Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni
przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy
marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego
wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro?
___________________________
Phil Bosmans
*****
Harry skoro świt pojawił się w gabinecie
Profesor McGonagall. Miał podkrążone i przekrwione oczy – od razu było widać,
że nie spał całą noc. Na jego głowie panował jeszcze większy bałagan niż
zazwyczaj. W prawej dłoni trzymał wymięty pergamin. Minerva spojrzała na niego
matczynym wzrokiem, przepełnionym obawą i odezwała się jako pierwsza.
-
Jakie wieści?
-
Tak jak myśleliśmy.
Chłopak
usiadł na jednym z krzeseł i podparł głowę rękoma. Dyrektorka poprawiła okulary
i zabrała się do czytania. List był krótki, ale wyjaśniał wszystko.
Harry, nasze obawy okazały się prawdą. Przybądź, proszę, w niedzielę
rano do Ministerstwa Magii. Aurorzy są już w drodze. Musimy opracować plan
działania. Skorzystaj z kominka w gabinecie Profesor McGonagall.
Kingsley
Minerva
z przerażeniem w oczach popatrzyła na chłopaka. Chciała go jakoś podnieść na
duchu, pocieszyć. Problem w tym, że nie miała pojęcia jak to zrobić.
-
Muszę już iść.
-
Harry, musimy powiedzieć im prawdę. Hermiona, Ron i Ginny powinni wiedzieć.
-
Nie. – stanowczo sprzeciwił się. – Nie mogę ich narażać. Oni i tak wiele
wycierpieli z mojego powodu. Hermiona wysłała swoich rodziców na drugą półkulę
żebyli byli bezpieczni i cudem ich odnalazła. Ron i Ginny stracili brata. Z
mojej winy.
-
To nigdy nie będzie Twoja wina, Harry.
-
Może będzie, może nie będzie. Ja po prostu nie zniosę myśli, że mogę ich
narazić na niebezpieczeństwo. Im mniej wiedzą tym lepiej. Muszę ich chronić. A
zwłaszcza Ginny. Przynajmniej jak coś mi się stanie to nie będzie za mną
płakać. Zadbałem o to żeby trzymała się z daleka ode mnie. Mam nadzieję, że
będzie mnie nienawidzić do końca życia.
-
Masz na myśli Cho?
Harry
nie odpowiedział, ale Dyrektorka wiedziała, że miała rację.
-
Postaram się wrócić przed kolacją. – odezwał się, sięgając po proszek Fiuu.
-
A co mam powiedzieć Twoim przyjaciołom? Na pewno zauważą Twoje zniknięcie i
będą się pytać gdzie jesteś.
-
Trzymajmy się poprzednio ustalonej wersji. Myślę, że to najbezpieczniejsza
wersja.
-
Harry, uważaj na siebie. Nie podejmujcie żadnych pochopnych decyzji. Pamiętaj,
że członkowie Zakonu Feniksa, którzy wciąż są wśród nas, zawsze Ci pomogą. Nie
bój się poprosić o tę pomoc.
-
Nie boję. Tylko czasem mam wrażenie, że nie zrobiłem wszystkiego co mogłem
zrobić aby zakończyć tę sprawę raz na zawsze.
-
Harry, nie możesz żyć w poczuciu winy. Uwierz, że nikt nie ma do Ciebie żalu
czy pretensji. Gdyby nie Ty… wolę nie myśleć jak wyglądałby dzisiejszy świat.
-
Wiem, każdy mi to powtarza. Problem w tym, że to mi wcale nie pomaga. Wręcz
przeciwnie. Mam wrażenie, że mówią tak z litości.
-
Przesadzasz, chłopcze! Zapewniam Cię, że nikt nigdy tak nawet nie pomyślał. Idź
i rób swoje. Nie martw się, będę Cię kryła przed Twoimi przyjaciółmi.
Niechętnie ale będę. Pamiętaj tylko o tym, że oni zasługują naprawdę. I uważam,
że gdy prawda wyjdzie na jaw będą mieli żal do Ciebie, że im nie powiedziałeś.
-
Jak mogę im to zrobić? Zburzyć namiastkę normalnego życia, które z trudem
odzyskali?
-
To kiedy chcesz im powiedzieć?
-
Jeśli to tylko możliwe to nigdy. Ja to zacząłem i ja to muszę zakończyć. Tak
już musi być. Pogodziłem się z moim losem. Moi przyjaciele też muszą.
-
Uważaj na siebie.
-
Zawsze.
-
I pamiętaj, że zawsze możesz się zwrócić o pomoc. Pomogę jak będę mogła.
-
Wiem. Naprawdę muszę już iść. Do zobaczenia.
Chłopak
obrócił się na pięcie i zniknął w zielonym płomieniu.
-
Powodzenia. – mruknęła Dyrektorka, gdy Harry już zniknął. Bała się o niego tak
jak o własnego syna, którego nigdy nie miała. Gdzieś w środku czuła, że ta
zwariowana trójka jest jej bardzo bliska. Z jednej strony rozumiała decyzję
Harryego ale obawiała się co się stanie, gdy Ginny, Ron i Hermiona poznają
prawdę. Obawiała się, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Gdzieś w środku tliła
się iskierka nadziei, że wszystko skończy się dobrze. Oby.
*****
Hermiona obudziła się chwilę po tym jak Harry przeniósł się do
Ministerstwa Magii. Całą noc śniły jej się koszmary, rozmowa z Cho dała jej do
myślenia. Była zła na siebie, że nie zauważyła, że z Harrym faktycznie może
dziać się coś złego. A co jeśli on ma jakieś problemy, o których boi się
powiedzieć? Może nie chce ich na coś narażać? Tysiąc myśli zaprzątało jej w tym
momencie umysł i tylko Harry mógł je uspokoić. Postanowiła, że jak najszybciej
musi się z nim spotkać. W niedzielę śniadanie podawano od ósmej, czyli za
niecałe pół godziny. Wzięła szybki prysznic, ubrała legginsy, koszulkę i bluzę
z kapturem. Na całe szczęście w weekendy mundurek nie obowiązywał, więc mogła
pozwolić sobie na luźniejsze ubranie. Z szybkością błyskawicy znalazła się w
Wielkiej Sali i zajęła miejsce przy stole Gryfonów z bardzo dobrym widokiem na
drzwi. Uczniów przybywało, ale dziewczyna nigdzie nie mogła wypatrzyć
rozczochranej czupryny swojego przyjaciela. Pora śniadaniowa dobiegała końca a
Harry się nie pojawił, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Hermionę. Rozejrzała
się po stole nauczycielskim i doszła do szybkiego wniosku. Nie było nikogo z
Zakonu Feniksa.
Hermiona zerwała się z miejsca, na
którym siedziała, i pobiegła do gabinetu Profesor McGonagall. Na jednym wydechu
wymówiła hasło weszła bez pukania do środka. Za pięknym biurkiem siedziała
Dyrektorka i ze zdziwieniem przypatrywała się dziewczynie.
- Tak? – zapytała poprawiając swoje
okulary.
- Pani Profesor ja wiem, że zabrzmi to
idiotycznie, ale martwię się. Mam wrażenie, że z Harrym dzieje się coś złego.
Minerva poczuła ścisk w środku ale nie
mogła pozwolić sobie na chwilę słabości.
- Co masz na myśli? – odłożyła pióro.
Hermiona przerwała jej bowiem sprawdzanie esejów. – Proszę, siadaj. – wskazała
jej krzesło.
- Dziękuję. – usiadła i nerwowo
poprawiła włosy. – Zapytam wprost. Czy Zakon Feniksa wciąż działa?
- Skąd Ci to przyszło do głowy?
Działalność Zakonu została zawieszona po schwytaniu ostatniego śmierciożercy.
Nikt już aktywnie nie działa na rzecz Zakonu, Hermiono. Więc?
- Martwię się o Harryego, dziwnie się
zachowuje, znika. A dziś na śniadaniu nie było wielu nauczycieli, którzy
należeli do Zakonu.
- Niepotrzebnie. Jak widzisz ja też nie
byłam na śniadaniu, jednak jestem w Zamku i sprawdzam eseje. Kilkoro uczniów
odbywa właśnie szlaban u Profesora Snape’a, więc zapewne można go znaleźć w
jednej z sal. Hagrid jest na ulicy Pokątnej, do jego sałaty znowu dorwały się
ślimaki, więc szuka skutecznego specyfiku aby je odstraszyć. Wczoraj uczniowie
Domu Węża urządzili powitalną imprezę, oczywiście tego nie pochwalam, ale
widocznie mają przyzwolenie od Profesora Snape’a. I cóż… podobno Profesor
Slughorn był na niej. O ile nic się nie zmieniło, wciąż jest w skrzydle szpitalnym.
Poza tym, Hermiono, jest niedziela. Sama dobrze wiesz, że niewiele osób schodzi
wtedy na śniadanie.
- Tak, to prawda.
- Powiem Ci, gdzie znika Harry ale
musisz mi obiecać, że nie powiesz o tym nikomu. Ani Ginny, Ronowi, Cho, nawet
Harryemu.
- Dobrze obiecuję.
- Kingsley nie czuje się na siłach aby
dłużej piastować urząd Ministra Magii. W wakacje stanowisko ma objąć Artur
Weasley, a Harry ma zostać jego zastępcą. To dlatego znika na całe dnie. Ma
sporo nauki przed sobą, bo to bardzo odpowiedzialne stanowisko. Rodzina Artura
też jeszcze o niczym nie wie. Ministerstwo chce to ogłosić na wiosnę.
- To cudowna wiadomość! - w mgnieniu oka
podejrzenia Cho stały się absurdalne. Hermiona poczuła się głupio, że dała się
wkręcić. Z drugiej strony była na siebie trochę zła. Jak mogła podejrzewać, że
z Harrym dzieje się coś złego. Przecież są przyjaciółmi i chłopak na pewno
niczego by przed nią nie ukrywał. Wiedział, że może na nią liczyć w każdej
sytuacji. Zwłaszcza, że tyle razem przeszli.
-
Niewątpliwie. – Minerwa zacisnęła usta. – Proszę Cię abyś nikomu o tym nie
mówiła. Przynajmniej na razie. A teraz jeśli pozwolisz chcę wrócić do moich
obowiązków.
-
Oczywiście Pani Profesor. Dziękuję za wyjaśnienia i przepraszam za swoje
zachowanie.
Hermiona
wyszła z gabinetu Dyrektorki. Minerva nie mogła skupić się na esejach, zamiast
tego wpatrywała się w kominek, w którym, wczesnym rankiem, zniknął Harry.
Młoda
Gryfonka zmierzała do Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych. Dopisywał jej
wyśmienity humor, który diametralnie zmienił się gdy tylko zobaczyła Malfoya
leżącego pod drzwiami. Od chłopaka na kilometr było czuć alkohol, a wygląd jego
ubrań i włosów tylko potwierdzał, że impreza była ostro zakraplana.
-
Co za debil. – westchnęła. Już chciała wejść do Pokoju, gdy przypomniała sobie,
że Malfoy jest Prefektem Naczelnym i nikt nie powinien go widzieć w takim
stanie. Przecież to zaszkodziłoby wizerunkowi ich wszystkich. – Debil. –
powtórzyła głośniej, ale Draco nie zareagował. Niechętnie wyciągnęła różdżkę i
przy pomocy zaklęcia lewitacji przeniosła go do salonu i tam niedbale rzuciła
na kanapę. Chłopak był w takim stanie, że nawet tego nie poczuł. Mruknął tylko
coś niezrozumiałego przez sen i odwrócił się na drugi bok. Hermiona popatrzyła
na niego z mieszanką obrzydzenia i współczucia. Był nawet całkiem znośny gdy
nie kłapał dziobem. Granger usiadła na oparciu kanapy i odgarnęła z jego oczu niesforne
kosmyki blond włosów. Uśmiechnęła się delikatnie na samą myśl o tym, z jaką
łatwością mogłaby mu teraz przywalić w ten durny ryj. Od taka powtórka z
trzeciej klasy.