Przepraszam za nieobecność. Nie było mi łatwo, z moim nowym życiem. Ale już jest lepiej.
Jestem z wami.
Prolog
Czy wiesz co to jest szczęście? Szczęście
to zgodność z samym sobą, to harmonia wewnętrznych demonów.
Panna Nikt, Tomek Tryzna
________________________________
- Otwieram trzecie posiedzenie Wizengamotu w sprawie Lucjusza Malfoy'a
oskarżonego o przynależność do Śmierciożerów, sług Czarnego Pana. - Kingsley
Shacklebolt uderzył dwa razy drewnianym młoteczkiem o podstawkę. - Zgodnie ze
wcześniejszymi ustaleniami w dniu dzisiejszym, czyli 26 sierpnia, zapadnie
wyrok w tej sprawie. Lucjuszu Malfoy jesteś oskarżony o przynależność do
Śmierciożerów, wspieranie i szerzenie idei Czarnego Pana a także współudział w
wielu mordach, dokonanych zarówno na czarodziejach jak i osobach niemagicznych.
Czy przyznajesz się do zarzucanych Ci czynów?
-
Nie. - odpowiedział sucho, patrząc hardo w oczy Ministra Magii.
-
Tak też myślałem. Niestety, z uwagi na wcześniejsze podejrzenia co do Twojej
osoby, zostało Ci odebrane prawo łaski. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że jesteś
winny zarzucanych Ci czynów. Dożywotnią karę pozbawienia wolności odbędziesz w
Azkabanie. Od powyższego wyroku nie masz prawa do odwołania. Zamykam rozprawę!
- Kingsley Shacklebolt uderzył ponownie młoteczkiem.
Dwóch
strażników podeszło do Lucjusza i wyprowadzili go z sali przesłuchań. Senior
rodu wychodząc ostatni raz spojrzał z pogardą na swojego syna i żonę.
Niewdzięcznicy, zeznawali przeciwko niemu...
-1-
[...] miłość nie daje i nigdy nie dawała
szczęścia. Wręcz przeciwnie, zawsze jest niepokojem, polem bitwy, ciągiem
bezsennych nocy, podczas których zadajemy sobie mnóstwo pytań, dręczą nas
wątpliwości. Na prawdziwą miłość składa się ekstaza i udręka.
Czarownica z Portobello, Paulo Coelho
________________________________
*****
Hermiona Granger obudziła się osiem minut przed
budzikiem. Taka sytuacja miała niezmiennie miejsce tylko pierwszego września.
Każdego innego dnia jej relacja z budzikiem była bardzo napięta. Powoli wstała,
przeciągnęła się i wyjrzała z nadzieją przez okno. Tak! Zza chmur wyłaniało się
ciepłe, wrześniowe słońce. Uwielbiała, gdy w dzień rozpoczęcia szkoły było
ciepło. Zabrała przygotowane wczoraj ubrania i zniknęła w łazience. Po porannej
toalecie sprawdziła czy wszystko ma w kufrze. Najgrubsze książki zmniejszyła za
pomocą zaklęcia i schowała je do płóciennej torebeczki ściąganej rzemykiem. Nie
ukrywając panna Granger spakowała chyba połowę książek, które można dostać w Esach i Floresach. Najważniejsze
egzaminy w życiu każdego czarodzieja zbliżały się wielkimi krokami i musi je
napisać na najwyższe oceny z możliwych, jeśli chce w przyszłości zostać
Magomedykiem. Z Owutemami nie ma żartów. Planowała zdawać Eliksiry, Historię
magii, Numerologię dla zaawansowanych, Obronę przed Czarną Magią, Runy,
Transmutację, Zaklęcia i uroki oraz Zielarstwo. Nauki będzie bardzo dużo, ale
to dobrze. Gryfonka uwielbiała wyzwania, zwłaszcza jeśli dotyczyły one nauki. Z
przeczuciem, że to będzie bardzo dobry rok szkolny wyszła z pokoju. Swoje kroki
skierowała do sypialni gościnnej, gdzie od czterech dni pomieszkiwała Ginny
Weasley, jej najlepsza przyjaciółka. Hermiona zaprosiła do siebie Rudą na
końcówkę wakacji. Zawsze to ona jeździła do Nory, tym razem postanowiła
zrewanżować się. Tym bardziej, że odnalazła swoich rodziców właśnie z pomocą
jedynej córki Weasley'ów. Rodzice Hermiony - Jane i Walter - chętnie przystali
na tę propozycję. Zapukała trzy razy.
- Proszę. - usłyszała w
odpowiedzi po czym uchyliła drzwi i zajrzała do środka. Ginny właśnie wkładała
do kufra szaty.
- Dzień dobry, wyspałaś się?
- Hej. - Ginny
uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Tak, nawet nie wiesz jak bardzo. Cieszę się,
że wracasz do Hogwartu. Tym bardziej, że będziemy na jednym roku.
- Tak, moja
ubiegłoroczna wyprawa w nieznane z chłopakami przyniosła sporo korzyści.
- Mama mówiła, że dzięki
Tobie podciągnę się w nauce i lepiej zdam egzaminy. - Ginny zamknęła kufer.
- Możesz liczyć na moją
pomoc. Słyszałam, że bardzo dużo osób wraca. Niektórzy chcą nawet powtarzać
rok.
- Wcale się im nie
dziwię. Ubiegły rok był koszmarny. I nie mówię tu wcale o poziomie nauki.
- Nie wracajmy do tego.
- Hermiona nie chciała poruszać nieprzyjemnych tematów. - Lepiej chodźmy na
śniadanie.
- Mama wczoraj odesłała
mi sowę. Kazała przekazać Ci gratulację z okazji uzyskania tytułu Prefekta
Naczelnego.
- Dziękuję, ale ja wcale
się z tego nie cieszę. Prefekt Naczelny ma dużo obowiązków, między innymi te
głupie patrole. Wolałabym skupić się na nauce niż na bezsensownym łażeniu po
zamku przez kilka godzin. - żaliła się Hermiona schodząc po schodach na parter.
- Ale spójrz na to z
drugiej strony. Prywatna sypialnia połączona z prywatnym salonem Prefektów
Naczelnych. Nie wspomnę już o słynnej łazience. Percy tyle o niej opowiadał.
Ciekawe kto jeszcze dostąpił tego zaszczytu. - zastanawiała się Ginny, schodząc
po schodach na dół.
- Co chodzi o Krukonów,
to Cho Chang. Jeśli mowa o Ślizgonach i Puchonach wiem tyle, że muszą być to
faceci. Zawsze był podział dwóch do dwóch. Niestety nie wiem kogo wybrała
Profesor McGonagall. Oby to był ktoś normalny.
- Obstawiam Zabiniego
albo Malfoya. Z całego Slytherinu to oni dwaj mają najlepsze stopnie, więc nie
zdziwię się jeśli któryś z nich dostał odznakę.
- Cudownie. - Hermiona
nie kryła niezadowolenia. - Jak znam życie to Malfoy. Jestem przekonana, że Snape
maczał w tym swoje chude palce. Niestety, mimo że znamy prawdę o jego podwójnej
roli agenta to nic się nie zmienił.
- Wiesz Hermiona,
niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią. Niestety.
- Mówisz o czymś
konkretnym? - panna Granger zauważyła zmianę tonu głosu swojej przyjaciółki.
- Nie. - odpowiedziała
szybko Ruda. Może za szybko. - Wyobrażasz sobie miłego Snape'a? Bo ja nie.
Szczerze przyzwyczaiłam się do jego kąśliwych uwag pod adresem Gryfonów.
- I faworyzowaniu
Ślizgonów, nie zapomnij o tym. - dziewczyny weszły do kuchni. - Dzień dobry.
- Dzień dobry, Państwu.
Hermiona i Ginny
przywitały się z Grangerami. Jane kończyła wyciskać sok ze świeżych pomarańczy
a Walter układał tosty na talerzu.
- Cześć, dziewczynki. -
mama Hermiony uśmiechnęła się serdecznie. - Siadajcie i jedźcie. Za godzinę
jedziemy na dworzec.
- Spakowane?
- Tak, tato. Nie mogę
nigdzie znaleźć Krzywołapa. Widzieliście go?
- Nie martw się, córuś.
Krzywołap jest już zamknięty w swoim transporterze. - Walter wskazał na
przedpokój. - Nie wygląda na zadowolonego.
Krzywołap siedział
zamknięty w specjalnym kuferku dla kotów i wyglądał na obrażonego.
- On nigdy za tym nie
przepadał. Nie martw się, Krzywołapku. Niedługo będziemy w Hogwarcie.
Kot zaszczycił swoją
Panią krótkim spojrzeniem, machnął gniewnie ogonem i położył się tyłem do nich.
- Już wiem po kim ma
charakterek. Zwierzęta naprawdę upodabniają się do swoich właścicieli.
- Bardzo śmieszne,
Ginny. Lepiej jedz te tosty, bo się spóźnimy. - odpowiedziała panna Granger a
jej rodzice zaczęli się śmiać. W tym co powiedziała Ruda było ziarno prawdy -
ich ukochana jedynaczka potrafiła pokazać swój ognisty temperament.
- Nie mogę uwierzyć, że
idziecie ostatni rok do szkoły. - westchnęła Jane. - Jak ten czas szybko leci.
- Proszę, Kochanie. -
Pan Granger zwrócił się do swojej żony. - Mówisz o tym od tygodnia. Lepiej życz
naszym dziewczynom powodzenia, a ja zaniosę kufry do samochodu.
Reszta śniadania minęła
w przyjaznej atmosferze, niestety pożegnanie obfitowało już w mniej pozytywne
emocje. Pani Granger wyściskała Hermionę i Ginny i machała dopóki samochód nie
zniknął za najbliższym zakrętem. Dojazd na dworzec King Cross zajął im mniej
niż dwadzieścia minut, na szczęście ruch na ulicy był niewielki. Walter pomógł
wypakować bagaże z niezastąpionego Land Rovera.
- Powodzenia. - uściskał
obie dziewczyny. - Jestem z was dumny. Piszcie często i wykorzystajcie dobrze
ten rok.
- Dziękuję, tato. Kocham
Cię.
- Do widzenia, Panie
Granger. - Ginny pomachała ojcu Hermiony na pożegnanie. Dziewczyny zapakowały
kufry na wózki i ruszyły w stronę tajemniczego przejścia, prowadzącego na Peron
9 i 3/4.
*****
Harry Potter rozglądał się po peronie 9 i 3/4 za
swoją dziewczyną, która spóźniała się już dziesięć minut. Wprawdzie do odjazdu
Express-Hogwart pozostał jeszcze kwadrans, ale zaczął odczuwać lekki niepokój.
Co chwilę spoglądał na zegarek i na przejście.
-
Przestań tak się zachowywać, bo i mi się udziela Twój nerwowy nastrój. -
odezwał się Ron, który miał po dziurki w nosie zachowania swojego przyjaciela.
-
Przesadzasz. - mruknął Wybraniec i powrócił do przerwanej czynności. Ron
westchnął.
-
Będziesz dalej kapitanem w Quidditch'u?
-
Pewnie. Został mi ostatni rok nauki i chcę aby nasza drużyna wygrała Puchar. O
jest. - Harry zostawił przyjaciela i poszedł pomóc swojej dziewczynie z kufrem.
Ron teatralnie przewrócił oczami. Co ta miłość robi z ludźmi. Sam nie miał zbyt
udanego życia uczuciowego. Nie wyszło im z Hermioną, ale na szczęście pozostali
przyjaciółmi. Rudzielec nie był tym zachwycony, ale z drugiej strony co mu
pozostało? Wolał przyjaźnić się z Granger niż ją stracić. W głębi serca miał
nadzieję, że kiedyś im się uda. Ale postanowił nie narzucać się. Co ma być to
będzie. Chwilę po Cho na Peronie pojawiły się Ginny i Hermiona. Ta pierwsza
wyraźnie unikała wzrokiem Wybrańca i jego dziewczynę (oczywiście Ron tego nie
zauważył, bo faceci z reguły nie widzą takich rzeczy). Pomachał im energicznie
i gestem przywołał do siebie.
-
Cześć, dziewczyny. – uściskał serdecznie siostrę i przyjaciółkę. – Chodźcie,
mamy zajęty przedział. Pomogę wam z kuframi.
-
Cześć, Ron. Jak fajnie, że pozwalasz nam dojść do głosu. – Ginny nie szczędziła
bratu miłych słów. Rudzielec machnął na nią ręką i zabrał się za ładowanie
(wypchanych do granic możliwości) kufrów dziewczyn. Hermiona trzymając koszyk z
kocurem, ruszyła za Ronem śmiejąc się z potyczek rodzeństwa. Pewne rzeczy nigdy
się nie zmienią.
-
Jak wakacje? – zapytała chłopaka, gdy usiedli w przedziale.
-
Tak jak pisałem, dużo pomagałem Georgowi w sklepie. Dzięki temu odłożyłem
trochę gotówki i mogłem kupić kilka nowych rzeczy. – Ron wyjął z kieszeni
spodni różdżkę. – Pióro feniksa, 12 cali!
-
Wow, zaszalałeś. Jak Georg się trzyma?
-
Całkiem dobrze, Angelina mu pomaga w prowadzeniu sklepu. Myślę, że coś między
nimi jest.
-
Ron, od kiedy Ty widzisz takie rzeczy?
-
Cóż, Ginny, jak dwoje ludzi się całuje to chyba jest to oczywiste.
-
Dam Ci kulę, chustę na głowę i będziesz uczył wróżbiarstwa. Jesteś tak samo
dobry w te klocki jak Trelawney.
-
Chcesz się założyć, że oni wezmą ślub? Stawiam trzy galeony!
-
Podbijam do pięciu! Hermiona, przetnij. – rodzeństwo uścisnęło sobie dłonie.
-
Serio? Zakładacie się o czyjś ślub? Na Merlina, jak mi was brakowało. Harry
dołączy do nas?
-
Wątpię, wcześniej mówił, że będzie jechał z Cho i z innymi Krukonami. To co,
gramy w Eksplodującego Durnia?
-
Żebyś wiedział, że gramy. – Hermiona wypuściła z koszyka Krzywołapa, który
rozciągnął się na siedzeniu i po chwili już smacznie spał. Najwidoczniej złość
już mu przeszła. W końcu kochał swoją panią bardzo mocno. Podczas ekscytującej
gry co chwilę otwierał oczy i sprawdzał czy Hermiona jest w pobliżu. O tak,
bardzo ją kochał.
*****
Draco Malfoy siedział sam w przedziale i po raz drugi czytał list od
swojego ojca chrzestnego. Severus Snape jak zawsze był oszczędny w słowach i
wszystko co miał mu do przekazania zawarł na jednej stronie pergaminu. W
większości pisał o bzdetach, które nie były interesujące. Uważaj na siebie, nie daj nic po sobie poznać, jesteś silny… bla
bla bla. Schował list do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjrzał przez okno.
Potter i Cho. Fuj. Weasley. Podwójne fuj. Ginny i Hermiona. Ble. Nie czuł do
nich już nienawiści z dwóch powodów. Uratowali mu życie, ale w sumie wcześniej
on im też, więc są kwita. A po drugie, mówienie o czystości krwi po upadku
Voldemorta było źle odbierane. Nie musi ich lubić, wystarczy że będzie ich
unikał a w najgorszym przypadku okaże wymagany szacunek. Plan jest prosty, pora
przejść do jego realizacji. Z drugiej strony obawiał się, że któreś ze Złotej
Trójcy zostało Prefektem Naczelnym, a wtedy to już będzie na nich skazany.
Stawiał na Hermionę, ale ulubieniec świata, Potter, też miał duże szanse.
Weasleya nie brał pod uwagę, bo to Weasley. Nikt przy zdrowych zmysłach nie
dałby mu odznaki. Wystarczy, że jego starszy brat dostąpił tego zaszczytu.
Jeden raz w rodzinie wystarczy. W sumie Granger nie byłaby taka zła. I tak
ciągle siedzi w książkach, przynajmniej nie będzie przeszkadzać w rozkręcaniu
imprez, które już planował z Zabinim. To ich ostatni rok nauki, trzeba go
dobrze wykorzystać. Egzaminy egzaminami, ale na zabawę też trzeba znaleźć czas.
Matka na pewno nie byłaby dumna z postanowień swojego jedynaka, ale cóż. Nie
musi o tym wiedzieć.
-
Cześć, stary. – do przedziału wszedł Blaise, przyjaciele podali sobie ręce. –
Astoria się nie pokazywała?
-
Widziałem ją na peronie, a potem gdzieś mi zniknęła z Dafne. A co?
-
Od zerwania ciągle mnie prześladowała. Mam nadzieję, że odczepi się raz na
zawsze.
-
A widzisz, mówiłem Ci żebyś nie zaczynał z tą walniętą rodzinką. Wiem stary.
Teraz żałuję, że się nie posłuchałem.
-
Wyrazy współczucia. Zakręć się z inną, to Astoria sobie odpuści.
-
Po tym, co z nią przeszedłem mam dość dziewczyn na długi czas.
-
Taa, zawsze tak mówisz. A po tygodniu już masz nową.
-
O nie, nie tym razem. Dostałem nauczkę, pora zacząć uczyć się na błędach.
-
Lepiej późno niż wcale.
-
Nie wierzę, Potter wrócił do Cho? – Zabini wyjrzał przez okno.
-
Najwidoczniej.
-
Fajer, Ginny jest o wiele ładniejsza. Chociaż z drugiej strony to oznacza, że
jest wolna… - Diabeł usiadł i zaczął intensywnie nad czymś myśleć.
-
Hipokryta. – mruknął Draco ze złośliwym uśmieszkiem.
Pociąg
ruszył.
*****
-
Nie czekajcie na mnie. Zapakuję Krzywołapa do koszyka.
-
Okej, będziemy przy powozach. – Ron i Ginny opuścili przedział, a Hermiona
zabrała się za wpychanie swojego pupila do transportera.
-
Posiedź chwilę w koszyku. Za chwile ktoś przeniesie Cię do mojego dormitorium.
Będziemy mieć swoją własną sypialnię. Zobaczysz, spodoba Ci się. – dziewczyna
pogłaskała kocura, który mrugnął do niej porozumiewawczo. Wyszła z przedziału i
korytarzem skierowała swoje kroki do wyjścia. – O nie, pada.
-
Pięć punktów dla Gryffindoru! – krzyknał entuzjastycznie Blaise, który stał na
stacji.
-
Cześć, Blaise. – uśmiechnęła się dziewczyna dość nieśmiało. Ze wszystkich
Ślizgonów z nim miała najlepszy kontakt.
-
Cześć, mam parasol, chcesz się załapać na spacer do powozu?
-
Czemu nie. – podeszła do niego chowając się pod parasol. – Wszyscy już poszli?
-
Tak. – ruszyli. – Ja wróciłem się do przedziału, bo zostawiłem tam coś. Już
miałem iść, ale usłyszałem czyjeś kroki no i wyszłaś Ty. Jak wakacje?
-
Całkiem dobrze. A jak Twoje?
-
Głównie włóczyłem się z Draco. Wiesz mama ma nowego męża i wyjechali w podróż
poślubną.
-
O super, gratuluję.
-
Ciekawe na jak długo, o podbojach mojej matki słyszał chyba już każdy.
-
Może tym razem na zawsze?
-
Wątpię. Znam ją dobrze. Stała w uczuciach to ona nie jest. Co innego jej
cudowny syn.
-
Przypomnij mi, jesteś jedynakiem?
-
Bardzo śmieszne. Ty po prostu nie wierzysz w moje możliwości. Nie spotkałem
jeszcze tej jedynej.
-
A co z Astorią?
-
Nie przypominaj mi o niej, to jedna wielka wariatka. Zerwałem z nią, a ta mnie
prześladowała. Brr, chyba kupię sobie psa obronnego.
-
Zawsze możesz poprosić Hagrida o wypożyczenie Kła. Nie jest może zbyt obronny,
ale za to duży.
-
Przemyślę to. Dzięki za dobrą radę. Tobie z Ronem też nie wyszło?
-
Nie, ale to trochę inna historia. On jest mi bliski, nawet bardzo, ale…
-
Bardziej jak brat? – dokończył za dziewczynę.
-
Dokładnie. Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie, że mogłoby być między nami coś
więcej.
-
A w przyszłości?
-
To się okażę. Niczego nie wykluczam. Mówię jak jest teraz. Poza tym, przed sobą
mam egzaminy. Wolę się skupić na nich. Na miłość przyjdzie czas.
-
Wiesz co w Tobie lubię? To że mimo upływu lat jesteś wciąż taka sama. To
rzadkość w dzisiejszych czasach i cenię to u ludzi. Masz jasno ustalone
priorytety i tego się trzymasz. Nie podążasz ślepo za modą.
-
Blaise, przestań mnie tak komplementować, bo się zaczerwienię.
-
Oj od razu komplementować. Mówię prawdę. A tak zapytam z ciekawości, chociaż
bardziej chcę to potwierdzić. Zostałaś Prefektem Naczelnym.
-
Zgadza się.
-
Gratuluję. To będziesz dzieliła Pokój Wspólny Prefektów z Draco.
-
Yhhh. Tego się obawiałam.
-
Nie martw się, nie taki diabeł, a raczej smok, straszny jak go malują.
-
Co masz na myśli?
-
Przekonasz się. Ale mam przeczucie, że nie będzie tak źle. Cześć, Ginny! –
Diabeł uśmiechnął się promiennie to najmłodszej córki Weasleyów i ruszył w
kierunku powozu z którego machał do niego Nott.
-
Cześć. – odpowiedziała zaskoczona, ale z drugiej strony zadowolona.
-
Co Ty robiłaś z Zabinim? – zapytał Ron. Może nazbyt oskarżycielsko?
-
Nic, podprowadził mnie bo pada deszcz.
-
Ledwo kropi.
-
Och, uspokój się, Ronaldzie. Co Cię obchodzi co Hermiona robiła z Blaisem? To
jej sprawa, a nie Twoja.
-
Właśnie, Ron. – panna Granger była wdzięczna przyjaciółce za wsparcie.
-
Przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć.
-
Mam nadzieję. To co, ruszamy?
-
Poczekajcie na mnie! – do powozu zwinnym susem wskoczyła Luna w jakiejś
dziwacznej czapce. – To moja ochrona przed Złośliwymi Motylami Górskimi. –
wyjaśniła po drodze.
*****
-
Ron, ciszej! - Hermiona szturchnęła Rudzielca,
który wyraźnie nie był zadowolony.
-
Mój brzuch jest głodny! - syknął Ron.
-
To go ucisz! Ceremonia przydziału zaraz się skończy. - Hermiona powróciła do
obserwowania pierwszoklasistów a Ron rozmasowywał okolice żeber. Po jej prawej
stronie siedziała Ginny, któa również przyglądała się jak drobna blondyneczka
została przydzielona do Puchonów. Natomiast Harry w najlepsze komentował z
Nevillem ostatni mecz Bułgarów w Quiditcha.
-
Kochani! - Minerva McGonagall zabrała głos. - Pragnę gorąco powitać naszych
nowych uczniów. Resztę informacji przekażę po kolacji. Smacznego! - klasnęła w
dłonie a na stołach natychmiast pojawiły się pyszne dania. Nawet Hermiona
poczuła głód. W końcu osttani porządny posiłek jadła rano. W pociągu zapchała
się za to słodyczami. Skusiła się na pieczone udka z frytkami, podobnie jak
Ruda. Po skończonej kolacji powitalnej dziwiła się, że zjadła az tyle.
Widocznie była bardziej głodna niż jej się wydawało. Rozejrzała się po Wielkiej
Sali - większość uczniów dojadała ostatnie kęsy z talerza, pozostali zajęci
byli rozmową ze swoimi sąsiadami. Hermiona zerknęła na stół Ślizgonów, gdzie
Blaise opowiadał kawały. Co chwile otaczający go Ślizgonie wybuchali gromkim
śmiechem. Dziewczyna zauwazyła, że śmierć Vildemorta zmieniła ich. Może i
czytość krwi była dla nich ważna, ale już nie w takim stopniu jak kiedyś. Na
jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech i wtedy jej spojrzenie spotkało się z
Draco. Hermiona szybko odwróciła wzrok. Nigdy nie zauwazyła, że talerze mają
bardzo ładne wzory. Próbowała wmówić sobie, że Malfoy się nie uśmiechnął. To
nie w jego stylu. Na pewno jej się przywidziało albo skrzywił się. O tak, to o
wiele bardziej prawdopodobne.
-
Co Ty widzisz na tym talerzu? - Ruda z rozbawieniem spojrzała na swoją
przyjaciółkę.
-
Nic. Wzorki ładne ma.
-
Faktycznie, dopiero teraz zauważyłaś?
-
Moi Drodzy! - odezwała się Dyrektorka. Hermiona była jej wdzięczna, bo uniknęła
niewygodnej rozmowy z Ginny. MInerva omówiła jeszcze standardowe nakazy i
zakazy, które od lat były powtarzane. - Zanim pójdziecie spać pragnę
przedstawić naszych nowych Prefektów Naczelnych. Panna Cho Chang z Ravenclawu.
Panna Hermiona Granger z Gryffindoru. Pan Ernest McMillan z Hufelpuffu. Pan
Draco Malfoy z Slytherinu.
Każdy
z wymienionych został nagrodzony gromkimi brawami, więc Minerva wymieniała
osoby z kilkusekundową przerwą. Gdy na Wielkiej Sali zapadła cisza Dyrektorka
ponownie zabrała głos:
-
Proszę teraz aby Prefekci odprowadzili nowych uczniów do swoich domów.
Natomiast naszych nowoupieczonych Prefektów Naczelnych zapraszam do mojego
gabinetu. Chcę z wami omówić kilka kwestii.
Piętnaście
minut później czwórka uczniów stała przed wejściem do gabinetu Minervy
McGonagall. Nikt nie znał hasła więc uznali, że najlepiej będzie na nią
poczekać.
-
Przepraszam, że czekaliście ale historie opowiadane przez Profesora Sluthorna
są niezwykle pasjonujące. Magiczne cukierki. - Minerva wypowiedziała hasło i
przejście otworzyło się. - Zapraszam. Proszę siadajcie. - nauczycielka
Transmutacji usiadła za biurkiem. - Przede wszystkim pragnę pogratulować Wam
otrzymania odznaki Prefekta Naczelnego. To szczególne wyróżnienie, ale również
wielka odpowiedzialność. Podlegają pod was Prefekci z waszych domów, tylko wy
macie prawo odejmować im punkty za niewykonywanie obowiązków. Każdego dnia
dwójkami obdywacie patrol, od godziny dwudziestej drugiej do dwudziestej
trzeciej. W tym czasie musicie sprawdzić czy wszyscy uczniowie są w Pokojach
Wspólnych. Myślę, że nie muszę was dzielić na pary. Sami ustalicie to między
sobą. Przysługuje wam Pokój Wspólny dla Prefektów Naczelnych oraz prywatne
dormitoria. Od dziś mieszkacie na czwartym piętrze. Wasze rzeczy już tam są. W
wyjątkowych sytuacjach możecie poprosić Prefekta z waszego domu o zastępstwo na
patrolu. Jednak zaznaczam, że są to wyjątkowe sytuacje. Nie chce nawet słyszeć
o przypadku, gdzie któreś z was będzie się wyręczać Prefektami. Wy macie być
wzorem przykładnego zachowania. Czy macie jakieś pytania? - nikt się nie
odezwał. - Doskonale. Panie Malfoy czy może Pan zostać na sekundkę? Reszta z
was może już iść. Ahh, hasło brzmi Magiczny
las.
Hermiona,
Cho i Ernie pożegnali się z nauczycielką. Draco domyślał się czego dotyczyć
będzie rozmowa.
-
Panie Malfoy, dwie sprawy. Rozmawiałam z Profesor Ellen Green. Wyjaśniłam jej,
że to wyjatkowa sytuacja i mając na uwadze Pana przyszłe plany zawodowe,
zgodziła się aby uczęszczał Pan na lekcje Mugoloznastwa. Jednak bądźmy
szczerzy, będzie Pan musiał nadrobić sporo materiału. Profesor Green
przygotowała dla Pana podręczniki. - Minerva machnęła różdżką i na biurku
pojawiły się dwa opasłe tomy. - Będzie Pan musiał się tego nauczyć aby zdać
Egzaminy na Wybitny.
-
Myślę, że sobie poradzę. - Draco zmniejszył książki i schował je do kieszeni
marynarki.
-
Nie wątpię. Gdyby jednak miał Pan jakiekolwiek trudności myślę, że Pana
koleżanka, panna Granger, chętnie Panu pomoże. Od początku chodziła na
Mugoloznastwo.
-
Pani Profesor, czy naprawdę uważa Pani, że ona zgodzi się mi pomóc? Jakoś nigdy
nie mogliśmy się dogadać, a co tu mówić o pomocy.
-
Panie Malfoy, bez przesady. Myślę, że jest Pan uprzedzony. Trochę więcej wiary
w ludzi. - uśmiechnęła się. - Teraz ta mniej przyjemna sprawa. Dalej uważam, że
to Pan Zabini powinien być Prefektem Naczelnym. Severus się uparł, że to jest
Panu potrzebne.
-
Ma rację.
-
Draco. - zwróciła się do niego serdecznym głosem po raz pierwszy po imieniu. -
Poradzisz sobie?
-
Poradzę. To, że musiałem zeznawać przeciwko ojcu... jakoś się trzymam. Ale rola
Prefekta Naczelnego dobrze mi zrobi. Będę mieć mniej wolnego czasu.
-
Dobrze, ale gdybyś uznał, że to jednak Cię przewyższa, zgłoś się do mnie lub do
Serevusa.
-
Tak zrobię. Pójdę już, jeśli to wszystko. Dobranoc Pani Dyrektor.
-
Dobranoc.
-2-
Szczęście jednego
człowieka nie oznacza smutku drugiego.
Być jak płynąca rzeka, Paulo Coelho
_____________________
Hermiona weszła do Pokoju Wspólnego jako pierwsza. O wystroju tego
pomieszczenia słyszała wiele, ale nawet w jej wyobrażeniach nie był on tak
piękny jak w rzeczywistości. Duży prostokątny pokój łączył barwy każdego domu.
Ściany w kolorze kawy z mlekiem idealnie komponowały się z brunatnymi
zasłonami. Sypialnie znajdowały się po prawej stronie od wejścia, nad wejściem
do każdej z nich wisiał herb domu. Kolejno Gryffindor, Hullefpuf, Ravenclaw i
Slytherin. Po lewej natomiast znajdowała się ogromna biblioteczka, wypełniona w
całości przeróżnymi książkami. Hermionie aż zabłysły oczy z podekscytowania. Na
pierwszy rzut oka zauważyła kilka pozycji, które były bardzo trudno dostępne.
Obok biblioteczki, przy oknie, stał niewielki barek suto zastawiony przeróżnymi
butelkami wyszukanych alkoholi. Ernie zatarł ręce z zadowolenia i poszedł
przeszukiwać kopalnię dobrobytu, jak
to sam określił. Na środku stała duża skórzana kanapa, która spokojnie pomieści
pięć osób oraz trzy fotele i kilka podnóżków. Dzięki kominkowi w pomieszczeniu
panowała przyjemna atmosfera.
-
Nie wiem jak wy moje Panie, ale ja mógłbym tu zostać na zawsze.
-
Wow, o tym pokoju krążyły legendy ale nie sądziłam, że jest aż tak piękny. -
zachwycała się Cho. - Ciekawe jak wyglądają nasze sypialnie?
-
Dobre pytanie. - odezwała się Hermiona i skierowała swoje kroki do drzwi nad
którymi wisiał herb Gryffindoru. - Ojej.
Z
wrażenia aż kilkakrotnie zamrugała. O takim pokoju zawsze marzyła. Przestronne
pomieszczenie, urządzone w barwach jej domu, można śmiało było uznać za
luksusowy apartament. Dwuosobowe łóżko przykryte czerwonym kocem stało po lewej
stronie od wejścia, tuż obok drzwi które prawdopodobnie prowadziły do łazienki.
Po prawej stronie znajdowała się drewniana szafa, komoda, pusta biblioteczka oraz
biurko. Na środku leżał kremowy dywan a dwuosobowa kanapa stała przodem do
niewielkiego kominka, który ogrzewał wnętrze. Po obu jej stronach stały dwa
fotele. Krzywołap widząc swoją ukochaną Panią przeciągnął się i mrugnął kilka
razy. Podobno w kocim języku oznacza to kocham
Cię. Przy łóżku stał jej kufer, który postanowiła przynajmniej po części
rozpakować. Dochodziła dwudziesta trzecia a jutro, o ósmej, zaczynają się
lekcje. Krzywołap mruknął i spojrzał na nią spode łba.
-
No tak. - Hermiona zrozumiała. - Przecież od czego są czary.
Dziewczyna
wyjęła różdżkę z kieszeni spodni i wypowiedziała odpowiednią inkantację
zaklęcia. W mgnieniu oka wszystkie jej rzeczy trafiły na odpowiednie miejsca -
ubrania do szafy, podręczniki i książki do biblioteczki, pergaminy do szafki w
biurku, kosmetyki do łazienki.
-
Dzięki, Krzywołap. - Hermiona pogłaskała swojego pupila, który zamruczał
radośnie. - Poczekaj, pójdę zobaczyć książki, które są w Pokoju Wspólnym.
Kocur
spojrzał podejrzliwie na swoją ukochaną pańcię. Poza książkami to ona świata
nie widzi, zdawał się mówić jego wzrok. Postanowił pójść za nią i zwiedzić ten
pokój. Hermiona pochłonięta przeszukiwaniem dostępnych książek nie zauważyła
kiedy jej milusiński przystąpił do szczegółowych oględzin salonu. Krzywołap z
prawdziwą kocią zręcznością przeskakiwał z półki na półkę, obwąchując każdą
nowopoznaną rzecz. Dziewczyna wybrała dwa tomy starych podręczników Zielarstwa w medycynie dla zaawansowanych.
Poszukiwała tych książek od wakacji. Bardzo przydadzą jej się do nauki,
zwłaszcza, że Egzaminy są jej przepustką na studia. Musi dać z siebie wszystko.
Zdjęła podręczniki z półki i prawie ugięła się pod ich ciężarem. Przeceniła
swoje możliwości, chociaż książki wcale nie wyglądały na takie ciężkie.
Położyła je na podłodze i za pomocą różdżki przeniosła do swojej sypialni na
łóżko. Zadowolona wzięła szybki prysznic (łazienką również była zachwycona),
włosy wysuszyła za pomocą zaklęcia i zaplotła z nich warkocz, przebrała się w
piżamę i usiadła na łóżku po turecku. Zaczęła wertować pierwszy tom, skupiając
się głównie na tytułach rozdziałów. Z każdą przerzuconą stroną jej ekscytacja
rosła. Była zaledwie na dwudziestej stronie a już znalazła mnóstwo
interesujących ciekawostek. Już miała odkładać podręcznik (dochodziła północ)
gdy usłyszała pukanie do drzwi. Zmarszczyła czoło, bo kogo licho niesie o tej
porze. Wstała i podeszła do drzwi, za którymi stał młody Malfoy z jej kotem na
rękach.
-
On jest Twój? - zapytał.
-
Tak. Skąd...?
-
Znalazłem go w moim pokoju. - podał jej zwierzaka, który wcale nie przejmował
się tym, że gościł się w cudzym pokoju.
-
Przepraszam Cię najmocniej. Krzywołap umie sam otwierać drzwi. Postaram się
żeby to się więcej nie powtórzyło.
-
Nie ma sprawy. Dobranoc. - Draco odwrócił się na pięcie i poszedł wprost do
swojego pokoju.
-
Dobranoc. - Hermiona zamknęła drzwi i postawiła kota na podłodze. - Wstrętny
kot! Nie masz gdzie siedzieć, tylko pakujesz się do cudzych pokoi. Nie rób tego
więcej!
Krzywołap
patrzył na swoją ukochaną opiekunkę i kompletnie nie rozumiał o co jej chodzi.
Przecież ten blondyn świetnie drapie za uchem.
*****
Hermiona prawie
skręciła sobie nadgarstek uderzając w szafkę nocną a nie ten przeklęty budzik,
który dzwonił od dobrych piętnastu sekund. Przetarła zaspane oczy i ziewnęła.
Spojrzała na zegarek, który wskazywał szóstą trzydzieści dwa. Zgarnęła z fotela
ubrania, które przygotowała wczoraj i wzięła odświeżający prysznic. Wychodząc z
pokoju pogłaskała Krzywołapa, który spał na fotelu. Zbiegła po schodach i udała
się wprost do Wielkiej Sali na śniadanie. Przy stole Gryfonów siedział już Ron,
który jak zawsze jadł całym sobą.
-
Cześć. - usiadła na przeciwko Rudzielca i nałożyła porcję jajecznicy. - Gdzie
Ginny?
-
Hmhm bhme. - wybełkotał.
-
Co?
-
Nie wiem. - Ron przełknął kęs tostu. - Nie widziałem jej dziś w Pokoju
Wspólnym. Jak pokój dla Prefekta?
-
Obłędny. Może przyjdziesz dziś wieczorem do mnie z Ginny to sam ocenisz.
-
A nie masz dziś dyżuru?
-
Jeszcze nie wiem. Nie ustaliliśmy podziału. Dam wam znać.
-
Panie Weasley, proszę bardzo. - McGonagall położyła obok Rona zwój pergaminu. -
Panno Granger, proszę zapoznać się z planem zajęć.
PONIEDZIAŁEK
7.00 - 7.45 śniadanie
8.00 - 10.00 Transmutacja
10.15 - 12.15 Obrona przed czarną magią
12.30 - 13.30 obiad
13.45 - 15.45 Eliksiry
16.00 - 18.00 Numerologia
18.15 - 19.00 kolacja
WTOREK
7.00 - 7.45 śniadanie
8.00 - 10.00 Mugoloznawstwo
10.15 - 12.15 Zielarstwo
12.30 - 13.30 obiad
13.45 - 15.45 Starożytne runy
16.00 - 18.00 Transmutacja
18.15 - 19.00 kolacja
ŚRODA
7.00 - 7.45 śniadanie
8.00 - 10.00 Eliksiry
10.15 - 12.15 Numerologia
12.30 - 13.30 obiad
13.45 - 15.45 Obrona przed czarną magią
18.15 - 19.00 kolacja
CZWARTEK
7.00 - 7.45 śniadanie
8.00 - 10.00 Transmutacja
10.15 - 12.15 Eliksiry
12.30 - 13.30 obiad
13.45 - 15.45 Starożytne runy
18.15 - 19.00 kolacja
PIĄTEK
7.00 - 7.45 śniadanie
8.00 - 10.00 Zielarstwo
10.15 - 12.15 Transmutacja
12.30 - 13.30 obiad
13.45 - 15.45 Eliksiry
16.00 - 18.00 Mugoloznawstwo
18.15 - 19.00 kolacja
-
Na gacie Merlina, Hermiono! Cały dzień spędzasz na zajęciach!
-
A Ty nie?
-
Nie mam połowy zajęć, które masz Ty.
-
Cóż, Ron, nie każdy ma tak wygórowane ambicje jak Ty. - Ginny dosiadła się do
nich. - Hermiona chce po prostu dobrze zdać Egzaminy. - Ruda rozwinęła swój
pergamin. - I ja podobnie. Mam zamiar przyłożyć się do zajęć.
Ron
prychnął pogardliwie.
-
Wystarczy nam w rodzinie jeden kujon. - chłopak wziął tost na drogę i odszedł
bez pożegnania.
-
A jego co ugryzło? - Hermiona odprowadziła Rudzielca wzrokiem do wyjścia z
wielkiej Sali. Chłopak minął się z Malfoyem i Zabinim.
-
Nie mam pojęcia. Już wczoraj, po kolacji, miał focha. - Ginny założyła sobie
jajecznicę na talerz. - Mogę się o coś Ciebie zapytać?
-
Jasne, pytaj.
-
Jak to się stało, że tak dobrze dogadujesz się z Blaisem?
-
Sama nie wiem. Po wojnie przeprosił mnie za wszystkie przykrości jakie mi
zafundował. Kilka razy spotkałam go w Londynie, pogadaliśmy, wypiliśmy kilka
kaw. Tyle. Nawet Parkinson mnie przeprosiła. Tyle, że teraz jej nastawienie
jest neutralne. Raczej woli mnie ignorować. Malfoy też mnie przeprosił, o ile
to burknięcie można uznać za przeprosiny. Przyjął taktykę Pansy, co nawet mnie
cieszy. Ułatwi to mi znacząco pełnienie funkcji Prefekta Naczelnego. Czemu
pytasz o Blaisa?
-
Z ciekawości.
Hermiona
spojrzała z przekorą na swoją przyjaciółkę.
-
Mów prawdę.
-
Hmm. - Ruda westchnęła. - Zastanawiam się dlaczego nagle zaczął się do mnie
odzywać. Wczoraj po kolacji odprowadził mnie pod Pokój Wspólny i rozmawialiśmy
dobre pół godziny. Wiem jaka opinia o nim krąży. Trochę się martwię, że teraz
padło na mnie. Wystarczy mi zawodów miłosnych. Poza tym nie mam ochoty zostać
jego kolejną zabaweczką na tydzień.
-
Nie pozwól mu na to. Jeśli poczujesz, że Blaise ma takie zamiary to postaw
sprawę jasno. Chociaż z drugiej strony... Mam wrażenie, że te plotki o jego
podrywach to bujda. Nie wygląda mi na takiego.
-
To jak wyjaśnisz, że chodził z połową dziewczyn ze Slytherinu?
-
Nie chodził. To one za nim latały.
-
Skąd o tym wiesz?
-
Wystarczy być dobrym obserwatorem. Mówiąc o zawodzie miłosnym miałaś na myśli
Harryego?
-
Tak jakby. Mamy niewyjaśnione sprawy między sobą i raczej już ich nie
wyjaśnimy. Harry po prostu mnie unika. Dąży do tego żeby zawsze Cho była przy
nim. Robi to specjalnie żebym się nie zbliżyła.
-
Skąd o tym wiesz?
-
Wystarczy być dobrym obserwatorem. Harry po prostu wykreślił mnie ze swojego
życia. Ale wiesz co, nie mówmy już o tym. Przynajmniej nie teraz.
-
Jak wolisz.
-
Ginny, jeśli jest to dla Ciebie bolesne wiesz, że nie możesz tego dusić w
sobie. Ze mną zawsze możesz porozmawiać o wszystkim. I nie przejmuj się Harrym,
widocznie nie byliście sobie pisani. Jeszcze znajdziesz swojego jedynego.
-To
nie chodzi o to. Po prostu chciałabym z nim porozmawiać na spokojnie. Brakuje
mi go, jako kumpla. Skoro nie może być moim chłopakiem.
-
Niektórzy, moja droga, są zbyt tępi żeby coś takiego zrozumieć. Nie przejmuj
się, bo nie warto. A teraz chodź, bo spóźnimy się pierwszego dnia. Musze jeszcze
zabrać podręczniki na dzisiejsze zajęcia.
-
Ron miał po części rację. Twój plan jest ekstremalny. - Ginny przeglądała
pergamin. - Nie będziemy chodzić razem na wszystkie zajęcia. Po co Ci
mugoloznawstwo?
-
Lubię ten przedmiot. Poza tym, po tym co się stało poprzedniej nauczycielce,
profesor Charity Burbage, większość uczniów po prostu boi się tego przedmiotu.
Jakby był naznaczony czy coś. Profesor McGonagall poprosiła mnie czy w miarę
możliwości mogę się na niego zapisać. Uważa, że uczniowie liczą się z opinią
Prefekta Naczelengo.
-
Tylko nie mów, że sama będziesz chodzić na zajęcia.
-
Będzie nas chyba ósemka.
-
O mamuniu. - Ginny zachwyciła się wyglądem Pokoju Wspólnego Prefektów
Naczelnych. - Żyjesz jak królowa.
-
Czuj się jak u siebie. Mam takie duże łóżko, że spokojnie możesz ze mną
mieszkać. - Hermiona zbierała potrzebne rzeczy z biurka.
-
Nie kuś.
-
Dobra, chodź, bo spóźnimy się pierwszego dnia. Czy Ty wiesz, że Krzywołap
wpakował się wczoraj do pokoju Malfoya.
-
I co on na to? Już mieliście na dobry początek awanturę? - zapytała Ginny, gdy
przyjaciółki schodziły po schodach.
-
O dziwo nie. - Hermiona zrelacjonowała krótką wymianę zdań z Draco.
-
Co za dojrzała wymiana zdań. - podsumowała Ruda.
-
Taaa, z kim mamy Zielarstwo?
-
Z Puchonami. - odpowiedziała Ginny, wchodząc jako pierwsza do cieplarni numer
pięć. Dziewczyny zajęły jedne z ostatnich wolnych miejsc.
-
Witam naszych przyszłych absolwentów. - profesor Pomona Sprout jak zawsze
tryskała pozytywną energią. - Mam dla was wyśmienitą wiadomość. Wasz
przyjaciel, Neville, będzie moim pomocnikiem. Pan Longbottom po szkole pragnie
zostać nauczycielem Zielarstwa, więc uznałam, że taka praktyka dobrze mu zrobi.
- przywołała Nevilla gestem. Twarz chłopaka była koloru dorodnego buraka. Gryfoni
zaczęli klaskać, aby dodać swojemu koledze otuchy. Wkrótce Puchoni poszli w ich
ślady.
-
To wspaniała wiadomość. - Ginny cieszyła się z sukcesu przyjaciela.
-
Racja. Tylko jak biedny Neville poradzi sobie na zajęciach ze Ślizgonami?
-
Mam nadzieję, że będzie odejmował im tyle punktów, ile tylko się da. - do
dziewczyn odwrócił się Ron, który siedział przed nimi.
-
Psst, Hermiona. - z sąsiedniego rzędu odezwał się Ernie. - Profesor McGonagall
chce się z nami spotkać o dwudziestej w naszym Pokoju Wspólnym. Ma nam coś
ważnego do przekazania.
-
Dobra, dzięki.
-
Kochani, koniec rozmów! Zabieramy się do pracy. Do egzaminów zostało mało
czasu, a materiału do powtórki jest bardzo dużo. Otwieramy podręczniki na
stronie piętnastej.
-
Dwa eseje na następne zajęcia? Chyba to lekka przesada...
-
Przesadzasz, Ron. To proste tematy.
-
Proste? To jakie są dla Ciebie trudne? Aż strach pomyśleć co dowali nam
McGonagall. - Ron narzekał w drodze na Transmutację. Sprzeczał się z Hermioną
całą drogę do sali. Nie zwrócili uwagi na Ginny, która nagle gdzieś zniknęła.
Ruda weszła do najbliżej łazienki, zamknęła drzwi zaklęciem i wybuchnęła
spazmatycznym płaczem, którego nie mogła już dłużej powstrzymywać. Siedziała na
podłodze, oparta o drzwi i starała się opanować. Oddychała szybko i
niereguralnie.
-
No już... Ginny. Opanuj się. Licz... raz, dwa...
-Wiesz,
Ron, nauczycielom zależy na naszych wynikach. Radzę Ci się przyzwyczaić do
wysokich wymagań. Egzaminy są istotne dla naszej przyszłości.
-
Otóż to, braciszku. - Ruda pojawiła się niespodziewanie obok Hermiony.
-
Gdzie byłaś?
-
Tuż za wami. - wymyśliła wymówkę na poczekaniu. - Zagadałam się z Nevillem.
-
Granger, mogę na słówko? - do trójki Gryfonów podszedł Draco, a tuż za nim
zmaterializował się Blaise. Ron prawie zadławił się kanapką, którą właśnie
jadł.
-
Umm, jasne. - Hermiona odeszła kilka kroków dalej. - O co chodzi?
-
Ja z Erniem bierzemy dzisiejszy dyżur.
-
No dobra, ale co wam tak zależy?
-
Ehh. - Draco westchnął. - Jutro jest impreza powitalna w Slytherinie i chcę na
niej być.
-
Chodzi o imprezę?
-
Tak. - Malfoy zmarszczył czoło.
-
Dobra, niech będzie. McGonagall chce się z nami spotkać o dwudziestej.
-
Wiem, Ernie mi powiedzi... - Draco przerwał w połowie zdania. - Granger, czy Ty
to widzisz?! Czy ja mam zwidy?
-
Zapraszam Państwa do sali. - Dyrektorka wpuściła uczniów do sali. - Panno
Granger, proszę zamknąć buzię, bo mucha Pani wleci.
-
Ginny, co to miało znaczyć?
-
Co co miało znaczyć?
-
Odbiło Ci? Całowałaś się z Zabinim!
-
Siadajcie i proszę o ciszę! - odezwała się McGonagall, starając się opanować
zgiełk.
-
Odpowiadaj! - Hermiona zniżyła głos do szeptu.
-
To on mnie pocałował.
*****
-
Stary, co to miało znaczyć? - Draco siedział z
przyjacielem na korytarzu. Nie śpieszyło się im na zajęcia z Obrony przed
Czarną Magią. Na lekcje ze Snapem mogli się spóźnić.
-
Pytaj się mnie a ja Ciebie. Ale nie powiem, podobało mi się.
-
Odbiło Ci.
-
Bez takich. To nie ja ją pocałowałem, tylko ona mnie. Pojawił się Potter a ona
się na mnie rzuciła.
-
I weź tu zrozum dziewczyny. Miałeś nie pakować się w żadne związki bez
przyszłości.
-
Kto mówi o związku. Jak mała wiewióreczka chce odegrać się na Bliznowatym, to
ja nie mam nic przeciwko.
-
To się źle skończy. - westchnął Draco i skierował swoje kroki do sali, gdzie od
dziesięciu minut trwały zajęcia z Opiekunem jego Domu.
-3-
Człowiek jest
kowalem własnego szczęścia. Pewnie dlatego tak często znajdujemy się pomiędzy
młotem a kowadłem.
Horacy Sarfin
_______________
Snape z nieukrywaną uciechą odpytywał Puchonów z całego materiału jaki
obowiązywał na egzaminach. Ani razu nie wezwał do odpowiedzi ucznia ze swojego
Domu. Pozwalał im nawet rozmawiać, co było niedopuszczalne wobec innych
uczniów. Niektóre rzeczy nigdy się nie
zmienią, pomyślał Ernie, który właśnie zarobił karny esej za udzielenie
(według Profesora Snape) najgłupszej odpowiedzi na świecie.
-
Ucz się taj dalej McMillan a skończysz jako pomocnik goblina. - wycedził
nauczyciel przez zaciśnięte zęby.
-
Mnie pouczasz o Wiewióreczce, a sam co robisz? - Blaise nawet nie starał się
mówić szeptem.
-
O co Ci chodzi?
-
Od kiedy jesteś taki miły dla Hermiony?
-
Dobrze wiesz, że mam powody. Muszę wyciągnąć notatki z Mugoloznastwa od niej.
Inaczej nigdy nie zaliczę tego przedmiotu.
-
Też sobie wybrałeś zawód.
-
Opłacalny. Wiesz jak mało prawników zna się na mugolskim prawie? Bez egzaminu z
Mugoloznstwa mogę się pożegnać z karierą adwokata.
-
I tylko dlatego jeszcze się o nic nie pożarliście?
-
Unikam jej, a jak już to staram się trzymać nerwy na wodzy.
-
Smoku, wiesz że długo nie wytrzymasz. Twoje życie nie ma sensu jeśli nie możesz
drażnić Granger.
-
Nie przypominaj. Wiesz ile mnie to kosztuje? No ale kiedy wyciągnę od niej te
notatki i wszystko wróci do normy.
-
Wytłumacz mi jedną sprawę. Już od dawna odpuściłeś sobie dręczenie jej ze
względu na czystość krwi. Co Ci daje drażnienie jej?
-
Frajdę. Jak porządnie wkurzy się na mnie to robią się jej na czole takie trzy
zmarszczki i tak zaciska te swoje piąstki, jakby miała w nich nie wiem jaką
siłę. A co najlepsze...
Diabeł
siedział z nawpół otwartą buzią i przysłuchiwał się monologowi swojego
przyjaciela. Czy to możliwe, że Draco, ten zatwardziały kawaler, z zachwytem
opisywał reakcje Granger? Nieee. A może? Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale
najwyraźniej warto powęszyć i zobaczyć co w trawie piszczy. Z drugiej strony
Draco często zwierzał się mu z przeróżnych tajemnic. Czy to możliwe, że sam nie
zdawał sobie sprawy z tego iż Granger wpadła mu w oko? Nie, to niemożliwe. Stary, ubzdurałeś to sobie. Granger i
Malfoy? Nigdy w życiu!, pomyślał.
-
Panie Malfoy, proszę odrobinę ciszej. Nie słyszę kompromitującej odpowiedzi
Panny Abbott.
-
Proszę wybaczyć, Profesorze.
*****
Zajęcia z Profesorem Slughornemskończyły się
dwadzieścia minut wcześniej. Wszyscy poza Hermioną skończyli już na dzisiaj z
nauką i mogli rozkoszować się wizją weekendu. Dziewczyna udała się pod salę, w
której miały odbyć się lekcje Mugoloznastwa. Usiadła na parapecie i zaczęła
czytać pierwszy rozdział. Wsześniowe słońce przyjemnie grzało ją w plecy. Nauka
o mugolach z perspektywy czarodziei była dość zabawna. W podręczniku autorzy w
przeróżny sposób starali się wyjaśnić działanie odkurzacza. Hermiona żałowała,
że na trzecim roku zrezygnowała z tego przedmiotu. Niestety, nawet z pomocą
Zmieniacza Czasu nie było jej łatwo pogodzić wszystkiego, zwłaszcza ogromu
nauki. Pod salę zaczęli schodzić się uczniowie, o rok młodsi, czworo Krukonów i
dwójka Puchonów. Hermiona kojarzyła ich, wszyscy pochodzili z rodzin
czarodziejów. Pięć minut przed rozpoczęciem zajęć pod salą pojawił się, jak
gdyby nigdy nic, Malfoy. W pierwszej chwili lekko zirytowało to Hermionę, bo
nie dość, że musiała dzielić z nim Pokój Wspólny Prefeketów Naczelnych, to
jeszcze zrobił się podejrzanie miły. Wredna
kanalia, napewno czegoś chce, pomyślała Gryfonka. Zamknęła podręcznik, bo
nie mogła skupić się na czytaniu przez tego imbecyla. Z drugiej strony martwiła
się dzisiejszym wyskokiem Ginny. Podejrzewała, że był to akt desperacji żeby wywołać
uczucie zazdrości u Harryego. Miała przeczucie, że Ginny pakuje się w coś,
czego nie rozumie. Musi z nią poważnie porozmawiać. Blaise to dobry chłopak,
chociaż miał już niejedną dziewczynę. Nie chce żeby jej przyjaciółka przeżyła
kolejny zawód miłosny.
-
Zapraszam do środka. - Profesor Green otworzyła drzwi i wpuściła niewielką
grupkę uczniów. Ku zdziwieniu Hermiony do środka wszedł również Malfoy i zajął
jedną z ostatnich ławek. Gryfonka usiadła przed nim. W sali było tylko osiem,
pojedynczych ławek. Po jednej dla każdego ucznia. - Witam was, moi mili na
zajęciach z Mugoloznastwa. Nazywam się Ellen Green i w tym roku będę mieć z
wami zajęcia. Zapewne zauważyliście małą liczbę ławek. To moja sprawka.
Uznałam, że te zajęcia będą podzielone na dwie części - teoretyczną i
praktyczną. W pierwszej części będziemy omawiać zagadnienia z podręcznika, a
następnie wykonywać ćwiczenia praktyczne. Dzisiaj czeka nas odkurzanie! -
Profesor Green machnęła różdżką i obok niej pojawił się odkurzacz. Dość niewielki, można go było spokojnie
trzymać w dłoni. Wyglądał on Hermionie na odkurzacz do regału. Poza tym nigdzie
nie widziała kabla do kontaktu. - To niewielki model odkurzacza, nadaje się on
głównie do czyszczenia regałów i foteli. Jest on na baterie, więc nie wymaga
podłączenia do kontaktu. Zaraz wyjaśnię wszystkie niezrozumiałe dla Państwa
pojęcia. Zacznijmy od słowa bateria...
Hermiona
nie notowała. Bo i po co. Doskonale wiedziała czym jest bateria i do czego
służy. Schowała się za podręcznikiem i przeglądała kolejne tematy. Zanim się
zorientowała Profesor Green ogłosiła koniec zajęć. Gryfonka wrzuciła do torby
pergaminy i podręcznik. Wyszła z sali, nie oglądając się na nic i skierowała
swoje kroki prosto do Wielkiej Sali na kolację. Zjadła kilka tostów z dżemem brzoskwiniowym,
popiła je sokiem z dyni. Gdy większość uczniów dopiero schodziła się na kolację
Granger siedziała już w swoim dormitorium. Przebrała się w luźniejsze ubranie.
Piętnaście minut przed dwudziestą weszła do Pokoju Wspólnego i usiadła na
jednej z kanap. Postanowiła poczekać na Profesor McGonagall.
-
Granger. – Draco pojawił się niczym Dementor, cicho i bezszelestnie.
-
Czego chcesz?
-
Proszę Cię o notatki z Mugoloznastwa z poprzednich lat. – Malfoy wypowiedział
wszystko na jednym wydechu. Hermiona uśmiechnęła się złośliwie. Mam Cię, pacanie, pomyślała.
-
Nie mam.
-
Jak to nie masz?
-
Głuchy jesteś? Nie mam i już. Na Mugoloznastwo chodziłam tylko kilka miesięcy
na trzecim roku. Poza tym, po co mam notować coś co umiem? Możesz już przestać
być dla mnie miły, bo niczego ode mnie nie dostaniesz. Więc, Malfoy, Twój plan
poszedł na marne i nie musisz już niczego udawać. Serio myślałeś, że jestem
taka głupia i nabiorę się na Twoje beznadziejnesztuczki? Wybacz, nie jestem
taką pustą idiotką jak Twoje panienki ze Slytherinu.
-
Masz rację. Jesteś jeszcze głupsza od nich, Granger.
-
Proszę, proszę. – Hermiona wstała z kanapy i spojrzała mu prosto w oczy. –
Wyszło szydło z worka. Panicz Malfoy pokazał swoje prawdziwe oblicze. Jak
chcesz notatki to idź do biblioteki i sam je sobie przygotuj. Nikt nie będzie
za Ciebie nic robił. A już na pewno nie ja.
-
Cały czas pisałaś wszystko za tego rudego idiotę a ja jak raz Cię o coś
poprosiłem to nie łaska pomóc?
-
Tak się składa, że ten rudy idiota to
mój przyjaciel, a Ciebie zwyczajnie nie lubię i nie mam zamiaru udawać, że jest
inaczej. Proś sobie kogo i ile chcesz ale ode mnie się odczep. Raz na zawsze.
-
Wiesz co, Granger, myślałem, że zmądrzałaś po tym wszystkim. Ale jak lubisz dawać
się wykorzystywać i nic z tego nie mieć to Twoja sprawa. Tylko pamiętaj jedno.
Ja zawsze osiągam swój cel.
-
To świetnie. Przecież jesteś taki zdolny i zaradny, a sławne nazwisko… to tylko
taki dodatek.
-
Pacz i ucz się, Granger. Zawsze będę krok przed Tobą. Z jednego prostego
powodu. Ja nie jestem ofiarą, która wiecznie poświęca się dla innych.
-
Przynajmniej ta ofiara ma się dla kogo poświęcać. Żal mi Ciebie, że nigdy nie
poznasz znaczenia prawdziwej przyjaźni.
-
Nic nie wiesz o mnie, Granger.
-
Wiem tyle, że jesteś bezdusznym egoistą. Więcej nie muszę o Tobie wiedzieć, bo
mnie to zupełnie nie interesuje! Idź do biblioteki i zrób notatki. Wiesz gdzie
to jest, czy mam Ci narysować mapę?
-
Takie beztalencie jak Ty nie potrafi narysować nawet goblina. A wystarczy, że
spojrzysz w lustro.
-
Zejdź mi z oczu, Malfoy. W przeciwnym razie tak Cię załatwię, że nawet zaklęcie
leczące nie uzdrowi Twojego nochala.
-
Grozisz mi?
-
Grzecznie ostrzegam.
-
Panno Granger! Panie Malfoy! – McGonagall pojawiła się niespodziewanie. – Co
wy, na Merlina, wyprawiacie? – zapytała podniesionym tonem głosu, widząc że
Prefekci Naczelni sięgają do różdżek.
-
Nic takiego, Pani Profesor. Rozmawiamy.
-
Inaczej to wyglądało, Panie Malfoy! Przypominam, że jesteście DOROŚLI, a przede
wszystkim jesteście PREFEKTAMI NACZELNYMI! To zobowiązuje was do nienagannego
zachowania! Jeżeli jeszcze raz zobaczę, bądź usłyszę od kogoś, że kłócicie się,
możecie być pewni, że sroga kara was nie ominie. To moje ostatnie ostrzeżenie.
-
Tak jest. – odpowiedziała skruszona Hermiona. W środku cała trzęsła się ze
złości. Miała ochotę tu i teraz udusić tego kretyna gołymi rękoma.
-
Panno Chang, Panie McMillan, proszę, siadajcie. Mam dla was specjalne zadanie.
Dotyczy ono Balu Bożonarodzeniowego…
-
Chyba nie będziemy musieli znowu tańczy? – Malfoy nie dbał o dobre maniery i
przerwał Dyrektorce w połowie zdania.
-
Nie, Panie Malfoy, ta katastrofa nie może ponownie mieć miejsca. Waszym
zadaniem będzie organizacja Balu w każdym możliwym szczególe, od wyboru koloru
balonów po menu. Co dwa tygodnie, o stałej porze, będziemy spotykać się tutaj
aby omawiać na bieżąco postępy waszej pracy. Pytania?
-
Ja mam pytanie. – odezwał się Draco. – Dlaczego musimy to robić?
-
Bo kiedy jak byłam uczennicą Hogwartu było to tradycją. Z czasem została ona
zaniedbana ale mam zamiar ponownie ją przywrócić. Inne pytania? – ręka Hermiony
wystrzeliła w górę. – Słucham, Panno Granger.
-
Czy mogą nam pomóc inne osoby?
-
Nie mam nic przeciwko. Ale podkreślam, że pomysły mają być wasze! Każdy z was
może poprosić jedną osobę o pomoc w przygotowaniach. Nie chcę słyszeć, że
wyręczacie się kimś. – tu spojrzała wymownie na Draco. – Jeśli nie ma innych
pytań proponuję następne spotkanie, w piątek, za dwa tygodnie o godzinie
dwudziestej. Do tego czasu zastanówcie się na motywem przewodnim Balu, czyli
dekoracje, menu, stroje, wystrój pomieszczenia. Oczywiście wszystko w ogólnym
zarysie. Całokształt będziemy tworzyć wspólnie w oparciu o wasze przemyślenia. Jeśli
nie macie żadnych wątpliwości i wszystko jest jasne, spotkanie uważam za
zakończone. Życzę wam przyjemnej nocy.
Dyrektorka
wyszła pozostawiając uczniów w smętnych humorach. Jako pierwszy odezwał się
Ernie.
-
Cudownie. Jakby tylko tego nam brakowało. Założę się o galeona, że nauczycielom
nie chce się organizować tego głupiego balu i wszystko próbują zrzucić na nas.
Jakbym miał mało roboty to jeszcze Nietoperz dowalił mi karny esej. Po prostu
cudownie.
-
Nie będzie tak źle. Poradzimy sobie. – Cho nie traciła swojego wrodzonego
entuzjazmu. Hermiona postanowiła nie wypowiadać się na ten temat. Chociaż tak
naprawdę podzielała zdanie Puchona. Egzaminy były dla niej priorytetem i
chciała poświęcić jak najwięcej czasu na naukę. Dodatkowe obowiązki nie były
jej na rękę. Mruknęła ciche dobranoc i udała się do swojego Dormitorium. Straciła
resztę dobrego humoru. Oczywiście swoje pięć knutów dorzucił Malfoy, który
wyskoczył z tymi notatkami. Idiota. Nigdy więcej nie da nabrać się na jego
tandetne sztuczki. Wzięła krótką, ale orzeźwiającą kąpiel po czym udała się
prosto o łóżka. Krzywołap obserwował swoją Panią z szafy. Gdy dziewczyna
zasnęła kocur mrucząc położył się obok niej.
Niestety
sobotni ranek nie należał do udanych. Wręcz przeciwnie.
-4-
Każdy ranek daje szansę na to,
by wieczorem móc powiedzieć: to był szczęśliwy dzień.
Małgorzata Stolarska
_________________
Panna Granger w biegu zapinała guziki szkolnej
szaty. Chociaż była sobota i mundurki nie obowiązywały, na spotkaniu z
Dyrektorką wolała świecić perfekcyjnym przykładem. Kończąc przypinać odznakę
Prefekta Naczelnego była już przed gabinetem Profesor McGonagall, gdy drzwi
otworzyły się bardzo szybko. Stała w nich wyraźnie zdenerwowana Minerva.
Hermiona nigdy nie widziała tylu zmarszczek na jej czole. Nie świadczyło to o
niczym przyjemnym.
- Proszę darować sobie zapinanie odznaki,
Panno Granger. Myślę, że nie będzie już z niej użytku.
Hermionę wmurowało w ziemię.
-
Nie rozumiem, Pani Profesor.
-
Zapraszam do środka. – McGonagall wpuściła Hermionę do środka a sama zajęła
miejsce za biurkiem. – Proszę siadać. – wskazała na drewniane krzesło obite
skórą.
-
Pani Profesor, przeczytałam wiadomość od Pani i muszę przyznać, że
zaniepokoiłam się.
-
Słusznie. Wczoraj wieczorem dowiedziałam się o szokującej sytuacji. Proszę
odpowiedzieć szczerze na pytanie. Czy odmówiła Pani pomocy jednemu z uczniów?
-
Ja? Nigdy w życiu, Pani Profesor. Przecież Pani mnie zna.
-
Też tak myślałam, Panno Granger. W takim razie co Pani mi powie na temat Pana
Malfoya?
W
pierwszej chwili Hermiona nie zrozumiała skąd ta nagła zmiana tematu. Dopiero
po kilku sekundach wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. A to parszywa małpa, pomyślała.
-
Pani Profesor, Malf… Pan Malfoy zażądał ode mnie notatek z Mugoloznastwa,
których nie posiadam. Na wcześniej wspomniany przedmiot uczęszczałam jedynie
kilka miesięcy, bodajże trzy. Zrezygnowałam z niego z powodu trudności
pogodzenia wszystkich przedmiotów. Nie mogłam mu pomóc. – dziewczyna starała
się zachować zimną krew. Nie pozwoli aby ta kanalia była górą.
-
Owszem mogła Pani. Dlaczego nie zaoferowała mu Pani pomocy w nauce? Egzaminy
dla Pana Malfoya są tak samo ważne jak i dla Pani.
-
Ale…
-
Nie ma żadnego „ale”. Zachowała się Pani karygodnie i zhańbiła Pani odznakę
Prefekta Naczelnego! Nigdy nie spodziewałam się, że taka sytuacja będzie miała
miejsce! Zwłaszcza w Domu, którego jestem opiekunem! Całą noc zastanawiałam się
jak rozwiązać ten problem. Na początku rozważałam natychmiastowe zabranie
Odznaki i zawieszenie Pani w obowiązkach Prefekta Naczelnego. Zdaję sobie
sprawę, że po czymś takim może się Pani pożegnać z dobrymi studiami. Chociaż
przyszłość Pana Malfoya nie bardzo Panią zainteresowała. Doszłam do wniosku, że
w zamach zadośćuczynienia osobiście będzie Pani nadzorować postępy Dracona z
Mugoloznastwa. Nikt nie zna się na tym lepiej od Pani. W każdą środę i każdy
czwartek od godziny szesnastej do osiemnastej będzie Pani przygotowywać Pana
Malfoya do Egzaminu. Materiału jest bardzo dużo, on sam tego nie opanuje, nawet
uczęszczając na lekcje. Uprzedziłam Panią Prince, że będziecie się uczyć w
bibliotece. W mojej opinii jest Pani nieoficjalnie zawieszona w obowiązkach
Prefekta Naczelnego. To czy podpiszę stosowne zaświadczenie zależeć będzie
wyłącznie od Pani nastawienia do tego zadania. Przykro mi, Hermiono – dodała
już delikatniejszym, zasmuconym głosem. – nie pozostawiłaś mi innego wyjścia.
-
To będzie jedna wielka katastrofa, Pani Profesor. Równie dobrze już teraz mogę
oddać Odznakę.
-
Na to nie pozwolę. Proszę potraktować to jako kolejne wyzwanie. Wierzę w Panią.
-
Dobrze, że chociaż Pani.
-
Więcej optymizmu. Jeśli nie ma Pani żadnych pytań zapraszam o Wielkiej Sali na
śniadanie.
Hermiona
pożegnała się z Dyrektorką i bez większego entuzjazmu wyszła z jej gabinetu. Po
tych wszystkich nowinach straciła ochotę na jedzenie. Powoli, krok po kroku,
zmierzała do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Wolała na razie nie pojawiać się w
Salonie Prefektów, jeszcze napatoczy się na tego idiotę. Doskonale zdawała
sobie sprawę, że spotkanie może zakończyć się kosmiczną awanturą a tego nie
potrzebowała. Rok szkolny ledwo się rozpoczął a ona już miała go dosyć. Nie
dość, że nauki będzie bardzo dużo to jeszcze musi udzielać korepetycji temu
pacanowi. Przed portretem Grubej Damy spotkała Ginny, która wyglądała jakby nie
spała całą noc.
-
Wyglądasz okropnie.
-
Dzięki, też miło Cię widzieć. Idziesz na śniadanie? – Ruda starała się stłumić
ziewnięcie. Nieudolnie.
-
Ostatecznie. Nie jestem głodna, ale przejdę się z Tobą. Czy Ty imprezowałaś?
-
Ja nie, ale połowa Gryffindoru tak. Szósty rok urządził imprezę godną
Ślizgonów.
- A
Prefekci nie zainteresowali się hałasem?
-
Żartujesz? Oni bawili się najlepiej.
-
Malfoy i Ernie byli na dyżurze. Dziwne, że nie usłyszeli muzyki.
-
Znając ich pewnie się dołączyli albo ktoś rzucił zaklęcia wyciszające, więc o
niczym nie wiedzieli. Co chciała od was wczoraj McGonagall?
-
Wyobraź sobie, że Prefekci Naczelni muszą zorganizować cały Bal
Bożonarodzeniowy. Jakbym miała za mało pracy to jeszcze muszę niańczyć Malfoya.
- O
czym mówisz? W jakim sensie niańczyć?
-
Mam mu udzielać korepetycji z Mugoloznastwa. Idiota ma zamiar zdawać egzamin z
tego przedmiotu. No kretyn.
-
Malfoy i Mugoloznastwo?Brzmi tak samo jak Snape i szampon do włosów.
-
Dokładnie. Chociaż miałam wrażenie, że wczoraj miał umyte włosy.
-
Wydawało Ci się, takie rzeczy nie zdarzają się od tak.
-
Chyba nie powinnyśmy się z niego naśmiewać.
-
Czasami możemy. To że prawie jesteśmy dorosłe nie oznacza, że musimy być tak
sztywne jak McGonagall.
-
Lepiej być sztywnym niż oblać egzamin z Transmutacji, panno Weasley. Tygodniowy
szlaban.
Dyrektorka
wyminęła zaszokowane dziewczyny, którym o mało szczęka nie opadła do podłogi.
*****
Stworek
siedział w rogu szkolnej kuchni i obierał ziemniaki. Nigdy nie czuł się tak
bardzo upokorzony. Nawet jak w domu Jego Szlachetnej Pani szwędali się parszywi
Zdrajcy Krwi.
-
Głupie bachory! Stworek im pokaże… Jeszcze wszyscy zobaczą.– cisnął przed
siebie na wpół obranego ziemniaka, nie zważając na to że może kogoś skrzywdzić.
– Zdarajcy.
-
Stworek powinien bardziej uważać. – podszedł do niego Zgredek, który pocierał
czoło. – Nie wolno rzucać ziemniakami. – po czym odłożył ziemniaka na podłogę i
wrócił do swoich obowiązków.
- Parszywy
zdrajca! – mruknął Skrzat. – Jak dobrze, że stworek ma w końcu prawdziwego
Pana. Będzie służył tylko jemu i pomoże mu ze wszystkim. Stworek nie zawiedzie
swojego Pana i pomoże mu zemścić się na niewiernych zdrajcach krwi. Już
niedługo… - powtarzał raz za razem obierając kartofle do pieczeni.
Hermionie
udało się przez prawie cały dzień ignorować (lub jeśli to możliwe unikać)
Malfoya. Nie miała najmniejszej ochoty patrzeć na jego fałszywą twarz na której
gościł wredny uśmiech triumfu. Nie mogła przeżyć tego, że ten idiota pokonał ją
bez najmniejszego problemu i postawił na swoim. Po skończonych zajęciach udała
się do Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych, gdzie Krzywołap polował na bardzo
leniwą muchę. Gdy weszła do swojego pokoju humor trochę jej się poprawił. Była
w swoim królestwie i nikt nie mógł zburzyć jej spokoju. A na pewno nie ten
bałwan. Przebrała się w luźniejsze ubrania (jeansy, koszulka i wygodna bluza z
kapturem), spięła włosy w luźnego koka i zabrała się za wypakowywanie
podręczników z torby. Każdy uczeń ostatniego roku drżał na samą myśl o nauce i
zadaniach domowych. Ale nie ona. Z prawdziwym zapałem zabrała się za opisywanie
skomplikowanych formuł zaklęcia. Mimo iż esej z Transmutacji był tylko na dwa
zwoje pergaminu, ona w połowie drugiego kończyła wstęp. Zawsze irytowało ją to
ograniczenie narzucane przez nauczycieli. Jakby nie zdawali sobie sprawy ile
ciekawych i przydatnych informacji można wyszukać w podręcznikach. W cztery
godziny uporała się ze wszystkimi zadaniami z dnia dzisiejszego, zapewniając
sobie w ten sposób wolny weekend, który zamierzała wykorzystać na naukę do
Egzaminów.
Dwadzieścia
minut po dwudziestej pierwszej wyszła ze swojego pokoju. Dziś wieczorem, a
dokładniej za czterdzieści minut, czekał ją pierwszy dyżur jako Prefekta
Naczelnego. Cho również. Hermiona nie miała nic do niej, ale darzyła ją
mniejsza sympatią od kiedy Krukonka wróciła do Harryego. Chociaż usilnie
próbowała sobie wmówić, że tak nie jest. Chodziło oczywiście o Ginny. Granger
nie chciała się wtrącać w ich sprawy i starała się nie opowiadać za żadną ze
stron. Ale Ginny była jej przyjaciółką i trudno było jej przymknąć oko na
niektóre sprawy. Zwłaszcza te bolesne dla Rudej.
W
salonie nikogo nie było oprócz Krzywołapa, który wylegiwał się przed kominkiem,
co chwilę machając puchatym ogonem. Gdy weszła jego pani kocur przeciągnął się
leniwie i mrugnął do niej, mrużąc zielone oczy. Niektórzy wierzyli, że w ten
sposób koty mówią do nas „kocham Cię”. Hermiona uśmiechnęła się do kota i
usiadła na skórzanej kanapie, przywołując do siebie podręcznik od Eliksirów.
Zamierzała poczekać na Cho, ucząc się materiału na następne zajęcia. Snape dał
im popalić dziś na zajęciach i dziewczyna zdawała sobie, że to tylko rozgrzewka.
Wolała solidnie przygotować się na każdą ewentualność, którą Mistrz Eliksirów
ma w rękawie. Niestety, im bardziej wczytywała się w zastosowanie Eliksiru
Zapomnienia tym jej powieki robiły się cięższe. Nim spostrzegła swoje zmęczenie
zasnęła na kanapie.
-
Mówię Ci stary, to będzie najlepsza impreza w nasz… - do Pokoju Wspólnego
Prefektów Naczelnych weszli Draco i Blaise. – Proszę, proszę. Nasza Mądralińska
zasnęła nad Eliksirami. Może zawołamy Snape, żeby wlepił jej karny esej za
jawną zniewagę jego ukochanego przedmiotu.
-
Draco, daj spokój. Coś jej się tak uczepił. Odpuść. Hermiona to naprawdę miła
osoba, wystarczy ją poznać.
-
Nie wnikam jak ją poznawałeś.
-
Daruj sobie. – Blaise przewrócił oczami. – Dziwi mnie, że jeszcze nie znudziły
się wam te przepychanki. Chyba że kto się czubi…
-
Teraz to Ty daruj sobie. Przestać jej dokuczać to tak jakby przestać oddychać.
-
Czyli mówisz, że ona jest Twoim życiem?
-
Bredzisz. Longbottom nigdy nie wyleczy się ze swojej głupoty tak samo my nigdy
nie przestaniemy sobie dokuczać.
-
Okej. Przyszliśmy tu po Twoją wiekową whisky więc bierz ją i spadamy. Impreza
nie zacznie się bez nas, a ludzie już czekają.
- Co
racja to racja. Nasz ostatni rok nauki należy rozpocząć grubą popijawą.
*****
Gruba
popijawa trwała w najlepsze (oczywiście na salon Śligonów zostało rzucone
zaklęcie wyciszające), gdy dwie uczennice patrolowały wspólnie uśpione
korytarze szkoły. Poza kilkoma duchami nie spotkały nikogo. Niezręczną ciszę
pierwsza przerwała Cho.
-
Hermiono, możemy porozmawiać?
-
Jasne. O czym?
- O
nas. O Harrym, Ginny. O wszystkim.
-
Nie wiem, czy jest o czym rozmawiać w tych kwestiach.
-
Uwierz mi, jest. – Cho była nieugięta mimo mało optymistycznego nastawienia
swojej towarzyszki.
-
Ja naprawdę nie chce się opowiadać za żadną ze stron, chociaż nie jest to
łatwe.
-
Dlatego proszę Cię, wysłuchaj mnie a potem zdecydujesz co chcesz z tym zrobić.
-
No okej.
-
Ja naprawdę lubię Ciebie i Ginny. Zawsze was szanowałam i ostatnie na co mam
ochotę to stracić z wami kontakt. A ostatnio czuję, że tak się stało. Mam
nadzieję, że nie jest za późno. Wiem, że Ginny ma do mnie żal o mój związek z
Harrym. Ty, w pewnym sensie też, bo ona jest Twoją najlepszą przyjaciółką. Ale
uwierz…mi nie jest z tym łatwo. Wszystkim wydaje się, że ja i Harry tworzymy
parę jak z obrazka. A jest wręcz przeciwnie. On okazuje mi uczucia tylko wtedy,
gdy w pobliżu jesteście wy, a zwłaszcza Ginny. Gdy jesteśmy sami, jestem dla
niego zwykłą koleżanką. Nie ma wtedy między nami niczego. A już na pewno miłości.
Harry zachowuje się jakby chciał aby Ginny trzymała się od niego z daleka.
Jakby chciał ją przed czymś ochronić. Czasem mam wrażenie, że on coś ukrywa,
coś złego.
-
Co masz na myśli?
-
Nie chce rozsiewać fałszywych informacji, ale zauważyłam, że Harry jest w
stałym kontakcie z Ministrem Magii. Korespondują ze sobą od początku wakacji.
Nie chciał mi powiedzieć o czym, ale po każdym otrzymanym liście jest
poddenerwowany.
- Nie
bardzo rozumiem, co to może mieć wspólnego z nami. Pewnie mają jakieś sprawy do
załatwienia. Harry ma zamiar po Szkole pracować w Ministerstwie.
- Możliwe,
wiesz ja zawsze byłam panikarą, ale wolę dmuchać na zimne. Dlatego proszę Cię,
Hermiono. Miej oczy otwarte. A ja naprawdę chciałabym się z wami przyjaźnić
Wiem, że to nie będzie łatwe, zwłaszcza dla Ginny. I nie mam prawa Cię o to
prosić, ale zacznijmy wszystko od początku. Byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby to
się udało.
-
Nie mogę Ci nic obiecać, ale postaram się. Porozmawiam też z Ginny. – Hermiona uśmiechnęła
się delikatnie. – Może coś z tego wyjdzie. Zawsze trzeba mieć nadzieję.