mam najmniejszych oszczędności a doskonale zdaję sobie jak
drogie jest życie. Moi rodzice nie żyją, a ja nie mam żadnych przyjaciół. On
się o to postarał. - kobieta sięgnęła po chusteczki higieniczne leżące na
stole. Kiedy wyciągnęła rękę, rękaw od bluzy podciągnął się do góry ukazując
ogromnego, fioletowego siniaka na jej ramieniu.
- Czy on Cię bije? - zapytała bez
skrępowania Ginny.
- Nie... - Jamie szybko zasłoniła
siniaka.
- W takim razie skąd to masz? My
naprawdę możemy Ci pomóc.
- Bije. - wyrzuciła z siebie
blondynka i na nowo rozpłakała się. Hermionie to wszystko nie mieściło się już
w głowie. Jak można bić kobietę w ciąży? Jak w ogóle można bić kobietę?
- No już, spokojnie. - podała jej
chusteczki. - Jamie, posłuchaj mnie uważnie, kiedy Desmond wraca do domu?
- Będzie przed siedemnastą. -
wydmuchała nos w chusteczkę.
- Dobrze, chcemy Ci pomóc. Ja mam
mieszkanie, w którym aktualnie nie mieszkam. Jest może niewielkie ale dla
Ciebie i dzieci spokojnie wystarczy tam miejsca. Rachunki są opłacone na kilka
miesięcy z góry, więc na chwilę obecną nie będziesz musiała się tym przejmować.
Nasza przyjaciółka pracuje jako przedszkolanka, na pewno będzie mogła załatwić
miejsce w żłobku dla Amber. Wtedy Ty będziesz mogła pójść do pracy, staniesz
finansowo na nogi i uwolnisz się na dobre od tego potwora.
- To wszystko bardzo pięknie brzmi,
ale co to da skoro on mnie i tak znajdzie wszędzie, gdzie pójdę.
- Nie martw się, nie znajdzie Cię. -
wtrąciła Ginny. - Już nasza w tym głowa.
- Kiedy on wyjeżdża w jakąś
delegację?
- Za trzy dni. Nie będzie go
tydzień. - wyszlochała Jamie.
- Przygotuj najpotrzebniejsze
rzeczy. - oznajmiła Hermiona. - Za trzy dni zabieramy Cię stąd.
***
Trzy przyjaciółki, Hermiona, Ginny i
Ashley, siedziały wieczorem w salonie i rozmawiały o dzisiejszym dniu. Siostra
Draco pochwaliła ich za rozwiązanie sytuacji z Jamie. I oczywiście zaoferowała
swoją pomoc w sprawie ewentualnego miejsca w przedszkolu lub żłobku.
- Łatwo nie było. On całkowicie ją
zdominował i zrobił z niej swoją niewolnicę. Coś okropnego.
- To prawda, mam nadzieję że uda nam
się jej pomóc. A Desmond jej nie znajdzie.
- Spokojna głowa, poproszę Blaise'a
żeby złożył mu wizytę z ochroniarzami z jego klubu.
- Jesteś szalona. - zaśmiała się
Hermiona. - Chociaż dziś to już chyba nic mnie nie zdziwi.
- Nie chwal dnia przed zachodem
słońca. - dorzuciła Ashley. Chwilę później zadzwonił dzwonek do drzwi.
- A kogo Merlin niesie w taką
pogodę? -mruknęła panna Granger, bowiem na dworze znowu szalała ulewa. Ruda
zlitowała się nad gościem i poszła otworzyć drzwi. W progu stał kompletnie
przemoczony Draco z bukietem czerwonych róż.
- A Tobie co się stało? - zapytała Ginny,
ale chłopak bez słowa ją wyminął i podszedł do oniemiałej z wrażenia Hermiony.
-
Zostaniesz moją żoną?