Narcyza Malfoy ze stoickim spokojem piła
świeżo zaparzoną kawę, delektując się jej karmelowym posmakiem. Po
wcześniejszym napadzie gniewu nie pozostał nawet cień śladu. Ćwiczenia
relaksacyjne, które od lat stosowała potrafiły zdziałać prawdziwe cuda. Wspólne
życie z Lucjuszem nauczyło ją świetnie panować nad emocjami i w odpowiedni
sposób je kontrolować. Za to była mu wdzięczna, o ile takie słowo pod jego
adresem może w ogóle wystąpić. Odstawiła porcelanową filiżankę na spodeczek,
gdy do kuchni weszła Rita. Dziennikarka bez słowa nalała sobie wody do
szklanki, wrzuciła do środka plasterek cytryny i kilka listów świeżej mięty, po
czym usiadła naprzeciwko swojego gościa. Między kobietami panowała cisza,
Narcyza chciała dać jej czas na pozbieranie myśli i podjęcie decyzji.
-
Zaskoczyłaś mnie. - odezwała się po około trzech minutach.
-Fiolka.
- Narcyza wyciągnęła dłoń przed siebie w kierunku Rity.
-
A tak. Proszę. - podała jej pojemniczek ze srebrną niteczką w środku. - Twoje
wspomnienie... nie wiem co o tym myśleć? Wiesz, że jeśli to opublikuję to
wybuchnie skandal.
-
Czy naprawdę uważasz, że obchodzi mnie co stanie się z Greengrass? Ona i jej
żałosna rodzina już dawno powinna być na dnie. Poza tym oni już od dawna są
bankrutami, zostało im tylko nazwisko. Ta wredna dziewczyna już w szkole nie
potrafiła się odczepić od Dracona i latała za nim krok w krok. A teraz... Teraz
to już przesadziła. Nie pozwolę żeby ta szuja nosiła nazwisko Malfoy. Po moim
trupie. Chyba nie muszę Ci tłumaczyć jak masz to rozegrać, Rito?
-
Nie. Jeszcze dziś napiszę artykuł, pokażę Ci go wieczorem, a jutro rano
znajdzie się na pierwszej stronie "Czarownicy".
-
Dziękuję.
-
Nie masz mi za co dziękować. Spłacam swój dług. Pomogłaś mi zostać animagiem
unikając rejestracji w Ministerstwie.
-
A Ty byłaś na tyle pusta, że uczennica Cię przejrzała.
-
Granger zawsze lubiła węszyć.
-
Lepiej bierz się za pisanie. Ja idę do Ministra Magii, myślę że chętnie rzuci
okiem na występki Lucjusza. Nie mam zamiaru go więcej kryć.
-
W sprawie?
-
Nie Twoja sprawa, Rito. Praca czeka. - Narcyza wstała i skierowała się do
drzwi. - Do jutra. Liczę, że artykuł będzie miał wzięcie.
-
Nie martw się o to. Będzie najlepszy.
Rita
zamknęła drzwi za Panią Malfoy i zasiadła przy stole porządkując notatki, które
sporządziła. Informacje, które posiadała, zapewnią jej rozgłos na kilka dobrych
miesięcy. Gazety już dawno polowały na Greengrass i jej rodzinę. Zadowolona
układała już w myślach chwytliwy nagłówek gdy usłyszała dźwięk dzwonka do
drzwi.
-
Zapominalska Narcyza. Nic się nie zmieniła. Co Ty...
-
Milcz! - Lucjusz pchnął ją do środka pokoju, zamknął drzwi i wyciszył
pomieszczenie. - Widziałem, że ta suka mnie podsłuchiwała, ale nie sądziłam, że
będzie na tyle głupia że przyjdzie z tym do Ciebie.
-
Czego chcesz ode mnie?
-
Od takiej żałosnej imitacji czarownicy? Niczego. Tylko Twojej śmierci.
Zanim
Rita zdążyła zareagować Lucjusz wycelował w nią różdżkę i wypowiedział
śmiertelne zaklęcie.
***
Po
śmierci Rity Draco wyjechał ze swoją matką do Francji. Narcyza nie mogła
wybaczyć sobie, że dziennikarka zginęła przez nią. Zamiast pójść ze wszystkim
do Ministra wolała bawić się w układy. Lucjusz został oskarżony i skazany za
zabójstwo. Dostał dożywocie w Azkabanie. Dla Narcyzy był to za duży ciężar, nie
mogła tego wytrzymać. Ostatni raz widzieli się na rozprawie. Minął rok.
Nie
płakała. Ale to nie oznacza, że za nim nie tęskniła. Wciąż go kochała, a z
każdym dniem ta miłość rosła. Chociaż nie powinna. Po prostu nie wyszło.
Wiedziała komu zawdzięcza powrót jej rodziców. Była mu wdzięczna, chociaż nawet
nie zdążyła tego okazać.
Nie
pisali do siebie. Nie mieli żadnego kontaktu. Nie wiedzieli, że przed snem
myślą o sobie nawzajem.
Hermiona
zamieszkała ze swoimi rodzicami w ich starym domu. Wrócili do pracy jako
dentyści, a ich córka dalej pracowała jako lekarka. Wieczorami nadrabiali
stracony czas. Panna Granger głównie opowiadała o sobie, bo jej rodzice nie
wiele pamiętali co wydarzyło się przez ostatnie sześć lat. Cieszyli się chwilą
i sobą nawzajem.
Ta
pustka była okropna. W żaden sposób nie mogła jej zapełnić.
Ashley
urodziła śliczną córeczkę. Lilly. Hermiona oszalała na jej punkcie i kiedy
tylko mogła zajmowała się małą. Była taka podobna do mamy.
-
Nie mogę uwierzyć, że jutro Lilly kończy pół roku. Kiedy to zleciało? - Ashley
przyglądała się z czułością swojej córeczce, która postanowiła sprawdzić
wytrzymałość włosów swojej cioci. Mała delikatnie zaciskała piąstki na jej
puklach.
-
To prawda. Dzieci rosną a my wciąż młodzi.
-
Dobra powiem Ci prawdę. Draco pytał o Ciebie. - młoda mama w końcu wyrzuciła to
z siebie.
-
To niech przestanie. To już nie jest jego sprawa, co u mnie słychać.
-
Ale to nie oznacza, że Cię nie kocha.
-
Gdyby kochał to by ze mną był. Taka jest prawda. Po prostu nam nie wyszło.
Ubzdurał sobie, że tak będzie lepiej. Chyba dla niego, bo na pewno nie dla
mnie.
-
Lucjusz skrzywdził wiele osób. Mnie, moją mamę, Draco. On się boi, że stanie
się kopią ojca. Na swój sposób chce Cię chronić... przez odejście. Kiepsko to
brzmi, wiem.
-
Bardzo kiepsko. On nigdy nie będzie taki jak Lucjusz. Ma dobre serce.
-
Ale wiele przeszedł w życiu. Oczywiście, nic go nie usprawiedliwia. Żałuję, że
tak to wyszło. Po cichu liczyłam, że zostaniemy rodziną.
-
Przecież jesteśmy. Zawsze byłyśmy i będziemy rodziną. Nie ważne co się stanie.
-
Wiesz o czym mówię. Kiedy byłam małą dziewczynką życie wydawało się takie
proste. Nawet kiedy Lucjusz postanowił się mnie pozbyć. Mieszkałam z babcią,
przyjaźniłam się z Tobą, mama i Draco mnie odwiedzali. A teraz? Chociaż nie
muszę się już ukrywać, mam córkę i męża... nigdy wcześniej nie czułam się taka
samotna. Tęsknię za nimi. Mama straciła radość życia, a mój brat stał się
cieniem własnej osoby. Ludzie przez całe życie wpajali mu, że musi być taki jak
ojciec aż w końcu sam w to uwierzył. Nikt z nas nie miał łatwego życia. Ale
jedno wiem na pewno. Moja córka będzie miała lepsze życie.
-
To oczywiste. Taka piękność zasługuje na wszystko co najlepsze.
-
Wiesz co mnie zastanawia? Co się stało z Astorią po tej aferze. Ciąża z mugolem
w jej rodzinie to raczej kiepska sprawa.
-
Wszystko zależy od podejścia. Pansy, dziewczyna ze Slytherinu, ma dziecko z
mugolem. Jest jego żoną, rodzina to akceptuje i wszyscy są szczęśliwi. Masz
rację, Ash, życie kiedyś wydawało się proste. Moim największym zmartwieniem
była nauka. Uczyłam się w każdej możliwej chwili. Nie wyobrażałam sobie życia
bez nauki. Tak samo jak teraz nie wyobrażam sobie życia bez niego. A z drugiej
strony wiem, że on nie jest dla mnie. I koło się zatacza. Hermiona znalazła się
w sytuacji bez wyjścia. Brawo dla mnie.
-
Skoro go kochasz to dlaczego nie zawalczysz o tę miłość?
-
Bo nie warto.
-
Nie możesz tak mówić! Myślisz, że gdybym nie poznała Harryego to wiodłabym
szczęśliwe życie z Jacobem? O nie. Wiem teraz, że już dawno bym się z nim
rozwiodła gdyby doszło do tego ślubu. Przez całe moje życie musiałam żyć pod
dyktando innych. Gdy poznałam Jacoba myślałam, że to się zmieni. Niestety,
bardzo szybko przekonałam się, że nasze cele są różne. Pamiętasz opowiadałam Ci
kiedyś o tym. - Hermiona kiwnęła głową na znak potwierdzenia. - Wszyscy bardzo
naciskali na nasze małżeństwo. A im bardziej naciskali tym bardziej ja chciałam
od tego uciec. Nie planowałam romansu z Harrym, samo wyszło. Od słowa do słowa.
Przy nim czuję się swobodnie i wiem, że on nie będzie mnie do niczego zmuszał.
Akceptuje moje decyzje a ja jego. Oczywiście, kłócimy się jak chyba każde
małżeństwo ale takie sprzeczki są potrzebne do oczyszczenia atmosfery.
-
Wyjdę na skończoną egoistkę ale oddałabym wszystko za taką miłość.
-
Teraz to wyszłaś na skończoną kretynkę. Przecież go kochasz, a on kocha Ciebie.
Nawet nie wiesz jak bardzo. Życie by za Ciebie oddał gdyby była taka potrzeba.
-
Wiesz co on mi powiedział tamtego wieczoru? Że nie daruje sobie gdy coś mi się
stanie przez niego! Bo boi się, że mrok, który ma w sobie jego ojciec przeszedł
na niego!
-
Hermiona, nie chcę go usprawiedliwiać ale przemawiała przez niego troska.
Lucjusz zabił tę reporterkę, bo była dla niego i Astorii zagrożeniem. Nie wiem
czy wiesz, ale po wyjściu z mieszkania Ritty chciał iść prosto do mojej mamy! A
tam byli Twoi rodzice! To prawdziwy cud, że oni nie ucierpieli. Ministerstwo w
tajemnicy śledziło Lucjusza, więc gdy tylko zabił Ritę oni już wiedzieli gdzie
go szukać. Naprawdę dziwisz się Draconowi że nie wytrzymał tego napięcia?
-
Nie, ja wszystko rozumiem tylko... to boli wiesz. Sprawił, że po wszystkich
przeżyciach mu zaufałam. Musze nauczyć się żyć bez niego. Tęsknię za nim
każdego dnia mocniej. Cholera, to bez sensu.
-
Dobra, powiem Ci coś. Ale obiecaj, że nie wydasz mnie przed Harrym.
-
O co chodzi?
-
Przypadkiem. Podkreślam przypadkiem. Podsłuchałam jego rozmowę z Ronem.
-
Na Merlina, co on znowu wymyślił?
-
Chce Ci zaproponować wspólne mieszkanie.
-
CO?! - Hermiona o mało nie spadła z fotela. - Niby skąd wpadł mu do tego
pustego łba taki porąbany pomysł?! Z jakiej racji mam z nim zamieszkać?!
-
Mówił, że widzi jak przeżywasz rozstanie z moim bratem i uznał, że jak
wprowadzisz się do niego to szybciej o nim zapomnisz.
-
On chyba postradał zmysły. Niech się cieszy, że ja w ogóle z nim rozmawiam po
tym co zrobił matce swojego dziecka. Co za bezmyślny bałwan!
-
Kiedy ich podsłuchiwałaś?
-
Przypadkiem podsłuchiwałam, nie zapominaj. To było wczoraj.
-
O ludzieeeee. Już ja mu dam wspólne mieszkanie. Wiesz co, Ashely, muszę się
przejść, bo mam ochotę coś rozwalić.
-
Tylko nie wpakuj się w kłopoty! I pamiętaj! Harry i Ron nie mogą wiedzieć, że
Ty wiesz! Bo inaczej domyślą się, że słyszałam ich rozmowę.
-
Okej, będę to miała na uwadze. Nie martw się. Nie wydam Cię. Dzięki, Ashley, że
mi o tym powiedziałaś. Będę czujna. Trzymaj się.
Pani
Potter, po wyjściu swojej przyjaciółki, przez chwilę intensywnie nad czymś
rozmyślała. Sięgnęła po telefon komórkowy i wybrała odpowiedni numer.
Powiedziała tylko jedno zdanie:
-
Właśnie wyszła.
***
Hermiona
postanowiła wrócić do domu pieszo. Nie chciała żeby rodzice wiedzieli ją
zdenerwowaną. A juz na pewno nie z powodu tego kretyna. Pomyślała, że spacer
dobrze jej zrobi i negatywne emocje powoli opadną. Zaczęła analizować swoje
zachowanie względem Rona. Może niechcący dała mu nadzieję, że coś z tego
jeszcze będzie? Nie, raczej nie. Zawsze gdy się spotykali to w większym
towarzystwie - z Harrym lub Ginny. Specjalnie starała się żeby nigdy nie zostać
z nim sam na sam. Trudno, najwyżej przemówi mu do rozsądku raz a porządnie.
Spacer zajął jej prawie pół godziny, ale zdążyła się uspokoić. Otworzyła drzwi
i odłożyła klucze do wiklinowego małego koszyczka. Obok leżała karteczka od rodziców
"Jesteśmy w teatrze. Wrócimy po 23. Całusy, mama i tata. P.S. TAK!!!"
Tak?
O co im chodzi? pomyślała jedynaczka.
Zastanawiając się co rodzice mogli mieć na myśli weszła do salonu i zamarła. W
każdym możliwym miejscu, na półce, na sofie, na fotelach, leżały róże. Hermiona
zamrugała kilka razy myśląc, że to zwyczajne przywidzenie. Kwiaty jednak nie
znikły. Wzięła do ręki jedną różę i powąchała. Pachniała cudownie, ale nie
tylko kwiatem. Czuła coś jeszcze. Perfumy. Znajome.
-
O Boże. - panna Granger zdała sobie sprawę skąd zna ten zapach. Wtedy usłyszała
kroki za sobą. Odwróciła się. W wejściu do salonu stał on. Miłość jej życia. W
pierwszej chwili Hermiona chciała podbiec do niego, rzucić się na szyję i
pocałować. Przecież go kochała. Ale rozsądek zabraniał jej tego. Przecież ją
skrzywdził. Draco stał wyprostowany, ubrany chyba w najelegantszy czarny
garnitur jaki można kupić na świecie. Patrzył na nią z utęsknieniem i
niepokojem. Widać, że był zdenerwowany, chociaż starał się to ukryć. Odezwał
się pierwszy.
-
Zanim całkowicie wykreślisz mnie ze swojego życia chcę Ci coś powiedzieć, jeśli
oczywiści pozwolisz mi na to.
-
Słucham. - Hermiona była bliska płaczu, ale powstrzymywała się ze wszystkich
sił. Nie możesz przy nim płakać,
powtarzała w myślach.
-
Kocham Cię. - Granger poczuła, że ściska ją w środku. - Kocham Ciebie całym
sobą. Od kiedy spotkaliśmy się ponownie w moim życiu nie było żadnej innej
kobiety. Nie patrzę na inne, bo wiem, że Ty jesteś moją wybranką i marzę o tym
żeby spędzić z Tobą resztę mojego życia. Niestety, jestem największym idiotą na
świecie, bo pozwoliłem takiej wspaniałej kobiecie jak Ty odejść. Dlatego błagam
Cię, daj mi jeszcze jedną szansę a udowodnię Ci, że już nigdy nie popełnię
takiego błędu. Przez ostatni rok nie było godziny żebym o Tobie nie myślał.
Ostatni raz widziałem Cię trzysta siedemdziesiąt siedem dni temu i dokładnie
tylko znajduje się tutaj róż. - podszedł do niej wziął jej dłonie i ucałował. -
Przepraszam Cię za każdą łzę, którą musiałaś przeze mnie uronić. Oddaję Ci się
cały. Jeśli mi wybaczysz uczynię wszystko co w mojej mocy aby uszczęśliwiać Cię
każdego dnia. Jeśli każesz mi odejść, tak zrobię.
Hermiona
dłużej nie wytrzymała i po jej policzku popłynęła pierwsza łza. Wpatrywała się
w te jego stalowe oczy, za którymi tak tęskniła. Dotknęła dłonią jego policzka,
wspięła się na palcach żeby dosięgnąć jego ust. Draco natychmiast podniósł
dziewczynę i pocałował namiętnie. Granger czuła się najszczęśliwszą kobietą na
świecie. Może nie powinna mu tak szybko wybaczyć, ale kochała go. I nic innego
się nie liczyło.
-
Nigdy Cię nie skrzywdzę. Obiecuję. - powiedział jakby czytając jej w myślach.
-
Wiem. - przytuliła się do niego. Cudownie było znowu słyszeć bicie jego serca.
- Skąd wziąłeś te wszystkie kwiaty?
-
Wykupiłem chyba z każdej możliwej kwiaciarni w Londynie.
-
Jesteś szalony.
-
Raczej zakochany, a dla Ciebie zrobię wszystko.
-
Teraz już rozumiem dlaczego rodzice nalegali żebym koniecznie odwiedziła
dzisiaj Twoją siostrę.
-
Potrzebowałem małej pomocy. - Draco uśmiechnął się zadziornie. - Zamknij oczy.
- pocałował ją w czoło. Hermiona poczuła znajome uczucie towarzyszące
teleportacji. Trwało to dosłownie sekundkę. - Możesz już otworzyć.
-
Gdzie jesteśmy? - zapytała. Znajdowali się w jakimś gabinecie.
-
Chodź. - odpowiedział Draco i wziął ją za rękę. Wyszli z pokoju na hotelowe
lobby.
-
Czy my jesteśmy w Twoim hotelu?
-
Dokładnie w tym samym hotelu w Paryżu.
-
Panie Malfoy. - zawołała recepcjonistka, gdy tylko go zauważyła. - Ma Pan
spotkanie za dziesięć minut z Panem...
-
Odwołaj. - przerwał jej. - Poprzekładaj wszystkie spotkania na jakiś inny
termin. I nie ma mnie dla nikogo.
-
Draco, a może to coś ważnego? - zapytała Hermiona gdy jechali windą na górę.
-
Nie obchodzi mnie to. Jak im zależy to przyjdą na wyznaczony termin. Teraz
liczysz się tylko Ty.
-
Dlaczego tu jesteśmy? - zapytała gdy znaleźli się w jego prywatnym
apartamencie.
-
Uznaj to za małe wakacje.
-
Wiesz, że jutro muszę iść do pracy?
-
To się okaże. - uśmiechnął się zadziornie. - Poczekaj na mnie. Zaraz wracam.
Hermiona
rozejrzała się po apartamencie. Nic się nie zmieniło od czasu jej ostatniej
wizyty tutaj. A już na pewno nie przepiękny widok z tarasu. Ostatnie promienie
słońca padały wprost na wieżę Eiffla. Oparła się o balustradę i podziwiała ten
przepiękny widok.
-
Wszystko tu się zaczęło. - Draco pojawił się dosłownie znikąd. - Proszę. - wręczył jej bukiet białych róż,
jej ulubionych.
-
Co masz na myśli?
-
Pamiętasz jak zgodziłaś się udawać moją żonę?
-
Nie musisz mi o tym przypominać. - uśmiechnęła się.
-
Nie mam zamiaru zwlekać ani sekundy dłużej. - Draco wyjął z kieszeni marynarki niewielkie
pudełeczko...
Rok później...
-
Wyglądasz cudownie. - Ashley kończyła układać włosy swojej przyjaciółki.
-
Zgadzam się w stu procentach. Ale na litość, Ash, poprawiasz jej włosy chyba
setny raz. Hermiona ma szopę na głowie i nic tego nie zmieni.
-
Dziękuję, Ginny. Na Ciebie zawsze mogę liczyć.
-
Przecież wiesz, że żartuję!
-
Właśnie nie żartujesz, ale masz rację. Niektóre rzeczy się nie zmienią nigdy.
Hermiona
spojrzała w lustro. Czekała na ten dzień bardzo długo, a gdy w końcu nadszedł
czuła się dziwnie. Ashley i Ginny stanęły po obu jej stronach. Obie miały ślub
za sobą, więc wiedziały co czuje ich przyjaciółka. Niecały miesiąc wcześniej
sakramentalne "tak" powiedzieli sobie państwo Zabini.
-
Zdenerwowana? - zapytała Ashley.
-
Jak cholera.
-
Wszystko co najtrudniejsze za Tobą. Teraz została tylko prosta droga do
ołtarza. I zostaniesz oficjalnie Panią Malfoy. - pocieszała ją Pani Potter.
-
I pamiętaj, że każdy będzie patrzył się na Ciebie. - dodała Ruda. - No już,
już. Będzie wszystko dobrze. Zobaczysz.
-
Tato, denerwuję się. - odezwała się Hermiona, gdy półtorej godziny później
stała przed kościołem.
-
To normalne, kochanie. Ślub to wielkie przeżycie. Nie martw się, odstawię Cię
bezpiecznie pod sam ołtarz, gdzie czeka na Ciebie Twój przyszły mąż. Chodźmy,
nadszedł czas.
------------
Moje Kochane!
Historia tej dwójki dobiegła końca. Pomysłów na zakończenie miałam setki. Myślę, że wybrałam ten najlepszy. Jednak ostateczna opinię jak zawsze pozostawiam Wam...
Chcę Wam podziękować, że zawsze mogłam liczyć na wasze wsparcie i wyrozumiałość. Dziękuję.
Nie zostawiam Was... Zaczynam nowe opowiadanie, na które serdecznie zapraszam.